Poprzednie częściTajemny przepis cioci Jaxie

Tajemny przepis cioci Jaxie ^2^

Cały wieczór zastanawiałam się nad tym, jak będą wyglądały wakacje w chacie z bali? A w dodatku sama, ponieważ Steven pojechał na obóz, a siostra na studia. Obudziłam się bardzo wcześnie. Wszystko miałam już spakowane, lecz gdy pod dom podjechał Volkswagen nagrzałam temperaturę pod wpływem lampki, udając iż się przeziębiłam.

- Mia, wstawaj!- rozległo się pukanie do drzwi. Ciocia po Ciebie przyjechała!

- Mamo czuję, że..A psik!- kichnęłam.

- Wiem, że udajesz.- zaśmiała się, pochylając się nade mną. Nawet gorączki nie masz, żebym Ci uwierzyła.

Z podwórka rozległo się trąbienie.

- Już idę.- krzyknęłam z okna, aby przestał bo przez ten hałas nie dało się powiedzieć słowa.

- Pamiętaj o manierach.- przypomniała mi, kiedy ciocia włożyła do bagażnika mój bagaż.

Przewróciłam oczami na wznak, że do mnie i tak nie dotarło.

- Co tak długo?- spytała kobieta z ciekawości.

- Nie chciałam tam jechać, ale mama zepsuła cały plan.- westchnęłam.

- Zobaczysz, będzie fajnie.- pocieszała mnie.

Od momentu rozstania się z mamą w samochodzie panowała grobowa cisza. Ciocia była zahipnotyzowana widokiem białych, przerywanych kresek na czarnym asfalcie, a ja smętnym wzrokiem obserwowałam auta jadące na przeciwnym pasie i te nas omijające. Gdy mijaliśmy tabliczkę z napisem ,, Radłów, 230 km" budziła się we mnie nadzieja, że być może to miasto jest celem naszej podróży? Przejechaliśmy przez niego niezauważalnie. Droga przeminęła spokojnie i cicho. Różne słowa związane z mamą cisnęły mi się na usta, lecz z wiadomych przyczyn musiałam się powstrzymać i napisać to wszystko, co mnie gnębi w pamiętniku. Przygnębiona patrzyłam się na krajobraz znajdujący się za szybą. Po jakimś czasie zaczęliśmy jechać krętą drogą, wyglądającą jak serpentyna. Kobieta miała za zadanie dopilnować, żeby jej siostrzenicy się nic nie stało, co nie było łatwą sprawą. Sama nie wiedziała, której strony się trzymać? Samochód znosiło na różne strony, ale na szczęście nikt za nami nie jechał. W pewnym momencie drogę tą kończył dosyć ostry zakręt, na którym ciocia się nie wyrobiła i nagle trawa, którą widziałam przez okno znalazła się obok mojej głowy. Nikomu nic się nie stało, tyle że auto nadawało się na złom. Wtem znikąd usłyszałam cichy głos szczekającego psa.

- Co my teraz zrobimy?- rozpaczałam.

Kobieta głęboko się zamyśliła, lecz hałas panujący wokół niego, znacznie jej to utrudniał.

- Mia, ucisz swojego zabawkowego psa! Ja tu próbuję myśleć, jak wyplątać się z tej niezręcznej sytuacji.- Jaxie myślała, że dziewczyna zabrała ze sobą zabawkę, ale tym razem ona nie miała nic do tego.

- To nie on.- oznajmiłam. To coś dobiega z przodu.

- Nic sobie nie zrobisz?- spytała. Tam może być ogromne, dzikie zwierzę.

- Ale dzikie to już chyba nie koniecznie.- pokazałam cioci małą, puchatą kulkę. Miała niebieskie futro, brzuch beżowy a na nogach miała coś w rodzaju domowych pantofli taty. Spoglądał na mnie z miłością, tak jakby chciała żebym go przygarnęła.

- Jest uroczy.- podeszła bliżej i ufnie pogłaskała go, pewna, że jeżeli jego siostrzenicy nic nie zrobił to i nad nią też się zlituje. Jak go nazwiemy?

- Może Albert?

Zwierzątko kiwnęło przecząco głową.

- Joseph?- zgadywał dziadek.

I kolejne negatywne kiwnięcie. Nie dawaliśmy za wygraną i zgadywaliśmy dalej.

- Otto? Jeżeli na to imię się nie zgodzi to już sama nie wiem.- podrapałam się po głowie. Więcej pomysłów na imię już mi do głowy nie przyszło.

Pupilowi spodobało mu się to. Odwrócił się do swojej pani i pokazał jej drobne, śnieżno białe ząbki.

- Szczerze mówiąc pasuje do niego.- oznajmiłam, przytulając go do siebie.

- Chodź już! Zostaw to coś bo wiesz, że i tak bym się nie zgodziła na coś takiego!- westchnęła Jaxie niezadowolony.

- Chyba nie zostawisz go samego w tym chłodnym, nieprzyjemnym lesie?- szepnęłam, by przekonać ciocię, żeby ta zmieniła zdanie. Biedaczek, zagłodzi się na śmierć.

Popatrzyłam się z nadzieją, że być może to błaganie coś dało.

- Dobrze, możesz go sobie mieć.- odparła po chwili namysłu. Ale to ty będziesz za niego odpowiedzialna, rozumiemy się?- kobieta wskazała na dziewczynkę.

- Tak, jest.- oznajmiłam dumnie. Więc gdzie jest ten dom?

- Parę kilometrów stąd.- odpowiedziała radośnie. Według niej jej bezcenny, zniszczony samochód był czymś wspaniałym bo to była jedyna okazja, aby przespacerować się ze swoją siostrzenicą.

Przedarliśmy przez krzaki i pokrzywy, po których miałam poparzenia na całym ciele, ale musiałam to jakoś znieść. Ciocia szła obok mnie z zaciśniętymi zębami, skulona jak osiemdziesięciu letni staruszek ponieważ dawno nie przebywała w takich klimatach i odzwyczaiła się od teraźniejszych przebywających zwierząt w tej dziczy. Wyobrażałam sobie, jak będzie teraz wyglądało życie w lesie. Szliśmy wolno, prawie że stojąc w miejscu. Jedynie cioci się tak bardzo śpieszyło, ale nie dało się przyśpieszyć tępa, ponieważ słońce zaczęło już mocno grzać a do nowego domu daleko.

- Długo ma to jeszcze trwać?- nie lubiłam takiej tajemniczej atmosfery, jaką spowodowała. Miała zasznurowane usta i ani jej się śniło puścić parę z ust.

- Już nie długo.- pocieszała mnie, ale wątpiłam w to, iż ta męka kiedyś się skończy. Ta wędrówka wyglądała trochę jak Syzyfowa Praca; długi spacer w gorącu i słońcu, a końca tej męki nie było widać.

- Bolą mnie już nogi.- jęczałam. Czemu ten architekt był tak lekkomyślny, że wybudował ten gmach aż tak daleko? Tata na pewno nie rozbiłby auta. Wtedy nie musielibyśmy iść pieszo.

- Sugerujesz, że nie jestem dobrym kierowcą?- kobieta odwróciła się. Pewno Twój tatuś jechał pięć kilometrów na godzinę, żeby Wam się nic nie stało. Tu się tak nie robi!

- Może i jechał, ale przy nim czułam się bezpiecznie a przy Tobie nie! I wcale nie chciałem jechać na te wakacje!

- Nie wolno tak do mnie mówić!

- Przepraszam, prowadź!- rozkazałam. Być może ta tułaczka szybciej się skończy.

- To już tutaj.- oznajmiła, rozdzielając zarośla rękami.

- Nareszcie!- krzyknęłam uradowana. Ale forteca!

- Tak, ale to nic w porównaniu z tym, co zaraz zobaczysz w środku.- oznajmiła podchwytliwym tonem, tak jakby w tym pomieszczeniu od dawna szykowała dla mnie jakąś dla nas niespodziankę.

- Dom, w którym straszy?- dla mnie sama nazwa już sama w sobie budziła postrach. Dziękuję, lecz nie.- rzekłam z odrazą. Nie, cioci chodziło oto, że…- próbowałam sobie to jakoś wytłumaczyć iż duchów nie ma.

- Nie wiedziałam, że jesteś takim niedowiarkiem.- oznajmiła, chcąc mnie zdenerwować. Wierzysz w czary?

- To bzdura! Co mi się niby stanie? Po wejściu zamienię się w wielbłąda?- śmiałam się.

- Uważaj na słowa.- ostrzegła mnie ciocia. Ten budynek żyje! Cokolwiek powiesz, to się urzeczywistni.

- Po co mam Cię słuchać?- oburzyłam się.

- Zobaczymy, co powiesz jak staniesz się gepardem! Lepiej, żebyś nim nie została bo zagryziesz mnie.- westchnęła dumna z siebie, że wygrała tą słowną bitwę z nią.

Kiedy ciocia wkładała klucze w dziurkę zrobiła się uroczysta atmosfera. Siedziałam cicho jak mysz, ponieważ obawiałam się tego co się ze mną stanie, po przekroczeniu progu upiornego domu? Pokój gościnny był dwa razy mniejszy, ale i bez wielkiej przestrzeni można było pograć w piłkę. W jednym kącie była kuchnia, a w drugim wersalka, pośrodku stał stolik obok fotel, a za nim znajdowały się schody. Ciocia postawiła bagaże na podłodze i spytała:

- Pokazać Ci Twój pokój?

- Jasne.

- Dobrze, ale po kolacji.

Warto było jednak poczekać bo wtedy emocje są większe i w pełni można się nim cieszyć. Ściany były pomalowane na brązowo, a stara figurka dziadka wprost mieniła się w słońcu. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była aż tak szczęśliwa jak dzisiaj. Wieczorem ciocia urządziła pierwszą kolację w swoim drewnianym mieszkaniu, dlatego też kazał mi czekać w swoim pokoju, ponieważ to miała być niespodzianka. Nie rozumiałam, po co to robić, ale skoro ona tego chce, to musiałam spełnić jego prośbę żeby ten nie doniosła mamie, że nie byłam posłuszna. Nie była ona jednak taka hałaśliwa jak z obecnością taty. Prawie ciągle był śmiech i stukanie o siebie kieliszkami. Gdy wybiła północ, a impreza nie miała się ku końcowi przychodził pan Hester z pretensjami, lecz dzięki temu wiedziałam, że ten dom żyje, a ten posiłek wyglądał jak gościna gościa z wyższych sfer. Nie jadłem zbyt wiele bo tęsknota za daniami mamy wprost mnie do tego ograniczała. Ciocia widząc moją minę, zapytała zdziwiona:

- Czemu nie jesz? Nie smakuje Ci?- Jaxie przyniosła na tacy wędzoną rybę.

- Żartujesz? Zjadłabym więcej, ale już nie mogę.- zaimprowizowałam, by nie zasmucić jej.

Po tak długiej podróży byłam bardzo zmęczona. Oczy zaczęły mi się zamykać.

- Ktoś tu powinien iść do łóżka.- zachichotał.

- Nie chce mi się spać.- oznajmiłam, ziewając.

- Ani trochę?- spytał zaciekawiona, kiedy wychodziłam po schodach.

Przystanęłam i podeszłam do niego.

- Nie mogę zasnąć. Źle mi się śpi na siłę.- wyjaśniłam.

- Opowiem Ci bajkę, chcesz posłuchać?

- Skoro tego chcesz…- usiadłam na podłodze.

- Nie boisz się? Może lepiej nie zaczynać?- kobieta chciała, by jej siostrzenica nie miała po tym żadnych koszmarów.

- Nie, wcale.- odparłam odważnie. Na lekcjach oglądaliśmy straszniejsze filmy.

- Zdziwisz się!- rzekła, drwiąc. Tej historii film nie równy.

- Opowiesz ją wreszcie? Jeżeli to tak ma wyglądać, ja wracam do łóżka!- oznajmiłam z zawiedzioną miną wstając.

- Zostań jeszcze chwilkę!- wołała, ale tym razem byłem zła i nie zwracałam na niego uwagi.

- Nie! Przykro mi, że nie mogę zostać z Tobą aż do rana!- westchnęłam.

Mimo iż w pokoju nikogo nie było już w pokoju Jaxie pewna, że Mia przybiegnie tu z powrotem, żeby dowiedzieć się, co stało się dalej? Sięgnęła po grubą, oprawioną w grubą skórzaną okładkę. Wyczyściła ją z kurzu i zaczęła czytać:

To było niedawno. Zaledwie kilka nocy temu, kiedy zobaczyłam to dziwne zjawisko. Bardzo się bałam bo jednak był to mój pierwszy raz, gdy miałam do czynienia z kimś, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Tą przygodę opowiadał mi pradziadek, kiedy przyjechałam do niego. Zegar wybił północ, lecz mi po tak długiej podróży wcale nie chciało się spać. Uważano mnie za dzielnego dziewczynę w szkole, która niczego się nie boi. Nawet Peter będący postrachem wszystkich nie był mi groźny. Tak było, dopóki jej nie usłyszałam. Zeszłam na dół i zobaczyłam pradziadka bujającego się na swoim bujaku, trzymającego w dłoniach zdjęcie mojej babci. ,, Czemu nie śpisz?" spytał, a ja odpowiedziałam: ,, Nie mogę zasnąć" a on na to: ,, Usiądź, opowiem Ci historię, którą kiedyś przeżyłem". Potraktowałam tą legendę jak dorosły człowiek bo kto by w moim wieku wierzył w mityczne stworzenia, ale tym razem one były tak prawdziwe jak ja czy Denis. ,, A babcia? Co się z nią stało?"- spytałam nieufnie. ,, Ten przerażający człowiek w masce, wyglądającej jak dziób kaczki sparaliżował mnie od środka, gdy ten patrzył na mnie wielkimi, jasnymi oczami. Zabrał ją i.."- ciocia nie mogła dokończyć, ponieważ przerwałam jej w tym. Była tak zajęta czytaniem swojej lektury, że nie zauważyła iż wróciłam, by dowiedzieć się co stało się z babcią głównego bohatera? Słuchając tego emocje we mnie stawały się coraz większe.

- Sama zobaczysz, tylko daj mi dokończyć!- rzekła surowo, przekładając stronę.

- Normalnie nie udźwignę!- mruknęłam.

- To koniec.- odparł.

- Zaraz jak to? Miałaś przecież czytać dalej!- oburzyłam się.

- Nikt już nie widział tej zjawy.- ucięła krótko, zamykając księgę. Prawdopodobnie chowa się gdzieś w tym lesie, więc lepiej tam nie wchodź!

- Teraz już na pewno nie zasnę bo będę myślała o tym przez całą noc!

- Spokojnie, to tylko legenda.- uspokajała mnie.

- Mówisz ,, legenda" a ja nadal się boję.- rzekłam stanowczo. Zresztą po co mi to opowiadasz? Mogę się założyć, że jej tu nie ma?!

- Wiesz czemu postawili ten mur?- mężczyzna wskazał palcem na okno.

- Nie wiem. Ten mur ma może z 90 lat.- odpowiedziałam.

- Duch co parę lat wychodzi po za dziki las, tam gdzie żyją ludzie by ich schwytać. Gdyby nie było tu tego muru, to dawno zostalibyśmy uwięzieni.- straszyła mnie.

- Skąd ty tyle wiesz o nim?- spytałam zaskoczona. Było to nadzwyczaj dziwne bo dałabym słowo, że nie wspomniano w książce skąd on się wziął?

- To ja sam napisałam to opowiadanie bo to właśnie mnie napotkała zjawa. Wtargnęła się do domu pradziadka, ale spokojnie nasze mieszkanie jest jak pancerna stal zamykane na pięć spustów.- wyjaśniła.

- Mów dalej. Mi i tak nie chce się spać.- oznajmiłam. Co się stało z wujkiem?

- Latających Holendrów tu nie ma, więc skoro już to wiemy, to moglibyśmy wypłynąć na jezioro i złowić coś na śniadanie.- westchnęła, wyciągając wędkę.

W szufladzie trzymała przynęty takie jak: wcześniej złowione ryby, których kobieta nie zjadła wcześniej, kraba, owady i nadpsute jabłko.

- Ty rzeczywiście w to wierzysz, że dorsze dadzą się złapać na taką szprotkę?- spytałam, gdy ciocia zakładała ją na haczyk.

- Na samicę zawsze znajdzie się jakiś chętny kawaler.- uśmiechnęła się. Chodź, no bo zaraz się ściemni.- niecierpliwiła się Jaxie.

O zachodzie słońca wypłynęliśmy na środek siedząc w łódce. Spuściła na sznurku poćwiartowaną rybę do wody, a tym czasem czekając na świeżego dorsza, który się od razu skusi udzieliła mi kilka wędkarskich rad.

- Pamiętaj, abyś zawsze miała długą wędkę by w przypadku wielkiej ryby nie miała problemu z jej złowieniem, a po drugie kamizelka to podstawa.- pouczała mnie.

Nagle patyk, który trzymała zaczął coraz bardziej pochylać się nad wodą, co oznaczało iż przyszedł czas na wyłowienie zdobyczy na powierzchnię.

- Strasznie agresywna ta ryba.- Nie była w stanie jej utrzymać. Dłużej nie dam rady!

- Pomóc Ci trochę?- spytałem zaniepokojona.

- Errat nigdy nie bierze niczego od nikogo!- oznajmiła, wychylając się z łódki aby zrobić większy zamach.

Niespodziewanie wpadła do wody, która nie była za płytka, tak więc w mgnieniu oka zaczęła się topić. Stałam wystraszona nie wiedząc, co robić? Mama uczyła mnie, żebym wezwała pomoc, ale teraz kiedy nie miałam przy sobie komórki, nie mogłam tego uczynić.

- Ciociu!- krzyczałam.

Miała w sobie jeszcze siłę, aby wynurzyć chodź by głowę z lodowatej wody, by przekazać siostrzenicy parę ważnych informacji.

- Posłuchaj, Mia. Teraz rzucę Ci klucze daleko, a ty będziesz musiała je odszukać i czym prędzej udać się do domu i nie wychodzić z niego aż do rana, rozumiesz?- tłumaczyła. O mnie się nie martw. Prędzej czy później ktoś mnie znajdzie.

- Po raz ostatni w życiu godzę się na takie szaleństwo.- mruknęłam, odchodząc. Nie dość, że na dworze ciemno to jeszcze miałam przeczucie iż ten typ gdzieś się w pobliżu kręci. Posiadałam jedynie latarkę, która w ciemnościach niewiele pomagała w poszukiwaniu zguby. Cały czas gnębiło mnie sumienie, że pozostawiłam ciocię samą. Weszłam w gęsty labirynt i błądziłam w jego korytarzach. Tylko blade światło latarki dawało mi nadzieję, że znajdę nie tylko klucze ale też ciocię.

 

W pewnej chwili poczułam skruchę i zaczęłam mówić do siebie, nie wiedziałam jednak iż ktoś mnie śledzi.

- Nie oszukujmy się dłużej.- mamrotałam pod nosem. To moja wina. Przeze mnie Jaxie odeszła!

- Zapewniam Cię, że u niej wszystko dobrze.- znikąd usłyszałam dziecięcy głosik. Tak jakby przemawiała do mnie kuzynka z zaświatów.

- Coś ty za jeden?- wystraszyłam się, gdy nagle przed moim stopami pojawił się mały chłopiec.

- Nazywam się Creepypasta, a ty?- zapytał wesoło.

- Nie jestem zbytnio przekonana, żebym ufała komuś takiemu jak ty! A po za tym masz dziwne imię. Co to w ogóle ma znaczyć? Ona odeszła czy to rozumiesz czy nie!- podnosiłam głos. Nie mogłam pogodzić się z losem, jaki jej się przytrafił. Mam na imię Mia, zadowolony?

- Twoi rodzice to mieli wyobraźnię. Ja nie miałem jeszcze do czynienia z żadną dziewczyną o takim imieniu!- rzekł nadal zdumiony.

- Tak? A ja nie spotkałem żadnej Pasty! Muszę przyznać, że to naprawdę fatalna nazwa.- westchnęłam. Gdzie jest Twój tata? Nie powinieneś chodzić sam w środku nocy, a tym bardziej tutaj. To bardzo niebezpieczne miejsce. Ja sama nie mogę oddychać ze strachu, a co dopiero ty.

- I tu się zdziwisz.- zaśmiał się złowrogo. Mój ojciec uratował Twoją ciocię bo byłem przy tym.

- Naprawdę? Jak on wygląda?- zasypałam go stertą pytań.

- Cały czas chodzi w czerwonej bluzie, co ma mu przypominać długie lata spędzone w więzieniu, na twarzy ma okropną maskę a oczy…- opowiadał drżąc.

- Wiem coś o nim. Jaxie mi o nim opowiadała, kiedy jeszcze miałam z nią kontakt.- przyznałam się wreszcie.

- Powiem Ci, jak go odzyskamy.

- Niby jak? Z doświadczenia dziadka wiem, że jest niebezpieczny. Narażamy życie i zdrowie!

- Dla bliskiej osoby wszystko.- rzekł dumny z siebie iż wygrał tą słowną bitwę z nastolatką.

- Jaki masz plan gry?- uległam jego prośbie, żeby ten w końcu wziął się do realizacji naszego planu.

Creepy pokazał mi brązowy dom, wyglądający w świetle księżyca mrocznie i tajemniczo.

- Tutaj właśnie mieszkam.- oświadczył uroczyście.

- Ty tam nie chcesz wejść, prawda?- spytałam cicho.

- A kto powiedział, że nie ma takiej opcji?- znów zaczął się wywyższać. Wchodź!

- Czyś ty postradał rozum? Ciocia…- chciałam dokończyć, lecz ten od razu mi przerwał.

- Jaxie z ust Ci nie schodzi. Jeżeli w tej chwili nie zareagujemy to stracisz go na zawsze!- sprzeciwił się.

Nabrałam nieco odwagi i oznajmiłam, by dowieść pięciolatkowi iż nie jestem dzidziusiem.

- Dobrze, jeśli tego chciałaby to podejmuję się!

Podkradliśmy się pod drzwi i lekko je otwierając przemknęliśmy przez przedpokój. Duffy był zajęty swoją zdobyczą, lecz gdy z naciskiem nadepnęłam na spróchniałą deskę panelową zjawa się zorientowała, że ktoś tu jest i odstąpiła na chwilę od kobiety, która trzęsła się jak galareta.

- Chodź tutaj i schowaj się z tymi ubraniami z pałką. Kiedy tu wejdzie naskocz na niego.- objaśnił ciąg zdarzeń.

Wstrzymywałam oddech na jak długo się dało.

- Już nie masz dokąd uciec, śmieciu!- denerwował się.

- Masz do czynienia z mistrzem funku!- naskoczyłam na niego dokładnie tak jak kazał mój kolega.

- Co ty robisz? Złaź ze mnie!

- Czekaj, ty nie zrobisz mi krzywdy?- groziłam mu kijem.

- Nie.- odparł serdecznie.

- To po coś uratował moją ciocię? Myślałam, że jesteś zły!

- Ach, te legendy. Jak zwykle przesadzają.- westchnął. Jaxie nawet nie tknięta.

- Bardzo przepraszam pana za to posądzenie.

- Nic się nie stało. Każdy jest stworzony do tego, by kiedyś popełnił błąd. Na mnie już czas, do zobaczenia!

Tak oto dowiodłam, że duchy wcale nie muszą być złe, jak je opisują. Pan Duffy jest tego przykładem. . Z Creepym mogę widywać się tylko na posesji dziadka, ale cenię tą przyjaźń za to, że po prostu jest.

Następne częściTajemny przepis cioci Jaxie ^3^

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania