Tajemny przepis cioci Jaxie

To było niedawno. Zaledwie parę nocy temu. Dzisiaj koniec szkoły. Pan McLaren powiedział mojemu starszemu bratu, że nie ma co liczyć na świadectwo z paskiem, a co gorsza mama denerwuje się iż ja też nie mam na to najmniejszych szans. Od lat szuka pracy i nikt jej nie chce przyjąć. Zdała już egzamin na ubezpieczyciela i liczy, że uda jej się otworzyć działalność oraz zarobić trochę pieniędzy, by ułatwić sprawę tacie. Pracuje on bowiem na dwóch etatach i prawie zawsze nie ma czasu ani dla mnie, ni dla Stevena. Doskonale pamiętam to, jak mama szturchała mnie za ramię. Z każdym jej odruchem czułem, jak jej długie paznokcie wbijają się coraz głębiej w moją skórę. Mimo iż akademię zaplanowano o dziesiątej, Msza Święta miała odbyć się o ósmej, więc trzeba było się wyrobić. Ciężko wstawało mi się po niedzieli, ale cieszę się z tego faktu, że nie będę musiała jutro wcześnie wstawać.

- Mia, na wszystko co dobre! Ileż można spać?- niecierpliwiła się kobieta, siedząc na łóżku córki.

Uniosłam na nią zaspane oczy i przecierając je, zerknęłam na zegarek, który zazwyczaj chowam pod łóżkiem.

- Szósta?- spytałam ziewając. Tata już przyjechał?

- Nie, niestety.- westchnęła. Muszę przygotować Wam śniadanie i szybko wyjść. O siódmej mam pociąg.- gorączkowała się.

- Niech zgadnę… Znowu jedziesz do Wood?- zapytałam zawiedziona.

- A mam inne wyjście? Chcę, żeby Wam się żyło jak najlepiej. Jak na razie dadzą nam niewielką sumę pieniędzy.

- Na tą Toyotę to nawet za rok nie uzbieramy.- westchnęłam półprzytomna.

- Uzbieramy, tylko nie wszystko sprzedaje się jak ciepłe bułeczki.- oznajmiła, wstając.

,, Czyli to tak wygląda rozmowa z tatą?"- pomyślałem ze smutkiem, że dałem się z samego rana wplątać w kłótnię z mamą.

Nikogo już nie było w pokoju, więc z ociąganiem wstałam i przez chwilę wpatrywałam się w zdjęcie taty, które mi po nim zostało. Steven jako pierwszy wszedł do kuchni. Usiadł przy stole i zabrał się za swoją porcję. Zegar wybił siódmą, co oznaczało, że zbliża się czas wyjścia w miasto. Dziewczynka jeszcze nie wyszła, dlatego też Lathe kończyła się cierpliwość. Jej córka zeszła dopiero po paru minutach. W kuchni panowała całkowita cisza. Jedyny odgłos dochodził z podwórka. Pod samymi oknami pasą się owce, nieco dalej kozły, a po drugiej stronie drogi, po której czasem przejeżdża jakieś auto krowy. Mieszkamy na wsi i na dodatek nieopodal lasu, po którym jeżdżę z kolegami na rowerach. Tam jest drewniana kładka, przed którą płynie mały potok. Żeby dostać się na drugi brzeg trzeba go przeskoczyć. Nigdy nie odważę się tego zrobić, dlatego też z tego względu nie jestem zbytnio lubiana, tak jak ten cieszący się popularnością Joseph. Z niechęcią usiadłam obok brata i wpatrywałam się z nadzieją w talerz, nie mając apetytu.

- Dobrze. Nakarmiłam Was, zostawiam klucze i żadnych wagarów, rozumiemy się?- spytała mama przed samym wyjściem.

- Tak, mamo.- przytaknęliśmy. Mówi tak dlatego bo dla niej nie istnieje dzień wagarowicza.

- Włóż sobie śniadanie.- oznajmił. Zaraz przyjdę, a po moim powrocie masz być spakowana i gotowa do drogi.

Zanim wyszłam musiałam jeszcze iść na górę, chodź tak naprawdę nie musiałam niczego sprawdzać. Wzięłam zdjęcie taty, przetarłam oprawę z kurzu i położyłam w bezpiecznym miejscu. Chciałam poświęcić tacie trochę więcej czasu niż pięć sekund.

- Mia, długo jeszcze mam na Ciebie czekać?- niecierpliwił się chłopak.

- Już schodzę, daj mi minutkę.- z góry rozległa się odpowiedź na pytanie.

- Jeżeli myślisz, że dzięki temu spóźnimy się na Mszę Świętą to się grubo mylisz! Masz być na dole w tej chwili!

- Za chwilkę. Tylko wyłączę telewizor, istnieje coś takiego jak kryzys energetyczny!- ostrzegłam go przed tym , ale on najwyraźniej nie wierzy w niewyjaśnione zjawiska.

- Mia! Chodź tutaj!- warknął. Jak zaraz to zaraz!

- Dobrze, już dobrze.- oznajmiłam, lekko rozzłoszczona schodząc po schodach.

Steven z niezadowoleniem zamknął drzwi. Teraz, kiedy mama prawie codziennie jeździ do Wood czuje się jak dorosła osoba bo teraz jest zdana tylko na siebie, więc co raz częściej się ze sobą kłócimy. Pół drogi do szkoły brat spotkał swoją koleżankę ze szkoły, tak więc jak to zwykle bywa oni rozmawiają na swoje tematy, a ja szłam obok nich smętnym wzrokiem patrząc się na samochody jadące na przeciwnym pasie i te, które przejeżdżały ulicą obok nas. Z myślą, że całe wakacje będę sama jak palec weszliśmy do szkoły i od razu poszliśmy na sale gimnastyczną, na której przeważnie raz w tygodniu mieliśmy wf. Moja klasa stała z tyłu, ale ja wcale nie miałam ochoty do nich podejść, tak jak mój jedyny przyjaciel Zack. Na akademię przybyło sporo ludzi, tak więc stanęliśmy z boku pod samymi oknami. Widzieliśmy niemalże wszystko. Cenię takich uczniów występujących na samym środeczku przed panią dyrektor, której boi się cała szkoła chodź tak naprawdę jest całkiem miła, ale to nie to samo, co lekcja muzyki bo kiedy on sprawdza mi zadanie, to czuję jak mocno serce mi bije. Raz, gdy miałam śpiewać myślałam, że mi wyskoczy. Widząc, że nie wydarzy się nic ciekawego, postanowiłam pogadać z kolegą na temat nadchodzących wakacji.

- Co będziesz robiła przez te dwa miesiące? Ja na pewno pojadę do babci. Wiesz, tata nie obejdzie się bez działki.- oznajmił, takim głosem jakby mu się to wcale nie podobało.

- Nie wiem, pewno pogram na komputerze.- westchnęłam znudzona. Tego roczny urlop nic a nic się nie zmieni od tamtego. Mam zamiar wejść na poziom dziewięćdziesiąty.

- Współczuje Ci. Ja bym się czuł nieswojo bez własnego ojca.- oświadczył z tonowanym głosem.

- Ja już się do tego przyzwyczaiłam. Przynajmniej nie muszę myć zębów tak często, jak on to chce.- powiedziałam uszczęśliwiona. Smakuje jak groch, którego nie lubię. Chodźmy do klasy bo ta uroczystość już dawno się skończyła, a my tu stoimy jak dwa kołki.- zaśmiałam się, widząc że wszyscy rozeszli się do swoich klas.

Steven poszedł już do klasy. Szliśmy wolno korytarzem, wiedząc iż pan McLaren się na nas zdenerwuje. Widać, że od dzisiaj jest fanem poniedziałków, ponieważ wcześniej ich nie cierpiał. Dlaczego? W tym dniu nic nie szło pomyślnie. Wręczył mi świadectwo ( oczywiście bez paska, co załamałoby mamę ale co mam zrobić?) Po Zack'a przyszła ciocia, tak więc zdążyliśmy się ze sobą tylko pożegnać. Całą drogę nęciły mnie myśli, co w zamian za to dostanę. Być może szlaban na całe dwa miesiące?! Całe szczęście, że nie wspomniałam o E- dzienniku, ponieważ to tylko narobiłoby mi więcej kłopotu. I tak wystarczająco się już nabawiłam. Najgorsze było to, aby nie dowiedziała się o uwadze, którą przez przypadek nabyłam dwa miesiące temu. Siostra miała lepszą sytuację bo ten problem z panią od historii już jej nie dotyczy. Starając się być nie zauważona przemknęłam przez przedpokój. Stanęłam jednak, gdy zobaczyłam mamę siedzącą w salonie przeglądającą moją teczkę z bieżącego roku szkolnego. Jej mina nie była zbytnio zadowolona. Nie spodziewałam się jednak tego, że wszystkie moje tajemnice, które trzymałam pod kluczem przez cały rok dziś wyjdą na jaw. Wchodząc do pokoju, w głowie pojawiła mi się pewna myśl:

,, To już po mnie"

Mówiłam tak dlatego, ponieważ od czwartej klasy, kiedy nakrzyczała na mnie za to, że ukryłem nic nie wartą kartkę boję się jej pokazać cokolwiek związanego ze szkołą. Stałam jak dąb; bez ruchu, wstrzymując oddech, jedynie mrugając powiekami, gdy ona wyjmowała całą zawartość teczki. Byłem całkowicie pewna, że to nigdy nie zostanie mi zapomniane, szczególnie wszystko co nie pasuje jej ( o co w ogóle nie powinno być problemu). Po chwili milczenia, rzekła ponurym tonem:

- Lepiej, żebyś nie pokazywał mi świadectwa. Ja się nawet boję, co napisał Twój wychowawca oprócz czwórek i piątek. Jest coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć?

Przez chwilę nic się nie odzywałam. Musiałam szybko coś wymyślić, aby uniknąć kolejnej awantury. Kobieta nie czekając dłużej, spytała marszcząc brwi a dla lepszego postrachu swojej córki, która z resztą już była przerażona spytała ostrym, pełnym gniewu tonem:

- Co, Mai mowę odebrało?- zaczęła się śmiać.

Takie słowa błyskawicznie na mnie oddziaływały. Zdenerwowałam się i nie odpowiadając na pytanie, pobiegłam do swojego pokoju, znajdującego się na poddaszu. Kartkę włożyłam do szuflady i usiadłam przy komputerze. Było południe, do wieczora jeszcze daleko, a od rana do zmierzchu już znudziłby mi się ten monitor. Po chwili na korytarzu usłyszałam czyjeś kroki. Przygotowując się, że przyszła tu, aby podsumować mój błąd nerwowo obserwowałam, jak klamka powoli się przekręca. Kiedy weszła nie zwróciłam na nią uwagi. Wręcz przeciwnie; wpatrywałam się smętnym wzrokiem w świecący ekran laptopa. Stanęła przy mnie, tak jakby chciała mnie przeprosić za to co przed chwilą powiedziała.

- Masz włączony komputer?- zapytała obojętnie, jakby nic się nie stało.

- Tak, a co?- zdziwiona odwróciłam głowę. Byłam niemalże pewna, że miną miesiące zanim mi wybaczy a tu proszę!

- Myślałam, że z niego nie korzystasz.- westchnęła, podchodząc do okna aby do pokoju nastolatka wpłynęło trochę więcej światła. Ja też mam tajemnicę, ale Ci nie powiem.

- Wolałabym nie wiedzieć.- rzuciłam krótko. Podejrzewałam, że chodzi o moją tajemną skrytkę, do której nikt oprócz mnie nie ma do niej dostępu.

Właśnie to było dzisiejszym celem Lathe. Chcąc się przekonać, że jej córka nie kłamie na temat swoich ocen postanowiła przeszukać całe jej biurko, wysyłając ją na dwór.

- Ty wiecznie tylko grasz! Nie sądzisz, że należałoby odpocząć od tego komputera?- zapytała podchwytliwym głosem, w ogóle się nie uśmiechając.

Zrobiłam taką minę, jak tata gdy mu się coś nie spodobało, ale żeby dała mi spokój uległam jej prośbie.

- Niech Ci będzie.- oznajmiłam, wzdychając.

I wstając z krzesła zeszłam na dół. Zabrałam ze sobą rower i wyszłam. Kiedy kobieta została całkiem sama, przykucnęła przy szafce i otwierając drzwiczki zaczęła kolejno wyjmować rzeczy, za każdym razem przeglądając ich zawartość. Nie miałam licznego towarzystwa wokół siebie, ale szybko je nabyłam, gdy zobaczyłam moich kolegów z klasy niszczących mienie lasu, skrobiąc nożem na pniach drzew różne znaki. Natychmiastowo podeszłam do nich z rowerem, którym taszczyłam ze sobą zwracając im uwagę.

- Do reszty zwariowaliście? Przecież znacie zasady! Pan McCartney omawiał je już po raz tysięczny!- we mnie obudził się instynkt lwa, Ci jednak w miarę szybko go ugasili tymi słowami:

- Patrzcie, kto przyszedł!- chłopaki odwrócili się na chwilę. Mia! I gdzie ten Twój wymyślony tatuś?

- On istnieje!- oburzyłam się. Już byłam gotowa do bójki.

- Dobrze, uwierzymy Ci.- Milton podsunął mi zakład. Jeżeli wygrasz wyścig przez las!- śmiał się pogardliwie, wiedząc iż taka niska dziewczynka, jaką była nasza główna bohaterka nie ma z jego potężną załogą najmniejszych szans. Jechaliśmy kamienistą, wyboistą drogą. Byłam na prowadzeniu, ale kiedy przyszło mi zjechać na dół po tej drewnianej kładce reszta zawodników triumfalnie mnie wyprzedziła, bezpiecznie stając na piaszczystym brzegu, po drugiej stronie rwącego potoku. Zeszłam na chwilę i wpatrywałam się w przeszkodę, myśląc jakby tu ją ominąć? Na myśl nasuwało się tylko jedno rozwiązanie:

- No na co czekasz? Skacz!- dopingowali. Czyżby nasza mała dziewczynka się bała?

Chcąc udowodnić chłopakom, że nie jestem kompletnym zerem, postawiłam rower do pionu i jadąc po drewnianym mostku, nie oczekiwanie wpadłam do lodowatej wody tracąc przy tym przytomność.

- Szkoda czasu, jedźmy do domu. Niech sobie tutaj leży.- zaśmiał się Milton.

Kiedy odzyskałam przytomność przemoczona wróciłam do domu. Mama zdążyła już ochłonąć, ale ja nadal byłem na nią zła.

- Jak było? Dobrze się bawiłeś?- spytała radośnie, tak jakby nic się nie stało.

- Tak.- westchnęłam ze spuszczoną głową.

Usiadłam przy telewizorze i włączając go zaczęłam oglądać film, lecz mama w miarę szybko go przerwała, oglądając jego wątek. Przez chwilę było spokojnie. Miejsce akcji rozgrywało się w podziemiach bo z tego co wywnioskowałam było to więżenie. Po drugiej stronie krat widziałam czerwonego człowieka, który odszedł. Cała aranżacja sprawiała, że czułem się tak jakbym tam był. W pewnym momencie, kiedy główny bohater filmu otworzył szafkę, porośniętą mchem i zardzewiałymi drzwiczkami z niej wyskoczył… I tu maraton się urwał, ponieważ mama wyłączyła telewizor.

- Zbyt straszne.- skwitowała.

- Ale…- chciałam, żeby jednak zmieniła zdanie.

- Żadnych ale! Lepiej przeczytaj książkę.- westchnęła. Albo poćwicz na skrzypcach. Niedługo idziemy do pana Andersena, pamiętasz? A po za tym będzie mi potrzebna jedna z szuflad twojej komody, dlatego też pasowałoby mi byś zrobił w niej porządek, także ten dzień na pewno nie będzie zmarnowany.- kobieta mówiła tak dlatego gdy dziewczyna nawet nie spojrzała na instrument stojący w rogu jej pokoju.

,, Jeszcze czego"?- pomyślałam, wstając z grymasem na twarzy. Myślałam, że komoda została kupiona tylko dla mnie…

Od kiedy mama będzie zajmowała się ubezpieczeniami, to nie będzie miała dla mnie czasu podobnie jak i ojciec. Widzę, że jest zdenerwowana całą tą sytuacją, ponieważ od jutra ma rozpocząć działalność. Pół szuflad, jak się okazało po uporządkowaniu ich zawartości zajmowały stosy niepotrzebnych dotąd kartek. Przez całą godzinę, jaką dała mi mama wpatrywałam się w ciemny, zgaszony telewizor. Cały tydzień czekałam, żeby obejrzeć kolejne odcinki ,,Cube Escape Rusty the Lake" bo codziennie tata po powrocie z pracy miał zagrywki i trudno było się go doprosić, by przełączył ten nudny mecz. Nie rozumiałam co mężczyźni w tym widzą? To tylko wyrośnięte dzieci biegające za piłką, jakby sami nie mogli swojej kupić. Uganiają się za nią jak stado małpiszonów za stertą bananów. Jakby tego było mało mama potrzebowała w niej wolną przestrzeń na zaraz.

- Zrobiłaś, to o co się prosiłam?- spytała kobieta. Była wpół drogi do pokoju.

- Tak.- odpowiedziałam wrzucając wszystko za biurko, mimo iż mama zakazała mi to robić bo za jakiś czas zgromadzi się tam kurz i znów będzie kichać, a ten mebel jest dla niej stanowczo za ciężki, żeby samodzielnie go odsunęła.

Do szuflady, która była czysta i pusta, tak jakbym w ogóle nic w niej nie przechowywała włożyła swoje dokumenty i plany, które miały ułatwić jej rozpoczęcie działania jej działalności, założoną już od razu, gdy tylko wyszła po pierwszym spotkaniu zorganizowanym w Wood. Miałam akurat wolne od szkoły, tak więc by nie nudziło mi się w domu z panną Milsonn, wybierającą ciągle kanał telewizyjny na którym znajdują się ptaki postanowili zabrać mnie ze sobą, a efekt tego był taki, że zamiast przez pięć godzin siedzieć w poczekalni czekając na mamę, myśląc kiedy ten wykładowca skończy swe kazanie wybraliśmy się z ojcem do pobliskiej galerii. Nie znajdowała się ona aż tak daleko. Trzeba było jedynie przejść przez światła, minąć pięciu gwiazdkowy hotel, połączony z małym pasażem i wzdłuż ulicy Siennej, mijając czyiś grób przy którym stały plące się znicze i kwiaty, a bezpośrednio za nim park aż wreszcie znaleźliśmy się u drzwi samego serca Wood- wielu poziomowej galerii. Nie byłam w stanie dokładnie powiedzieć, ile było w niej pięter, lecz sklepów z ubraniami było dużo także mama pewno nie wyszłaby z niej aż tak szybko. Czasem denerwowało mnie to, że stoi tak bezczynnie wpatrując się w jakąś sukienkę z wielkim upodobaniem, jakby to była jedyna rzecz w kraju, jaką można dostać. Oczy miała zaszklone, tak jakby miała ochotę się rozpłakać. Do tego ta poważna mina sama w sobie budziła we mnie niepokój. Nie dziwię jej się bo w końcu od jutra będzie miała pełno spraw na głowie.

- Może by tak poprosić babcię Modenę?- spojrzałam na ulotkę, leżącą na stole. Ona ma domek letniskowy.

Jej drugie małe mieszkanie mieści się we wsi Tymoszuka. Co parę tygodni jeździmy tam w soboty ( oczywiście jeździliśmy co tydzień, ale od momentu ogromnej sprzeczki przebywamy u niej coraz rzadziej.) Chcecie wiedzieć czemu? Już mówię. Otóż babcia nigdy nie zawrzała na słowa. Nie brała pod uwagę tego, że niektóre z nich mogą złamać serce pełne dobroci i czułości mamy. Nazwała ją bowiem ,, zepsutym autem", którym tata koniecznie będzie musiał zmienić. Nie wytrzymała tego, więc zdecydowały by wezwać tatę na protokolanta, by zadecydował która ma rację. Wybiegła przed dom, ciągnąc mnie za rękę wołając go. To było wtedy, gdy ciocia podarowała mi niebiesko brązową koszulę, którą przed odjazdem do domu kazała mi ją zdjąć. Przez całe popołudnie nie była w najlepszym humorze, a w czasie powrotu widząc jej smutne, zapłakane oczy mi zrobiło się jej szkoda i też zaczęłam płakać.

- A co jeśli się nie zgodzi?- zapytała kobieta.

- To nic.- odparłam obojętnie, śmiejąc się, lecz jej wcale nie było wesoło. Zawsze znajdą się inni ludzie.

- To nie działa w ten sposób.- westchnęła bez długiego tłumaczenia, co zwykle zajmowało dwadzieścia minut.

- Sebastian się na pewno zgodzi.- oznajmiłam, nie przestając dowcipkować. Jest to przyjaciel mamy, do którego tata miał żal iż z nią rozmawia. Był po prostu o niego zazdrosny.

Wtem na klatce usłyszałem czyjeś ciężkie kroki, a po chwili rozległ się dzwonek.

- Nie mów o rzeczach, o których nie masz pojęcia.- warknęła ostro, schodząc na dół żeby otworzyć gościowi drzwi.

Tym przybyszem była ciocia , po ostatniej rozmowie z nią myślała, że zostaje w Hindenburgu, gdzie znalazła drugą miłość swojego życia, ponieważ ta pierwsza dostała zawału w po wigilijnym dniu, w którym zazwyczaj się sprząta po bożonarodzeniowej uczcie. A tym czasem znalazła odrobinę czasu żeby się spakować i odwiedzić swoją siostrzenicę i siostrę. Na usta cisnęło się tylko słowo:

- Siostra? Co ty robisz w Premonstratens, nie powinnaś być w Maroko?- kobieta zdziwiła się na jego widok.

- Co to za pytanie, moja droga?- oburzyła się. Przecież nie mogłabym zapomnieć o mojej małej dziewczynce. Raz na jakiś czas trzeba Cię odwiedzić. Byłam również ciekawa, co u Mai? Ostatnio widziałam ją dziesięć lat temu, kiedy w całości mieściła się pod stołem.

- Ach, pewnie jesteś bardzo głodna. Wejdź, zaraz usmażę Ci kotleta.- oznajmiła pogodnie.

Miałam już dosyć siedzenia sama w pokoju, dlatego też zeszłam i stanęłam na korytarzu, przysłuchując się głosom dobiegającym z kuchni, aby dowiedzieć się, kto przyszedł?

- Słyszałam, że od jutra otwierasz działalność.- westchnęła, siadając przy stole.

- Taki mam zamiar.- oznajmiła, patrząc się w wodę. Mimo faktu iż kobieta nie chciała o tym rozmawiać, to i tak jej siostra chciała się dowiedzieć na ten temat jak najwięcej. Nie mam co zrobić z nim. Pasowałoby mi pobyć w czyimś mieszkaniu trochę dłużej, ale wiem że będzie Marcinowi się nudziło na palcu zabaw. Sama nie wiem co z nim zrobić?

- Jeżeli to dla Ciebie kłopot, to mogę go wziąć na wieś na parę dni, dopóki Twoja działalność nie będzie stabilna.- podsunęła jej ten pomysł.

- Byłoby fanatycznie.- oznajmiła uszczęśliwiona. Wyjeżdżam na dosyć długo.

- Wspaniale. Wreszcie spędzę z nią trochę więcej czasu. Przyjadę po nią jutro z rana.

- Im wcześniej, tym lepiej bo będę miała więcej czasu, aby przygotować się do pierwszej wizyty.- westchnęła wychodząc.

,, Weekend z dziadkiem''?- mruknęłam z odrazą, biegnąc do swojego pokoju.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania