Tam gdzie nikt jeszcze nie dotarł- Rozdział 2

ROZDZIAŁ 2

 

- No więc… -próbował zacząć jakoś rozmowę co nie przychodziło wcale tak łatwo

 

Siedząc w stołówce dla pracowników, Alfred miał okazję zobaczyć dziewczynę w zupełnie innej sytuacji, nie jako pracownice czy potencjalną kandydatkę na dziewczynę, co za pewne planował jego dziadek, ale jako zwykłą koleżankę z pracy, a już niebawem i wspólniczkę. Chciał z nią porozmawiać, dowiedzieć się podstawowych informacji, choćby jak długo pracuje w schronisku. Nie było to jednak takie proste, dziewczyna bez najmniejszych problemów poruszała się po niewielkiej kuchni szukając czegoś w szafkach czy szufladach, wydawała się kompletnie ignorować jego jakże nieudolne próby kontaktu. Czuł się wyjątkowo spięty, jeszcze nigdy nie odczuwał czegoś takiego, być może wynikało to z faktu iż każde jego słowo może zostać obrócone przeciwko niemu jeśli tylko wyrazi się niedokładnie czy niezręcznie. Wiedział, że od tej pierwszej rozmowy zależy to jak Samanta będzie go traktować w późniejszych etapach ich współpracy. "Nie schrzań tego, być może to najważniejsza rozmowa twojego życia. Postaraj się !". Ta ciągła świadomość jak poważna jest sytuacja w żaden sposób nie pomagała mu się rozluźnić, nie mówiąc już o skleceniu jakiegokolwiek sensownego zdania. Po raz nie wiadomo który westchnął i odchrząknął próbując znaleźć jakiś temat, którym skłoniłby Sam do rozmowy.

- Wyluzuj trochę. To nie negocjacje, od tego co powiesz nie zależą losy świata i to czy wybuchnie kolejna wojna światowa. Odpręż się i pozwól żeby słowa same z ciebie wypływały –szepnęła do niego Zuri w chwili gdy Samanty akurat nie było w pomieszczeniu

- Łatwo powiedzieć. Znam takie jak ona, to jak rozbrajanie bomby, przetniesz zły kabel i koniec –odparł kładąc łokcie na stole

- Haha, słuchaj ja wiem, że Sami wygląda grozie i w ogóle, ale ona nie gryzie –zaśmiał się kobieta –Ona tylko połyka w całości –dodała próbując pohamować uśmiech

Alfred spojrzał na nią błagalnie, nie przepadał za takimi żartami, a już szczególnie nie w takiej sytuacji. Było to wyjątkowo nie na miejscu. Po chwili Sam wróciła do stołówki, Zuri uśmiechnęła się tylko do niej po czym ruszyła ku wyjściu.

- Powodzenia. Pamiętaj saper myli się tylko raz –szepnęła mu na ucho –Nie wysadź nas w powietrze –dodała klepiąc go po ramieniu dla otuchy

- Postaram się –odpowiedział uśmiechając się lekko

Zuri śmiejąc się pod nosem opuściła pomieszczenie. Sam nie wiedziała o co im chodzi i szczerze nawet nie chciała, miała inne sprawy na głowie. Dobrze wiedziała, że pan Antonio musiał mieć dobry powód do tego by prosić wnuka o współpracę z nią. Może uznał, że sama nie da rady ? Zresztą czy to ważne ? Mieli tylko razem pracować. Przecież szef nie kazał jej się z nim spotykać czy nie daj Boże chodzić na randki czy cokolwiek innego.

- Przelewasz wodę –usłyszała nagle

W tym momencie otrzeźwiała i zdał sobie sprawę, że przelewa wodę na kawę. Odstawiła szybko czajnik po czym wzięła kawałek ręcznika i starła to co rozlała z blatu. Co się z nią dzieje ? Skup się ! Skarciła się w myślach za swoją nie uwagę, pierwsza rozmowa i taka wpadka… Potrząsnęła lekko głową, zamrugała kilka razy i wzięłam oba kubki. Jeden z nich postawiła przez chłopakiem po czym usiadła naprzeciw niego. Ta cisza panująca między nimi była nie do wytrzymania, dobrze wiedziała, że Alfred jest zdenerwowany, chyba nawet bardziej niż ona. Czuła to. Wzięła głęboki wdech i napiła się trochę, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że za mocno posłodziła kawę. Modliła się w duchu, żeby tylko jej towarzysz tego nie wyczuł, ale niestety… Zauważyła jak chłopak dyskretnie krzywi się po upiciu odrobiny napoju. I kolejna wpadka do kolekcji, jak tak dalej pójdzie to nic z tego nie wyjdzie i młodzieniec pomyśli, że nie nadaje się nawet do zaparzenia kawy, nie mówiąc już o prowadzeniu schroniska.

- Więc… j-jak długo tu pracujesz ? –zająknął się chłopak

- Emmm jakoś pięć lat –odparła niepewnie, chciała być jak najdokładniejsza

- To sporo –stwierdził cicho, bardziej kierował te słowa do siebie niż do niej

- Tia… lubię tu przychodzić, praca ze zwierzętami mnie uspokaja i pozwala zapomnieć o problemach –czemu mu to powiedziała ?! Przecież tylko o tym pomyślała, nie chciała tego powiedzieć na głos !

- Tym się interesujesz ? W sensie zwierzętami i tak dalej ? –spytał niepewnie ważąc każde słowo

- W pewnym sensie… ogóle interesuje mnie literatura i trochę sztuka –znów to samo ! Czemu nie może zapanować nad własnym językiem ?!

- To ciekawe… nawet bardzo, rzadko zdarza się osoba, która lubiłaby takie rzeczy –odpowiedział uśmiechając się lekko

- A ty ? Czym się interesujesz ? –skoro już są przy tym temacie to czemu nie pociągnąć by tego dalej ?

- Och… ja… to nic ciekawego… -wymruczał pod nosem

- No powiedz, każde zainteresowanie jest ciekawe … na swój oryginalny i niepowtarzalny sposób.

- Fotografią i kinematografią… tym się interesuje…

- I ty mi mówisz, że to nic ciekawego ? Dobry żart… sama kiedyś lubiłam porobić zdjęcia, ale odeszłam od tego i zaczęłam pisać… -uśmiechnęła się na wspomnienie dawnych czasów

- Piszesz swoje książki ? –spytał z lekkim niedowierzaniem, ale i zaciekawieniem w głosie

- Książki, opowiadania… zależy od pomysłu, jeśli mam wenę to książkę, a jeśli nie to zwykłe opowiadanie –wyjaśniła bez chwili namysłu

- Szczerze mówiąc to zawsze podziwiałem ludzi, którzy piszą… trzeba mieć naprawdę niesamowitą wyobraźnię żeby napisać choćby zwykłe opowiadanie, a napisać książkę to prawdziwa sztuka, a ludzie którzy podejmują się tego zadania, w moich oczach są geniuszami –odparł uśmiechając się przy tym, Boże jak on się uśmiecha !

- Naprawdę tak myślisz ? –spytał z niedowierzaniem Sam, na co chłopak skinął głową –To naprawdę miłe, ludzie nie doceniają literatury, a to przykre…

Samanta nie mogła uwierzyć w to co powiedział chłopak. Było to naprawdę miłe, jeszcze nikt nigdy nie określił tak pisarzy. Cieszyła się, że w końcu znalazła osobę godną jej uwagi, z którą będzie mogła porozmawiać na normalny temat. Alfred na początku wydawał jej się zadufanym w sobie, narcystycznym idiotą bez większych perspektyw, ale im dłużej z nim rozmawiała pojęła jak ogromny błąd popełniła oceniając go tak szybko. Chłopak był naprawdę ambity, wyrażał się w sposób nie podobny do reszty, był mądry i zabawny, no i całkiem przystojny… Pomimo tego, że teraz był spięty i ostrożnie dobierał słowa, emanowała od niego niebotyczna pewność siebie i poczucie humoru. To jej w pewnym sensie imponowało. W większości przypadków z jakimi miała do czynienia inteligencja nie szła w parze z wyglądem i na odwrót… Alfred natomiast łamał ten schemat, był żywym dowodem na to, że nie można mierzyć wszystkich jedną miarą. Cieszyła się z poznania go, ale gdzieś z tyłu głowy cicho piszczała nad mierna nie ufność i strach, starała się jak tylko mogła żeby to zignorować, ale natura nie dawała za wygraną. Koniec końców skończyło się to tak, że Samanta siedział tylko przysłuchując się temu co mówił chłopak i potakiwała od czasu do czasu. Wiedziała, że może go to zaboleć bo wyglądało to tak jakby w ogóle jej to nie interesowało, a było zupełnie odwrotnie… Chciała go poznać, być może i zaprzyjaźnić, ale czy osoba o takim charakterze jak ona ma na to szanse ? Nie, raczej nie… Skrzywdziłaby go tylko…

-… jeśli chcesz mógłbym ci kiedyś pokazać jak to się robi. Oczywiście to zależy od ciebie, nie chcę się narzucać –mówił cicho, chyba zdał sobie sprawę, że Sam go nie słucha

Dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała na niego. Alfred rzucił jej tylko przelotne spojrzenie po czym wbił wzrok w widok za oknem. Cholera ! Znów to samo ! Była na siebie strasznie wściekła i raz po raz przeklinała siebie w myślach obelgami których powstydziłby się nie jedne marynarz. Było jej wstyd. Westchnęła lekko zdenerwowana po czym uśmiechnęła się delikatnie.

- Wiesz… jeśli chcesz mogę dać ci do przeczytania, którąś z moich książek… pisze tylko dla siebie i według mnie są dobre, ale miło by było poznać opinię kogoś no… jakby to ująć… emmm kogoś z zewnątrz… -powiedziała drapiąc się nerwowo po karku

- Och… t-to ogromny zaszczyt… bardzo chętnie przeczytam, któreś z twoich dzieł, na pewno są świetne- "Tak samo jak ty…" dopowiedział sobie w myślach

 

Rozmowa z Samantą nie była prosta, dziewczyna wydawała się trochę nieobecna, a w pewnym momencie nawet znudzona i zupełnie niezaciekawiona tematem. Alfred nie był pewien czy to tylko powierzchowne złudzenie, czy faktycznie była niezainteresowana. Nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Starał się zachowywać naturalnie i przychodziło mu to łatwiej niż się spodziewał. Spojrzał na Sam, dziewczyna z pozoru wyglądała na radosną i pewną siebie, ale czuł, że to tylko swoistego rodzaju powłoka. Znał ją dopiero kilka godzin i nie chciał oceniać tego pochopnie, być może Samanta właśnie taka była.

***

 

Wieczór. Samanta przebierała się w swoje normalne ubranie. Skończyła na dziś pracę. W głowie ciągle miała rozmowę z młodym mężczyzną i jego lekko zawiedzione spojrzenie kiedy uświadomił sobie, że go nie słuchała. Chłopak starał się to ukryć, ale ona wiedziała… nie musiała widzieć. Wiedziała, tak po prostu… znała się na ludziach i wyczuwała kiedy naprawdę wszystko jest dobrze, a kiedy udają. Co chwilę klęła na siebie i układała scenariusze jak mogła to rozegrać… gdyby tylko zignorowała tą swoją niepewność i nieufność cała rozmowa potoczyłaby się zupełnie inaczej. Była wściekła, na siebie… nie na chłopaka bo on przecież niczym nie zawinił. Pierwsze dobre wrażenie można na kimś zrobić tylko raz, a ona zaprzepaściła swoją szansę jedną sekundą nieuwagi. Tak bardzo chciała teraz cofnąć czas i wrócić do tego momentu, wziąć się w garść i porozmawiać z nim jak koleżanka z kolegą, bez stresu, na spokojnie. Mogła poruszyć jakiś lekki temat, jakikolwiek, choćby o tym jaka jest pogoda, ale nie ! Musiała ciągnąć to wszystko ! Co prawda Alfred sam zaczął, ale to nie miało nic do rzeczy ! Mogła po prostu uciąć temat i byłoby po sprawie ! Krew dosłownie gotowała jej się w żyłach i marzyła o tym by dać teraz upust swojej wściekłości. Z całą siłą zatrzasnęła metalowe drzwi szafki, jak na złość zapomniała zabrać rękę przez co przytrzasnęła sobie palce. Ze łzami w oczach oparła czoło i ręce ponad głową o mebel… zacisnęła obie ręce w pięści co sprawiło jeszcze większy ból. Wgryzła się w rękaw swetra chcąc pohamować jęk cierpienia. Co jeszcze może pójść dzisiaj nie tak ?! Wściekła do granic możliwość czuła jak krew pulsuje jej w skroniach.

- Po co tyle agresji ? –usłyszała spokojny męski głos za sobą

 

Samanta jak na komendę odwróciła się i stanęła prawie, że na baczność. Oparty ramieniem o framugę drzwi stał Alfred z rękoma założonymi na piersi. Kiedy zdała sobie sprawę kto przed nią stoi rozluźniła mięśnie i spojrzała na swoją zakrwawioną dłoń. "Jak ja nienawidzę życia !"

- A-alfred ? Co ty tu jeszcze robisz ? Nie powinieneś iść do domu ? –spytała wycierając zdrową dłonią policzki mokre od łez

- Coś kazało mi zostać… czułem, że stanie się coś złego… -odparł prostując się

- Jak długo tu stałeś ? –szepnęła spuszczając głowę

- Wystarczająco długo żeby zobaczyć jak wyżywasz się na tej nieszczęsnej szafce –odpowiedział podchodząc do niej –Taaa, trzeba ci to opatrzyć –stwierdził podnoszą delikatnie jej rękę za nadgarstek i oglądając

- Nic mi nie będzie, nie chce pomocy –fuknęła niezadowolona

Alfred spojrzał na nią wzrokiem mówiącym „Serio Sam ?”. Dziewczyna była wybitnie uparta, dobrze wiedziała, że ktoś musi opatrzyć jej rękę, rana nie wyglądała zbyt ciekawie, ale mimo tego odmawiała argumentując to, że nic jej nie będzie. Chłopak pokręcił tylko głową po czym, używając do tego niedużej siły, posadził ją na krześle. Po długich poszukiwaniach udało mu się znaleźć bandaż. Ku jego zdziwieniu Samanta siedziała posłusznie na krześle ze spuszczoną głową, cały czas trzymając się za nadgarstek obolałej ręki i lekko zginając palce. Wiedział, że sprawia jej to ogromu ból, ale nie chciała się przyznać… Była taka jak… jak Lizzy… nawet była do niej podobna… Automatycznie zacisnął dłoń ręki na której miał tatuaż, napięte do granic możliwości mięśnie sprawiły mu ból.

- Alfred ? Wszystko dobrze ? –spytała

Chłopak podniósł głowę i zaniemówił… Przed nim zamiast Sam na krześle siedziała Elizabeth i jak zawsze patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, bursztynowymi oczami pełnymi troski i zmartwienia. Chłopak w jednej chwili otrzeźwiał, potrząsnął kilka razy głową i zamrugał po czym znów spojrzał na dziewczynę. Teraz wszystko było w normie, znów widział kruczoczarne włosy i ciemne oczy.

- Alfred ? Dobrze się czujesz ? –zapytała nie pewnie przyglądając mu się

- T-tak, wszystko jest dobrze –uśmiechnął się i kucnął przed nią –Pokarz tą rękę –dodał z troską

Samanta patrzyła na niego z lekkimi podejrzeniem, a jej nieufność względem chłopaka zakorzeniała się coraz mocniej w jej psychice. Co mu się do cholery stało ? Kiedy na nią spojrzał, zrobił się blady jak ściana, tak jakby zobaczył ducha… Nie żeby się przestraszyła, po prostu nie wiedziała co zrobić, jeszcze nigdy nikt tak na nią nie patrzył… w jego spojrzeniu mieszały się strach ? Nie, może nie strach tylko niedowierzanie, niepewność, radość, zmartwienie i troska… to przedziwne zestawienie emocji tworzyło swoistą całość, której Sam nie mogła zrozumieć, a heterochromia chłopaka nie ułatwiała jej tego zadania.

- Dlaczego byłaś taka wściekła ? –spytał cały czas skupiony na owijaniu jej palców bandażem

- Nie była wściekła… -mruknęłam odwracając wzrok

- Nie rób ze mnie wariata dobrze… widziałem… gdybyś nie była wściekła, nie trzaskała byś szafką, no i słyszałem jak mruczysz do siebie pod nosem… W życiu bym nie pomyślałam, że tak delikatna dziewczyna potrafi tak przeklinać.

- Wcale nie jest delikatna ! –oburzona wyprostowała się i wyrwała dłoń z jego uścisku

- Dobrze, dobrze… nie bulwersuj się tak… nie chciałem cię obrazić… -uniósł ręce do góry w geście poddania się –Jeśli pozwolisz zabandażuje ci tą rękę do końca, ale nie będę o nic pytał ani komentował.

- Obiecujesz ? –rzuciła mu nieufne spojrzenie

- Przysięgam z ręką na sercu –odparł kładąc dłoń na środku klatki piersiowej

Samanta westchnęła i wysunęła dłoń w jego kierunku. Chłopak ostrożnie ją chwycił i wrócił do wcześniejszej czynności. Z jednej strony podobała jej się ta sytuacja, Alfred miał tak przyjemnie ciepłe dłonie, ale z drugiej po plecach przebiegał jej nieprzyjemny dreszcz gdy jej dotykał. Nie lubiła takich sytuacji, bliskość innych ludzi zawsze budziła w niej mieszane uczucia, była świadoma, że potrzebuje takiego kontaktu, ale przy każdej okazji unikała jak tylko mogła dotyku innych… Nie chodziło tu o wstręt czy coś podobnego, po prostu nie lubiła tego.

- Gotowe –skwitował Alfred puszczając ją

Dziewczyna szybko zabrała rękę po czym wstała z krzesła, ubrała kurtkę, zarzuciła torbę na ramię i szybkim krokiem podeszła do drzwi.

- A podziękować to nie łaska ? –zaśmiał się na co dziewczyna stanęła w drzwiach i spojrzał przez ramię

- Dzięki –rzuciła trochę od niechcenia na odchodne po czym wyszła

Alfred jeszcze chwile kucał na jedno kolano i patrzył jak Samanta znika za rogiem korytarza. Nie mógł powstrzymać się od śmiechu, to było silniejsze od niego. Spuścił lekko głowę i pokręcił nią rozbawiony, drugi raz w życiu zdarzyła mu się taka sytuacji i wyglądała prawie tak samo jak za pierwszym.

- Och Lizzy… gdybyś tu była… jest taka sama jak ty, polubiłybyście się –powiedział cicho patrząc na tatuaż

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania