Poprzednie częściTaniec z różą - Prolog

Taniec z różą - 2. W zasadzie

Szłam ciemną uliczką prosto do domu Charlotty. Wiedziałam, że w wieku siedemnastu lat powinnam przestać bać się ciemności, ale niektórym to chyba nigdy nie przechodzi. Od 5 roku życia panicznie boje się naszego strychu, nie wspominając o piwnicy. Kiedyś zobaczyłam tam małą myszkę, od tamtej pory brzydzę się także małych przyziemnych stworzonek.

Teraz nie byłam ani na strychu, ani w piwnicy, nie byłam nawet w okolicy domu. Charlotta powinna czekać na mnie za następnym skrzyżowaniem. Nigdy nie przyznałam się ani jej ani rodzicom jak bardzo boje się tych ciemnych ulic. Rozglądałam się, gdzie ona jest? Wyszłam zza ostatniego budynku przed skrzyżowaniem i o mało nie dostałam zawału. Jak spod ziemii pojawił się przede mną mężczyzna. Serce zaczęło mi bić szybko szybciej, aż stanęło, chciałam biec, ale nogi miałam jak z waty. Zakręciło mi się w głowie. Wszystko to w jednej sekundzie. Potem było już tylko czarno.

- Vel! Vel wstawaj! Nie żartu sobie ze mnie! Vel do cholery!

 

- Spokojnie, żyję. Tylko zmalała. Patrz już nabiera kolorów.

 

Dwa głosy nade mną rozmawiały o kimś. Zaraz. Mówią o mnie.

Powoli przypominałam sobie wszystko. Ciemna ulica. Skrzyżowanie. I on. Porwał mnie?! Poczułam, że znowu zielenieje. Ale zaraz... Złodziej nie wiedziałby jak się nazywam. Charlotta? Ale kto z nią rozmawiał? Z pewnością nie jej rodzice. Postanowiłam otworzyć oczy. Ciekawość wygrała z mdłościami.

- Och! - wyrwało mi się. Nade mną stał przystojny brunet... Bardzo przystojny brunet. Kto to?

Obok niego krzątała się moja przyjaciółka. Znali się? O nim chciała mi opowiadać? W jego

obecności? Nie będę mogła zadać podstawowych pytań, jaki jest, jak całuje, czy jest romantyczny, miły? Nie to żeby mnie to obchodziło. Po prostu wiedziałam, że Charlottcie sprawia to przyjemność.

 

- Zrobię ci herbatę. - powiedziała moja przyjaciółka i wyszła.

 

Skorzystałam z okazji i rozglądałam się na około. Byłam salonie Charlotty na wielkiej sofie. Wkoło

było jasno i przytulnie, dobrze znałam te ściany, meble, zapach. Nie znałam tylko chłopaka, z którym właśnie dzieliłam tlen w tym pomieszczeniu. Postanowiłam mu się przyjrzeć. Wysoki, zbudowany, brunet, oczy zasłonił mi wachlarz rzęs. Pochylał się nad jakąś książką. W końcu na mnie spojrzał.

 

- Vel? - spytał trochę zdziwiony, trochę rozbawiony - to skrót od Violetta?

 

- Chciałabym, ale nie - moje imię brzmiało dużo gorzej wolałam się za szybko nie przedstawiać.

 

- Czy naprawdę jestem, aż taki straszny, że zmuszona byłaś zemdleć?

 

Hahaha, żartował ze mnie, a ja w ciągu tamtych kilku sekund o mało nie kopnęłam w kalendarz. Musiałam być dla niego wyjątkowo nie miła. Czułam, że to ten typ człowieka, który uznaje się za boga, wysłuchuje komplementów a sam naśmiewa się z innych.

 

- Jak widać. Ze szczęścia raczej tego nie zrobiłam - odpowiedziałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Szara Pastela 06.01.2015
    Przepraszam za błędy a szczególnie za słowo 'zmalała' a nie 'zemdlała' ... czy ktos wie jak wyłączyć słownik szybko-piszący?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania