TW 3.0 Edycja numer 4 - Pan misjonarz i sytuacja skomplikowanie prosta

Zakochany mnich

Kolej transsyberyjska

Zbiorowy zawał

 

 

Czarna kawa pomieszana z lepką poranną flegmą. Ten niepowtarzalny smak, kiedy moczył spierzchnięte usta w starym żelaznym kubku. Zwykł przy tym spoglądać na mało wyrafinowany portret kobiety w koronkowej bieliźnie upapranej od stóp do głów błotnistą breją. A gdy źrenice pochłaniały coraz więcej światła, by wyostrzyć w ciemności obraz, on wspominał czasy dawne i dawniejsze. Odległe i przez niego zapomniane z premedytacją. Przeszłość, w której nie musiał kryć swojej łysiny pod karmelowym kapturem i z pokorą oraz wymuszonym garbem łazić w wąskim szeregu za innymi. Liliowa koszula z motywem tulipanowym i obcisłe spodnie koloru różanej wody. Ścięta na opak broda i lekki zez. Dumał nad nią jeszcze kilkanaście kolejnych minut, zanim pierwsze promienie słońca wdarł się do chałupy.

Dochodziła szósta. Dla niego to był sygnał. Pośpieszny wagonik na linii kolei transsyberyjskiej miał zjawić się niebawem. Stary pordzewiały kontener na kołach zasilany prostym silnikiem spalinowym służył do celów różnych i jeszcze kilku innych. Cebulę woził we wtorki, ale bez tych w dni trzynaste miesiąca. W środy woził tylko zbłąkanych meneli pod kolejne jeszcze pełne wody sklepy. W ogóle to tydzień miał pełny roboty. Maszyniści w liczbie sztuk pięciu kursowali zamiennie tylko o poranku. Nigdy po zmroku. Jak na razie nie natrafili na pociąg kolei transsyberyjskich. Prowizoryczne bocznice co kilkanaście kilometrów trasy służyły za bezpieczne schronienie i ostatni ratunek w razie nadjeżdżającej lokomotywy. Była środa, czyli pijaństwo miało swoje pięć minut. Mnich wyszedł z domu ponury i wypłowiał. Oczy puste, epilepsją zajeżdżające. Może z raz spojrzał w niebo, ale tylko beknął starym tuńczykiem pochłoniętym z apetytem ledwie kilka minut wcześniej.

Spalony w połowie budynek prowizorycznej stacji przepełniony był już ludzkim pomiotem. Zarzygane schody i resztki ławek. Mnich pospiesznie wtargnął do środka. Pokryty kawałkami blachy dach sprawiał wrażenie zdolnego poćwiartować wszystkich wewnątrz stacji.

— Jeden. Daj no jeden — usłyszał za plecami.

— Czego ty chcesz? Nie mam pieniędzy.

— Rzygać pieniędzmi to i ja umiem. Pomidor. Daj pomidora — Szklane oczy pijaka oblepione były co najmniej tygodniowym brudem.

— Nie rzygam, nie mam. Odejdź bracie i pozwól żyć innym bez świadomości o twoim istnieniu.

— Pomidor, masz go. Daj go.

— Nie mam.

Pijak powtarzał tę samą prośbę w kółko, do znudzenia lub do wybuchu gniewu mnicha. Jego policzki czerwieniły się równie mocno, jak zaciskane pięści.

Cios zadany.

Padłą jak otruty trzmiel. Roztłuczony nos po kontakcie z posadzka peronu odskoczył gdzieś pod buty innego menela. Bez szans na znalezienie. Kilka jęknięć i nagle wszystko ucichło. Mnich rozejrzał się wokoło. Puste butelki po wódce leżały wszędzie. Nawet na torach spora kupka znalazła dobre miejsce na spoczynek.

- Jakbym widział ją w tym hartowanym szkle — rozmarzył się, wywołując na twarzach co trzeźwiejszych dziwny grymas.

Wagon spóźniał się już dobre dwadzieścia minut, tymczasem na peronie doszło to sytuacji co najmniej rzadkiej. Kilku meneli po agonistycznych wrzaskach po prostu zmarło albo zdechło, jak kto woli. Leżeli teraz smacznie obok siebie. Z ust wyciekała żółtawa ciecz o paskudnym zapachu. Po chwili zaczęli dołączać do nich inni. Co ciekawe jakby w tym samym momencie. Mnich nie wiedział co dokładnie robić. Na razie stał i patrzył z zaciekawieniem. Gdy ostatni pijak upadł martwy na peron, podszedł do linii bezpieczeństwa i wyjrzał w nadziei, że zobaczy wagon. A jego jak nie ma, tak nie było.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • jolka_ka 16.09.2018
    Juuuuż? ;o
  • Majonez XvX 16.09.2018
    No ba :)
  • Ritha 16.09.2018
    Lol, szybkiś, dopisz sobie zestaw na gorze, żeby ludzie wiedzieli o czym pisales :)
  • Canulas 17.09.2018
    "Dumał nad nią jeszcze kilkanaście kolejnych minut, zanim pierwsze promienie słońca wdarł się do chałupy." - niezgodność liczbowa. Albo promienie, albo wdarły.

    " środy woził tylko zbłąkanych meneli pod kolejne jeszcze pełne wody sklepy." - a nie "wódy?"

    "Mnich wyszedł z domu ponury i wypłowiałej." - y?

    "Padłą jak otruty trzmiel. Roztłuczony nos po kontakcie z posadzka" - posadzką. I ten pierwszy wyraz dziwny.

    "- Jakbym widział ją w tym hartowanym szkle —" pierwsza kreska nie git.



    Noo, początek spox. Potem się rozjechało. Ładnie zacząłeś od strony epatowania kolorami. Od strony opisowej. Dalej, gdy już wyjeżdżasz z surrealiami, lekkie zgrzyt w kilku miejscach.
    Tekst, gdyby odezwał i został ociosany, zyskałby.
    Takie 4+
  • Majonez XvX 17.09.2018
    Zgrzyty są może i fakt. W sumie niektóre miały być tam gdzie są. Ale i tak dzięki
  • Majonez, brawo! Jesteś pierwszy :)
  • fanthomas 17.09.2018
    no nie znam się, ale chyba troszeczkę jednak wszedłeś w tę prozę poetyckę. A ilość surrealu mi sie podobała oczywiście.
  • Pan Buczybór 18.09.2018
    No, bardzo ciekawy styl. Orgia obrzydliwości to nie jest, ale opisy są całkiem ciekawe. Dziwne, surrealistyczne - fajna wizja. Ogólnie dobre opowiadanko
  • Elorence 18.09.2018
    Majonez, otarłeś się o prozę poetycką, więc wywiązałeś się z całego zestawu i to jak szybko! Jestem pod wrażeniem!
    I ten pomidor. O matko. Majonez piszący o pomidorze xD Wybacz, ale moje śniadanie i kolacja to zazwyczaj pomidor z majonezem - pewnie kiedyś umrę z powodu zbyt dużej dawki cholesterolu, ale trudno.
    Nie lubię obrzydliwych opisów i takiej dosłowności. Zawsze się wzdrygam, ale cały tekst przeczytałam.
    Pozdrawiam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania