Wielkie Miasto, Kinoteatr I Zjawiska Jak Ze Snów
"Wielkie Miasto, Kinoteatr I Zjawiska Jak Ze Snów"
gatunek: fantastyka/sny/podróże/surrealizm
Lata 1995-1998. Wieczne słoneczne popołudnie.
Niebo miało żółto-pomarańczowo-różowo-czerwony kolor, a słońce oświetlało i ogrzewało powierzchnię planety złotymi promieniami. Nisko nad ulicami zatłoczonego centrum wielkiego, subtropikalnego miasta, leżącego nad wietrznym, falującym oceanem, unosił się dwudziestosiedmioletni Sowizdrzałek, który przyfrunął tu prosto z Magicznych Ogrodów. Gdy powoli przelatywał, otoczony aleją drzew oraz palm, to po ścianach i murach podążał za nim jego wielki cień.
Wesoły, rozrywkowy mężczyzna wyciągnął banjo i zaczął na nim grać, a wtedy wokół niego zaczęły dziać się niezwykłe zdarzenia oraz zjawiska. Kilkaset osób podróżowało beztrosko po niebie na wielkiej chmurze. Ta nagle zleciała na powierzchnię planety, zostawiła podróżującą ludność na chodniku, po czym pofrunęła wysoko i rozpłynęła się w powietrzu. Ci, którzy zjawili się dzięki niej na gwarnych ulicach, pełnych muzyki funk i neonowych świateł, zaczęli tańczyć przed kinoteatrem, przed którym właśnie się znaleźli.
Tuż za zakrętem, oraz jednocześnie zaraz za rogiem, nagle pojawili się czterej latający, śniący na jawie, kosmiczni, ponadwymiarowi czarnoksiężnicy. Na nugatowo-żółto-różowej ścianie historycznej, przebojowej kamienicy, mocą swoich umysłów wyświetlili animowany film przygodowo-fantastyczny, aby zawieszony nieco wyżej billboard nie szpecił krajobrazu aż tak mocno. Na pobliskim żywopłocie, legendarnym tak samo jak całe miasto, rosły wielkie, piaskowe i jasnoróżowe kwiaty oraz żółte, zielone i pomarańczowe owoce cytrusowe.
Sowizdrzałek wszedł do wnętrza kinoteatru, przenikając przez ścianę. Najpierw przeskoczył przez czerwoną zasłonę, zwieńczoną złotymi frędzlami. Potem minął cztery kamienne, kolorowe, ozdobne urny stojące na wysokich postumentach w postaci niskich filarów, a także około dwadzieścia pięć eleganckich posągów, przedstawiających człekokształtne istoty, wyglądające pięknie, czy też elegancko, niczym niejedna postać z mitologii greckiej. Następnie znalazł się na tajemniczej sali kinowo-teatralnej, zawierającej czerwone fotele, sofy, kanapy i wielki srebrny ekran. Usiadł na jednym z foteli, a wtedy zaczął patrzeć w ekran.
Nad głową człowieka, powoli przefrunęła chmura w kształcie autobusu. Zwisało z niej kilka różnych instrumentów muzycznych, które grały balladę o rzece, powoli przepływającej przez legendarną krainę, pełną łąk, lasów, klifów, nizin, równin, wzgórz oraz jezior, a zamieszkiwana przez wiele stworzeń z różnych zadziwiających gatunków. Z wytwarzających dźwięki narzędzi artystycznych, wśród których można było zauważyć skrzypce, gitarę, fortepian, puzon, ksylofon, tubę i saksofon, wydobywały się kolorowe nuty, które unosiły się w górę, zatrzymywały tuż pod sufitem na minutę albo dwie, a następnie rozpadały się na drobne fragmenty, rozpływając się w powietrzu.
Natychmiast po tym zjawisku, nadeszło kolejne. Na tle obszernego, srebrnego ekranu, wolno i nisko nad sceną, przeleciało pomarańczowe słońce, jasnożółty księżyc, złote gwiazdy i kilka fioletowo-różowych obłoków. Wtedy nastąpił koniec przedstawienia, zwącego się: "Przegląd Oryginalnych I Unikalnych Zdarzeń Oraz Zjawisk". Potem człowiek znalazł się w pomieszczeniu, w którego dwóch z czterech ścian tkwiło po jednych drzwiach. Mężczyzna przeszedł przez jedne z nich, a wtedy znalazł się w tajemniczym pomieszczeniu, gdzie przeszło go ludzkie pojęcie. W powietrzu unosiły się kolorowe kule, a przez okno do wnętrza zaglądał zastanawiający, czarno-biało-szary koń z innego wymiaru, mający czerwono-pomarańczowo-złocistą grzywę i niebiesko-zielone oczy.
Sowizdrzałek wyszedł z tego pomieszczenia i skierował się do drugich drzwi, za którymi znajdowało się wyjście z tego niezwykłego miejsca. Podczas przekraczania liczącego dosłownie kilka kroków odcinka czerwonego dywanu otoczonego złotymi barierkami, wokół człowieka fruwały figury szachowe rozmiarów pralki. Wkrótce znalazł się on w końcu na zewnątrz.
Zamiast typowych, klasycznych przechodniów, po chodnikach spacerowały różne przedmioty bardziej oraz mniej codziennego użytku, a także kwiaty i warzywa. Mężczyzna spacerował po obsadzonym palmami i drzewami cytrusowymi oraz oliwnymi deptaku. Spoglądał w tkwiące w ścianach budynków telewizory, z których wyskakiwały ruchome murale, przedstawiające wyspy, plaże, przystanie oraz statki z różnych epok. Nagle, natknął się on na dynię z miotaczem ognia, i na pomidora z wyrzutnią rakiet. Zaskoczony, uniósł się w powietrzu oraz poleciał w daleki, zadziwiający, tajemniczy kosmos. Zatrzymał się w niesamowicie i niewiarygodnie pięknej oraz olśniewającej mgławicy, mieniącej się tysiącami barwnych świateł. Spędził tam kosmiczne wakacje, a później delikatnie z powrotem opadł na powierzchnię planety, z której wcześniej zawitał w tamte strony. Na kolejny urlop udał się do jednego z plażowych miast, znajdujących się gdzieś na raczej wilgotnych i zdecydowanie subtropikalnych, relaksujących wyspach, albo na wybrzeżach kontynentów.
Koniec.
Komentarze (9)
Dziękuję, pozdrawiam i zapraszam do przeczytania innych moich opowiadań ☺️
Dziękuję, pozdrawiam i zapraszam do przeczytania innych moich opowiadań ☺️
To szczególnie↔''...na dynię z miotaczem ognia, i na pomidora z wyrzutnią rakiet.''?:)
Pozdrawiam:)
Dziękuję i pozdrawiam ☺️
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania