Z rozmaitości Czarownika Fabloka - pożądanie, wyrozumiałość, hipokryzja nowoczesna

Czarownik Fablok, będąc już w wieku dojrzałym, nie zaznał ciepła i rozkoszy kobiecej. Pewnej nocy, leżąc w łożu, w obskurnej komnacie na piętrze karczmy, gdzie pryszczata jędza – właścicielka, prowadziła hostel, zapragnął pożądać płci pięknej w wymiarze szerokim. Ach! Fablok znał jurne i niepłochliwe dziewoje, które za odpowiednią cenę naraziłyby swoje życie, ażeby tylko zadowolić klienta. Często te plugawe ladacznice stacjonowały w najgorszych karczmach, a bardziej samodzielne, nie bacząc na napady zbirów, przywłaszczały sobie ruiny domostw i kościołów przy głównych traktach. Widząc podróżnego, kupca lub czarownika, niczym żmije spod kamieni, wylegały z ruin i ponętnym chodem zwiastowały swą naturę.

 

Fablok nie miał z nimi do czynienia w akcie zbliżenia. Stronił od pustogłowych kurtyzan. Kiedy jakąś widział, jak człapie ku niemu z wymownym grymasem na szpetnym licu, nie używał zaklęć, a jedynie słownictwa obelżywego. Potem spluwał przed siebie i szedł dalej. Ladacznica zaś albo odchodziła, a czasami, zanim zniknęła w odmętach swej twierdzy, próbowała odpłacić pięknym za nadobne. Czarownik nie zważał na wianuszki klątw i plugawych słów.

Pewnego razu czarownik dał ponieść się swojej nieprzeniknionej i pełnej pogardy dla wszelkiego stworzenia spod znaku białogłowych stronie.

 

Jak to miał w zwyczaju, siedział w karczmie i przyglądał się jakiejś rozróbie. Wieśniacy bili się po mordach, torsach i kroczach. Czasami odgryzali sobie kawałki uszu i nosów. Pluli, krzyczeli, a potem szli na piętro chędożyć zaciekle białogłowe. Tamtego wieczoru, po całej bitce, podżegacze wrócili do swych chałup spici jak stare knury, a ci, co najmocniej bili szli oczywiście do pokoi. Fablok też miał zamiar spocząć w łożu, wpierw jednak postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza. W karczmie bowiem cuchnęło łajnem, potem i diabli wiedzą czym jeszcze.

Wieczór był ciepły i jasny. Księżyc świecił wysoko nad jarem. Co chwila delikatne obłoki przysłaniały jego tarczę na moment, a potem odpływały w dalszą podróż. Czarownik stanął na werandzie i milcząco obserwował pogrążający się w mroku nocy świat. Po kilku minutach usłyszał czyjś głos dochodzący z ciemnicy po prawej stronie werandy. Pochodnie zawieszone na ścianie karczmy nie doświetlały miejsca, z którego dobiegał głos. Fablok, czując już przypływ senności, postanowił to sprawdzić.

Zszedł z werandy i powoli zbliżył się w ciemność, gdzie, teraz miał już pewność, kobiecy głos wciąż rozprawiał i rozprawiał.

– Witaj strudzony.

Czarownik cofnął się o krok. Teraz miał pewność, że w półmroku stacjonuje jakaś podrzędna ladacznica, zbyt plugawa, aby znaleźć miejsce i robotę w karczmie. Takie próbowały szczęścia poza jej granicami. Większość przeżywała raptem kilka lat. Bandy zbirów po wychędożeniu do cna ubijały kurtyzany, czasami palili, a wcześniej wydłubywali oczy – to był ich podpis.

– Precz, ladacznico. Myślałem, że prawa kobieta wzywa ratunku.

– Dla ciebie jestem czymś niegodnym rozmowy?

– Oczywiście, pomiocie szatana! Jaka plugawa niecnota mogłaby wydać na świat tak odrażający zlepek mowy, ciała i bezmyślności?

Kurtyzana na te słowa wyległa z ciemności i stanęła w świetle pochodni. Była niska, miała zlepione brudem włosy i pokrytą krostami twarz. Oczy zapadnięte, policzki podobnie. Nie miała zębów, albo miała ich wyjątkowo mało. Nogi krzywe, pokryte bliznami i ropiejącymi ranami. Chodząca gangrena.

– Kiedy ostatnio zarobiłaś na jadło, ladacznico?

– A co cię to? Bierz, jak stoję albo precz!

– Śliska gadzino! – zagrzmiał czarownik. – Nie wiesz, do kogo mówisz! Twój tupet rozleglejszy niż choroba tocząca twe lico!

Krzyki usłyszał wieśniak, jeden z ostatnich nadal przebywających w karczmie. Podpity wyszedł na werandę, a widząc obrazek obrzydły, chodzącą dwunożną gangrenę w świetle pochodni, zwrócił zaś natychmiast jadło i trzy kufle piwa wydojone jeden za drugim. Zatoczył się po tym i runął ze schodów tak niefortunnie, iż kark jego trzasnął z dźwiękiem łamanej deski. Oczy mu wyszły z orbit, a oddech zniknął wraz z życiem.

Ladacznica zawyła straszliwie. Fablok poczuł, jak piskliwy, nieznośny dźwięk rozrywa mu powoli błony bębenkowe uszu. Instynktownie wyprowadził celny cios w szpetne lico kurtyzany, między oczy. Ta odskoczyła od uderzenia, padła płasko na ścianę karczmy, a dłoń nieumyślnie wsadziła w płomień pochodni. Potem w bólach upadła w ciemność i łkając głośno, wzywała wszelkie zło, aby uleczyło ją natychmiast.

Czarownik podszedł do ciała wieśniaka. Na werandzie stanęła właścicielka karczmy – podbita jak zawsze. Na ladacznicę nie chciała patrzeć. Zapłaciła dwóm zbirkom z wioski, którzy właśnie schodzili z pięterka po obfitym chędożeniu.

– Zabrać to ścierwo i spalić. Bo mi smród roznosi i ludzi płoszy – nakazała i sypnęła złotymi monetami.

Fablok przez moment nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nie był już tak zmęczony jak niedawno, ale nadal miał zamiar spocząć w łożu. Wszedł na werandę.

– Narobiłeś mi smrodu, czarowniku – powiedziała właścicielka. – Trup wieśniacki i to pryszczate coś.

– Więcej mnie tu nie zobaczycie. Jedna noc, a jutro odejdę w swoją stronę.

Przytaknęła. Tamtej nocy Fablok spał twardo, nie myślał o tym co zaszło, ani o kurtyzanie, ani wieśniaku. Po prostu smacznie spał.

 

Czasami wracał do tej historii, ale zwykle starał się jej nie pamiętać. Nie miał w zwyczaju nokautować ladacznic. Mógł użyć zaklęcia usypiającego, ale strzał między oczy był zwyczajnie prostszy. Ale to przeszłość. Czarownik Fablok, słysząc zbliżające się do jego komnaty kobiece kroki, usiadł na brzegu łoża i cierpliwie czekał. Kiedy drzwi otworzyły się, stanęła w nich ta, za którą zapłacił słono. Czy się wahał? Nie. Musicie bowiem wiedzieć, że poza tym, iż czarownik Fablok miał opinię kiepskiego teoretyka magii, był też cholernym hipokrytą ceniącym ponad wszystko piękno urody kobiecej. Jak każdy czarownik nienawidził ladacznic, ale w komnacie na piętrze karczmy potrafił zrobić wyjątek.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • droga_we_mgle miesiąc temu
    Zapomniałam o tym uniwersum, ale kiedy tylko przeczytałam imię Czarownika, przypomniałam sobie :)
    Lubię fantasy (no, miewam z nim takie ambiwalentne stosunki), ale lubię też teksty traktujące ten gatunek mniej poważnie :))

    Pozdrawiam ~
  • Aleks99 miesiąc temu
    Uniwersum zapadło w hibernację, ale powoli się budzi, dzięks
  • Bettina miesiąc temu
    No faktycznie rzeczownik to uni_wersum?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania