Z rozmaitości czarownika Fabloka - Regulacje jelitowe

Czasami los w geście upokorzenia totalnego wytacza wobec nas ciężkie działa. I tak też przekorny, krnąbrny pan życia i śmierci  - los okrutny, doświadczył czarownika Fabloka.

Poranek był mglisty i chłodny. Przepastne łąki, ciągnące się po prawej stronie traktu przyoblekły mleczne korowody mgieł, a niebo przybrało kolory purpury i ognia na wschodzie.

Czarownik szedł dobrze ubitym, wytyczonym traktem, co jakiś czas wzmocnionym krawężnikami, ale odkąd opuścił przytułek dla ciemnoty okolicznej, gdzie przespał całą noc, czuł coś niedobrego w jelitach.

Był przekonany, że to tamtejsze jadło, skropione czymś nieświeżym, zaczęło bunt w trzewiach.

Przytułek nie przyjmował zwykle podróżnych na nocleg. Pokoje zajmowane były przez żebraków, ślepych kupców i sieroty. Nie było nocy, by ktoś kogoś nie zarżnął z zemsty czy chorej paranoi głupca. Kiedy Fablok się zbudził, korytarzami wynosili jakiegoś małoletniego nieboraka z rozszarpanym gardłem i obciętymi palcami u dłoni i stóp.

Jeden z tych, co nieśli truchło, rzekł do czarownika:

– Dzisiaj tylko jeden, panie.

Czarownik skinął głową, choć nie interesowało go, kto zmarł w tej wylęgarni hołoty. Chciał czym prędzej ruszać w drogę.

Zatrzymał się na moment. Zauważył zwalone drzewo niedaleko, podszedł tam i zasiadł na konarze, oddychając ciężko. Ach, przydałby się jaki ustęp sterylny, zamarzył, czując coraz silniejsze skurcze w podbrzuszu.

Wtem zza winkla, a konkretnie zakrętu wyjechał na koniu jakiś wojak bezkształtny w zbroję obleczony. Pędził co sił, ale widząc siedzącego przy drodze czarownika, wnet zatrzymał konia i zaczął się przyglądać.

– Czego tu szukasz, czarowniku? – zapytał złowrogim głosem.

– A kij ci w pochwę, że się pytasz, blaszaku – odparł Fablok, poirytowany przybyszem i bólem jelit.

– Krnąbrny z ciebie cap, czarowniku. Takich jak ty swego czasu kolekcjonowałem, konkretnie łby z wybałuszonymi oczami.

Fablok nie zaląkł się na te śmiałe deklaracje. Znał on takich wojaków jak ten oto chojrak. Dużo to paplało, ale pożytku nie czyniło na polu walki.

– Zmierzałeś dokądś galopem. To i nie trać czasu na czcze ględzenie. Pędź i nie zatrzymuj się dla własnego dobra.

Jeździec na te słowa zsiadł z konia i chwycił za miecz.

– Nie wiesz, z kim czynisz gierki, staruchu!

– Jak to nie? Widzę. Konował mi stoi przed oczami, knypek plugawy przy swej klaczy ledwo żywej.

Wojak dobył broni i już kierował się w stronę Fabloka, ale oto gazy zebrane w jelitach czarownika poczęły nagle zwiększać swą objętość z niespodziewaną szybkością, by w kulminacji tejże sceny puścić otworem spustowym solidną dawkę zjełczałego fetoru.

– Mateńko moja! – jęknął wojak i prędko na koń wskoczył jak skoczny król, a potem galopem popędził, zostawiając jednak miecz na pastwę losu.

– Nie mnie licho nie weźmie. Dość. Ustępu mi trzeba! – zawołał Fablok i z marszu ruszył przed siebie.

 

Uszedł czarownik kilka mil, pod koniec czując się już bardzo źle. Ale szczęście widać trzymał wciąż na wodzach, bo oto przy trakcie, lekko na uboczu stała budowla całkiem nowa, a przy niej jakiś wieśniak niedomyty.

– Panie, wyglądasz źle – powiedział chłopek.

Fablok spojrzał na karłowatego kmiecia i prychnął jedynie z pogardą.

– Cóż to za budowla? – zapytał zaraz potem.

– Jakże to, nie widać? Sracz nad sracze.

Czarownik dopiero teraz zauważył inicjały toaletowe wykute w kamieniu nad wrotami prowadzącymi do środka.

– Dopiero co otwarli dla wszystkich.

– Ileż taka przyjemność?

– Póki co, panie, nic. Dlatego tu stoję i czekam.

– Ktoś już jest w środku?

– No ba! Moja małżonka!

Czarownik kiwnął głową.

– Ja więc po niej będę.

– Nic z tych rzeczy, panie. Kolejka jest święta i świętą rzeczą jest stać i czekać.

Fablok poczuł na te słowa kolejny mocny ucisk w jelitach. Najmocniejszy był on ze wszystkich do tej pory.

– A niech was diabli, brudne kmioty! Złaź z drogi!

Z ustępu w tym czasie wyszła szkaradna postać w podartych szatach, które nie zdołały zasłonić jednej, wyjątkowo sflaczałej i okrytej pancerzem brudu piersi.

Kobieta podeszła do swego knura i razem tak stanęli przy swojej racji, że Fablok nie miał pola manewru. Kątem oka jednak zauważył, iż toaleta ma certyfikat ochrony przeciw smokom z tutejszej doliny. Była ognioodporna i wydzielała odpychający feromon, który unieszkodliwiał każdą furię smoczyska i robił z tegoż wielkoluda kłębek nerwów i strachu.

Niewiele więc myśląc, a czując nieubłagany finał tej parszywej dolegliwości, Fablok wtargnął z rozpędu do środka i wrota wnet zaryglował ściśle, tak że wieśniacy, choć z uporem, nie mogli nic zrobić. A siedząc już na tronie i z woli własnej poluzowując zwieracze, rzucił czarownik zaklęcie pierwsze lepsze co przywołuje natychmiast jakieś smoczysko z okolicy. I nie minęło wiele chwil, jak dało się słyszeć ryk bestii a po nim krzyki przerażonych wieśniaków.

I tym razem czarownik Fablok wyszedł zwycięsko z batalii z własnymi trzewiami. Parka kmieci zaś dokładnie w abstrakcyjnym stylu rozrzucona została kawałeczkami po trakcie w odległości nie większej niż dwadzieścia kroków. Brakowało paru elementów. Smoki z natury gardzą mięsem pospólstwa, trawionym niedożywieniem i chorobami.

Odchodząc, ze szczęścia i nieuwagi czarownik wdepnął z pierś kobiecą, tę samą, pokrytą pancerzem brudu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • 00.00 miesiąc temu
    Mateńko moja! Uduszę się ze śmiechu przez tego Maga 🤣
    Co za pomysł!
  • Aleks99 miesiąc temu
    Fablok to jedyny taki Mag w tej części Internetu, dziękuję za komentarz, ale dusić się nie zaleca :)
  • 00.00 miesiąc temu
    Aleks99 😁 Poczekam na zły humor i przeczytam resztę części o Magu dla mojego bezpieczeństwa. 😉
  • Bettina miesiąc temu
    Aleks99
    Sorry, ale anegdota. Usmialam sie z opowiesci mojej siostry, ktora mowi - jako mloda osoba jestem u lekarza , ktory pyta - wymioty?
    Tak, Nudnosci - tak , Gazy- Nie. Siostra mowi - wiesz, bo ja ....
  • Aleks99 miesiąc temu
    00.00 wpadaj kiedy chcesz :)
  • Aleks99 miesiąc temu
    Bettina rozumiem, że musisz pisać i komentować, bo taka twoja natura, ok, ale nie licz, że odpowiem kiedykolwiek ;)
  • Bettina miesiąc temu
    Aleks99
    Nie musisz, życze Ci bardxo bardxo z serca.
  • Bettina miesiąc temu
    Szkoda czasu.

    Szkoda wiedziec - nigdy do tego nie doszlo nic oprócz braku szczəśliwego zakończenia. I nie myślẹ o innym.

    Tobie sie wydaje?
    Stala posrod kwiatow, ktore rosly nareczami , kolorowe od zieleni po granice groszku, jak postac wyciẹta z jakiejs karmazynowej powiesci - kamraci? Bracia?
    Bracia Karamazow. Padal niebieski snieg.
    Sine zajscie? Czy piẹkno jego , gdy tworzyl z nia calosc , oboje jednakowo piekni, piekni, piekni, naturalnym wrodzonym doborem genów.
    To moze przejsc w zaraze, nastepne pokolenie tak pieknych , krolewskich dzieci. To nie moze, nie moze byc - krzycxala populacja- a ja bieglam do ciebie, mijajac stado brzydkich ludzi, bo wiedzialam, ze moja ... to ta piekna I po tym ją rozpoznalam.
  • Bettina miesiąc temu
    Tez nie odpowiem, kiedykolwiek A co to kiedykolwiek?
  • droga_we_mgle 2 tygodnie temu
    Wiem, że funkcja serii jest głównie komediowa (i świetnie spełnia to zadanie😆), ale doceniam, że przy okazji zwraca uwagę na te mroczniejsze i brudniejsze fragmenty fantasy, które przez co bardziej idealistycznych autorów bywają pomijane.

    "A kij ci w pochwę, że się pytasz, blaszaku" ulubiony fragment😆
    "Odchodząc, ze szczęścia i nieuwagi czarownik wdepnął z pierś kobiecą, tę samą, pokrytą pancerzem brudu." - Karma doścignęła bohatera?

    Pozdrawiam :)
  • Aleks99 2 tygodnie temu
    Mroczne rejony zawsze warto penetrować, dzięki temu przynajmniej jakieś pozory oryginalności są zachowane, dzięki :)
  • rozwiazanie 2 tygodnie temu
    Twój styl przypomina Monty Python skecze.5. Pozdrawiam.

    „Wojak dobył broni i już kierował się w stronę Fabloka, ale oto gazy zebrane w jelitach czarownika poczęły nagle zwiększać swą objętość z niespodziewaną szybkością, by w kulminacji tejże sceny puścić otworem spustowym solidną dawkę zjełczałego fetoru.

    – Mateńko moja! – jęknął wojak i prędko na koń wskoczył jak skoczny król, a potem galopem popędził, zostawiając jednak miecz na pastwę losu.

    – Nie mnie licho nie weźmie. Dość. Ustępu mi trzeba! – zawołał Fablok i z marszu ruszył przed siebie.” :))
  • Aleks99 2 tygodnie temu
    A bardzo dziękuję, za ocenę i ciepły komentarz;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania