Poprzednie częściZa Górami ROZ.1

Za Górami ROZ.3

Kto wymyślił żeby wstawać tak wcześnie? Ahhhhhh. Może chociaż cesarz ma mi coś ważnego do przekazania. Idąc w strone pałacu na skąpo wybrukowanej drodze nie było żywej duszy, a przynajmniej tak mi się wydawało.

-Nie zgubiłeś się?

Usłyszałem dość przyjaźnie brzmiący głos.

-Nie.- Odparłem bez odwracania się.

-Nie widziałem cię tu wcześniej, a wiesz na tej drodze mogą przebywać tylko członkowie gildii.

-Nie mój problem.- Krótko odpowiedziałem na zaczepke.

-No weź już uciekasz. Chciałem tylko porozmawiać.

Po czym podbiegł i złapał mnie za ramie.

-Należe do gildii. Więc mnie nie zatrzymuj.

Był wysokim blądynem o błękitnych oczach. Na oko mierzył metr-osiemdziesiąt. Dumna postawa dodawała mu wzrostu, a pogodny uśmiech przekazywał nadzwyczajną serdeczność.

-Spokojnie, wiem.

-Więc po co mnie zatrzymujesz?

-Chciałbym słóżyć radą.-Uśmiech w jednej chwili zniknął z jego twarzy, na jego miejsce zawitała twarz bez zupełnie żadnego wyrazu.

-Ohh, słucham więc.- Prostując się powiedziałem podirytowany.

-Lepiej wycofajcie się z turnieju.

Zupełnie nie wiedziałem co ma na myśli. Jednak podirytował mnie więc nie mogłem mu już odpuścić.

-Huh? Boisz się?

-Hahaha.- Zakrył dłonią twarz tak że widać było tylko oko. Które wybuchło szaleńczym płomieniem.- Miałeś szanse.

Po czym rozległ się blak, a on sam zniknął.

-Co za dziwny gościu.- Szepnąłem sam do siebie.

Gdy w końcu stanołem przed pałacem przywitało mnie chyba dwódziestu rycerzy. Wszedłem przez główną brame do sali tronowej. Chłopak którego spotkaliśmy z Terrą wtedy w zauku wyglądał zdecydowanie inaczej. Korona oraz krwisto czerwona szata dodawała mu nieco powagi. Nieco.

-Chciałeś mnie widzieć.

-Dobrze że nic ci nie jest, martwiłem się o ciebie kiedy po twojej bochaterskiej akcji nie mogłeś się wybudzić.

Pewnie miał na myśli sytuacjie w której wściekły na okupującego tron pseudo-władce żuciłem się żeby zadośćuczynić za to co zrobił Aquie. Poniosło mnie wtedy troche nie ukrywam. Choć byłem pewny że narobie sobie przez to kłopotów, nie obchodziło mnie to.

-Zeby było jasne nie zrobiłem tego dla ciebie.

-Szacunku troche dla władcy.-Głos rozległ się z wnętrza sali.

-Hah, spokojnie.-Cesarz zwrócił się do jednego z rycerzy.- Mimo wszystko dziękuje. Kiedy mój ojciec zmarł niedawno, część ludzi której nie podobało się że na tronie ma zasiąść dziecko. Obmyślili plan. Ratując życie uciekłem z zamku, oni zaś uwieźili moją siostre. Spodziewali się że po nią wruce. Na całe szczęscie spotkałem ciebie.

-Więc to po to mnie wezwałeś?-Zapytałem podirytowany, myślą że tylko po to tak wcześnie wstałem.

-Nie, nie skądże. Słyszałem od twojej przyjaciułki że pochodzisz zza gór. Przez co nie wiesz zbyt dużo o tutejszym życiu.

-Nie pochodze zza gór, ale faktem jest że nie wiem zbyt wiele.

-Tak też myślałem. Niemożliwe jest ich przekroczenie.

Wtedy wyobraziłem sobie jak silnym pchnięciem wiatru zostałem wypchnięty z kwatery mojej mistrzyni przebijając połowe gór. Tamte regenerowały się na moich oczach. Przybiło mnie samo wspomnienie o niej.

-To wcale nie jest niemożliwe.- Prawie że wyszeptałem

-Ciekawe. Mniejsza więc zaczniemy od zasad gildi, to cie pownie najbardziej zainteresuje.

1-Każda gildia musi comiesiąc odprowadzić danine dla cesarstwa.

2-Żeby zarabiać możecie wykonywać rużnorakie zadania.

3-Zapłata musi mieścić się w zakresie zależym od złożoności zadania, całość jest uregulowana przez cesarstwo.

4-Każda z gildii ma prawo do ucześtnictwa w turnieju, zwycięsca ma prawo do jednego życzenia, oczywiście musi być ono realne do zrealizowania. W turnieju są kategorie dzielące się się na jednoosobowe trzyosobowe oraz pięcioosobowe. W finale cała toczy się pojedynek pomiędzy wszystkimi członkami danych gildii.

Po kolejnych dwóch godzinach zanudzania mnie zasadami prawami, oraz przywilejami w końcu zamierzałem odejść.

-Czekaj jeszcze zapłata.

Odwróciłem się zaskoczony. W moje ręce został przekazany mieszek z monetami.

-Misje ratunkowe nie są najbardziej dochodowe, ze względu na prawo moge dać zaledwie tyle. Jeszcze raz dziękuje.

-Polecam się.- Po czym pośpiesznie wyszedłem żeby czasem nie zatrzymał mnie jeszcze.

Przechodziłem rynkiem zamyślony. ,,Więc muszę zdobyć jakieś zadania żeby nas utrzymać hyyym, ale i tak nie da mi to nic skoro nie mogę użyć mocy. Musi być coś co pozwoli mi nie tracić kontroli za każdym razem gdy tylko bardziej się wczuje,, z moich rozmyślań wyrwał mnie głos. Był to wysoki, świetnie zbudowany starszy mężczyzna, śiwinza świetnie do niego pasowała. Machał do mnie wołając.

-Hej chłopcze.

Podszedłem do niego.

-Tak?

-Pomógł byś mi z tymi pudłami. Są strasznie ciężkie, a nie mogę sobie na zbyt wiele pozwalać w tym wieku.

Swoją budową przyczmiłby niejednego rycerza w młodszym wieku. Więc wydało mi się lekko dziwne to że potrzebował pomocy z rąk wątło wyglądającej osoby, jeszcze to że raczej nie wzbudałem swoim wyglądem czy stylem bycia zaufania. Dziwne że akurat to mnie poprosił o pomoc.

-Dobrze, gdzie?

-Tam na ten wóz.- Powiedział wskazując palcem.

-Dobra biore się do...-Złapałem pierwszy z góry karton przy czym prawie urwałem sobie ręce. Cięzkie to mało powiedziane. Jednego nie byłem w stanie unieść, nawet tuż nad ziemie, nie mówiąc już o przeniesieniu ich do wozu stojącego ledwie pietnaście metrów dalej.

-Jeśli nie możesz podnieść całości, czemu nie spróbujesz z małą cześcią.-Powiedział szeroko uśmiechając się.

Otworzyłem karton i wyjąłem siedem z małych świecących niebiesko-fioletowych kryształów. Zdanie to zabrzmiało dość dziwnie. Jednak skupiłem się na tym że on pierw poprosił o pomoc a potem wyśmiał. Trzymając je w rękach nie wydawały się już tak ciężkie. Znów wróciłem myślami do swojego problemu powoli idąc w strone wozu. Jedna myśl w dziwny sposób krązyła mi po głowie dosłownie w ułamkach sekundy. ,, Jeżeli nie dasz rady rady z całością sprubuj z częścią, Nie z całością tylko z częścią, Nie z całością tylko... ,,

-Hyyyy , Wiem.-Wciągnąłem powietrze i prawie że wrzasnąłem.

Odwróciłem się do mężczyzny ale nie było go tam już zniknął wraz z kartonami. Gdy spowrotem odwróciłem się spowrotem do wozu, w miejcu którego stał już jakiś stragan. Byłem ogromnie zdziwiony, konstrukcjia tego zdania była dziwna, mężczyzna był dziwny, cała ta sytuacjia była dziwna. Nabajdziej niedorzeczna w tym wszystkim była myśl że w świecie w którym moc decyduje kim jesteś. Specjanie ją ograniczyć. Nigdy bym nie wpadł na to sam, z łatwością mogłem to stwierdzić już wtedy. Odrzucając od siebie myśli pobiegłem odrazu w strone domu zabrać z tamtąd Flare i z nią udać się na miejsce wyznaczone nam do treningu. W końcu ona potrafi mnie opanować. Jednak miałem nadzieje że nic takiego się nie wydarzy.

Zobaczyłem że Flare siedzi na kanapie w salonie. Piła prawdopobnie cherbate. Złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem ze sobą. Nie był to najbardziej wyrafinowany sposób na poproszenie o pomoc. Lecz byłem tak podekscytowany że nawet nie zastanawiałem się zbytnio.

-Czekaj, co ty? Aaaaa!

-Wytłumacze ci po drodze.-Biegnąc wytłumaczyłem jej całą sytuacjie.

W końcu po dłuższej chwili biegu znaleźliśmy się na chali. Był to kamienny budynek wyłożony deskami na podłodze. Na środku znajdowała się prostokątna wyznaczona do pojedynków przestrzeń. Kamiennie podniesienie. W rogu stało kilka manekinów drewnianych mieczy i tym podobnych, natomiast samą chale otaczały trybuny. Na oko mogły zmieścić trzysta osób.

-Więc chcesz nauczyć się kontrolować?-Zapytała zupełnie nieswoim tonem. Byla poważna a jej głos brzmiał sucho.

-Tak dokładnie.

-Z jakiego żywiołu ty właściwie korzystasz? Aqua wspominała coś o wietrze, ale po tym co widziałam jestem przekonana że to ciemność.

-Oby dwie macie racjie.

-Potrawisz korzystać z dwóch żywiołów?- zapytała zszokowana.

-Nie rozumiem co w tym niezwykłego. Wystarczy się skupić. Pozatym używam wszystkich.

-Nie możliwe. Przecież nie da się posiadać sześciu elementów.

-Jak to sześciu?-Byłem zdezoriętowany.

-Księgi opowiadają o bochaterze który to potrafił ale to tylko legendy.

-Nie to miałem na myśli. Elementów jest dwadzieścia cztery.

-Hah dobrze rozumiem. Jeżeli chcesz robić sobie żarty to nie musiałeś mnie zaciągać aż tu.

-Mówie poważnie. Jak inaczej wytworzyć lód, czy na przykład korzystać z pnączy?

-Lód to wiatr i woda, a pnącza to woda i ziemia. Możesz przestać się ze mnie nabijać.

-Nie rozumiem po co łączyć je ze sobą skoro możesz wytworzyć je odrazu. Skoro twierdzisz że można używać tylko jednego to znaczy że do stworzenia ich potrzebujesz dwóch osób. Z resztą nie ważne. Zapomnij o tym. Załużmy że będe jestem magiem ognia. Pomożesz mi?

-Więc zacznijmy od pojedynku.-Była wyraźnie podirytowana.

Prawdopodnie myślała że z niej drwie. Możliwe też że właśnie wywracałem zasady jej świata do góry nogami. Więc nie chciałem już ciągnąć tematu.

-Przygotuj się. Skoro się uczysz spróbuj tego co chcesz zrobić. przyjme pierwszy atak.

Przez chwile myślałem jak to zrobić. Zazwyczaj w tym momęcie wyobrażałem sobie płąmień który wydostawał się z mojej dłoni. Pomyślałem o przeciąganiu strumienia przez całe ciało, ale nie miałem pojęcia od której częci powinienem zacząć. Jeżeli byłby to koniec innej kończyny prawdopodobnie niekontrolowanie zaatakował bym nim zdążył bym się skupić. Nie więdząc czemu pomyślałem przez chwile o skrzydłach. Wtem wpadłem na pomysł. Poczułem ogromny gorąc w okolicach łopatki. Powoli jakby rurami przeprowadzałem ciepło przez bark do łokcia. Cały czas starając się powtrzymać ciepło jakby regulując temperature. Dalej słabnący gorąc przenosił się przez nadgarstek kierując się do palców wskazującego i środkowego wyciągniętych przed siębie. Gdy już ogień pojawił się przed palcami w ułamku sekundy w kierunku Flare wbił się cięki promień. Leciał z ogromną prędkością. Naglę rozległ się huk. Przed moim oponentem pojawiła się ściana ognia. Zdołała zablokować wiązkę.

-Nie miałeś się chamować?-Zapytała zadziornie.

-Robię co mogę.

Wiedziałem że znalazłem sposób. Był on dość męczący, ale nie czułem znanego mi już doskonale poczucia powolnej utraty świadomości. Nie dane mi jednak było zbyt długo rozkoszować się chwilą. Lewą nogę zarzuciłem do tyłu uchylając się przed nadlatującym ognistym wirem. Flare stała już około pół metra przedemną. Gdy ją zobaczyłem w moją strone zmierzał już poziomy łuk płomieni. Padłem na plecy. Szybki przewrót w tył. W moją twarz z zabujczą prędkością zmierzała płonąca pięść. Wybuchy pod moimi stopami spowodowały skok na jakieś cztery metry do góry. Wypuszczając środkowy palec z pod kciuka. Gigantyczna kula ognia leciała wprost na jej głowe. Odskoczyła w tył. Po czym dmuchnęła ogromnym strumieniem ognia. Odpowiedziałem jej tym samym dalej będoc w powietrzu. Po tym ataku wylądowałem na ziemi. Gdy nagle do sali wpadły Aqua i Terra.

-Szkoda że musimy wam przerwać zabawe.-Powiedziała Terra z uśmiechem.

-Mamy misjie, pilną.-Dodała Aqua zupełnie jak by zdawała raport.

Wyruszyliśmy w strone małej wioski pośrodku lasu położonej gdzieś na południu od stolicy. Szliśmy pieszo dość szybkim krokiem. Dowiedziałem się że sprawa dotyczy grupki bandytów ściągających characz z owej wioski. Dla Aquy pilne było by im pomóc a nie sama waga wydarzenia. Co gorsza mieliśmy około cztery godziny drogi.

Odrazu po wejściu do wioski zostaliśmy skierowani do domu w centrum. Na wielkim drewniamy krześle siedział mężczyna bardzo otyły o ciemno brązowych włosach. Przedstawił się jako sołtys. Opowiedział O całej sytuacji. Dowiedzieliśmy się że dziś wieczorem przydzie kilku z nich po zapłate. Aqua postanowiła że to my im niby ją przekażemy łapiąc ich i zmuszając by doprowadzili nas do reszty swojej bandy.

Promienie zachodzącego słońca delikatnie przebijały się przez wysokie korony drzew. Cztery osoby w kapturach Już od prawie godziny czekały przed południową drogą do wioski. Kiedy nagle usłyszeliśmy głośne radosne krzyki, stupotanie kopyt konia, oraz dzwiek kół powozu. Po chwili zatrzymali się przed nami. Najwyższy z nich wyciągnął dłoń oczekując na zapłate.

-Tylko tyle?-Zapytał podirytowany.

-Nie mieliśmy więcej.-Mówiła prawie zapłakanym głosem Flare.

-Co to nas obchodzi? Kim wy wogule jesteście? Nie widziałem was wcześniej.-Powiedział najwyższy z trójki zbujów.

-Sprawiedzliwością.-Poważnie Powiedziała Aqua zciągając kaptur.

-Hahahahhahhahaha nie wierze że to powiedziałaś.-Terra prawie zaczęła tarzać się po ziemi ze śmiechu.

-Co? Przeicież to...-Spojżała na mnie- To nie było śmieszne.-Zrobiła się cała czerwona gdy zobaczyła że podcieram łezkę.

-Pffff.- Parskneła Flare.- Nie rób tego nigdy wiecej. Nie mogę przez ciebie pozostać w roli.-Po czym także zaczeła się śmiać.

-Przestańcie już!!!!-Wrzasneła oburzona Aqua.

Trzech mężczyzn siedzących na powozie było widocznie zdezoriętowanch.

-Koniec wygłupów.-Ponownie powiedział najwyższy.

Cała trujka zaskoczyła z powozu obnażając ostrza. Dziewczyny w sekunde się uwineły. Po czym zgodnie z planem zmierzaliśmy do ich głównej kwatery. Nie poszło tak trudno jak myślałem wystarczyło troszeczke im pogrozić. Nagle z lewej strony śmignął cień. Miałem złe przeczucia. Oglądałem się za ową postacią.

-Poradzicie sobie same?

Nie czekając na odpowieć żuciłem się w pogoń za cieniem. Po około pięciu minutach gonitwy postać zatrzymała się na dość sporej polanie wewnątrz lasu. Był sporych rozmiarów. W czarno-zielonej zbroi złożonej z prostokątnych płytek. Zakrywających całe ciało. Twarz zasłaniało mu zielona szyba w kształcie litery V.

-Kiedyś byłeś szybszy.

Od razu wiedziałem że to jeden z szóstki która zabiła moją mistrzynie.

-Jak byś mnie znał.

-Więc ty dalej nie pamiętasz.-Z jego tonu głosu nie dało się wyczuć ani krzty emocji.

-Mało mnie to obchodzi. Ważne że sam do mnie przyszedłeś. Powiesz mi gdzie podziewa się reszta zanim cię zamorduje.-Starałem się opanować emocjie najmocniej jak mogłem.

-Są poza twoim zasięgiem. W tym stanie nie zdołasz nawet mnie drasnąć nie muwiąc już o zabiciu. Po co ci więc wiadomość o reszcie? Z resztą jeden jest bliżej niż ci się wydaje.

Przyjął postawe do walki. Próbowałem zrobić to czego nauczyłem się dziś rano. Lecz byłem zbyt wolny. Nim poczułem przepły wody w łokciu zostałem zdzielony kamiennym słupem wyrastającym z ziemi.

-Boli mnie to że nie masz już mocy.-Z jego głosu dało się wyczuć delikatną nutke współczucia.

-Przestać gadać tak jak byś coś o mnie wiedział.

Musiałem się go pozbyć nawet za cene utraty kontroli. Wiedziałem że nikt mi teraz nie pomoże. Odsunołem jednak niepokuj związany z tym że nie wiem co się ze mną stanie. Niebieskie światło rozwietliło moje oczy. Widząc to rycerz otoczył się skałami. Wodne bicze okładały osłony ze wszystkich stron. Na jego kontr atak nie musiałem długo czekać. Trzesienie ziemi unieruchomiło mnie praktycznie. wypuściłem więc prawie nie widoczne strużki wodne z opuszków wszystkich palców które niczym nici oplotły całą kopułe pod którą krył się mój przeciwnik. Nagle ze wszystkich stron otoczyły mnie głazy praktycznie zasłaniając cały las wokoło mnie. Gdy zaczęły mnie bombardować pociągnąłem ręce do tyłu a nici rozbiły ochrone oponenta. Zasypany głazami poczułem że to moment w którym się zatracam. Wyskakując z gruzu będąc otoczony lazurową powłoką. Prawą rękę zamieniłem w lodowe ostrze. Prawie wbiłe mu je w środek chełmu. Kiedy ten spojżał na jedno z drzew. Zwrócił wzrok spowrotem na mnie. Wbiłem się prosto w ściane zza pleców błyskawicznie zmiażdzyła mnie dróga. Gdy znikneły z góry odbiła mnie kolejna. odbijając się od ziemi plunąłem krwią. Z niej też wyrosła pozioma ściana która ścisneła mnie z powyższą. Odzyskiwałem kontrole natomiast traciłem przytomność. Atak ustąpił, a ja padłem ledwo żywy na ziemie.

-Jednak zdołałeś mnie drasnąć.-zaczął odchodzić.-Mam niedzieje że wkrótce wrócicie.

Nie zrozumiałem znaczenia tych słów. Zdziwiłem się jednak że nie pozbył się mnie. Zasypiałem tracąc przytomność. Gdy jeszcze na chwilę otworzyłem oczy ujżałem kontury wysokiej postaci.

-Musisz pozbyć się pieczęci.-Niski męski głos rozbrzmiał w mojej głowie.

Jedyne co żuciło mi się w oczy była to śiwizna.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania