Poprzednie częściZa ścianą #1

Za ścianą #2

NOC DRUGA

 

Nie wytrzymuję. To było do przewidzenia – nie mogę przecież spędzać każdej nocy na samotnym piciu wina i ciepłych kąpielach, nawet z przerwami na opatrywanie sąsiadek, które nie potrafią normalnie chodzić po schodach – oby tylko nie mieszkało tu takich więcej! Gdybym chociaż mogła zasnąć… lecz szkoda mi marnować tych pięknie ponurych nocy na sen. Każda noc jest mi siostrą – nie powinnam ich zatem bezczelnie ignorować. Poza tym – przecież nie wybrałam sobie tego miejsca przypadkiem. Mam tu coś do zrobienia i nie widzę powodu, by z tym zwlekać.

Muszę nieco poznać okolicę, lecz prędko pojmuję, że noc tutaj nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Nawet latarniom nie chce się świecić – co prawda mnie to nie przeszkadza, ale nie pomaga też w nawiązywaniu nowych, ciekawych znajomości. Do „swoich” jeszcze wrócić nie mogę, nie tak od razu – sama przecież uparcie twierdziłam, że chcę od tego wszystkiego odpocząć, od całej tej wielobarwnej komuny, która tak naprawdę jako jedność sprawdza się wyłącznie w chwili wspólnego zagrożenia. To jest dobre dla nas wszystkich, ale w pewien sposób również męczące. Jesteśmy jak cały świat w pigułce – mieszanka iście wybuchowa. Wcale nie chcielibyście nas poznać, nawet jeśli tak wam się teraz wydaje – rozczarowalibyście się, prędzej lub później.

Myślicie, że żyjecie w parszywych czasach i jeszcze bardziej parszywym miejscu? Że nie macie żadnej przyszłości, że tylko wegetujecie w oczekiwaniu na śmierć? Jeśli tak, to powinniście przejść się teraz ze mną ciemnymi uliczkami tego miasta, a od razu zmienilibyście zdanie. Wszystko jest takie nijakie – bezbarwne, bezdźwięczne, bezzapachowe – jakby w ogóle nie istniało. O, zgrozo, nikt nawet nie próbuje mnie napaść i okraść, chociaż z całą pewnością wyróżniam się wyglądem na tle tych smutnych półcieni. Niech żyją prawo i porządek! Szkoda tylko, że kosztem wszelkich intensywniejszych smaków życia.

Nie spodziewam się znaleźć tu jakichś szczególnie interesujących atrakcji, lecz w pewnej chwili po prostu staję jak wryta przed witryną starego, zaniedbanego sklepu muzycznego. Sklepu, w którym można kupić gramofon… i płyty winylowe! Cholerne winylowe płyty! Jakim cudem one w ogóle jeszcze istnieją? Co prawda sama nigdy nie uważałam się za fankę rzeczy dawno już zapomnianych, ale znam wielu ludzi, którzy podobne miejsca zwykli traktować niczym niespodziewanie odnaleziony raj na ziemi. Ponieważ sklep nie wygląda na porzucony ani tym bardziej okradziony, obiecuję sobie, że wrócę tu za dnia – może znajdę coś dla siebie albo dla mojego Szefa – „niepoprawnego kolekcjonera pamiątek z czasów dawno minionych”, jak lubię o nim myśleć, choć wiem, że sam nigdy by się tak nie określił. Najbardziej zadziwiające jednak jest to, że on ze wszystkiego potrafi zrobić praktyczny użytek – i to niekoniecznie taki, jaki mogłaby narzucić odgórnie ustalona funkcjonalność danego przedmiotu.

Ochota na wałęsanie się po okolicy nagle mi mija – chyba dość już widziałam jak na jedną noc i równie dobrze mogę zasiąść na swoim rozlatującym się balkonie, wpatrując się w gwiazdy aż do bladego świtu. Żałuję, że nie mogę od razu zaopatrzyć się w gramofon i co najmniej kilka płyt, które umilałyby mi kolejne noce. Może kiedyś, w czasach, gdy byłam znacznie mniej cierpliwa, złapałabym pierwszy lepszy kamień, stłukła tę brudną szybę i zabrała wszystko, co tylko przypadłoby mi do gustu. Ale to już nie są te czasy, więc po prostu grzecznie zawracam. Nie, cierpliwość wcale nie jest cnotą – jest piekielnym wrzodem na dupie.

Nigdy nie lubiłam wind. Wiem, co sobie teraz myślicie – nie, wcale nie mam klaustrofobii ani żadnego podobnego gówna. Nie lubię i już. Tak samo, jak można nie lubić żółtego sera albo trzydziestostopniowych upałów, opery albo dymu papierosowego. Albo tego, że sklepy muzyczne są czynne tylko za dnia. W starych budynkach, takich jak ten, windy są prawdziwym utrapieniem – ciasne, śmierdzące i często się psują. A może to tylko ja zawsze kiepsko trafiam? Tym razem nie mam nawet ochoty tego sprawdzać. Budynek ma dziesięć pięter, moje „nowe” mieszkanie mieści się mniej więcej w połowie, czyli na piątym, co w praktyce oznacza, że mam do pokonania jakąś piekielną liczbę schodów. Już na samym dole zdejmuję ze stóp szpilki – nie dlatego, że są niewygodne, po prostu nie chcę stukać obcasami o posadzkę. Stare nawyki i przyzwyczajenia trudno się przełamuje, nawet jeśli doskonale widzi się ich bezsensowność. Pora wcale nie jest jeszcze taka późna, przynajmniej dla mnie i jak dotąd nawet nie widziałam na oczy większości ludzi, którzy tu mieszkają, czemu więc miałabym chcieć się skradać?

Docieram wreszcie ku drzwiom i zaczynam szperać w czeluściach mojej torebki w poszukiwaniu kluczy. Znajduję je znacznie szybciej niż przeciętna kobieta, lecz mimo tego nie udaje mi się zdążyć zniknąć w mieszkaniu na czas – niespodziewanie daję się zaskoczyć mojej sąsiadce. Najwyraźniej ona również potrafi się zakradać, gdy ma na to ochotę.

– Wybacz… – zaczyna półszeptem, a ja mimowolnie wzdrygam się na dźwięk jej głosu. – Wiem, że już późno, ale chciałam ci tylko podziękować za wczoraj… Wcześniej cię nie zastałam, a teraz zobaczyłam, że wracasz i… nie chciałam czekać do jutra…

Mówi to wszystko jednym tchem, w dziwnym pośpiechu, jakby próbując wytłumaczyć jednocześnie siebie i mnie z tego, że na kilka minut przed północą mamy czelność stać tu i rozmawiać.

– Mówiłam ci już, że nie musisz dziękować – odpowiadam łagodnie, przyglądając się ukradkiem jej twarzy. Całkiem nieźle sobie wczoraj poradziłam – rozcięcia nie były głębokie, więc zdołałam szybko zatamować krwawienie, zaradziłam też opuchliźnie i postarałam się, by twarz Heleny nazbyt mocno nie zsiniała. Widać to, czego nauczyłam się przypadkiem dawno temu, wciąż może znaleźć jakieś niespodziewane zastosowanie.

– Być może ty nie widzisz w tym nic wielkiego, ale dla mnie to nowość – wyjaśnia, już nieco spokojniej. – Widzisz, ten budynek nie jest spokojną oazą. Nie jesteśmy tu dla siebie nawzajem wielką, wspierającą się rodziną. Tak naprawdę nie zwracamy na siebie większej uwagi, każdy żyje po swojemu, do niczego się nie wtrącając. Sama rozumiesz, nigdy nie wiadomo, kto tak naprawdę mieszka za ścianą… Nie doznałam tu zbyt wiele życzliwości… póki ty się nie zjawiłaś.

– Więc tym bardziej się cieszę, że mogłam pomóc. – Posyłam jej delikatny uśmiech, zdając sobie sprawę, że nie mówiłaby tego wszystkiego, gdyby znała choć jeden dzień z mojej przeszłości. Zaprawdę, nigdy nie wiadomo, kto mieszka za ścianą. – Masz ochotę wejść na chwilę? – Proponuję to tylko z grzeczności, bo tak naprawdę chcę zostać sama. Mimo to otwieram wreszcie drzwi, podczas gdy Helena wyraźnie lustruje mnie z góry na dół niepewnym spojrzeniem. Nagle przypominam sobie, w co jestem ubrana i staram się stłumić śmiech. Dobrze wiem, dokąd zapewne popłynęły teraz jej myśli.

– Nie, już późno, a ty na pewno jesteś bardzo zmęczona – odpowiada wreszcie, wyciągając w moją stronę mały pakunek. – To w ramach podziękowania, więc proszę, nie odmawiaj. Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Waham się nieco, lecz w końcu przyjmuję prezent, szczerze za niego dziękując. Zaraz potem się żegnamy, a ja oddycham z ulgą. Gdy tylko ponownie zostaję sama, natychmiast zaczynam żałować, że wzięłam podarunek. Co ona sobie teraz pomyśli? Pewnie zacznie do mnie przychodzić z każdą głupią drobnostką, zacznie uważać mnie za przyjaciółkę i nie będę już mogła się od niej uwolnić, a przecież nie po to się tu wprowadziłam. Wchodzę do mieszkania, zamykam drzwi i z westchnieniem odkładam paczuszkę na komodę – nie mam ochoty się teraz zastanawiać, czy powinnam jednak zwrócić ją Helenie. Przypominam sobie jej niepewne spojrzenie i szeroko się uśmiecham. Może jednak nie będę miała z nią aż takiego problemu, jak mi się wydaje? Może po tym, co zobaczyła i zapewne sobie dopowiedziała, sama chętnie porzuci myśl o bliższej znajomości ze mną?

Sukienka, którą dziś założyłam, na pierwszy rzut oka wydaje się skromna, lecz bardzo dokładnie podkreśla to, co mogłabym uznać za swoje atuty – talię i biust. Odpowiednio wykrojony dekolt i kilka niewielkich prześwitów potrafi doskonale pobudzić do działania wyobraźnię – nawet wyjątkowo ograniczoną. Zdaję sobie jednak sprawę, że wyglądam w niej drogo, zdecydowanie za drogo jak na miejsce, w którym teraz mieszkam, a także wyzywająco – nazbyt wyzywająco jak na zwyczajną kobietę, która codziennie zamyka się w klimatyzowanym biurze jakiejś korporacji. Na miejscu Heleny uznałabym zapewne, że jestem, mówiąc delikatnie, utrzymanką jakiegoś bogatego sukinsyna, może nawet więcej niż jednego. Może któryś zorientował się, że nie jestem „jego” na wyłączność? Może któregoś okradłam lub oszukałam, może wściekł się na mnie i musiałam zaszyć się w tej obskurnej norze, by mnie nie odnalazł? Sama chętnie wyciągnęłabym takie właśnie wnioski, więc jeśli Helena poczyniła podobne spostrzeżenia, to nasza hipotetyczna przyjaźń zapewne skończyła się, nim w ogóle zdążyła się zacząć. Tym lepiej dla nas obu. Jeżeli wy również zaczęliście wyciągać podobne wnioski, z przyjemnością was rozczaruję, mówiąc, że jesteście w błędzie. Nigdy nie chciałam być tego typu kobietą – zależną od kogokolwiek. I można powiedzieć, że jak dotąd całkiem nieźle mi ta niezależność wychodzi.

Dawno temu, w innym życiu, miałam na sobie niemal identyczną sukienkę i wzbudzałam w niej niemal identyczne skojarzenia. Tamtej sukienki już nie ma, tamtej mnie zresztą również. Ale wspomnienia bywają trwalsze nawet niż sama pamięć, bo mieszkają nie tylko w naszym wnętrzu, ale również w otaczających nas przedmiotach, miejscach, widokach, smakach i zapachach. Dlatego tak trudno się od nich uwolnić.

 

***

 

– Kurwa… – syknęłam, zniesmaczona widokiem krwawych plam na mojej prawie nowej, doskonale skrojonej sukience w odcieniu świeżych chabrów. Większość zebranych tu mężczyzn zareagowała na tę sytuację znacznie entuzjastyczniej ode mnie – ich nie obchodziły plamy na czyjejś sukience, oni tu przyszli oglądać krew i wreszcie ją dostali.

– Sama chciałaś być jak najbliżej. – Mój towarzysz rzucił mi przelotne, doskonale obojętne spojrzenie i wyciągnął w moją stronę dłoń z jedwabną chusteczką. – Nie martw się, niedługo kupimy ci nową – dodał, pochylając się w moją stronę, by nie musieć przekrzykiwać panującego wokół harmidru. – Albo i cały sklep, jeśli dobrze pójdzie.

Mimowolnie prychnęłam, wyrywając mu chustkę z ręki.

– Cóż, na razie nie stać nas nawet na to, by tę oddać do pralni – odpowiedziałam z nieco przesadzoną dawką sarkazmu. – Milioner bez milionów to nadal tylko bankrut.

– Nie zawsze potrzeba milionów, by być milionerem. – Wzruszył lekko ramionami. – Wiesz, że uwielbiam twoje poczucie humoru i urok osobisty, ale zachowaj ich trochę dla naszego nowego znajomego. – Skinął głową w stronę ringu, skąd nieco wcześniej spadła na mnie krwawa mżawka. – Musi uwierzyć, że to on potrzebuje nas, a nie my jego. A ja muszę mieć pewność, że nikt nie stanie nam na drodze.

– Naprawdę jesteś przekonany, że to powinien być on? Chyba wcale nie jest aż taki dobry…

– Nie musi być. Gdybym szukał półgłówka, który po prostu umie porządnie przywalić, zapewne znalazłbym takiego na pierwszej lepszej ulicy. Chcę kogoś, kto jest bystry i nie ma nic do stracenia. Najlepszym uczynimy go sami.

– My? – Posłałam mu krzywy uśmiech. – Dlaczego więc mam wrażenie, że tylko ja się staram?

– Chodzi właśnie o to, moja droga, że ty nie musisz się starać. Ty masz naturalny talent. – Jego spojrzenie w dość wymowny sposób zlustrowało moje „talenty”.

– Sama nie wiem, czy to był komplement, czy obelga. – Starłam z dekoltu resztki krwi, po czym wstałam i rzuciłam na swoje miejsce zabrudzoną chustkę. – Muszę się przewietrzyć.

Zanim towarzyszący mi mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zaczęłam przeciskać się przez tłum, nie czekając już na finał walki. Tak naprawdę wcale nie lubiłam tego oglądać – szczególnie gdy mój faworyt zaczynał dostawać tęgie lanie, a ja sama zostałam właśnie „oznakowana” jego krwią – jakież to przewrotnie symboliczne! Nasza znajomość rozwijała się w zaiste niezwykły sposób.

Jeszcze tego samego wieczora, gdy cała wrzawa już przycichła, a wszystko zostało tak porządnie wyszorowane, że ślady jego krwi pozostały widoczne już tylko na mojej sukience, poszłam z nim porozmawiać. Nie chciałam tracić czasu, którego i tak nie mieliśmy w nadmiarze. Zastałam go liżącego w samotności nowo nabyte rany. Nie wiedziałam nawet, czy wygrał i właściwie nie chciałam tego wiedzieć. Uśmiechnął się na mój widok, choć sądząc po wyglądzie jego twarzy, musiało mu to sprawić ból.

– Wróciłaś – stwierdził tak po prostu. – Cieszę się, przyda mi się pomocna dłoń.

– Skąd pomysł, że zechcę ci pomóc? – zapytałam, podchodząc bliżej. – Zbrukałeś mnie dziś, spójrz tylko. – Wskazałam na ciemną czerwień, finezyjnie przyozdabiającą mój niebieski strój.

– Powinienem powiedzieć, że mi przykro i wcale nie miałem takiego zamiaru… – zawiesił na chwilę głos. – Ale… jeżeli przyszłaś tylko po to, by mi to wypomnieć, to cieszę się, że tak się stało. Każdy pretekst jest dobry, by spędzić z tobą trochę czasu.

– Nie mówiłbyś tak, gdybyś wiedział, ile kosztowała ta sukienka.

– Chętnie ją odpracuję, jeśli sobie tego zażyczysz.

– Mogłoby ci nie starczyć życia. – Spojrzałam przelotnie na rozłożone na pobliskim stole środki opatrunkowe, a potem na powiększający się siniak między żebrami mojego dwumetrowego wojownika. – Szczególnie jeśli będziesz tak nieuważny jak dziś.

– Nieuważny zacząłem być dopiero wtedy, gdy wyszłaś. – Wzruszył nieznacznie ramionami. – Zacząłem cię już traktować jak swój talizman. Dotąd nie miałem w życiu zbyt wiele szczęścia. Ujmę to tak – gdybym był częścią deszczu, padającego na ogromną, zalaną kwieciem łąkę, z niemal całkowitą pewnością byłbym jedyną kroplą, która zamiast na pachnące rośliny, spadłaby na jakieś jedno, zupełnie przypadkowe gówno. Nie wiem dlaczego, ale gdy wy zaczęliście przychodzić na moje walki, zacząłem sobie dużo lepiej radzić. To musi coś oznaczać.

– Czyżbym znalazła ostatnią romantyczną duszę na tym paskudnym świecie? – zapytałam z uśmiechem, sięgając po opatrunek. – Może powinieneś był zostać poetą? Zarabiałbyś pewnie tylko niewiele mniej i zaoszczędziłbyś sporo krwi… Ocet? – Silna, ostra woń nagle uderzyła w moje nozdrza.

– Stary, dobry, ale przede wszystkim tani sposób – wyznał bez ogródek. – Nie stać mnie na nic lepszego. Pomożesz mi z tym? Trochę trudno mi bandażować się samemu…

– Naprawdę nie masz nikogo, kto by ci pomagał po tych heroicznych wyczynach? – Delikatnie przyłożyłam nasączoną octem gazę do stłuczenia na jego żebrach i powoli zaczęłam owijać mu ciało bandażem. – Żadnej dziewczyny albo chłopaka? Brata, siostry… przyjaciela? Nikogo, kto cieszyłby się twoim zwycięstwem lub pocieszał cię po porażce?

– Tak jest lepiej – odpowiedział beznamiętnym tonem, pomagając mi bandażować. Nasze dłonie przelotnie się musnęły. – Zbyt wiele było w moim życiu niewiadomych. Mało kto potrafi to znosić na dłuższą metę.

– Chyba coś o tym wiem. – Delikatnie zamocowałam opatrunek zapinką i podniosłam wzrok, by spojrzeć w ciemnoniebieskie oczy, bacznie śledzące moje poczynania. – Żebra pewnie nie będą ci bardzo dokuczać, jeśli ograniczysz oddychanie, ale twoja twarz też nieźle oberwała…

– Nie pierwszy i nie ostatni raz – odparł obojętnie. – Ale w przeciwieństwie do ciebie, ja nie muszę być śliczny.

– Sugerujesz, że ja… jakby to powiedzieć… żyję z własnej urody?

– Wybacz… – Wyraźnie się zmieszał i odwrócił głowę. – Nie miałem zamiaru sugerować niczego złego… Ale jesteś młoda, piękna… wręcz oszałamiająca. Przychodzisz tu w piekielnie drogich ciuchach, pachnąc jeszcze droższymi perfumami, u boku kogoś, czyj zegarek jest prawdopodobnie wart tyle, ile cała dzielnica, w której mieszkam…

– W porządku – przerwałam mu z uśmiechem. – Nie dziwię się, że pomyślałeś, co pomyślałeś, ale nie jestem niczyją dziwką… albo, delikatniej mówiąc, utrzymanką. Ja i on… to o wiele bardziej złożona historia. Na początek dość powiedzieć, że jesteśmy po prostu dobrymi przyjaciółmi. Bardzo wiele nas łączy, prawie wszystko właściwie… ale nie łóżko.

Ujrzałam w jego oczach całe setki cisnących się na usta pytań, ale czułam, że nie odważy się zadać żadnego z nich. Jeszcze nie dzisiaj, nie w tej chwili. Ja za to zdążyłam się już dowiedzieć paru istotnych rzeczy i byłam z siebie zadowolona.

– Cieszę się zatem… – odezwał się wreszcie, nieco niepewnym głosem – …że istnieje jakiś aspekt życia, w którym mógłbym spróbować zająć jego miejsce u twojego boku. Tylko mi nie mów, że to miejsce także jest już przez kogoś zajęte…

– Nie bądź taki pewny siebie – odparłam, robiąc kilka kroków w tył. Dopiero teraz zorientowałam się, jak blisko siebie staliśmy. O wiele za blisko. – Nie mam w zwyczaju spoufalać się z ludźmi, z którymi łączą mnie stosunki zawodowe. – Zamilkłam na krótką chwilę, badając spojrzeniem drobne zmiany, zachodzące w wyrazie jego twarzy, aż zdecydowałam się dopowiedzieć: – Ale, na twoje szczęście, jeśli przyjdzie co do czego, umowę zawierał będziesz z nim, a nie ze mną…

Uśmiechnął się szeroko, wręcz karykaturalnie, biorąc pod uwagę wygląd jego twarzy. Przypominał teraz nieco szurniętego klauna, którego rozbawił jego własny nieśmieszny dowcip, albo dziecko, które wreszcie dorwało w swoje niecierpliwe rączki bardzo długo wyczekiwaną zabawkę.

– Powiedz mu, że jestem gotów – stwierdził krótko, prostując się niczym żołnierz w oczekiwaniu na rozkazy. Pokręciłam lekko głową.

– On sam się zorientuje, gdy będziesz gotów – odrzekłam z przesadną powagą, wyciągając do niego rękę. – Do zobaczenia następnym razem.

– Oby w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach. – Ujął moją dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Teatralnie przewróciłam oczami. Cholerni romantycy…

 

***

 

Odkupił mi tamtą poplamioną sukienkę, choć nawet nie zdążyłam jej nigdy założyć. Jeszcze tego samego dnia ją spalił. Spalił! Tylko dlatego, że nie chciałam i nie mogłam jej od niego przyjąć. A ja po prostu nie chciałam czuć się zależna, nie chciałam, by tak mnie postrzegał… Jego pieprzony melodramatyzm i moja cholerna niezależność czasem, w odpowiednich proporcjach, na podobieństwo wodoru i tlenu, tworzyły mieszaninę piorunującą – gotową do wybuchu w każdej chwili. A może to był mój własny melodramatyzm? Wpadałam w furię, bo obiecano mi, że już nigdy nie poczuję strachu ani niepewności, a jednak… Być może wówczas było po prostu za wcześnie. Teraz wszystko jest inne. My jesteśmy inni i cały świat jest inny.

Dużo, dużo później sama kupiłam sobie sukienkę podobną do tamtej – bo mi się podobała. To właśnie ją miałam dziś na sobie, choć nie wiem, dlaczego właściwie ją założyłam. Wspomnienia, które się z nią wiążą, budzą teraz we mnie wiele sprzeczności. Podchodzę do lustra, by na siebie spojrzeć. W jednej chwili czuję ukłucie smutku i tęsknoty, a zaraz potem dołącza do nich złość. Sukienka, choć wygodna, elegancka i nadal jedna z moich ulubionych, w chwili bezmyślności ląduje w koszu na śmieci. Nie będzie dziś żadnej ciepłej kąpieli w towarzystwie lampki wina. Potrzebny mi zimny prysznic. I co najmniej jedna butelka whisky.

Następne częściZa ścianą #3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • Lotta 28.06.2016
    W końcu się doczekałam! Na razie bardzo tajemnicze, ale bardzo wciągające opowiadane. Ubrania przechowują wiele wspomnień, faktycznie patrząc później na nie widzimy jak my się od tamtych chwil zmieniliśmy. Podobają mi się takie chemiczne porównania ;) 5 :D
  • alfonsyna 28.06.2016
    Dziękuję uprzejmie! :) Prawda, ta chemia jednak ma coś w sobie. ;)
  • Nazareth 29.06.2016
    To zdaje sie być romans, ale taki zupełnie inny. Sporo w nim cieni. Swietnie budujesz fabułę przeplatajac linie czasu. Tą częścią zdobyłaś moją pełną uwagę i ciekawość. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg ;)
  • alfonsyna 29.06.2016
    Czy to romans? Z mojej perspektywy - i tak, i nie. Romansów sensu stricte nie piszę i raczej nie czytam, bo nie lubię (chyba że trafi się coś, co mnie jakoś zaintryguje lub wciągnie), wolę te wątki romansowe wplatać jako jeden z elementów fabuły. Myślę, że i w tym wypadku tak właśnie będzie, choć szczegółów zdradzić nie mogę. Mam tylko nadzieję, że nie uda mi się popsuć własnego zamysłu. ;)
    Dziękuję za komentarz. :)
  • Nazareth 29.06.2016
    alfonsyna zgadzam się, romanse czystego gatunku są z regóły wymiotne. Ale, jesli z czymś je pomieszać, urozmaicić mogą być świetne. Tutaj tak jak pisałem jest jakiś mrok i tajemnica, ale uwagę głownie przykuwa wątek wspomnień głównej bohaterki rozmyslajacej o jej "wojowniku". Dlatego właśnie zgadywalem ze jest to romans.
  • alfonsyna 29.06.2016
    Nazareth, no i jak pisałam, masz po części rację - ten wątek jest jakimś punktem wyjścia, który powinien przykuwać uwagę, a i ewentualny romans nie jest bez znaczenia. Postaram się jednakowoż, żeby nie było to z gatunku tych "wymiotnych". XD
  • Nazareth 29.06.2016
    alfonsyna i o to chodzi ;)
  • Billie 30.06.2016
    Musiałam przeczytać pierwszą część, bo już zaczynałam zapominać, o czym była... ;) Wiele się wyjaśniło w tej części i jeszcze bardziej mnie wciągnęło. Postać kobiety wciąż pozostaje zagadkowa. Twoje opisy są wręcz namacalne, tak łatwo mogę sobie wszystko wyobrazić. Czyta się tak lekko i przyjemnie :) Będę czekać na jeszcze :) 5
  • alfonsyna 01.07.2016
    Moja wina - taka niezorganizowana jestem i tak rzadko piszę, że można zapomnieć. ;) Tym bardziej mi miło, że chciało Ci się zajrzeć jeszcze raz do tej poprzedniej części i bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię, mam nadzieję, że uda mi się nadal to zainteresowanie podtrzymywać. :)
  • KarolaKorman 01.07.2016
    Tajemniczo, niebanalnie, intrygująco. Coś kobiecie musiało zaleźć za skórę, skoro tak często wspomina o swej niezależności. Często też wzdycha ( Było powtórzenie), ale wciąż ma opory przed przyjmowaniem prezentów. Jak dla mnie niewiele ta część wyjaśnia i tym bardziej mnie wciąga. Życzę wiec zorganizowania i weny i choć piszesz, że cierpliwość jest wrzodem na dupie, poczekam cierpliwie :) Zostawiam piąteczkę :)
  • alfonsyna 01.07.2016
    To muszę odnaleźć to powtórzenie i zniwelować, bo wzdychanie w nadmiarze też może być niezdrowe. :D
    Dziękuję w takim razie za cierpliwość - mam nadzieję, że się opłaci. ;)
  • anonimowa kasia 02.07.2016
    Ale wciągające! Chce więcej <3
  • alfonsyna 02.07.2016
    Dzięki za wizytę. ;)
  • Lucinda 03.07.2016
    Miałam ochotę coś przeczytać, no i dziś akurat padło na Ciebie :) Od dłuższego czasu zbierałam się, żeby zajrzeć do Twoich tekstów, ale tym razem to zupełny przypadek, tak samo jak to, na które opowiadanie trafiłam. Ponieważ nie robiłam przerwy na komentarz, tylko po kliknięciu piątki przeszłam do następnej części, tu przydało by się trochę podsumować ogólne wrażenia. Od pierwszych zdań wiedziałam, że ta historia przypadnie mi do gustu. Poza tym opisy bardzo mi się podobały, osobiście określiłabym je jako ładne. Może to słowo nie najlepiej pasuje, biorąc pod uwagę obszerność słownictwa o dużo silniejszym zabarwieniu, ale przy mojej osobistej powściągliwości, jeśli chodzi o takie wyrażenia, słowo "ładne" dobrze by się wpasowało. Podoba mi się, że zachowując narrację pierwszoosobową, pomimo tej całej tajemniczości, która kryje się w bohaterce, nie tworzy się na żadnym innym polu dystans wobec czytelnika. Intrygujesz główną bohaterką, którą jednak polubiłam jako postać i chętnie poznam skrywaną przez nią historię. Bardzo lekko czyta się tę opowieść i chociaż przeczytałam na razie dwie części, sprawiło mi to samą przyjemność. Dziś chyba na tym poprzestanę, przy kolejnych fragmentach, czytanych już na bieżąco, te komentarze powinny stać się bardziej szczegółowe. Tu również zostawiam 5 :)
  • alfonsyna 03.07.2016
    Miłe zaskoczenie dla mnie - bardzo dziękuję. :) Generalnie rzecz biorąc, to jest pierwszy raz, kiedy zastosowałam taką narrację - mam na myśli perspektywę pierwszoosobową z kobiecego punktu widzenia i właściwie jest to dla mnie jakaś forma eksperymentu - jeśli się w jakikolwiek sposób podoba, to tylko mogę się z tego cieszyć. Liczyłam też, że uda mi się osiągnąć efekt tego właśnie braku dystansu między czytelnikiem a bohaterką - chciałam, żeby mimo wszystko sprawiała wrażenie otwartej w swoich przemyśleniach i emocjach, mimo wielu tajemnic, których nie chce jeszcze ujawniać.
    Raz jeszcze dziękuję za poświęcenie wolnej chwili temu mojemu tworowi, za obszerny komentarz i dużo miłych słów, które działają bardzo motywująco. ;)
  • ausek 04.07.2016
    Przeczytałam już wcześniej, ale teraz mam chwilkę czasu na uzupełnienie komentarza. Podoba mi się jak wciągasz mnie w akcję poprzez przemyślenia bohaterki. Niby wiem już dużo, a tak w sumie wszystko owiane jest tajemnicą. Rozwijająca się intryga powoduje, że chcę czytać więcej... Niewątpliwie sprzyja temu narracja pierwszoosobowa, która pozwala mi identyfikować się z kobietą, poznać ją od środka i daje możliwość zastanowienia się nad różnymi wariantami. Oczywiście zostawiam 5. ;)
  • alfonsyna 04.07.2016
    Cieszę się w takim razie, że coś mi z tej pierwszoosobowej narracji wychodzi i że czytasz dalej. Bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię. :)
  • Numizmat 27.08.2016
    Dalej za cholery nie wiadomo o co chodzi, a ja nic nie rozumem xDDD Tym bardziej wzbudza to ciekawość. Po pierwszej częsci spodziewałem sie tu jakichś paranormalnych zjawisk. Jakiś tytan, ta cała sytuacja z kontaktem przez zanurzanie w wodzie, a teraz tu tylko jakieś sukienki i walki na ringu :D Szlejesz!

    W pierwszych akapitach trochę mieszania czasów narracji. Jakoś mi to nie podeszło.

    Ale wiesz, że winyle są wciąż bardzo popularne? Przeżywają drugą młodość, można by powiedzieć. Połowa moich znajomych z liceum jest w posisadaniu gramofonu. Mój tata ma ich chyba z pięć. Noi płyty winylowe można kupić w pierwszym lepszym mediamarktcie ;)
  • alfonsyna 27.08.2016
    Aż by się chciało powiedzieć, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę... i w sumie byłaby to po części prawda. ;) Nie wiem, czy się można spodziewać zjawisk paranormalnych z definicji, ale czegoś w jakiś sposób niecodziennego na pewno. :D
    Chyba muszę te czasy ujednolicić, przynajmniej po części jakoś, bo chyba faktycznie za duże tam zamieszanie, dzięki za zwrócenie na to uwagi. :)
    A co do winyli - owszem, przeżywają teraz drugą młodość, zgadzam się ze wszystkim, co piszesz, ale... nie napisałam też nigdzie, w którym dokładnie roku rozgrywa się cała akcja opowiadania, więc i sytuacja gramofonów i winyli może przedstawiać się nieco inaczej niż obecnie. :)
    I dziękuję raz jeszcze. ;)
  • Numizmat 27.08.2016
    alfonsyna, ach ta tajemniczość. No dobrze :D
  • alfonsyna 27.08.2016
    Numizmat, trza to przyjąć na wiarę, nawet gdy uwierzyć trudno. XD
  • Rasia 06.11.2016
    "O, zgrozo" - bez przecinka
    "dobrze mogę zasiąść na swoim rozlatującym się balkonie, wpatrując się w gwiazdy aż do bladego świtu. Żałuję, że nie mogę" - móc x2
    "Tak samo, jak można nie lubić żółtego sera" - bez przecinka
    "Wskazałam na ciemną czerwień, finezyjnie przyozdabiającą" - tu też
    "ciemnoniebieskie oczy, bacznie śledzące moje poczynania" - i tu
    "Nie miałem zamiaru sugerować niczego złego… Ale jesteś młoda, piękna" - tutaj napisałabym "ale" z małych liter, bo to jakby dalsza część tego zdania, tylko po pauzie
    "badając spojrzeniem drobne zmiany, zachodzące w wyrazie jego twarzy" - bez przecinka
    Ach, jednak nie pociągnęłaś wątku z dwiema kobietami, tak jak obstawiałam xD Bardzo plastyczne opisy, zwłaszcza przy okazji walk i tej mgiełki krwi. Intrygująca jest relacja naszej głównej bohaterki i tego pokiereszowanego faceta. Swoją drogą on jest dość specyficzną osóbką, skoro nie szkoda mu było pieniędzy i czasu na tę sukienkę :) Podoba mi się bardzo ten realistyczny klimat, postacie są naprawdę wiarygodne i bardzo przyjemnie się czyta. Zostawiam 5, jak możesz się zresztą domyślić :)
  • alfonsyna 07.11.2016
    Wątek się pociągnie, jak nie teraz to kiedyś, bez obaw, nie zaczął się przypadkowo. ;) Nie zaprzeczę, że bohaterowie są trochę specyficzni, każdy na swój sposób, taki przynajmniej był zamysł i tak chciałabym ich poprowadzić dalej - zobaczymy, co z tego będzie. Bardzo się cieszę, że tak ich odbierasz, to oznacza, że jestem na właściwej ścieżce. ;) Dziękuję. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania