Poprzednie częściZa ścianą #1

Za ścianą #3

[W związku z dość długą przerwą, w nagrodę / za karę (niepotrzebne skreślić) dodaję coś dłuższego. ;)]

 

NOC TRZECIA

 

„Tego mi było trzeba”, myślę zadowolona, wsłuchując się w uspokajające dźwięki skrzypiec i fortepianu. Leżę na niewygodnej kanapie ze starą, cuchnącą poduszką pod głową i nienaturalnie szerokim uśmiechem Kota z Cheshire na ustach. Choć czuję się bardziej jak kotka. Owszem, kupiłam sobie ten niepraktyczny i przestarzały gramofon – zdaje się, że czekał tam specjalnie na mnie, a ja, mówiąc górnolotnie, ocaliłam go od samotności i zapomnienia, dając się przy okazji namówić na tych kilka smakowitych kąsków, w które się teraz wsłuchuję. Trochę tylko żałuję, że musiałam odpuścić szansę posłuchania skrzypiec na żywo… żadna płyta nie może mi tego zastąpić, ale mam przecież ważniejsze rzeczy na głowie… No, dobrze, może nie w tej akurat chwili, ale okazja jeszcze się zapewne nadarzy, a tymczasem chętnie opowiem wam co nieco o moim gramofonie i nie moich skrzypcach. Uwierzcie, że nie uwierzycie.

Do przypadkowo odnalezionego wczoraj sklepu muzycznego wybrałam się dziś z samego rana. Wiem, że nie dla każdego „z samego rana” oznacza to samo, więc lepiej chyba powiedzieć, że wybrałam się o takiej porze, która oznaczała pojawienie się tam akurat w chwili otwarcia. Może to głupio brzmi, ale coś mi mówiło, że nie powinnam zwlekać. Zresztą, na co miałam czekać? Czekanie jest dla niezdecydowanych.

Odnalazłam ponownie „mój” sklep bez większego trudu, zdziwiłam się jednak, widząc, że wciąż jest zamknięty na wszystkie spusty, choć w środku panowało swego rodzaju poruszenie. Zastukałam w szybę na tyle energicznie, że nie dało się mnie zignorować i na szczęście mi otworzono. Stanął przede mną siwiejący mężczyzna w średnim wieku, z bardzo wyraźnie malującą się na twarzy mieszanką zdumienia i niedowierzania. Najwyraźniej to miejsce nie cierpiało na nadmiar klientów.

– Dzień dobry… Przyszłam nie w porę? – zapytałam po prostu, przystrajając się w swój najbardziej urokliwy i niewinny uśmiech. – Zgodnie z informacją na drzwiach powinno już być otwarte…

Facet zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę, zupełnie jakbym zaczęła mu nagle opowiadać, że widziałam w mieście latające słonie albo gigantyczne mrówki na szczudłach.

– Informacja już nieaktualna – odparł w końcu i zrobił krok w tył z wyraźnym zamiarem zatrzaśnięcia mi drzwi przed nosem, na co nie mogłam, rzecz jasna, pozwolić.

– Nieaktualna? – powtórzyłam mało błyskotliwie. – Od kiedy?

– Od dzisiaj – odburknął z poirytowaniem, co z łatwością można było odczytać jako „daj żyć, głupia babo”. – Pani wybaczy, mam robotę… – Zerknął przez ramię do wnętrza sklepu, skąd nieustannie słychać było szuranie i przytłumione rozmowy.

– Zwijacie interes? – drążyłam niezrażona. – To chyba znaczy, że zdążyłam w ostatniej chwili.

– Spóźniła się pani – stwierdził zdecydowanie, krzyżując ręce na piersi i niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. – Niczego tu już pani nie kupi, właśnie pakujemy graty i mamy nadzieję wynieść się stąd jeszcze przed południem.

– Zdaje mi się, że jeszcze wszystkiego nie spakowaliście – orzekłam, choć właściwie cały widok na wnętrze sklepu przesłaniała mi dość postawna sylwetka mężczyzny. – Niechże mnie pan wpuści chociaż na chwilę. Dopiero się tu sprowadziłam, mieszkam na osiedlu za rogiem, prawie nie znam okolicy i… bardzo pilnie potrzebuję gramofonu. Nie chce pan trochę zarobić na odchodne?

Tym razem mój rozmówca zmierzył mnie zaciekawionym spojrzeniem z góry na dół i z powrotem. Spodziewałam się, że rzuci zaraz jakimś niewyszukanym komentarzem i wreszcie zakończy na dobre tę naszą wesołą pogawędkę. Złapaliśmy jednak kontakt wzrokowy i po chwili milczenia wreszcie się odezwał:

– Co pani robi na tym zadupiu? Zamiast się tu urządzać, powinna pani w te pędy spakować manatki i zwiewać jak my. Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale nie spotka tu pani nic dobrego.

– Bardzo sobie cenię pańską szczerość i troskę, ale skąd pomysł, że oczekuję po tym miejscu czegoś dobrego? – powiedziałam to z uśmiechem na ustach, lecz facet wyraźnie się zmieszał. Nie chcąc, by poczuł się jeszcze bardziej niezręcznie, prędko dodałam: – To jak? Sprzeda mi pan ten gramofon czy nie?

Nie musiał już nic mówić, bym wiedziała, co sobie pomyślał – gramofon raczej nie był nawet w pierwszej pięćdziesiątce rzeczy, o których zakupie myślą ludzie zaraz po przeprowadzce do nowego mieszkania. Mimo to wpuścił mnie wreszcie do sklepu i przykazał jednemu ze swoich pomocników, jakiemuś młodemu, mocno zawstydzonemu już samą moją obecnością chłopakowi, by znalazł dla mnie „co tylko mają najlepszego”. I w ten oto sposób perspektywa posiadania własnego gramofonu stała się dla mnie dosłownie na wyciągnięcie ręki. Dopóki nie zorientowałam się, że nie mam przy sobie wystarczającej gotówki, by starczyło mi na ten, który chciałam mieć. Zaczynałam już kombinować, jakby tu dogadać się w tej sprawie z wciąż rzucającym mi podejrzliwe spojrzenia właścicielem, gdy nagle w sklepie zjawił się kolejny zupełnie niespodziewany klient. A ja na jego widok mimowolnie spięłam się w sobie.

– Przepraszam, ale niczego pan już u nas nie kupi – zagadnął od razu właściciel, wychodząc naprzeciw mężczyźnie w eleganckim, trzyczęściowym garniturze, trzymającemu w jednej ręce równie elegancki kapelusz typu fedora. – Właśnie zamykamy ten interes.

– Doskonale o tym wiem – odparł tamten, a ja uśmiechnęłam się do siebie, słysząc tak dobrze mi znany głos o wschodnioeuropejskim akcencie. Zawsze podejrzewałam, że w jakimś innym życiu byłabym w stanie już za sam ten akcent zakochać się w jego właścicielu. A on nigdy nawet nie próbował się go pozbyć, zupełnie jakby o tym wiedział. No właśnie – w innym życiu. W tym, w którym zawsze najpierw zakochiwałam się w jakichś drobiazgach, a dopiero potem w całym człowieku, choć zwykle nie zdawałam sobie z tego sprawy. To mogło być cokolwiek – uśmiech, spojrzenie, sposób marszczenia brwi lub poprawiania okularów na nosie, jeśli ktoś takowe nosił. Nie dziwcie się, wy pewnie też tak macie, tylko jeszcze tego nie odkryliście.

– To czego pan chcesz? – Właściciel sklepu znów przyjął niedostępną pozę podejrzliwego niedowiarka.

– To ze mną byłeś pan umówiony. – Mój dobry znajomy niedbale wyciągnął dłoń, podając przy okazji jeszcze dziwniejsze i trudniejsze do wymówienia nazwisko niż to, które nosi naprawdę. – Chyba wszystko już gotowe? – zadał zaraz potem retoryczne pytanie, na które właściciel sklepu spuścił wzrok i podrapał się niepewnie po głowie.

– Zostało jeszcze kilka rzeczy… – odezwał się po chwili. – Pewnie zechce pan sam wszystko sprawdzić.

– Zaufałem wam i wolałbym tego nie żałować… – zawiesił głos, gdy jego spojrzenie nagle napotkało moje. – Widzę jednak, że nie rezygnujecie z żadnej okazji na dodatkowy zarobek. Pochwalam.

– Nie jestem aż tak rozrzutna, by kupować cały sklep – odezwałam się. – Przyszłam tylko po gramofon i kilka płyt.

– Świetnie! – odparł nieco nazbyt entuzjastycznie mężczyzna z kapeluszem, sięgając do kieszeni kamizelki po staromodny, wykonany w steampunkowym stylu zegarek na dewizce, by rzucić nań krótkie spojrzenie. – Ile czasu wam jeszcze potrzeba? – zwrócił się do sklepikarza, nie czekał jednak na jego odpowiedź. – Nieważne zresztą, dorzućcie mi do rachunku wasz najlepszy gramofon w zestawie z jakąś nieśmiertelną klasyką, a ja zabiorę miłą panią na kawę, by nic nie rozpraszało waszej uwagi.

Normalnie pewnie bym zaprotestowała i to w mało wybrednych słowach, lecz tym razem zwyczajnie skwitowałam wszystko przygłupim uśmiechem. Ostatecznie jestem przecież blondynką, a właściciel sklepu i tak patrzył już na nas, jakbyśmy dopiero co zwiali z wariatkowa. Ilja, bo tak brzmi prawdziwe imię mojego przyjaciela, poczynił jeszcze kilka ustaleń porządkowych ze sprzedawcą, chyba zostawił mu nawet jakąś zaliczkę, ale mnie to właściwie nie obchodziło – ciekawa byłam czegoś zupełnie innego i skupiałam się głównie na tym, jak nie dać tego po sobie poznać. Dopiero jak już wreszcie wyszliśmy z tego przedziwnie zwyczajnego sklepu na absurdalnie nudną ulicę, na której bezbarwnym tle mój towarzysz wyglądał niczym kolorowy, egzotyczny ptak, po prostu, bez żadnej głębszej przyczyny, roześmiałam się w głos.

– Mnie również ucieszył twój widok, Alicjo – skomentował Ilja, zakładając kapelusz.

– Nigdy nie przestaniesz mnie tak nazywać, co? – Spojrzałam na niego z dezaprobatą, choć tak naprawdę już dawno zdążyłam polubić to, że jako jedyny zwie mnie „Alicją”. Nie przeszkadzało mi nawet, że pierwotny wydźwięk tego przezwiska raczej nie miał prawa budzić we mnie żadnych przyjemnych skojarzeń. Zdarzyło się bowiem na początku naszej znajomości, że zaproponował mi, bym przebrała się za Alicję z Krainy Czarów, ponieważ uważał, że z moją porcelanową cerą, jasnymi włosami i drobną sylwetką doskonale wypadałabym w tej roli. Niby nic wielkiego, gdyby nie fakt, że miało to miejsce w klubie ze striptizem.

– Każdy Kapelusznik potrzebuje swojej Alicji, już ci to przecież tłumaczyłem – odparł z właściwą sobie swobodą. – I nie ma większego znaczenia, co o tym myśli rzeczona Alicja.

Rzeczywiście, nigdy nie miałam w tej sprawie wiele do powiedzenia, ale, co najdziwniejsze, wcale mi to nie przeszkadzało.

Właściwie od samego początku nazywaliśmy Ilję Kapelusznikiem, głównie dlatego, że ciągle chadzał w tych swoich osobliwych kapeluszach i, mówiąc bardzo ogólnie, szaleństwo również nie było mu obce. Poza tym, nie każdemu z członków naszej małej społeczności równie łatwo przychodziło wymówienie jego prawdziwego imienia, a on sam nie miał nic przeciwko staniu się chodzącą personalizacją jednego z najsłynniejszych bohaterów powieści Lewisa Carrolla. Chociaż, gdyby mnie o to zapytać, uważałam go raczej za bardzo zgrabne połączenie kilku postaci – miał co prawda dość ekscentryczny wygląd Szalonego Kapelusznika, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego oryginalne garnitury, ale również podstępny uśmiech Kota z Cheshire i na podobieństwo Białego Królika zawsze nosił przy sobie ten cudny kieszonkowy zegarek, na który nader często spoglądał. Całości dopełniała zadbana, starannie przystrzyżona broda, a wszystko razem stanowiło absurdalnie surrealistyczny widok – pewnie nie wierzylibyście własnym oczom, gdyby któregoś dnia ktoś taki stanął przed wami. W pierwszej chwili ja również nie mogłam uwierzyć, a teraz nie potrafię sobie wyobrazić, że Ilja w jakikolwiek sposób mógłby się zmienić. W każdym możliwym towarzystwie i miejscu to właśnie on zawsze był tym, który przyciągał najwięcej spojrzeń. Nawet moja niewątpliwa uroda nie miała z nim żadnych szans… i była to jedna z wielu przyczyn, dla których lubiłam się z nim spotykać.

Nie inaczej było, gdy wreszcie zawędrowaliśmy do pobliskiej kawiarenki. Zasiedliśmy przy stoliku na względnie świeżym powietrzu, a ja z uśmiechem wyłapywałam zaciekawione spojrzenia, jakimi ukradkiem lub całkiem jawnie obrzucali nas przechodnie. Ilja natomiast zdawał się zupełnie ich nie zauważać. Bezustannie, po części zapewne nieświadomie, obracał w palcach swój złoty zegarek. Gdybyście mieli okazję spędzić z nim nieco czasu, od razu dostrzeglibyście, że ten niewielki przedmiot jest jego prawdziwą obsesją. Miał zwyczaj nakręcania go nawet kilkanaście razy dziennie, bo ubzdurał sobie, że zależy od tego jego życie – zupełnie dosłownie. Twierdził, że będzie żył dokładnie dopóty, dopóki będzie tykał ten zegarek, ni mniej, ni więcej. Traktował go jak talizman, tarczę i kamizelkę kuloodporną w jednym. Jakkolwiek może się wam to wydawać głupie lub szalone, od pewnego czasu ja również zaczęłam wierzyć w tę jego zegarkową nieśmiertelność i gdyby kiedyś zaszła taka potrzeba, sama chętnie nakręciłabym mu ten cholerny zegarek.

Oboje zamówiliśmy tylko wodę – uznałam, że za wcześnie na jakiekolwiek inne napoje, a on nie oponował. Widziałam, że jest nieco nieobecny, ale nie było to nic dziwnego w jego przypadku – on po prostu taki był, często odpływał myślami gdzieś daleko i to w najmniej odpowiednim momencie. Nie mogłam jednak wiecznie czekać, aż powróci z tej swojej Krainy Czarów i już zamierzałam się odezwać, gdy niespodziewanie mnie uprzedził:

– Tęskniłem za tobą. – W jego ustach zabrzmiało to równie obojętnie, jakby mówił, że odkurzał wczoraj mieszkanie.

– Nie widzieliśmy się niecałe dwa tygodnie – odrzekłam podobnym tonem. – Wiesz, w pierwszej chwili nawet pomyślałam, że może to mnie szukałeś w tym sklepie… ale nie jestem aż tak egocentryczna ani głupia. Powiesz mi wreszcie prawdę?

– Naprawdę tęskniłem – powtórzył uparcie. – Nudno tam bez ciebie. Jesteś jedyną osobą, która nie daje mi się ograć w karty. Wiesz, jakie to męczące, gdy się ciągle wygrywa?

– A próbowałeś nie oszukiwać? Może to by coś zmieniło.

– Zamierzam znów zacząć grać. – Od razu domyśliłam się, że już nie mówi o kartach. Właśnie na tym zwykle polegała rozmowa z Ilją. Płynnie prześlizgiwał się z tematu na temat, bez choćby chwili zawahania. – Przeszukałem całe to pierdolone miasto i nic nie znalazłem, dopiero w tym sklepie na zadupiu obiecali mi skrzypce. Czuję się teraz jak jakiś naiwny dzieciak, ale to chyba oznacza, że w końcu znalazłem prawdziwy powód, by nadal nakręcać mój zegarek…

– Zamierzałeś przestać? – Tym razem na poważnie się zaniepokoiłam. – Mówiłeś o tym komuś?

– Tobie mówię. – Przewrócił oczami, wyraźnie rozczarowany, że pytam o takie oczywistości. – Wspominałem też co nieco mojemu odbiciu w lustrze, ale nie wyglądało na szczególnie przejęte. Na pewno nie tak jak ty.

– Nie lubię, gdy mówisz takie rzeczy. To zupełnie do ciebie niepodobne.

– A ja nie lubię, kiedy znikasz bez słowa i próbujesz wszystko załatwiać sama, chociaż wiesz, że mógłbym ci pomóc.

– Nie odwracaj kota ogonem. Już ci nieraz mówiłam, że jestem ostatnią osobą, o którą warto się martwić. Znajdź sobie lepiej jakąś dziewczynę. Prawdziwą dziewczynę, nie prostytutkę czy przelotną miłostkę. Kogoś, kto cię pokocha razem z twoim akcentem, skrzypcami, których jeszcze nie masz, zamiłowaniem do hazardu i zegarkową obsesją. To nie powinno być aż takie trudne.

– Dziewczyny… – Westchnął teatralnie. – Sama przecież wiesz, jak to z nimi jest. Nie chcą kochać za darmo, domagają się wzajemności, uwagi, zaangażowania… Lubią, gdy pamięta się ich imiona i daty urodzin, a ja zupełnie nie mam pamięci do dat. Czas to rzeka o bardzo wielu nurtach i właśnie dlatego potrzebuję tego zegarka. – Uniósł przedmiot nieco do góry, a on pochwycił kilka promieni słonecznych. – By nie zapominać, że wciąż nią płynę. A kiedy ty ostatnio miałaś jakąś dziewczynę? Choćby prostytutkę.

– Nie umawiam się już z dziewczętami. – Ten temat wolałam uciąć od razu. – Nudzą mnie. Szkoda mi na to czasu.

– „Czas nie znosi, by go zabijano” – świadomie lub nie, zacytował „Alicję w Krainie Czarów”, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. – Ludzie z jakichś powodów również, więc chociaż spróbuj być ostrożna, cokolwiek zamierzasz.

– I kto to mówi? – prychnęłam. – Mam ci przypomnieć, dlaczego okaleczyłeś swoje ostatnie skrzypce, wyrywając im struny?

– Mus to mus, choć mam nadzieję, że nowe nie podzielą ich losu. Wolałbym wykorzystywać je wyłącznie do tego, do czego zostały stworzone. Kiedy ostatnio słuchałaś skrzypiec na żywo? Mógłbym dziś dla ciebie zagrać. Wierz mi, to będzie lepsze niż orgazm.

– Może dla ciebie. – Pokręciłam lekko głową. – Znajdę sobie na dziś inną rozrywkę.

– A co byś powiedziała na fortepian? A konkretniej, ostatni fortepian Chopina.

– Fryderyka Chopina? – Spoważniałam nagle i pochyliłam się w stronę mojego rozmówcy. – Tylko mi nie mów, że naprawdę go znaleźliście… W rozsypującym się sklepie na zadupiu? Przecież to jakiś absurd.

– Przypuszczam, że jego właściciele nawet nie mają o tym pojęcia. Może to zwykły przypadek… A może to wcale nie jest „ten” fortepian, ale musimy to sprawdzić, sama wiesz, że nie tylko ja miewam dziwaczne obsesje…

– Dlatego postanowiliście wykupić od nich wszystkie instrumenty – skonkludowałam, zadowolona z własnej domyślności. – Szef dostanie fortepian, ty skrzypce, a i reszta się pewnie nie zmarnuje, cokolwiek by to nie było.

– Ktoś musi ratować chociaż ostatnie skrawki sztuki, skoro tak niewielu już się nią interesuje. Na pewno nie dasz się namówić na koncert? A może chociaż na kolację? Moglibyśmy się trochę zabawić… w starym stylu…

– Brzmi kusząco, ale innym razem. Nie powinniśmy już wracać po te twoje ukochane instrumenty?

Niedługo później jeden z pracowników sklepu muzycznego usłużnie odtransportował gramofon i niemałą stertę płyt wprost do mojego mieszkania, za co chętnie wynagrodziłam go kilkoma dodatkowymi banknotami. Z Ilją po prostu się pożegnałam, choć udało mu się na odchodnym wymusić na mnie obietnicę, że niedługo się pojawię, by posłuchać jego nowych skrzypiec. W jakiś sposób pomogliśmy sobie nawzajem tą wcześniejszą rozmową, jak zwykle zresztą.

Gdy już odprowadziłam do wyjścia młodego chłopaka, który przywiózł gramofon, miałam wręcz szampański nastrój. Nie mogłam się doczekać, kiedy wypróbuję nowy sprzęt, więc wracałam do mieszkania jak na skrzydłach. Na klatce schodowej natknęłam się na którąś z nieznanych mi dotąd sąsiadek. Wyglądała do bólu przeciętnie i taszczyła w ręce jakąś wielką, wypchaną po same brzegi torbę.

– Dzień dobry – odezwałam się uprzejmie, chyba wyłącznie dlatego, że miałam dobry humor.

– Dzień dobry – odparła, mierząc mnie wzrokiem. – Ty jesteś Nina? – zapytała od razu, a ja zastygłam w zdumieniu. – Wybacz bezpośredniość – kontynuowała, nie dając mi dojść do słowa. – Moja przyjaciółka, Lena, dużo mi o tobie mówiła. Mieszkamy razem, jestem Rita. – Wyciągnęła ku mnie dłoń, a ja zdołałam tylko lekko ją uścisnąć. – Może wpadniesz do nas na kawę? Lena bardzo by się ucieszyła…

„Kurwa, ja pierdolę”, pomyślałam jedynie, lecz niezbyt nadawało się to na odpowiedź, więc przez chwilę wciąż uparcie milczałam.

– Dziękuję… – wydukałam wreszcie. – To miłe, ale może innym razem… Nadal nie ogarnęłam mieszkania po przeprowadzce, sama pewnie wiesz, jak to jest. Pozdrów ode mnie… Lenę.

Pożegnałyśmy się, jakbyśmy były jakimiś pieprzonymi przyjaciółeczkami, a mnie natychmiast wszystkiego się odechciało. Przez resztę dnia zastanawiałam się, czy to możliwe, by właśnie Rita pomogła wtedy Helenie „spaść ze schodów”. Helena nie wspominała mi nic o żadnej współlokatorce ani przyjaciółce, ale ona generalnie niewiele o sobie mówiła. A ja automatycznie podejrzewałam jakiegoś mężczyznę… co wciąż mogło być prawdą. Nie chciałam mieszać się w tutejsze sprawy, ale na mojej komodzie dalej stał nierozpakowany prezent od Heleny.

A teraz, kiedy słucham mojego pięknego gramofonu, niespodziewanie zaczynam czuć się jak w domu i dochodzę do bzdurnych wniosków, że powinnam jednak jakoś o ten dom zadbać. Może zacznę od rozmowy z Heleną? Jutro… tak, jutro… albo pojutrze.

„Ostatni fortepian Chopina”, myślę jeszcze, nie przestając się uśmiechać. „W jakimś sklepie na zadupiu… Co za pieprzony absurd…”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Nazareth 16.07.2016
    Przez cały tekst Poprostu sie płynie. Nie odkrywasz za wiele przed czytelnikiem a jednak przez cały czas towarzyszyło mi wrażenie ze zaraz, może już w następnym akapicie wydarzy sie coś ważnego. Podoba mi sie taka powolna gra i lekkie napięcie płynące przez cały tekst.
  • alfonsyna 16.07.2016
    A to dobrze, jeśli udało mi się osiągnąć taki efekt. Mogę być z siebie choć trochę zadowolona, dziękuję. ;)
  • Billie 16.07.2016
    Czekałam na kolejną część i mam :) Jak zwykle czytało się niezwykle płynnie, uwielbiam Twój styl pisania. Bardzo powoli odkrywasz przed czytelnikiem informacje, w taki naturalny sposób, że nawet jeśli są one zaskakujące, to jestem już tak wciągnięta w opowiadanie, że nawet się nie dziwię zbyt długo... Podoba mi się postać kobiety, ale Kapelusznik i te wszystkie odwołania do Alicji z Krainy Czarów jeszcze bardziej mnie zaintrygowały :) Czekam na więcej, a tutaj zostawiam 5 :)
  • alfonsyna 16.07.2016
    Jakże mi miło czytać takie słowa, bo to oznacza, że udaje mi się osiągnąć to, na czym mi zależy i jakoś wciągnąć czytającego w historię. Bardzo dziękuję, że dalej czytasz i zostawiasz ślady. :)
  • Lucinda 16.07.2016
    Kolejna świetna część. Kiedy tylko przeczytałam pierwszą wzmiankę o muzyce, bardzo się ucieszyłam, zwłaszcza że mowa o tego typu muzyce :) Już za to mogłabym chyba polubić główną bohaterkę. Kobieta prze cały czas jest zagadką i choć pozwalasz poznać nowe fakty o niej, ta tajemniczość ani odrobinę nie ustępuje, no i wprowadzasz kolejną intrygującą postać. Ciekawe jest nawiązanie do Alicji w Krainie Czarów. Jeśli chodzi o coś, na co zwróciłam uwagę, to wydaje mi się, że są dwie literówki. Pierwsza, gdy bohaterka wchodziła do sklepu, miało być chyba "wpuścił" ją, a nie "wypuścił" do środka, a druga, gdy poszła z Ilją - "zamówili", zamiast "zmówili". Zostawiam oczywiście 5 i czekam z niecierpliwością na więcej :)
  • alfonsyna 16.07.2016
    Spodziewałam się, że Tobie takie muzyczne nawiązania mogą się spodobać, a i ja lubię czasem, zależnie od nastroju, takiej muzyki posłuchać. :) Literówki zaraz poprawię - najwyraźniej przeoczyłam, choć czytałam kilka razy - dziękuję za czujność i oczywiście za wizytę i pozostawienie motywującego komentarza. ;)
  • Lucinda 16.07.2016
    alfonsyna, nie mogło być inaczej, jeszcze do tego Chopin... Jak on był maglowany na zajęciach teoretycznych... :D Na szczęście nie znielubiłam go za to i wciąż często go słucham :)
  • Lotta 16.07.2016
    Ile tutaj motywów i nawiązań! Czas, sztuka i te cudowne porównania do Alicji z Krainy Czarów. Świetna część, świetnie się czyta. Ja również zostawiam 5 i czekam z niecierpliwością na więcej. :D
  • alfonsyna 16.07.2016
    Nie da się ukryć, że kocham sztukę i mam duży sentyment do wspomnianej Alicji, więc nawiązania jakoś same się tworzą. :D Bardzo dziękuję!
  • KarolaKorman 16.07.2016
    ,,chyba włącznie dlatego,'' - wyłącznie
    Bardzo ciekawa część :) Znowu prezent :) Trzy dni i dwa prezenty, szczęściara :) Wyobrażałam sobie, czytając ja Nina opisuje Ilię i zupełnie nie pasował mi w jego ustach wulgaryzm. Taki staromodny, a raczej retro gość skojarzył mi się ze stoickim spokojem i ważeniem słów, ale to tylko moja opinia. Ten jego nawyk z nakręcaniem zegarka przypomniał mi dawno nieoglądaną bajkę ,,Wszystkie psy idą do nieba'' :) Miłe wspomnienia :) Sama nie wiem, co mogłabym rzec o bohaterce, bo wciąż otoczona jest woalem niedomówień, więc się nie wypowiadam. Czekam na cd, 5 :)
  • alfonsyna 16.07.2016
    I co ja tym razem z tymi literówkami mam - oślepłam chyba, dziękuję za pomoc w wyłapywaniu. :)
    Cóż, jeśli chodzi o Ilję, to wulgaryzm raczej jest wynikiem jego impulsywności, chociaż póki co nie miał za bardzo okazji się nią popisać, może i na to przyjdzie pora. ;) Tę bajkę również kojarzę z dawnych lat mojego dzieciństwa, cieszę się więc, że motyw z zegarkiem mógł przywołać u Ciebie miłe wspomnienia. I oczywiście bardzo dziękuję za ocenę i komentarz. ;)
  • vilemo 30.07.2016
    Rzeczywiście, wszystko okrywa mgła tajemniczości:) Mam nadzieję, że w następnej części trochę się rozwieje. Czekam i daję 5
  • alfonsyna 31.07.2016
    W końcu się rozwieje - tyle mogę powiedzieć na pewno. ;) Bardzo dziękuję, że ponownie mogę Cię ujrzeć pod tym tekstem. :)
  • Numizmat 05.09.2016
    Eh... A ja dalej nie kminię o co chodzi, ani do czego to wszystko zmienia. Może za mało we mnie humanisty. Nie lubię zagadek w stylu "co autor miał na myśli" XDD Nie zmienia to faktu, że przez cały czas tekst czytało mi się wyśmienicie. Postać Kapelusznika wyborna, każde jego słowo poezja, no i urzekło mnie: "Kurwa, ja pierdolę" :D Piąteczka
  • alfonsyna 05.09.2016
    Widzisz, w sumie nie wiem, czy to jest zagadka w stylu "co autor miał na myśli", ale przecież zgadywać i tak jest fajnie. XD Nie przypuszczałam, że akurat te słowa mogą być urzekające, ale cieszy mnie to, wielkie dzięki. ;)
  • Rasia 06.11.2016
    "No, dobrze" - bez przecinka
    "Zresztą, na co miałam czekać?" - tu też
    Aż szkoda, że nie pojawiło się tutaj więcej części, strasznie mi się ta seria spodobała, choć główna bohaterka czasem zdaje się zaprzeczać sama sobie. Z jednej strony nie chce zależności, ale jednak wydaje się kochliwa i pewne sprawy załatwione za nią jej nie przeszkadzają. Ciekawe. Fajnie, że tak powolutku odkrywasz jej skrawki przeszłości, która, jak już można dostrzec, była dosyć specyficzna i raczej nie najgrzeczniejsza :) Zostawiam 5 i jednak cicho liczę na jakąś kontynuację kiedyś, w odległym czasie... :(
  • alfonsyna 07.11.2016
    To prawda, że główna bohaterka jest wewnętrznie sprzeczna - czasem to dostrzega, a czasem nie, bo tak jej wygodniej. Trochę się miota w tym wszystkim, sama ze sobą nie może się dogadać - i to jest w sumie jeden z wyznaczników jej osobowości. :)
    Prawda taka, że miałam pisać kontynuację już dawno, mam plan, ale nie mam czasu, żeby go realizować, a poza tym najpierw chcę skończyć dwa inne teksty, na co też mi brakuje czasu. :D Nie wiem zresztą, czy i kiedy wrócę na opowi, także nic obiecać nie mogę, niemniej jednak cieszę się, że seria się dobrze przyjęła, mam dzięki temu dodatkową motywację. ;) Dziękuję raz jeszcze za wszystkie komentarze. :)
  • Nazareth 07.11.2016
    A już się ucieszyłem, że nowa część :(
  • alfonsyna 07.11.2016
    Kiedyś będzie... chyba. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania