Żaba, dasz radę - Pierwszy dzień w pracy (2/3)

Tomasz kilka minut przed siódmą stawił się przed firmą Magik, a obok niego niespodziewanie pojawił się Złośliwy Miecio.

– Cześć, fajnie, że cię przyjęli. – Miecio wyciągnął do niego rękę, Tomasz jednak wydawał się jej nie zauważać.

– Cześć.

– Wiesz, też tutaj pracuję i mogę ci trochę pomóc? – Miecio uśmiechnął się do niego przyjacielsko.

– I przepiłujesz nogę od krzesła albo wrzucisz do wody jakiś środek na przeczyszczenie? Chyba że twój repertuar się rozszerzył?

– Coś nie w sosie kolega, a ja chciałem pomóc. Mogę cię zaprowadzić do twojego biurka.

– I wyląduję zamknięty w piwnicy, a później będę się tłumaczył ze spóźnienia?

– No co ty! – obruszył się Mietek. – Ja robię tylko niewinne dowcipy, no i chcę z tobą pracować. To jak, sztama?

– Sztama. – Tomek machinalnie uścisnął dłoń Miecia i pożałował swojej lekkomyślności.

– Wciąż tak samo głupi – zachichotał Mietek. – Chyba mój kolec nazwę: Tomek.

 

– Co jest Mietek? – Przed drzwiami pojawił się łysy facet z wyraźnym brzuszkiem. – Robisz kawały?

– Nie. – Na głowie Miecia wylądowała duża dłoń Konstantego Kocęby.

– Spływaj Mietek, a ty… – Kociemba spojrzał uważnie na Tomasza. – Żaba, chodź ze mną.

– Cześć Kocio.

Konstanty ruszył przodem, a Tomasz stwierdził, że on faktycznie zaczął się garbić. Stanął przed windą i wciąż się do niego nie odzywał. W końcu drzwi się otworzyły, wszedł do niej i nacisnął przycisk z numerem pięć.

– Nie będziesz miał łatwo, Żaba – odezwał się Kocio, gdy tylko drzwi windy się zatrzasnęły. – Męccy chcą mieć zabawę i mają nadzieję, że ją im dostarczysz.

– Ale przecież jesteśmy już dorośli.

– Dorośli, niedorośli wszystko jedno. – Wzruszył ramionami. – Męccy podupadli moralnie, a Mietek jest ich głównym doradcą.

– Doradcą?

– Cóż… – Wydawało się, że Kocio jeszcze bardziej się przygarbił. – Powiedzmy, że Mietek sprawdza wytrzymałość pracowników, szczególnie tych nowych. No i ich nagrywa, wiesz, w różnych kompromitujących sytuacjach. Uważaj więc.

– A inspekcja pracy?

– Nie rozśmieszaj mnie, Żaba. Powiesz, że ktoś przepiłował ci nogę w krześle albo że zostałeś pokłuty przez kolec schowany w ręce? Myślisz, że ktokolwiek uwierzy? – Wywód Kocia został przerwany przez otwierającą się windę. – A teraz chodź, zaprowadzę cię do Ciesielskiego.

 

– Tomasz Żabny we własnej osobie. – Ciesielski, widząc wchodzącego do gabinetu dawnego kolegę szkolnego, wstał sprzed biurka. – Nasza Żaba w końcu z nami. Żaba, Żabusia, jak dobrze cię widzieć. – Chwycił Tomasza za ramiona i uściskał go mocno. – To jesteś naprawdę ty! Żaba we własnej osobie.

– Cześć Michał. – Tomasz delikatnie oswobodził się z uścisku przyjaciela. – Podobno masz mnie wdrażać w pracę.

– Wdrażać w pracę i owszem. Zajmijmy się szkoleniem BHP. Tak więc wiesz, że niczego nie wpycha się do gniazdek i takie tam?

– Taak.

– Jedyne co powinieneś wiedzieć, to że pracuje z nami Mietek. Rozumiesz, o czym mówię?

– Że on jest największym zagrożeniem?

– W rzeczy samej, Żaba, w rzeczy samej. Wciąż pamiętam, że byliśmy dobrymi kumplami. Moi bracia bardzo cię lubili i ja też, ale nie zawsze tak było. Byłeś taki kolorowy.

– Kolorowy?

– Taki, że tak powiem, żywy byłeś, Żaba. Wprowadzałeś interesującą atmosferę i tyle się działo. – Ciesielski nieco się skrzywił. – Brakowało mi cię, Żaba. Wciąż pamiętam dorysowane brzuchy.

– Ale to był Miecio…

– Miecio, czy też nie on. Żaba, ty z nim trzymałeś i my się ciebie baliśmy.

– To ja się was bałem.

– Żaba, ja byłem obarczony, a ty wolny jak ptak. Czy wiesz, jakie nosiłem na sobie brzemię? – Tomasz coraz bardziej zdziwiony patrzył na Ciesia. – Brzemię nazwiska. Oczekiwano ode mnie niemożliwego i nie było mi łatwo. Był Miecio, Obara i Wyrzek. On chyba był najgorszy, wrzut na ciele zdrowej młodzieży. I nagle pojawiłeś się ty, niby przyjacielski, ale bardziej niebezpieczny od tych trzech.

 

– Ja to nieco inaczej pamiętam – delikatnie zaoponował Tomasz.

– W sumie nieważne. – Wydawało się, że Ciesielski się wyłączył. – To było tak dawno temu, a teraz, cholera, siedzę w cyferkach i liczę. Pomyślałbyś Żaba, że będę głównym księgowym?

– Nie pomyślałbym. – Niefrasobliwie zgodził się Tomasz.

– Bo uważałeś mnie za durnia, który tylko mecze ogląda? – Ciesio zlustrował dawnego kolegę.

– Nie, po prostu byliśmy tacy młodzi.

– Słuszna uwaga, teraz to nie ma znaczenia – zreflektował się Ciesielski. – Tak więc Żaba, będę twoim szefem oraz przewodnikiem i tym razem żadne wygłupy nie wchodzą w grę. Nie skaczemy, zrozumiano?

– Będę wykonywał polecenia. – Tomasz wyrecytował kwestię i poczuł się nieco niezręcznie.

– I to jest właściwe podejście. – Ucieszył się Ciesio. – I wierz mi, że nie zamierzam podważać twojej deklaracji. Co więcej, przyjmuję ją za pewnik. Jesteś w końcu innym człowiekiem, prawda?

– Jestem odpowiedzialny – zapewnił Tomasz. Tylko czy szczerze?

 

– Pogadaliśmy Żaba, teraz czas na wdrożenie do pracy. Widziałem twoje CV i jestem pod wrażeniem. Wydaje się, że jesteś jednym z lepszych księgowych w Polsce, a jednak…

– Co jednak? – wyrwało się Tomaszowi.

– Jednak tułałeś się po podrzędnych firmach, jakbyś był wadliwy. Czy coś jest z tobą nie tak?

– Tylko trzy razy zmieniałem pracę i zawsze na lepiej płatną.

– Trzy razy powiadasz? A ten będzie czwarty, zgadza się?

– Tak.

– Z innej strony znałem cię, Żaba. Kiedyś podejmowałeś wielkie wyzwania, a teraz…

– Każda zmiana, to było nowe wyzwanie – wtrącił się Tomasz.

– Małe te wyzwania, Żaba, malutkie, a to znaczy, że nie umiesz już skakać. I taki Żaba jest nam potrzebny. Nieskaczący i posłuszny. Rozsądny, skrupulatny i pracowity. Chociaż wolałbym wielkiego Żabę.

– Dam z siebie wszystko.

– I bardzo dobrze! – Ciesielski klasnął w dłonie. – Tak więc będziesz rozliczał duże firmy, naprawdę duże. Zrobisz papiery i będziesz biegłym rewidentem, bo takiego nam potrzeba, oddanego, skrupulatnego i z charyzmą, a kto jak nie ty, może to nam zagwarantować? Zainwestujemy w ciebie, przekonam Męckich i będziesz naszą gwiazdą. Jesteś gotowy być gwiazdą? – Ciesio tylko rzucił okiem na Tomka i kontynuował przemowę. – Jesteś, to widać po twojej postawie; wysoko podniesiona głowa i zadarty nos. Nie przeszkodzi nam nawet Mieczysław. A właśnie, nabrałeś się na numer z kolcem?

– Niestety.

– Nawet to nam, Żaba, nie przeszkodzi. Kiedyś przyjdzie taki dzień, że to Miecio natknie się na kolec schowany w naszej dłoni. I wtedy jego mina wynagrodzi nam wszystkie wyrządzone przez niego krzywdy. A później posadzimy go na krześle z przepiłowanymi nogami. To będzie jego koniec. Umiesz, to sobie wyobrazić, Żaba?

– Nie, raczej nie.

– A ja to wszystko mam przed oczami. – Na twarzy Ciesia pojawił się błogi uśmiech. – Teraz jednak skupimy się na twoim rozwoju. To będzie petarda firmy: Magik. Chodź, jedziemy do twojego największego klienta.

– Teraz?

– Nie ma co zwlekać, Żaba. Czas to pieniądz, a my siedziby w cyferkach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Świetne, nie da się uciec od szkolnych koszmarów... Pewnie Żabę wrobią, ha ha.
    Pozdrawiam 🙂
  • Józef Kemilk rok temu
    Trochę optymizmu:)
    pozdr.
  • Fantasmagoria rok temu
    Co dalej ?
  • Józef Kemilk rok temu
    wrzucę nieco później, żeby wylądowało na głównej.
    pozdr.
  • MartynaM rok temu
    No i teraz zastanawia, po co im dobry księgowy? Czy, z uwagi na dawne urazy, zechcą wyrównać jakieś rachunki, bo dbałości o firmę, po takim wstępie raczej nie widać, niemniej pozory mogą mylić... Ciekawie... 5
  • Józef Kemilk rok temu
    Dobry i kreatywny księgowy to podstawa:)
    Pozdr.
  • Dekaos Dondi rok temu
    Józef Kemilk↔Coraz ciekawsze owe rozmowy specyficzne.
    Jeno film nakręcić:)
    Nie żałuję, że czytam:)↔Pozdrawiam🙂:)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dekaos Dondi dzięki za miłe słowa
    Pozdr
  • piliery rok temu
    Nie w kolejności - jednak przeczytałem całość. Nie zmieniło to mojej pierwotnej oceny. Bardzo dobre. :)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dzięki za przeczytanie:)
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania