Żaba, dasz radę - Spotkanie z nieznanym znanym (3/3)
Tomasz Żabny wraz z Michałem Ciesielskim jechali czarnym Lincolnem, a z odtwarzacza dobiegała latynoska muzyka.
– Niezłe cacko, co?
– Tak, niezłe – potwierdził Tomasz.
– Skórzane fotele, klima dwustrefowa i nawet barek. To w ramach oszczędności.
– Nie bardzo rozumiem, jak to w ramach oszczędności?
– Żaba, to jest limuzyna, zgadza się?
– No tak.
– A na szkoleniach zawsze jest wóda. Wiem, nie powinno być, ale taka jest rzeczywistość. Tak więc pracownicy jadą naszym wozem we dwójkę, idą na szkolenie, a później wracają do Lincolna, chleją i śpią w nim. Niezłe, co? – zarechotał Ciesio. – I jeszcze ta muza, prawie jakby było się na karnawale w Rio. Mówię ci, Żaba, jak pojedziesz na pierwsze szkolenie, będziesz przeszczęśliwy. Unikaj wyjazdu z Mietkiem, zresztą, chyba dobrze o tym wiesz.
– A co to za klient? – Tomasz zmienił temat.
– Jaki klient? – Ciesio nie umiał uchwycić wątku.
– Jedziemy do klienta, prawda?
– A ten. – Ciesio zatrąbił na kobietę, próbującą wejść na pasy. – Życie ci niemiłe!? – wrzasnął do niej, pomachał pięścią i jakby nic się nie stało, wrócił do rozmowy. – Wymagający jest. Ma, że tak powiem, pewne problemy z regulowaniem zobowiązań, ale ma kilkanaście spółek, także wiesz Żaba, co robić?
– Coś sugerujesz? – Tomasz spojrzał uważnie na kolegę.
– Żaba, oni potrzebują kasy, jak nie z banku to od ludzi.
– Obligacje?
– Dobrze kombinujesz, Żaba. Oczywiście, że obligacje. Nieco zakrzywisz krajobraz i pagórek okaże się poważną górą, a płaskowyż pasmem górskim. Jedna spółka kupi nieruchomości, inna sprzeda, pohandlujesz między nimi i parę z nich będzie wyglądało jak perełki. A później kolejne transakcje i… Kumasz, Żaba?
– Ale, to jest…
– Żaba, każdy tak robi. Do banku nie pójdą, bo ci od razu się pokapują, ale wyemitują obligacje i ludzie się na nie rzucą, bo spółki z dużymi perspektywami, a oprocentowanie wysokie. Zresztą, co mam tłumaczyć, doskonale wiesz, o czym mowa.
– To przecież jest przestępstwo!
– Nie pękaj, Żaba. Nieraz to robiliśmy i nic się nie działo. Zresztą jesteśmy na miejscu. Wysiadka.
Ciesielski wyłączył silnik i wyszedł z limuzyny. W jego ślady poszedł Tomasz.
– W restauracji się spotykamy?
– A gdzie byś niby chciał? Temida do tego najlepsza. Byle podsłuchu nie było, co nie? –Ciesielski mrugnął lewym okiem.
– Ja na to nie pójdę.
– Pogadasz tylko, może nie jest z nimi tak źle. Co się przejmujesz? Wiesz, czasami przesadzam, tak więc nie pękaj.
– Ale tak nie wolno.
– Żaba! – Ciesio popatrzył groźnie na kolegę. – Masz czterdziestkę na karku. Gdzie ty znajdziesz robotę?
– Ty mi grozisz? – Tomasz był coraz bardziej przerażony sytuacją.
– Odbiło ci Żaba, ja tylko proszę, żebyś ze mną wszedł do Temidy. Masz moje słowo, że jak stwierdzisz, że jest zbyt duże ryzyko, to klienta weźmie kto inny.
– Czyli kto?
– Boże, jaki ty jesteś dociekliwy. Kocio weźmie, zadowolony? A teraz wchodzimy.
Ciesielski delikatnie popchnął Tomasza, a ten machinalnie ruszył. Po cholerę zgodził się na rozmowę o pracę w firmie Magik, nawet jej nie znał i nawet…
– Czekaj, ja do was nie wysyłałem CV!
– Co mówisz, Żaba?
– Dlaczego zaprosiliście mnie na rozmowę o pracę, jak nie wysłałem podania?
– Żaba, a co ty taki dociekliwy? – westchnął Ciesio. – Jak wrócimy, to spytasz się Męckich. A teraz z łaski swojej nie świruj i wchodź do środka!
Tomasz wszedł do restauracji, gdzie niemal w każdym kącie znajdowały się baloniki, a na ścianie naprzeciwko wisiała wielka cyfra czterdzieści.
– Niespodzianka! – Rozszedł się wrzask po sali.
A tam byli wszyscy: żona Eryka, jego szef z firmy Mocnik wraz ze współpracownikami oraz dawni koledzy ze szkoły podstawowej pod patronatem Narcyzy Żmichowskiej.
– Co tu się dzieje? – bąknął zaskoczony Tomasz.
– Nic, kotku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. – Eryka pocałowała w usta zaskoczonego Tomasza. – Przy okazji zorganizowaliśmy też spotkanie z twoimi dawnymi kolegami. Tyle o nich opowiadałeś.
– A dlaczego oni wszyscy pracują w Magiku?
– Nie ma Magika. To taki żarcik. Szef cię nie zwolnił, tylko wysłał na dłuższy urlop, żebyś nieco odpoczął.
– Ale ja nie odpocząłem! – obruszył się Tomasz. – Musiałem szukać pracy, byłem w urzędzie i tam mnie zarejestrowano, jako bezrobotnego. Właśnie! Przecież jestem na bezrobociu!
– To Suplicjusz cię tam obsługiwał.
– O czym ty mówisz?
– Że bardzo skrupulatnie przygotowałam twoje czterdzieste urodziny. – Uśmiechnęła się Eryka.
– A Filemon, on żyje?
– Niestety nie. – Eryka nieco posmutniała. – A teraz się baw, w końcu to twoje święto.
Stanęła obok męża, a przed nim pojawiła się kolejka ludzi, by złożyć mu życzenia.
– Stary, kopę lat – uścisnął go misiowaty facet i wręczył butelkę whisky.
¬ Obara?
– A jakże – zaśmiał się basowym głosem.
– Wszystkiego najlepszego, Żaba – wyciągnął rękę młodszy z braci Męckich. – Fajnie było się znowu z tobą pobawić.
– A was widzieć, chyba – odpowiedział Tomasz, a bracia Męccy zachichotali.
– Najlepsze życzenia, Tomku i szybko do nas wracaj. – Stanisław Bóbr mocno uścisnął rękę pracownika. – Przy okazji, przepraszam za to całe zamieszanie, ale nie mogłem odmówić.
– Mojej żonie?
– To przecież nie jest ważne – zmieszał się Stanisław. – Idę już, bo inni czekają.
Tomasz przyjmował kolejne życzenia, ciesząc się, że życie wróciło na właściwe tory. Widząc Mietka, postanowił, że mimo wszystko uściśnie mu dłoń.
– Wszystkiego najlepszego – Złośliwy Miecio wyciągnął rękę, a Tomasz ją uścisnął. – Dzisiaj dla ciebie nie miałem schowanego w ręce kolca. To taki prezent urodzinowy. No i to też. – Mietek wręczył starannie zapakowany niewielki kwadratowy pakunek.
– Dzięki Miecio. – Tomasz przyjął prezent i przekazał go żonie, która położyła go obok innych darów, znajdujących się przy ścianie pod cyfrą czterdzieści.
– Nie chcesz go teraz otworzyć?
– Otworzę go w domu – odpowiedział Tomasz.
– A pamiętasz, jak dorysowaliśmy brzuchy harcerzom? Teraz tak wygląda Kocio – zarechotał Miecio.
Po Mieciu przyszła kolej na: Kocia, Wyrzka, Beatę i Julię, a Tomasz oceniał ich teraźniejszy wygląd i musiał przyznać, że nie zmienili się aż tak wiele. Był wzruszony, że tylu ludzi przyszło na urodziny i że wszyscy go pamiętali. W końcu życzenia się skończyły i mógł usiąść przy jednym ze stolików. Gdy tylko to zrobił, krzesło się rozpadło, a on wylądował na podłodze.
– Wszystkiego najlepszego, Żaba – krzyknął Miecio, tuż przed tym, jak na jego głowie wylądowała dłoń Kocia. – Przecież nic nie robiłem! – obruszył się, ale kto by mu wierzył.
Złośliwy Miecio żałował tylko jednego, że nie będzie widział miny Tomka, gdy ten otworzy prezent.
Komentarze (10)
Pozdr
Pozdrawiam
Pozdrawiam 🙂
Pozdr
Ażby można banalnie rzec→pozory czasem mylą.
Tu w dobrą stronę akurat:)↔Pozdrawiam😀:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania