Żaba, dasz radę - Rozmowa o pracę (1/3)

Koszmar - tak właśnie opisałby Tomasz Żabny ostatnie dwa tygodnie. Zaczęło się jak w thrillerach, od mocnego uderzenia, a później było jeszcze gorzej. Ukochany kot Filemon zupełnie nieoczekiwanie postanowił sprawdzić swoje umiejętności ekwilibrystyczne, do czego posłużyła mu balkonowa poręcz. Niestety akrobatą nie był. Gdyby Tomasz mieszkał niżej, nic by się nie stało, jednak dziesiąte piętro zmieniało perspektywę. Płacz córki Aldony i jej oskarżycielski wzrok oraz ciągłe docinki żony Eryki wytrąciły go z bezpiecznych torów życiowych. Stał się nerwowy i niewyspany, i chyba to drugie spowodowało, że w pracy zawalił dwa projekty.

 

– Panie Tomaszu, panu już dziękujemy – powiedział mu na odchodne jego szef, Stanisław Bóbr.

I tak oto, wylądował na dietetycznym garnuszku Państwa. Teraz zaś stał w sekretariacie firmy Magik i musiał udawać, że będzie wypruwał sobie żyły, by zaspokoić oczekiwania potencjalnego pracodawcy.

– Pan Tomasz Żabny? – Sekretarka patrzyła na mężczyznę około czterdziestoletniego i uśmiechała się do niego zachęcająco. – Pan w sprawie pracy?

– Dzień dobry. – Tomasz otrząsnął się z niewesołych myśli i delikatnie się uśmiechnął. – Tak, o trzynastej jestem umówiony na spotkanie.

– Proszę usiąść. – Zachęciła sekretarka, by zajął miejsce na jednym z czerwonych krzeseł. Na drugim siedział inny nieszczęśnik.

– Dziękuję – odpowiedział i usadowił się obok niepozornego faceta.

– Na rozmowę o pracę? – Ten szepnął mu niemal do ucha. – Mietek jestem – dodał konspiracyjnie.

– Tomasz.

– Wiem – zachichotał nieznajomy. – Sekretarka mówiła – dodał i wydawało się, że rozmowa go mocno bawi.

– Też na rozmowę? – Tomasz uważnie zlustrował potencjalnego konkurenta, ten zaś uśmiechał się beztrosko.

– Oczywiście, że tak. Bardzo lubię rozmawiać, podobno towarzyski jestem. A w mieszkaniu hoduję żółwia morskiego i on często wchodzi pod szafę.

– Nie rozumiem?

– Pod szafę wchodzi, jak się go wypuści z terrarium. Chyba że cię to nie interesuje?

– Trochę się stresuję. – Tomasz delikatnie zmienił temat. – Zależy mi.

– Wiem coś na ten temat. Często ludzi się nie docenia, gani, kiedy na to nie zasługują, zleca zadania ponad siły, a przecież jest się tylko człowiekiem. Ile razy zostałem niesłusznie oskarżony, to tylko ja wiem. Nawet ty…

 

– Panie Tomaszu, może pan wejść. – Sekretarka przerwała ich rozmowę.

– Dziękuję. – Poderwał się z krzesła, a wraz z nim wstał Mietek.

– Powodzenia – wyciągnął do niego chudą rękę.

Tomasz bez zastanowienia ją uścisnął i syknął z bólu. Z jego dłoni zaczęła sączyć się krew, a Mietek jak gdyby nigdy nic uśmiechał się od ucha do ucha.

– Złośliwy Miecio – syknął, powstrzymując się od wrzasku.

– A Żaba zawsze nabierze się na numer z kolcem – zachichotał zadowolony. – Masz chusteczkę. – Wyciągnął do niego pełną paczkę.

– Wolę swoją – odpowiedział, wściekły na siebie, że nie poznał dawnego kolegi.

– Panie Tomaszu, czekają na pana.

– Tak, już idę. – Rzucił jeszcze wściekłe spojrzenie na niewinnie uśmiechającego się Mietka i ruszył na spotkanie.

 

Otworzył drzwi i niemal wrósł w ziemię. Czy to było w ogóle możliwe? Zszokowany patrzył na mężczyznę siedzącego przy biurku i dałby sobie głowę uciąć, że to jest młodszy z braci Męckich. A na kanapie siedział starszy Męcki. Nie mogło być mowy o pomyłce!

– Dzień dobry, panie Tomaszu – odezwał się młodszy z braci. – Proszę, niech pan usiądzie. – Wskazał głową na niewielkie krzesło bez oparcia, niemal jak dla dzieci z podstawówki.

– Dziękuję. – Usadowił się na zbyt małym siedzisku i patrzył na dawnych kolegów. Poznali go?

– Pan Tomasz Żabny – przeczytał młodszy Męcki. – Pracował w firmie Mocnik.

– Nocnik? – spytał starszy z braci.

– Zdecydowanie Mocnik. Zgadza się, panie Żabny?

– Zgadza się. – Tomasz patrzył na braci, którzy wydawali się go nie pamiętać.

– A więc Żaba…

– Żabny – poprawił starszy Męcki.

– A więc Żabny, chciałbyś pracować w naszej firmie?

– Tak.

– I księgować kreatywnie?

– Bardzo kreatywnie – dodał starszy.

– Szukam pracy w księgowości. – Tomasz starał się cokolwiek wyczytać z twarzy rozmówców, niestety ci mieli je jakby wykute w kamieniu.

 

– A więc, Żaba, chcesz dla nas pracować.

– Żabny – ponownie poprawił starszy Męcki.

– Ale to jest Żaba.

– To jest Żaba – zgodził się starszy z braci. – Nasz Żaba, a jak Żaba, to umie skakać.

– Kiedyś dużo skakał.

– Za dużo. Był przez to kłopotliwy.

– I upierdliwy.

– Oraz przemądrzały, ale teraz nie jest.

– Z pewnością nie jest. Dorósł. Dorosłeś Żaba? ¬ Młodszy z braci mrugnął porozumiewawczo do dawnego kolegi ze szkoły.

– Dorosłem – potwierdził coraz bardziej zdenerwowany Tomasz.

– Dorosłeś i nieco osiwiałeś – zarechotał starszy Męcki.

– Ubrany w garnitur wygląda jak nie Żaba, ale to wciąż on. Czy możemy mu wierzyć? – Młodszy Męcki zaczął bazgrać długopisem po kartce.

 

– Jemu nigdy nie można było wierzyć. Bo on jest śliski.

– Bardzo śliski. Bo Żaby są śliskie.

– A on jest Żabą i zawsze nią będzie.

– Może spokorniał?

– Spokorniałeś Żaba? – spytał starszy Męcki.

– Spokorniałem – potwierdził Tomasz, mimo że w środku cały się gotował.

– Może tak jest. Pokaż rękę.

Tomasz jak dziecko wyciągnął zranioną dłoń w kierunku młodszego z braci.

– Nie krzyczał, jak się witał z Mieczysławem.

– Był cicho – zgodził się młodszy Męcki.

– Zbyt cicho. A może w środku się gotuje? I jest wściekły?

– Jesteś wściekły, Żaba? – Młodszy Męcki z zadowoleniem ocenił własnoręcznie naszkicowaną żabę.

– Nie, nie jestem wściekły.

– Zaciskał zęby, jak to mówił. On kłamie.

– On zawsze kłamie. I sprawia kłopoty.

– Ale jest też zabawny i pracowity.

– Bardzo pracowity, Żaba będzie pracował za dwóch. – Starszy Męcki uśmiechnął się zadowolony.

– Albo trzech nawet, tylko wtedy innych będziemy musieli zwolnić.

– A to wszystko będzie przez Żabę. Żaba nam zepsuje atmosferę w firmie.

– Bo Żaba jest jak zgniłe jabłko. – Młodszy z braci wykrzywił się zdegustowany.

– Zgniłe w środku, a na wierzchu nie widać.

– Na wierzchu jest słodziutki i milutki.

– Taki uczynny i wspaniały. Super pracownik i super tata.

– I super mama, jak przyjdzie potrzeba.

– Bo powinien nazywać się Supermen.

– Ale jeden już jest.

– I nie może być drugi, tak więc Żaba nie jest supermenem.

– Trochę mu brakuje. – Młodszy z braci wstał od biurka i zaczął krążyć wokół Tomasza.

– Więcej niż trochę. On tylko skacze, nie umie latać.

– Skacze też słabo.

– Możecie przestać?!

 

Zapadła cisza. Bracie Męccy spojrzeli po sobie i się uśmiechnęli. Wszystko szło zgodnie z planem, a zabawa była nawet lepsza niż w szkole.

– Żaba dał głos.

– Żaba nie tylko rechocze.

– To wspaniała rzecz, gadająca Żaba. – Starszy z braci zdjął okulary i zaczął się nimi bawić.

– A nam w firmie brakuje gadającej Żaby.

– Trzeba go zatrudnić. Niech go uczy Konstanty Kocemba.

– Kocio? – spytał Tomasz, ale wyglądało na to, że bracia niespecjalnie zwracają na niego uwagę.

– Tak, on będzie odpowiedni. Żaba będzie się go słuchał.

– I szanował. Każdy szanuje Kocia.

– A może lepszy będzie Ciesielski? – zaproponował młodszy z braci.

– Nie, Ciesielski nie umie gadać z Żabą.

– Jak się postara, to dogada się z Żabą.

– Ale Żaba jest trudna i upierdliwa.

– Kocio da radę. On z każdym sobie poradzi. Jest bardzo elokwentny.

– Jesteś przyjęty. – Niespodziewanie młodszy z braci podjął decyzję i uśmiechnął się zadowolony.

– Dziękuję. – Tomasz odwzajemnił uśmiech. Tylko że się nie cieszył. Był przerażony i czuł się jak pierwszego dnia w szkole

 

– Przyjdzie Żaba jutro i zgłoś się do Kocia.

– Tak, do Kocia, chyba go pozna?

– Nie pozna. Kocio teraz jest łysy.

– Wyłysiał Kocio i nieco się przygarbił.

– Tak się tylko wydaje. Nie przygarbił się, tylko chodzi ze spuszczoną głową.

– A jak ma spuszczoną głowę, to nie będzie pilnował Żaby.

– A Żabę trzeba pilnować. Ciesielski go upilnuje.

– Wciąż nie nosi okularów. Ma bystry wzrok. – Z tonu głosu Starszego Męckiego można było wyczytać, że zazdrości koledze.

– I refleks. Wszyscy go też słuchają.

– Żaba się zgłosi do Ciesielskiego.

– Jutro się zgłosi.

– O siódmej rano.

– Do zobaczenia, Żaba.

– Do zobaczenia – bąknął Tomasz.

– Żaba spływa – starszy Męcki machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę.

Tomasz zamknął za sobą drzwi i usłyszał salwę śmiechu. To bracia Męccy dali upust swojej radości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • He he, w powieści Żuławskiego było spotkanie klasy po 30 latach i jakieś kryminalne sprawy potem, Rudy Felek miał broń, ale dawni koledzy zaczęli skandować "Ru-dy Fe-lek, Ru-dy Fe-lek" na co on jak w szkole dostał ataku padaczki... Ale jaja były. A ten text, "chce pan u nas pracować" to wstrętna manipulacja, bo to tak, jakby łaskę mu robili... Zobaczymy co dalej.
    Pozdrawiam 🙂
  • Józef Kemilk rok temu
    Te pytanie, to taki standard w korporacji:)
    Dzięki za koment
    pozdr.
  • Józef Kemilk, tak, wiem, w lombardzie tak samo wmawiają, że to ja chcę sprzedać, a oni robią łaskę...
  • Fantasmagoria rok temu
    Fajnie igrasz rozmową . Takie nienaturalne w zwykłej rzeczywistości .
  • Józef Kemilk rok temu
    W sumie sam nie wiem. W pracy często jest większe wariatkowo" niż w książkach
    Pozdrawiam
  • MartynaM rok temu
    Przeczytałam... idę dalej. 5
  • Józef Kemilk rok temu
    dzięki
    Pozdr.
  • Dekaos Dondi rok temu
    Józef Kemilk↔Bardzo lubię takie "pokręcone teksty" w tego typu dobrze napisanych dialogach.
    Mam wrażenie – choć być może mylne – że coś tu wyniknie...
    Jedna jedyna kwestia, co mi przeszkadza, to ilość: się:)↔Cała reszta, na Tak!!
    Pozdrawiam🙂:)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dekaos Dondi dzięki. Jednym słowem powinienem nieco "się" uśmiercić 😀
  • Dekaos Dondi rok temu
    Józef Kemilk↔Się to raczej nie, ale ''się'' jak najbardziej😀:)
  • Dekaos Dondi rok temu
    P.S↔47 x się 😀:)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dekaos Dondi dałem czadu🤣
  • piliery rok temu
    Świetne dialogi. Zaproponuj współpracę scenarzystom polskich komedii może się czegoś nauczą od Ciebie. :)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dzięki. To wzorowanie się na Niziurskim i jego postaciami😀

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania