Poprzednie częściZdzi*a cz. I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Zdzi*a cz. XI

Po przyjeździe do pracy, natychmiast przystąpiłem do akcji. Aniela, o dziwo, weszła do budynku razem ze mną i wystraszona schroniła się za moimi plecami. Nie wiem ile było w tym gry aktorskiej, a ile rzeczywistego przestrachu, ale takie działanie uwiarygodniło całą sytuację. Słysząc zdawkowe: „wiesz, co masz robić”, ruszyłem w kierunku Jana, który w tej samej chwili zdziwiony pochwycił moje spojrzenie. Anielka zaś, lekko skulona podążyła w kierunku szatni.

 

– Podobno nieźle wczoraj narozrabiałeś – rzekłem niby mimochodem. – Będziesz miał problem, by się teraz z tego wykaraskać.

 

– Co ty pieprzysz!? – rzucił, cedząc słowa przez zęby.

 

Uśmiechnąłem się w duszy. Dokładnie takiej reakcji się po nim spodziewałem.

 

– Widziałem was wczoraj – rzekłem, stając obok niego i na pozór, uważnie obserwując otoczenie. – Niezbyt to szarmanckie, zaciągać kobietę siłą do kibla.

 

Zobaczyłem, że na jego twarz wstępuje bladość, która dość szybko została zastąpiona purpurą. Widać było, iż konkretnie się wpienił. Trwało to przez kilka minut, których nie zamierzałem wypełniać żadnymi słowami. W końcu uspokoił się na tyle, by zimnym tonem warknąć:

 

– Ile chcesz? – Musiałem przyznać, że nie spodziewałem się po nim łapówy. – Gwarantuje, że dam więcej za milczenie od tej zdziry.

 

Pokręciłem przecząco głową:

 

– To nie moja rzecz – odparłem. – Nie podoba mi się twoje zachowanie, ale nic mi do tego. Mam jednak przekazać, że ona liczy na przeprosiny…

 

– Chyba sobie jaja robisz! – Podniósł głos. – Przecież do niczego nie doszło!

 

– Ciszej, idioto! – Zganiłem go. Starałem się, by wszystko brzmiało, jak najbardziej autentycznie. – Ona ma inne zdanie na ten temat.

 

– No i co z tego? – Parsknął śmiechem. – W dupie mam jej opinię. Niech żałuje, że uciekła. Pokazałbym, co to znaczy ostra jazda!

 

Z wolna zaczął we mnie kiełkować gniew, jednak wiedziałem, że gdy dam mu się obezwładnić, wszystkie plany szlag trafi. Nie mogąc na to pozwolić, postanowiłem przystąpić do ataku:

 

– Kazała przekazać, że jeśli dzisiaj o osiemnastej nie pojawisz się w „Mokrych majteczkach”, wyśle do twojej żony stosowny donosik i opisze wstydliwe pieprzyki.

 

– Jebana suka! – Przeklął pod nosem i ruszył w kierunku baru, gdzie Anielka zajęła już swoje stanowisko, cały czas omijając nas wzrokiem. – Zaraz pójdę i zatłukę tę pizdę!

 

– Opanuj emocje – powiedziałem i chwyciłem go za przegub prawej ręki. – Jeśli tam podejdziesz, jebnę ci w łeb tak mocno, że już nie wstaniesz.

 

Odwrócił się do mnie wściekły i wyraźnie zdezorientowany:

 

– A na ciebie co ma, że tak jej nagle bronisz?

 

– Nie twój interes – burknąłem. – Wystarczająco dużo, bym nie pozwolił jej tknąć. Stul dziób i ani słowa o tym, że z nią wtedy byłeś. O dzisiejszym spotkaniu wie tylko nas troje i tak też ma pozostać.

 

Po usłyszeniu mojej wypowiedzi, wyraźnie się rozluźnił. Tym samym osiągnąłem cel, ponieważ wrócił na poprzednie miejsce i nagle rozbawiony, skwitował:

 

– No to nas ładnie załatwiła. – Roześmiał się, kręcąc głową. – W „Mokrych”, mówisz? Myślisz, że dorabia tam po godzinach?

 

Widać było, że świetnie bawi się, porównując blondi do dziwek pracujących w tamtejszym przybytku. W sumie i mnie dopadło zdumienie, gdy zdecydowała się umówić w najgorszym z możliwych burdeli w okolicy. Wyglądało jednak na to, że miała tam swoje wtyki. Pozostało mi tylko zaufać jej planom.

 

– Nie sądzę – odparłem tym razem szczerze. – Prędzej sama korzysta z ich usług. Po odejściu Jareczka wydaje się być bardzo samotna. Sam zresztą widziałeś, jak ostatnio rozbierała wzrokiem tamtą brunetkę. Chyba jest jej obojętne, czy to baba czy facet.

 

– Właściwie – zamyślił się i podrapał po zaroście na brodzie – to może nie być najgorsze, przepraszać w takim miejscu. Może na tym jeszcze skorzystam? Kto wie, czy za przeprosiny nie odpłaci mi jakimś seksownym trójkątem?

 

Musiałem przyznać, że miałem coraz większą ochotę walnąć go w pysk. Ręka świerzbiła mnie niemiłosiernie, ale ostatkiem silnej woli się powstrzymałem.

 

– Skoro mowa o trójkącie – zacząłem, przyciągając jego wzrok. – Też kazała mi się tam dzisiaj pofatygować. Może rzeczywiście dane nam będzie wziąć ją na dwa baty?

 

– I hope so, przyjacielu. – Poklepał mnie po ramieniu, po czym w iście szampańskim humorze poszedł objąć wartę na bramce. Zdążył jeszcze rzucić przez ramię – To do miłego zobaczenia, koleżko!

 

Jakże trudna to była dla mnie wymiana zdań. Od maskowania wściekłości zesztywniała mi cała szczęka. „Ja ci dam miłego, skurwysynu!” – pomyślałem, masując ją i idąc na zaplecze, by zapalić fajka. Gdy tylko wyszedłem, z całej siły kopnąłem w kontener na śmieci. Byłem wściekły, na tyle, że nie panowałem nad odruchami. To zaś było ogromnym błędem, o czym przekonałem się kilka godzin później.

 

***

 

Anielka nie wróciła po robocie do domu. Stojąc samotnie w pustym salonie zastanawiałem się, czego mogę się po niej spodziewać tego wieczoru. Nie zdradziła mi nic więcej, poza tym, bym się wygodnie ubrał i przygotował na dobre przedstawienie. Byłem strzępkiem nerwów. Czy ona naprawdę chciała nas obu wydymać? A może wolała jednocześnie pozbawić nas życia? Nie wiedziałem i brak tej wiedzy, sprawiał, że chciałem zamknąć się w mieszkaniu i olać jej zaproszenie. W gruncie rzeczy powiedziała tylko, że mogę uczestniczyć, ale mnie do niczego nie zmuszała, prawda? „Szlag, by to trafił!” – Pacnąłem się otwartą dłonią w twarz i porwałem kurtkę z wieszaka, wybiegając na klatkę schodową. Mianowałem się jej bodyguardem, zatem nie mogłem teraz stchórzyć. Sama przecież przyznała, że Jan był silniejszy, niż wyglądało to na pierwszy rzut oka. Potrzebowała wsparcia, więc musiałem go udzielić.

 

Dojazd na miejsce zajął mi niecały kwadrans. Zerknąłem na zegarek. Było cztery po szóstej. Ciekawość zżerała mnie od środka, gdy pomyślałem, że mogła teraz w najlepsze zabawiać się z Janeczkiem. Wyskoczyłem z samochodu jak z procy i skierowałem się ku drzwiom wejściowym. Wszedłem do środka i panujący wewnątrz zaduch niemal ściął mnie z nóg. Nie mogąc jednak się zatrzymać, przyzwyczaiłem oczy do czerwonego półmroku i polazłem w kierunku wyfiokowanej starszej babki, która zdawała się być bajzelmamą. Gdy mnie tylko zobaczyła, bez słowa kiwnęła w kierunku najbliższego korytarza. Na moje pytanie o numer pokoju, uśmiechnęła się ironicznie i szepnęła tylko: „poczekaj, a zobaczysz, kochaneczku”. Nie mając lepszego wyjścia, klapnąłem na ławce pośrodku holu i zacząłem nasłuchiwać.

 

Zewsząd dochodziły do mnie wiadome dźwięki: jęki, sapania i okrzyki ekstazy. Męskie i damskie odgłosy osiągania szczytu. Niektóre prawdziwe, inne z pewnością naciągane. Po kilku minutach, wszystko stanowiło dla mnie jeden wielki zlepek i nie potrafiłem wyłowić z niego nic ciekawego. W końcu jednak usłyszałem to, na co tak długo oczekiwałem: imię – jej wychrypiane imię, przebijające się przez całą plejadę dźwięków. Podszedłem do drzwi, z których wydawały się dochodzić charczące odgłosy i złapałem za klamkę. Skrzydło nie ustąpiło pod naciskiem dłoni, więc niewiele myśląc dałem w nie z kopa. Może nie był to najlepszy pomysł, bo o mało nie wyleciało z futryny, ale stwierdziłem, że o ewentualne straty będę martwił się później.

 

Wpadłem do pokoju i ujrzałem, to czego się obawiałem. Jan z interesem wewnątrz blond bogini zdawał się spać na jej pełnych piersiach. Było już za późno. Spojrzała na mnie leniwym wzrokiem i pokręciła głową:

 

– Miałeś czekać na zewnątrz. – Zrzuciła z siebie bezwładne już cielsko. – Myślałam, że po wszystkim jeszcze trochę się tutaj pokochamy. Mogłoby być podniecające, robić to koło trupa. Ale nic to! – Posłała mi uśmiech, zbierając odzienie z podłogi i szybko się ubierając. – Czas nagli, resztę ogarną dziewczyny, zmykajmy zanim ktoś nas zauważy.

 

Z tymi słowami pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Szybko wspięła się na parapet i wyskoczyła przez otwarte okno na podwórze. Po raz ostatni obejrzałem się w kierunku pokoju, gdzie zwłoki nagiego ochroniarza, leżały na ziemi z groteskową miną zastygłą na przygłupiej twarzy. Nie doczekał się trójkąta. Dostał natomiast znacznie więcej.

 

Ja zaś byłem pewien jednego – właśnie wziąłem udział w zabójstwie. Nie było już drogi powrotnej, ani żadnych półśrodków. Wyskoczyłem więc na podwórko, nie do końca wiedząc, czy się z tej myśli cieszyć, czy obawiać. Moje życie nabrało w końcu kolorów, przeciwnie do sinych już ust ochroniarza. To, że nie byłem na jego miejscu dawało mi niemałą satysfakcję. Pytanie tylko: jak długo będzie mi to wystarczało?

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Shogun 17.05.2020
    Zacne, nic dodać, nic ująć :)
  • Kocwiaczek 17.05.2020
    ;)
  • Johnny2x4 17.05.2020
    Zacne, nic ująć, nic dodać :)
  • Johnny2x4 17.05.2020
    Ktoś dał już 1
  • Kocwiaczek 17.05.2020
    Johnny2x4 tradycji stała się zadość :D
  • DEMONul1234 17.05.2020
    Nawet ciebie ci bee jedynkowicze dopadają? Nie przeczytałem jeszcze, ale dam 5 ^^
  • Kocwiaczek 17.05.2020
    Na pohybel? :D Nom, niestety, ostatnio mi robią pogrom.
  • Akwadar 17.05.2020
    Kocwiaczek za co?!
  • Kocwiaczek 17.05.2020
    Akwadar, a bo ja wiem? Może dlatego, że istnieję? Ktoś mnie najwyraźniej nie lubi, skoro wstawia pały bez uzasadnienia. Cóż, życie.
  • Akwadar 17.05.2020
    Kocwiaczek dobrze ze istniejesz :)
  • Kocwiaczek 17.05.2020
    Akwadar dzięki, miło :)
  • Akwadar 17.05.2020
    Kocwiaczek ;)
  • DEMONul1234 17.05.2020
    Kocwiaczek Dobrze, że z nami jesteś ^^ Zazdroszczą ci talentu.
  • Kocwiaczek 17.05.2020
    DEMONul1234 toś mnie teraz zawstydził :) aż spąsowiałam :P
  • Bajkopisarz 18.05.2020
    „Na te słowa wyraźnie się rozluźnił. Wyglądało na to, że osiągnąłem swój cel, ponieważ cofnął się i na powrót”
    Na te – na to – na powrót – można przebudować nieco to zdanie
    „skierował się zająć wartę na”
    Prościej: poszedł zająć miejsce
    „nad swoimi odruchami.”
    Swoimi – zbędne
    „Stojąc sam w pustym”
    Stojąc samemu / samotnie
    „być w końcu jej ochroniarzem, zatem nie mogłem stchórzyć. Sama przecież przyznała, że Jan był silniejszy, niż można się było spodziewać. Potrzebowała wsparcia i zobowiązany byłem”
    Być – był – było – byłem – za dużo
    „bo o mało nie wyleciało z futryny,”
    Wyleciały
    „się, zbierając odzienie z podłogi i szybko się ubierając. – Czas nagli, resztą zajmą się”
    3 x się
    „miną zastygniętą na przygłupiej”
    Zastygłą

    Pan Jan nie wykazał się instynktem samozachowawczym, wszedł po raz drugi do tej samej rzeki, chcąc najwyraźniej udowodnić sobie i otoczeniu, że może wszystko, a jak sobie coś umyśli to tak ma być. Jednakże z drugiej strony, choć pan Jan żywot zakończył, to najwyraźniej uczynił to w sposób, jakiego wielu mogłoby mu pozazdrościć – w łóżku, zespolony z piękną kobietą. Można to chyba porównać tylko z poległymi w bitwie wikingami, odchodzącymi do Wahali z mieczem lub toporem w dłoni.
  • Kocwiaczek 18.05.2020
    Dziekuję, dziekuję, dziękuję ( i tak jeszcze kilka razy :D).
    Poprawione wszystko poza:
    "bo o mało nie wyleciało z futryny,” - mowa była o skrzydle drzwiowym, a ono "nie wyleciało". Gdyby były drzwi, to by wyleciały, ale chciałam uniknąć powtórzenia.
    Mam nadzieję, że jest lepiej :)

    Jan udowodnił, że niekiedy mózg mężczyzny zamienia się miejscami z przyrodzeniem. Tym samym dostał zasłużoną nauczkę. Jak to się mówi, najpierw pomyśl, potem zrób. Ciekawe czy w ogóle zdążył przeprosić? ;)
  • Bajkopisarz 18.05.2020
    Kocwiaczek - na pewno zdążył. Bez tego by się nie zespolił :)
  • Onyx 29.09.2020
    Wystarczy, że powiem tyle - piąteczka!
  • Kocwiaczek 29.09.2020
    Uff... dałam radę. Dzięki za motywację i za dobre słowo po przeczytaniu:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania