Poprzednie częściŻycie (koloryzowane '22) cz. I

Życie (koloryzowane '22) cz. II

Chyba nikt nigdy nie chciałby przeżyć upokorzenia, wstydu, złamanego serca jednocześnie, niestety ja miałam tę nieprzyjemność. Mój mąż - Marek trzymający za rękę inna kobietę i wpatrzony w nią jak w obrazek wymawiał słowa, które jeszcze nie tak dawno mówił do mnie. "Kocham Cię, jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie". Nie rozumiałam za bardzo, o co tu chodzi. Zastanawiałam się, czy aby się nie przewidziałam i przesłyszałam. Cała w środku aż kipiałam ze złości i czułam jak ból w klatce piersiowej rozrywa mnie na kawałki. Poprostu nie rozumiałam tej sytuacji. Na końcu tego jego pieprzenia dodał :"Nie zniosę dłużej tej rozłąki. Dziś jej powiem o wszystkim, dogadamy się, weźmiemy szybki rozwód i będziemy już zawsze razem, bo Cię kocham nad życie. Żałuję że Cię wcześniej nie spotkałem".

Wyszłam z kawiarni. Nawet zapomniałam o tej kawie. Stanęłam na środku chodnika szukając sensu w tym wszystkim, co się stało. Nie mogłam mówić, nie mogłam płakać, nie mogłam w tamtym momencie nawet się ruszyć, bo mnie od tego wszystkiego sparaliżowało. Nie dochodziło to do mnie, no bo jak zdrada męża i przyłapanie go na gorącym uczynku mogłoby być czymś normalnym?

Musiałam coś zrobić, nie mogłam tak stać, postanowiłam więc wrócić do kawiarni, nie wiedząc do końca, na co się odważę.

Byli bardzo zaskoczeni, gdy tylko mnie zobaczyli. Marek dostał takiego liścia, że ręka bolała mnie jeszcze przez tydzień, na jego głowie wylądowało rozlane piwo, które dopiero co otrzymał od kelnera, a na jej twarzy sok, który właśnie popijała. Próbował się jakoś tłumaczyć, ale szybko się zamknął, gdy mu powiedziałam, że o wszystkim wiem, bo słyszałam całą ich rozmowę. W przypływie emocji, po wszystkim na odchodne rzuciłam w niego obrączką, nie planowałam tego, ale tak wyszło, to było silniejsze ode mnie, a poza tym, nie myślałam wtedy trzeźwo. Ponownie wyszłam z kawiarni, ale teraz, pomimo dalej nieustępującego bólu i złamanego serca, uśmiechnęłam się lekko pod nosem zadowolona z siebie, że stać mnie było na takie posunięcie.

Poszłam, a raczej pobiegłam do domu. Miałam taką wewnętrzną blokadę, trudno to określić, ale moje uczucia były tak mieszane, że nie mogłam się skupić, nie wiedziałam o czym myśleć. Usiadłam na kanapie dalej obojętna, włączyłam telewizor, szedł jakiś program, na który w ogóle nie zwracałam uwagi, przed oczami miałam tylko ten koszmarny obraz: miłość mojego życia trzymająca inną kobietę za rękę i wymawiającą do niej słowa :kocham Cię. To było straszne. Chciałam płakać, ale nie potrafiłam, nadal coś mnie blokowało, chciałam po prostu rozładować w sobie to całe napięcie. Teraz wiem, że byłam w totalnym szoku, który nie chciał mnie opuścić. Z biegiem czasu stwierdziłam, że dobrze, że tak było, bo nie wiem do czego byłabym zdolna, albo co bym mogła zrobić sobie, lub komuś.

Usłyszałam klucze otwierające drzwi i wiedziałam, że zaraz zacznie się potężna burza. Od razu jak tylko wszedł do domu zaczął przepraszać, że to nie tak miało być, że nie wie, dlaczego się w niej zakochał, że nie chciał mnie oszukiwać, że naprawdę mnie kiedyś kochał, że bla bla bla. Mój wzrok chyba był paraliżujący, bo jak tylko na niego spojrzałam zamknął się w pół słowie. Opuścił dłonie i usiadł na kanapie z bezradności. Powiedział tylko, że cokolwiek by nie powiedział i tak wie, że to wszystko jest jego wina, i że ja niczym nie zawiniłam.

Coś we mnie pękło. Zaczęłam go wyzywać od pieprzonych gnojków, od chamów, nawet nie pamiętam od kogo jeszcze, ale poleciała spora wiązanka. Na koniec dodałam, że jutro pod moją nieobecność ma się spakować i wypieprzać do tej jego kochanki, a jak ochłonę, to się wtedy spotkamy i porozmawiamy, bo ja sobie muszę wszystko poukładać, a przynajmniej choć trochę zrozumieć.

Najśmieszniejsze w tej sytuacji jest to, że zaczęłam mu nawet trochę współczuć, tak jakby to w ogóle mnie nie dotyczyło, jakby to on był pokrzywdzony. Może tak było? Bo przecież to on mnie zdradził, więc musiałam zrobić coś nie tak, może byłam niewystarczająco dobrą żoną i dlatego poszedł do innej?

Głupie myślenie..

W tej sytuacji byłam pokrzywdzona, zraniona i pozostawiona sama sobie tylko ja.

Gdy tylko wyszedł z mieszkania łzy zaczęły mi same spływać po policzku, czułam jakbym miała zaraz dostać ataku paniki, choć nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam. Mój oddech bardzo przyspieszył, zaczęło mi się robić duszno i ogólnie nieprzyjemnie. Wyszłam na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza, i chyba wtedy to wszystko zaczęło do mnie dochodzić. Emocje wzięły górę i wtenczas już ryczałam, jak nigdy przedtem. Odblokowałam się wewnętrznie.

Ciągle powtarzanie dlaczego on mi to zrobił, dlaczego ja? Czy mało nieszczęść w życiu miałam i teraz jeszcze coś takiego musiało mi się przytrafić?

Po kilku godzinach zasnęłam na tym balkonie z wyczerpania, z bezsilności i z płaczu, bo finalnie nie mogłam go powstrzymać.

Rano, jak tylko się obudziłam, wskoczyłam pod zimny prysznic z nadzieją, że jak spod niego wyjdę, to wszystko wróci do normy, że wczorajszy dzień się nie wydarzył i dopiero ma nastać nowy dzień. Niestety...

Jakoś się ogarnęłam, bo musiałam iść do pracy, nie byłam chora, żeby brać wolne, a stwierdziłam, że jak zajmę się pracą , to jakoś lepiej sobie z tym wszystkim poradzę.

Po połowie dnia szefowa (bardzo wyrozumiała kobieta), kazała mi iść do domu, poznała moja historie i stwierdziła, oczywiście pół żartem, pół serio, że swoim wyglądem odstraszam tyko klientów. Fakt, nie wyglądałam za dobrze, o samopoczuciu nie wspomnę. Dzięki temu miałam czas na przemyślenie tego co zrobić dalej. Na szczęście, gdy wróciłam z pracy, Marek już się wyniósł, także nie musiałam się przejmować, że go wtedy spotkam.

Wiedziałam, że muszę opracować jakiś plan działania, bo nie mogłam pozwolić sobie na użalanie nad sobą. Oczywiście mogłaby, ale co by to dało? Uznałam, że im wcześniej się spotkam z Markiem i porozmawiamy bez wrzasków i kłótni, tym lepiej będzie dla mnie i dla niego z pewnością też, dlatego napisałam krótkiego SMS do niego, że chcę się z nim spotkać następnego dnia.

Przed spotkaniem bardzo się denerwowałam, bo przecież ja nadal kochałam tego mężczyznę, uczuć nie da się tak po prostu ugasić w sekundę, nawet jeśli nienawidzicie tę osobę tak samo mocno, jak kochacie. Nie miałam pojęcia jak potoczy się to spotkanie, czy będę umiała utrzymać emocje na wodzy. Jednak ku mojemu zaskoczeniu byłam opanowana, spokojna, nie umiałam jedynie popatrzeć mu prosto w oczy, bo wiedziałam, że jeśli to zrobię, mogę cała się zagotować w środku i wybuchnę.

Spotkanie przebiegło hmm.. pomyślnie? Napewno dla niego. Próbowałam załagodzić sytuację, powiedziałam mu, że jestem skłonna walczyć o to małżeństwo, że mogę starać się mu wybaczyć, niestety on postawił sprawę jasno, chciał się rozwieść. Uznałam, że nie ma sensu robić scen, że jeśli naprawdę chce rozwodu, to mu go dam, ale wyłącznie z jego winy. Zgodził się, bo sam powtarzał, że to przez niego się wszystko spieprzyło i on ponosi za to odpowiedzialność. A poza tym, wiedział, że inaczej nie zgodzę się na rozwód. Jeszcze warunkiem rozstania jaki mu postawiłam było to, że mieszkanie będzie należeć do mnie. Uznał, że to jeszcze przedyskutujemy, ale na razie niech tak będzie. Niespecjalnie zwróciłam uwagę na to, co powiedział, dlatego myślałam, że wszystko będzie już w porządku. Na koniec naszej rozmowy powiedział, że to on zajmie się sprawą rozwodową, żeby nie obarczać mnie dodatkową robotą. Mi było już wszystko jedno, po tym jak powiedział jasno i stanowczo, że chce rozwodu.

Wróciłam do swoich czterech ścian i nie wiedziałam co począć. Przecież musiałam jakoś zaplanować swój byt, bo ostatnie wydarzenia obróciły moje życie o 180° i nie miałam pojęcia, jak dalej żyć.

Jeśli ktoś jest cholernym pechowcem, to nie szybko będzie miał szczecie w życiu. A już myślałam, że wszystko, co złe już mnie spotkało i od teraz będzie tylko lepiej. Nic bardziej mylnego...

Następne częściŻycie (koloryzowane '22) cz. III

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania