A może zbudujemy bazę?
[Preludium]
Pewnego słonecznego dnia, razem z wierną paczką przyjaciół, wybrałem się do miejscowego lasu. Cel był prosty. Zbudować ogromną bazę, która przyćmi wszystkie inne w okolicy. Tak więc zebraliśmy odpowiednie materiały, rozmaite patyki i ściółkę leśną. Rozpoczęliśmy ciężką pracę. Żar lał się z nieba.
Minęło parę godzin.
Popatrzyliśmy na efekt naszej pracy. Wielkie dzieło. Szałas pokryty liśćmi. W środku materac znaleziony w rowie niedaleko lasu. Pełen wypas i wygoda. Oczywiście, aby zabezpieczyć bazę przed sabotażem, wykopaliśmy dziury-pułapki.
Na koniec przyczepiliśmy kawałek czerwonego materiału, jako nasz herb. Udaliśmy się do domu.
[Wielki Dzień]
Godzina 13, głośne pukanie do drzwi. Moja mama standardowo poszła otworzyć. Ryk. Szybko poszedłem zobaczyć co się dzieje.
- Ooo! Jack! Musimy iść i to szybko! - krzyczał do mnie Micky, mój serdeczny przyjaciel.
- Spokojnie Mick... mamo mogę iść? - popatrzyłem jej w oczy. - Możesz, tylko nie za długo bo obiad o 14. - powiedziała kobieta z uśmiechem na ustach.
Wyszedłem na korytarz, ubrałem buty i pobiegłem za Mickym. Skierowaliśmy się do lasu. Jednak wyczułem, że coś jest nie tak. Kiedy doszliśmy na miejsce byłem załamany. Baza była tylko wspomnieniem. Kompletna ruina.
Na miejscu był już: George, Paul i Kevin.
- O jesteście! Już wiemy kto za to odpowiada... - powiedział wyraźnie wściekły Paul.
- Ten skurczysyn Merwin... ma bazę po drugiej stronie lasu! - dopowiedział George.
Wiedzieliśmy, że miarka się przebrała. Wypowiedzieliśmy mu wojnę, wzięliśmy najostrzejsze patyki i spotkaliśmy się na neutralnym terenie. Bitwa trwała trzy godziny. I rozniosła się na cały las. Wszędzie latały patyki. Łuki pracowały. Działo się.
Ostateczny etap bitwy to była walka o bazę Merwina. Zakończyła się złamaniem ręki przez George'a. Merwin został wtrącony do klatki, którą zbudował w swojej bazie. Wygraliśmy. Wieczna chwała należała do nas!
[Zakończenie]
Bitwa o bazę Merwina jest już tylko historią opowiadaną w przydrożnych karczmach. Obecnie nie widuje już dzielnych wojów i robotników budujących kolejne bazy. Las stał się miejscem neutralnym. A komputery na stałe zagościły w czasie wolnym tej grupy wiekowej, która jeszcze osiem lat temu walczyła o wieczną chwałę i honor.
Smutne... ale prawdziwe...
Komentarze (74)
Za moich czasów, po prostu nie było innej alternatywy, tylko podwórko czy coś tam
Cały dzień się spędzało na polu/dworze, w telewizji tylko jeden program, później doszedł drugi, no i książki, masa ksiązek
i można z łatwością zaszczepiać w nich różne pasje.
i pokopać w piłkę z pociechą : (
zbierałem za to regularne łoty od ojca, ale to i tak ani na jote mnie nie zmieniło :)
bawimy się świetnie. A do komputera ma dostęp dwa razy w tygodniu
po dwie godziny.
wyszumieć Mam nadzieję że mój mały jak podrośnie też użyje życia : )
ech...może to kiedyś opiszę....
ale nie z łezką w oku, raczej z szelmowskim uśmiechem :)
np spotkałem się oko w oko z ekshibicjonistą. który z lubieżnym uśmieszkiem na twarzy pokazał mi swoją fujarę
Ale synowi wolę puki co tego zaoszczędzić. Na takie zabawy przyjdzie
czas póżniej.
worki, i wpieprzało do rzeczki : ) Piękne czasy.
chowaj swoje dzieci jak uważasz, ja Ci nic nie sugeruję ani nie namawiam
ja i tak bym na ojca się nie nadawał i dlatego dzieci nie robiłem, bo i poco
1. Pokazałeś jak łatwo o wojnę. Trochę to wyolbrzymiłam, ale zniszcz komuś dom, a zobaczysz.
2. Bazy to moja specjalność i wspominam je z nostalgią.
3. Jestem za wyrzuceniem wszystkich dzieci na podwórko z przed komputera.
4. Filip, ja tez chodziłam na pole i szalałam. Mówili, że tylko łeb mi odskakuje. Robiłam szałasy, bazy, grała w zbijanego, podchody, w pikutki ( jeżeli ktoś kojarzy) i nie zamieniłabym takiego dzieciństwa na komputer choć wiem o czym mowa :)
5. za tekst, który pozwolił na chwilę wspomnień :)
Jeszcze przypomniał mi się wyścig kapslami w wytyczonym torze. Albo gra na kasę do dołka. To były czasy :)
a kapsle też oczywiście i każdy był Szurkowskim :)
potencjalne zagrożenie. Teraz nawet nie mrugniesz jak Ci dziecko do auta wciągną.
Jestem straszną kwoką, albo mam paranoje ( albo jedno i drugie )
wiadomo, starzy się martwili coś tam coś tam, ale nie szło nas upilnować
teraz fakt, kwocze czasy
Pokój na Ziemi tez jest super i warte przeczytania :)
bo ja wiem, czy ona była ważna w moim życiu, w pewnym sensie każda powieść Lema w jakiś sposób była dla mnie ważna
przy kolegach. W nogę gramy oboje bo lubimy, zresztą nie jestem jedynym rodzicem
na boisku. Mamy z synem umowę, że jeśli zechce więcej luzu, zwyczajnie mi powie.
Wiem że to zrobi, bo jak na swój wiek jest dojrzały. A z tym hasłem rzeczywiście dobry
pomysł : )
"- Spokojnie Mick... mamo mogę iść? - popatrzyłem jej w oczy.
- Możesz, tylko nie za długo bo obiad o czternastej - powiedziała kobieta z uśmiechem na ustach." - chyba tak powinno być.
"Serdeczny przyjaciel" i "Skurczysyn" - nie słyszałam szczerze mówiąc, by dzieciaki tak mówiły, ale to już chyba kwestia stylu XD Pewnie po prostu nie chciałeś rzucać mięchem XD
Wydaję mi się, że można było wojnę bardziej rozpisać ;) Jednak opowiadanie ma w sobie to coś, aż zatęskniłam za dzieciństwem... Wtedy wszystko było takie proste T.T
PS. Sorka, że się czepnęłam XD Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? *.*
4/5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania