Albinka

Lodzia siedziała na skrzyni i ssała ziarenko ziela. Ręce splotła na piersiach, oczy miała przymknięte. Kiwała się do przodu, do tyłu. Wyglądała jak mors. Stalowoszara bluzka i czarna spódnica rozprostowywały się i marszczyły wraz z jej każdym ruchem. Białe łydki. Obrzęknięte kostki. Zdeptane sandały.

– Podaj mi goździki – sapnęła.

Rozejrzałam się się po zakamarkach kredensu. Przez szeroko otwarte okno wleciała ciężka mucha i szybko znalazła zwisający z niskiego sufitu lep.

– Po co ci goździki, Lodziu?

Machnęła tylko ręką, wypluła czarną kulkę na blachę pod piecem i włożyła sobie do ust dwa suche, ciemnobrązowe słupki. Może to ząb. Policzek był spuchnięty. Małe oczy, które zawsze wyglądały jak szpareczki teraz były jeszcze mniejsze i węższe, a jedno prawie znikło.

 

Wyszłam na ganek. Fela moczyła dłonie w serwatce. Na ławce, obok miski, leżała krótka deska, na niej nie wyjęty jeszcze z worka ser. Ładne masz dłonie, Felu, pomyślałam, a ona jakby usłyszała. Wyjęła je z miseczki i przyglądała się, to z wierzchu, to od spodu.

 

Usiadłam na schodach i zajęłam się skrobaniem patyka, z którego miał powstać nożyk do papieru.

– Zapytasz Albinkę, jak już wróci? W moim imieniu? Bo ja...

Fela zachlupotała dłońmi w serwatce, westchnęła głęboko i nic nie odpowiedziała.

Odwróciłam głowę. Patrzyłam jak stoi obok ławki z deską i serem, jak z wilgotnego, trójkątnego płótna skapują na podłogę ostatnie krople serwatki, jak do miski biegnie pająk, a Fela przygląda się swoim paznokciom.

– Zapytasz?

– Zapytam, zapytam.

 

Skrobałam patyk. Drobne wiórki spadały na ciemne, popękane schodki i układały się jak robaczki. Albinka właśnie wychodziła z lasu. Można już było zobaczyć, jak na końcu piaszczystej drogi, na ciemnozielonym tle porusza się smukła, kobieca postać. Porusza się? Nie było widać ruchu. Albinka nie kiwała się na boki. Miała sztywne ramiona, sztywną szyję. Głowę zawsze w tej samej pozycji. Zbliżała się wolno, jakby płynęła. Pojawiała się co kilka chwil większa, coraz jaśniejsza w swojej szarości, w końcu prawie srebrna. Prosta, dopasowana sukienka. Siwe włosy zaczesane gładko i spięte w ścisły węzeł nad karkiem. Szyja, talia, nogi. Wyglądała jak posążek. Figurka, którą można by objąć dłonią i poczuć, jak dobrze jest do dłoni dopasowana. Żeby ją nieść, oplecioną palcami. Nad kciukiem wystawałyby jej piersi, szyja, głowa, a od dołu dłoni nogi zwężające się do szczuplutkich kostek, zakończone małymi, bladymi stopami o wysokim podbiciu, zgrabnych palcach, z błyszczącą płytką równo przyciętych, nigdy nie malowanych paznokci. Albinka niosła torbę, a w niej chleb, pomidory, gazetę.

 

Z jabłonki rosnącej obok studni spadło jabłko. Uderzyło o cynkowe wiadro i przewróciło krzywo stojący słoik. Patrzyłam, jak woda ze słoika łączy się z rozgrzanym piachem tworząc ciemne kulki i robaki. Kijanki, które znalazły się nagle na rozgrzanym piachu, przez chwilę poruszały się nerwowo, później, oblepione ziarenkami, matowiały, stygły. Żółta kura wydziobywała je kolejno, z coraz większym apetytem, w końcu zaczęła dziobać mokry, zbity piach. Patrzyłam, nie próbując niczego ratować. Albinka zatrzymała się obok studni i spojrzała na mnie. Zrobiło mi się wstyd. Weszłyśmy do chłodnego korytarza, gdzie kopnęłam niechcący gliniany garnek z pęczakiem. Pęczak trzymał się świetnie, bo był rozgotowany i ziarna skleiły się w bryłę.

– Przepraszam. Wszystko dzisiaj tak jakoś... – bąknęłam i wsadziłam bryłę z powrotem do gliniaka.

Albinka oczywiście milczała. Była zmęczona. W kuchni, na stole, stał już obiad przygotowany przez Lodzię. Biały talerz, a na nim pokrojona w przezroczyste plastry suszona wołowina. Albinka wyjęła chleb i pomidory. Weszła Fela. Wykrzywiła usta i wyszła.

 

– Zapytasz? – Dogoniłam ją dopiero w sadzie.

– Tak, ale nie teraz. Muszę nakarmić kury, usmażyć naleśniki. Poszukałabyś konfitur. Już nie wiem, co gdzie jest w tym domu.

 

Wzięłam z ganku wilgotny worek z serem i wróciłam do kuchni.

Lodzia spała za zasłonką, na wielkim drewnianym łożu. Albinka, jak zwykle, siedziała na taborecie przy stole i wpatrywała się w ścieżkę do lasu. Nikogo tam nie było. Nawet psa. Cała wioska chodziła drogą cześkową, od Alfonsów, przez żyto. Poskładałam plastry wołowiny jeden na drugi i schowałam do lodówki. Albinka nic nie zjadła.

 

Konfitury... Gdzie w tym domu mogą być konfitury?

– Mamy konfitury?

 

Westchnęła, podniosła się z taboretu. Automatycznym ruchem poprawiła kosmyk białych włosów i rozejrzała się po kuchni. Patrzyłam, jak przykuca przed ogromnym kredensem, otwiera drzwiczki, przesuwa wałki, tarki, durszlaki, wszystko to, czego nikt tutaj dawno nie używał i wyciąga słój z różową gumką i sprężynką na pokrywie. Skąd to się wzięło? Wek pełen ciemnych, pewnie bardzo słodkich, konfitur.

– Nie wiem z czego – powiedziała. -– Ale pewnie jeszcze dobre.

Postawiła litrowy słoik na stole i znowu rozejrzała się po kuchni. Zawahała się przez chwilę, jakby nie wiedziała, co dalej zrobić ze swoim ciałem. Patrzyłam, jak idzie, jak przykrywa kocem stopy śpiącej Lodzi, jak siada na brzegu łóżka, chowa twarz w dłoniach i zostaje w tej pozycji. I pewnie już będzie tak trwać, jak wczoraj i przedwczoraj, do zachodu słońca,

 

Dosypuję do sera cukru i wanilii, obejdzie się bez śmietany. To dobry ser. Tłusty. Duszę wszystko starym, wykrzywionym widelcem. Masa zamienia się w krem, a ten rozpuszcza się w ustach. To dla ciebie, Albinko. Już nie chcę tu być, u ciebie. Niech mnie ktoś stąd zabierze – myślę, ale wiem, że nie ma innego wyjścia. Jeszcze miesiąc.

– Znalazłaś konfitury? – Fela wróciła od kur, postawiła na ławce koszyk z jajkami, założyła fartuch i już myła swoje białe, wypielęgnowane ręce. Kiwnęłam głową. Nie chciało mi się do niej odzywać. Albinka będzie milczała do wieczora, później Fela zniknie na pół nocy i znowu zostanę bez odpowiedzi. Jeszcze miesiąc. To może być za mało.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • Garść 11.09.2021
    "Na schodach przed kościołem" i "Albinka".
    Dyptyk liryczno - prozatorski.
    Bardzo ciekawa druga odsłona. Mam skojarzenie, nie wiem dlaczego, z "Trzema siostrami" Czechowa.
    Inny czas, miejsce, bohaterki inne, już wiele, wiele starsze, a klimat zawodu, rozgoryczenia, zamykania się w sobie spotęgowany po wielokroć.
    Dziecko, zapewne na wakacjach, usiłujące się przystosować do smutnego domu.
    Detal obracany przed oczyma - nie jest łatwą ta technika pisania. Szacunek.
    Pytanie, które nie zostanie zadane, i co najważniejsze nie będzie nigdy dobrego czasu, aby je zadać, jest osią Twojego opowiadania.
    Czytelnik bez pomocy wiersza, nie ma szans na domyślenie się.
    O co tak trudno zapytać Albinkę?
    Myślę, że o Józka. Dlaczego odszedł. Dalej jest wspaniałą kobietą, zgaszoną przez...

    Co za klimat, masz ogromny talent!
    Pozdrawiam.
  • Trzy Cztery 11.09.2021
    Dziękuję za miły komentarz, Garścio!

    Tak, Albina, Leokadia i Feliksa, czyli Albinka, Lodzia i Fela, to siostry. Trzy moje ciotki.
    I zgadza się, w wierszu "na schodach..." Albinka to ta sama postać. Pytania mogły być różne. Także i o Józka.
    Mam tutaj, na portalu, opowiadanko także i o Stachu, który "obserwował mnie jednym okiem" (Stach jest wymieniany w wierszu "na schodach...). Jeśli masz ochotę, zajrzyj także do domu Stacha. Zapraszam:

    https://www.opowi.pl/stach-a66062/
  • Dekaos Dondi 11.09.2021
    Trzy Cztery↔Znowu bardzo szczegółowo, ale czyta się płynnie i ciekawie, chociaż o zwykłych, ludzkich sprawach.
    Można by rzec, że owe niezadane pytanie, to jakby patyk, na którym nawinięta wata cukrowa.
    Takie skojarzenie, dotyczące niewyjaśnionych kwestii, w danym tekście:)↔Pozdrawiam:)↔%
  • Trzy Cztery 12.09.2021
    Dekaos, dobre porównanie! I zobacz - jak się zje tę całą watę, zostaje goły patyk. Pozdrawiam:)
  • Narrator 11.09.2021
    Sens życia wyrażony w prostych, powtarzających się czynnościach. Przedmioty są lustrem, w którym odbijają się ludzkie myśli. Tam zostają na dłużej, dojrzewają, zanim nabiorą znaczenia.

    Podniosłaś poprzeczkę na niemożliwy poziom!
  • Trzy Cztery 12.09.2021
    Poprzeczkę podniosłam tylko dla siebie. Dla wielu piszących tutaj jest to tylko niewysoki płotek, do przejścia podczas niewyczerpującego spaceru.
  • Narrator 12.09.2021
    Trzy Cztery
    Oj, nie bądź taka skromna. Kiedy Cię obdarowują szczerym złotem, nie wybrzydzaj. Jako autorka nie jesteś w stanie obiektywnie ocenić własnej pracy. Niewysoki płotek może dla Ciebie, dla reszty bariera nie do przebycia :)
  • kigja 11.09.2021
    Trzy siostry, a każda inna w innym, życiowym przeznaczeniu. Dużo je dzieli i dużo je łączy. Są jak trzy strony medalu.
    Mnie najbardziej spodobał sie fragment o moczeniu pięknych dłoni w maślance (zerknęłam do przeglądarki o tym moczeniu, ale wyświetlił się kurczak pieczony w maślance...), więc te piękne dłonie, to może były dłonie artystki?

    Jestem, jak zwykle, pod wrażeniem opisów. Był film Wszystko o mojej matce, tak tutaj mamy Wszystko o moich ciotkach, o ich cechach, pozycji w rodzinie, sekretach, niedopowiedzeniach.

    Podoba mi się skojarzenie Garścia, patyk owinięty wata cukrową Dekosia i podsumowanie o poprzeczce Narratora.

    Jesteś nie do podrobienia Trzy i Cztery!
  • Trzy Cztery 12.09.2021
    Kigja, gdybyś zamiast "maślanka" wpisała "serwatka", to może nie wyskoczyłby pieczony kurczak? :)))

    Dzięki!
  • Bajkopisarz 12.09.2021
    Serwatka – to i moje wspomnienie z dzieciństwa, jak ciotki robiły ser (a dziadek ubijał masło). Sielsko-anielskie wspomnienie, a ja jestem sentymentalny, więc je lubię ;-) I gdzieś mam, że inni nie lubią ludzi sentymentalnych. W czasach kiedy przyszłość nie jawi się w różowych barwach, a raczej spowija ją ciemność, można sobie pozwolić na odrobinę uśmiechu przez spojrzenie wewnętrznym okiem na czasy, gdy świat tak nie pędził, a dookoła był spokój, słońce, czas wolny, zabawa, a wyprawa po chleb do pobliskiego miasteczka nie była czymś mniej ważnym od wyprawy w Himalaje. Ot, dziecięce wakacje na wsi. Tak mnie naszły skojarzenia.
    Ale…
    To powyższe to są skojarzenia małego dziecka, które nie dostrzegało, że pewnie w co drugim domu była taka Albinka, która może zdawała się smutniejsza od innych, lecz nie prowokowało to do zadania pytania „dlaczego”. Tutaj narratorka chciała je przynajmniej zadać, choć nie miała dość odwagi.
    Tylko czy ta odpowiedź rzeczywiście byłaby taka ciekawa? Teraz pewnie tak, lecz wtedy, dla dziecka? Podejrzewam więc, że to dobrze, iż Fela robiła unik.
  • Trzy Cztery 12.09.2021
    Tak, Fela była sprytna i dobra. To jeden z najlepszych zestawów ludzkich cech.
    (Ja lubię ludzi sentymentalnych).
  • Szpilka 12.09.2021
    Bardzo ciekawie i obrazowo przedstawione zwykłe życie, a to wcale niełatwe, bo przecież zwykłe życie bywa nudne ?
  • Trzy Cztery 12.09.2021
    E tam, zaraz zwykłe. A masz w korytarzu stojący na podłodze gliniak wypełniony rozgotowanym pęczakiem, zbitym w bryłę? Ja też nie. Ani teraz nie mam, ani nie miałam wcześniej. Pewnie dlatego, że dla mnie to było niezwykłe, zapamiętałam.
  • Szpilka 12.09.2021
    Trzy Cztery

    Każdą z nas co innego fascynowało, Ciebie zachwycał zbity pęczak, a mnie zupełnie coś innego.

    Dla mnie niezwykłym jest lot balonem albo skok na bungee.
  • Trzy Cztery 12.09.2021
    Szpilka, ja jestem z tych strachliwych. Lot balonem i skok na bungee oglądam z ziemi. A pęczak mogę wziąć do rąk, stojąc na ziemi... Chyba wystarczy mi pęczak:)))
  • Szpilka 12.09.2021
    Trzy Cztery

    I tak też dobrze, niech każdy będzie szczęśliwy na swój sposób ?
  • Tjeri 14.09.2021
    Twoje miniatury są jak scenki holenderskich malarzy. Szczegóły, szczególiki i wgląd wgłąb płótna. Dość statystyczne, ale zdecydownie nienudne. Tu, dodatkowo niezadane pytanie - genialne posunięcie (z niezdradzeniem treści). Dzięki temu, do już specyficznego, melancholijnego klimatu, dochodzi tajemnica i jeszcze podnosi aurę.
    Po prostu świetne.
  • Tjeri 14.09.2021
    Zapomniałam. To jest cudne: "Szyja, talia, nogi. Wyglądała jak posążek. Figurka, którą można by objąć dłonią i poczuć, jak dobrze jest do dłoni dopasowana. Żeby ją nieść, oplecioną palcami. Nad kciukiem wystawałyby jej piersi, szyja, głowa, a od dołu dłoni nogi zwężające się do szczuplutkich kostek, zakończone małymi, bladymi stopami o wysokim podbiciu, zgrabnych palcach, z błyszczącą płytką równo przyciętych, nigdy nie malowanych paznokci."
    Cudne.
  • Trzy Cztery 15.09.2021
    Tjeri, bardzo, bardzo dziękuję za te dwa komentarze. Cieszę się, że moje teksty trafiają w Twoje gusta.
  • Tjeri 15.09.2021
    Trzy Cztery a ja właśnie przeczytałam w swoim pierwszym "dość statystyczne" zamiast "statyczne". Widać telefon wiedział lepiej :))
  • Trzy Cztery 15.09.2021
    Tjeri, i tak się domyśliłam, o co chodzi. Też mam telefon:)
  • Piecuszek 02.12.2021
    Masz niezwykły dar do opowiadania. Poczułam się, jakbym tam była i obserwowała powracającą Albinę. Piękny fragment z opisem jej postaci :)
  • Trzy Cztery 03.12.2021
    Leokadia (Lodzia), Feliksa (Fela) i Albina (Albinka), to prawdziwe imiona moich prawdziwych ciotek. najbardziej lubiłam Felę. Albinka była najsmutniejsza. Też ją bardzo lubiłam. Każda z nich nosiła w sobie jakąś tajemnicę.
    Miło, że tu zajrzałaś. Dziękuję za docenienie opisu idącej drogą Albinki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania