Amor na zakręcie LBnPnr47

Jak każda opowieść, tak i ta ma swój początek. Wszystko zaczęło się dokładnie dwadzieścia jeden lat temu, w małym prowincjonalnym szpitalu, na obrzeżasz, jeszcze mniejszego miasteczka. Tamtego dnia na świat przyszedł chłopiec. Gdzie był wcześniej, trudno powiedzieć. Dość, że umęczył się podróżą i wcale nie był zadowolony, że akurat w tamtej chwili musiał się urodzić. Był on wyjątkowo nie lubiący, toteż jego mama nadrabiała za niego miną, a czasem i gestem i słowem. Pracowita kobieta, w zasadzie nadrabiała wszystko za wszystkich – w granicach swojej własnej rodziny, ale i tak była to tyra ponad normę.

Tak czy siak zarówno syn jak i matka żyli w umęczeniu od początku ich dziejów – czyli od dwudziestu jeden lat, bo przecież nie wiadomo, co działo się wcześniej.

Fatum się nad nimi zawisło – tak mawiała zapracowana po łokcie kobieta, która oprócz szeregu nadobowiązkowych obowiązków, podczytywała sobie mitologię z różnych Rzymów i innych Grecji. Szczególnie lubiła Syzyfa, choć trzeba było uważać, żeby prawidłowo wypowiedzieć jego imię, bo śliskie jest i takie wstydliwe.

Co do drugiego ulubionego bohatera, to nikt nie ma wątpliwości, że był nim Amor, skoro pierworodny ma tak wpisane w metryce. Miał być Eros, ale na to zabrakło odwagi.

Amor dorastał w totalny wyręczeniu. Nie musiał sam ścielić łóżka ani robić sobie herbaty. Kiedy był już na tyle duży by iść do szkoły, to też nie musiał, bo mama uczyła go w domu. W wieku ośmiu lat znał mitologię Rzymów na pamięć. Trochę gorzej szło mu z Grecką – bo litery inne, ale do piętnastego roku życia i to opanował.

Z rówieśnikami kontaktu nie posiadał, ani żadnych zażyłych relacji – z tego powodu, iż mama w tym także go wyręczała.

Chciało by się powiedzieć, że był samotny, ale samotność została już przez mamę także przerobiona, podobnie jak złość, nienawiść i radość – razem wzięte. Wszystko od A do Z ogarnięte, wyprasowane i schowane do komody.

Mama przerobiła też tatę, wprawdzie nie ma go w szafie – Amor na wszelki wypadek kiedyś skrupulatnie ją splądrował, usłyszał bowiem, że sąsiadka wspominała o trupie w szafie, ale akurat w ich szafie, oprócz równiutko zwisających z wieszaków wspomnień, nic nie znalazł- ani trupa ani taty.

Żył więc Amor spokojnie, bo tylko spokój nie wymagał aktywności mamy.

Pewnego dnia, właśnie teraz, dwadzieścia jeden lat, po tym jak przyszedł na świat, zdarzyło się nieuniknione. Ktoś zawołam na ulicy, a że nie było akurat przy nim mamy, to nikt na to zawołanie nie zareagował.

Skoro nikt nie zareagował, Amor wziął się na odwagę i wsłuchał się w słowa dobiegające zza rogu ulicy.

- Amor, oj ty łobuzie, wszystko przez ciebie, po coś mnie skusił tymi pięknymi oczami, tym falującym biustem i wypukłościami iście idealnymi!

Amor stanął jak wryty. Jakie wypukłości?– od lat trzyma linie, nie je mięsa, ćwiczy jak szalony – wprawdzie mama ćwiczy, ale on patrzy. Właśnie piękne oczy – czy on ma piękne oczy? i o co do cholery chodzi z tym biustem?

Zaczerwieniony po czubki swoich kłębiących się loków, Amor -nie znajdując, żadnego innego rozwiązania, postanowił się ukryć. Pech albo fatum chciało, że ukrył się za tym samym rogiem, zza którego dochodziły lamenty. Stając oko w oko z zmaterializowanym dźwiękiem, oniemiał choć przecież nic nie mówił.

Ujrzawszy to czego nie spodziewały się zobaczyć jego oczy, pożałował siarczyście, że nie ma koło niego mamy. Już ona by wiedziała co robić.

- Oj Amor, jakiś ty okrutny i wspaniały jednocześnie. Zrobiłeś ze mnie głupka, idiotę i kretyna. Pastwisz się nade mną jak jakiś…

- Hola, proszę pana. To jakieś nieporozumienie jest. Ja nie mam biustu – no przynajmniej falującego i absolutnie nie wiem o jakim pastwieniu pan mówi – nie zdołał dokończyć swojej myśli, kiedy tuż koło niego i tego drugiego zawodzącego, przeszła kobieta, odpowiadająca opisowi z lamentów.

Amor wstrzymał oddech, jego towarzysz jak był przygarbiony – z pewnością w związku z cierpieniem – tak szybko się wyprostował a jego jęki zniknęły gdzieś w głowie Amora.

Kobieta nie zwróciła na nich uwagi i przeszła koło nich, tak jakby ich w ogóle nie było. Oni jednak zauważyli każdy szczegół w jej postaci, choć rozmiarami, szczegółów to nie przypominało.

- No i co narobiłeś? Nawet na mnie nie spojrzała. Nawet nie spojrzała – mężczyzna ryczał w niebogłosy, a Amor miał już kompletnie dość tego, że został uznany za winnego, choć żadnego przewinienia nie pamięta.

Raz jeszcze postanowił przyjrzeć się mężczyźnie. Facet całkiem w guście mamy, czyli taki szeroki w barach, włosy wyrastające spod kołnierzyka koszuli zakręcały się na czubku głowy i spływały niczym kudłaty wodospad po karku i pewnie niżej plecami aż do kresu słów, którymi można by nazwać taki koszmar fryzjera.

Wielki jak ciężarówka marki Star. Jednym słowem – ciacho. Wielkie, ryczące ciacho.

Amor po raz kolejny postanowił zwiać, w głowie karcąc się za wcześniejszy błąd w wyborze kryjówki, ale coś go powstrzymało- pewnie znowu Fatum albo jego własna natura, która właśnie się obudziła.

Natura Amora zaalarmowała go za pomocą czerwonego światła sygnalizacji drogowej – teraz to już na pewno nigdzie nie pójdzie. Teraz musi zareagować bo inaczej zwariuje jeśli ten facet w końcu się nie przymknie. A swoją drogą Amor trochę się obawiał, co pomyślą ludzie, dwóch facetów za rogiem, jeden płacze i się do niego przytula, co chwila wyszlochując jego imię. Dosyć ryzykownie to wygląda.

Tak więc Amor zupełnie genetycznie przejmując po matce wyręczanie wszystkich we wszystkim, podniósł kamień i rzucił nim w oddalającą się panią o krągłościach całkiem już przysłaniających szczegóły. Pani została trafiona i padła na bruk, z którego miał szansę pozbierać ją płaczący osiłek.

I oczywiście tego nie zrobił. Ujrzawszy leżącą na bruku zaczął swój radosny taniec, podskakiwał, śpiewał, po prostu się cieszył.

Amor zdębiał. Spojrzał w oczy mężczyzny i dostrzegł w nich coś czego lepiej, żeby nie widział. Przez chwilę udawał, że to nie on patrzy w tamte oczy. Ale było już za późno.

Leżąca pani zdołała się jakoś podnieść za pomocą innych przypadkowych przechodniów. Poprawiła fryzurę i biust i chwiejnym krokiem, udała się w dalszą drogę, zostawiając za sobą mgliste wspomnienia owłosionego osiłka. Ależ ona go kochała, ależ była głupia w tej miłości. Całe szczęście, że dziś, przez ten wypadek, uświadomiła sobie, że nigdy, ale to absolutnie nigdy, nie mogła na niego liczyć. Zupełnie tak jak dziś – ale dziś już go nie potrzebuje, na świecie jest przecież tylu przypadkowych przechodniów.

Po pięciu minutach, Amor dalej nie mógł dojść do siebie po tym co zobaczył w oczach osiłka. Najgorzej w życiu zobaczyć nic, tam gdzie powinno być coś.

Cóż było robić dalej? Amor zmęczony jak nigdy – bo tym razem nie było przy nim mamy, która by go w tym wyręczyła- wychylił się zza rogu i dokładnie sprawdziwszy, czy nikt go nie widzi, udał się w kierunku domu.

Ryczący mężczyzna podążał za nim, nic sobie nie robiąc z kamieni, którymi obrzucał go na odczepnego Amor. Im więcej kamieni spadało na jego głowę, tym bardziej jego oczy rzucały iskry, istna wręcz orgia kurwików.

Pewnie sobie pomyślicie, że mężczyzna zapałał uczuciem do Amora, albo do jego mamy, bo przecież szedł za nim aż do jego domu. Otóż nic z tego. W związku z tym, że Amor był wyręczany we wszystkim przez swoją mamę, nie nauczył się prawidłowo ani strzelać z łuku, którego nie miał, ani rzucać kamieniami, które miast w serca trafiały w głowę i to tylko tych, którzy akurat najbardziej w życiu potrzebowali z miłości się ocknąć.

Mężczyzna natomiast w tej opowieści wystąpił przez przypadek. W ramach rozwinięcia akcji i unaocznienia problemu, związanego z przerzucaniem odpowiedzialności za swoje życie na kogoś lub coś innego. Kto po przeczytaniu historii Amora, dobrowolnie odda mu swoje życie? Oczywiście możesz tym kimś być ty.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • :)))
  • Witamy w Bitwie i życzymy dobrej zabawy. Prosimy umieścić w tytule LBnP nr 47

    Pozdrawiamy
  • Niech ten Amor lepiej jeszcze potrenuje :)))
  • Po przeczytaniu Twojego opowiadania wniosek nasuwa się sam. Rodzicu pozwól dziecku dorastać na jego zasadach i nie wtrącaj się za bardzo w jego duszy plan.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia :)
  • Rozpoczynamy Głosowanie:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/

    Zapraszamy obowiązkowo Autorów do czytania i zagłosowania.
    Głosowanie potrwa do 08 marca /wtorek/ godz. 23:59

    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Dekaos Dondi 06.03.2022
    BarbaraM Sadowska↔Przesłanie tekstu jest raczej oczywiste. Czasami trza się bardzo zastanowić, co czynimy i jak,
    w określonym ciągu zdarzeń. Po przeczytaniu, raczej bym... nie oddał. A przynajmniej, nie takiemu:)↔Pozdrawiam:)↔%
  • Pasja 08.03.2022
    Czasem chcemy pokrzyżować plany, nie zważając na zdanie innych. Amor też lubi namieszać.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania