Anhedonia [1]

1: Śniadanie

 

Moim ulubionym śniadaniem był croissant z sosem truskawkowym oraz duża kawa z mlekiem i słodkim syropem. Jadłam to samo trzeci dzień pod rząd. Tego ranka zaczęły nachodzić mnie wyrzuty sumienia, bo stołowanie się w kawiarniach kosztowało zbyt dużo, bym mogła sobie na to pozwalać przy moim stylu życia. Wtedy jednak to jedzenie zdawało mi się szczytem rozkoszy, a sam lokal był dla mnie najbardziej komfortowym schronieniem w okolicy. Podobał mi się jego wystrój, było jak w stereotypowym amerykańskim retro bistro. Miałam tu już nawet swój ulubiony stolik z ulubioną kanapą, obok okna, skąd mogłam oglądać nieskończoność ludzi idących do pracy. Przyjemnie było patrzeć na budzące się miasto, a jednocześnie nie musieć się z nim budzić. Żyłam jak duch, niewiele bardziej zauważalna od pary, która ulatywała znad mojej kawy.

– Mogę się dosiąść?

Nic nie powiedziałam, byłam zbyt nieobecna na szybką reakcję. Zerknęłam na człowieka, który do mnie podszedł, rozejrzałam się szybko wokół.

– Są inne wolne miejsca.

Bardzo dużo wolnych miejsc. Za to też lubiłam tę kawiarnię. O poranku było tu prawie pusto. Poza tym jeszcze nie puszczali muzyki. Słychać było szum ekspresu do kawy i każde szczęknięcie filiżanki o spodek.

– Wiem, ale czy nie miło czasem posiedzieć obok kogoś?

Mężczyzna usadził się naprzeciwko mnie, wyraźnie zadowolony z siebie. Prawie na niego nie patrzyłam, więc kompletnie nie pamiętam, jak wyglądał. Raczej nijako. Oszacowałam, że jest koło czterdziestki, niewiele starszy ode mnie. I miał brązową marynarkę, tego akurat jestem pewna. Wyglądał mi na niższego szczebla pracownika biurowego, jak większość przemykających jedna za drugą osób za oknem.

– Może.

Oparł ramiona o stolik i pewnie zastanawiał się, co powiedzieć. Ja skupiłam się na piciu swojej kawy i patrzeniu na zewnątrz jak wcześniej.

Długo się nie odzywał. W końcu postanowił podjąć rozmowę jeszcze raz. Przedstawił się – imienia też już nie pamiętam, właściwie od razu je zapomniałam – wspomniał, że lubi tu przychodzić po poranną kawę i że ostatnio też mnie tu widuje. „Może też mnie już kojarzysz…” Nie, prawie nie zwracałam uwagi na ludzi w ogóle. Lubiłam najwyżej patrzeć na ich ubrania, na to, jak się poruszali i jak wykonywali poszczególne czynności, lubiłam w ten sposób rozszyfrowywać ich status społeczny i charakter, ale twarze mnie nie obchodziły. Chyba że ktoś miał ładny makijaż.

– Wszystko w porządku?

To pytanie wykoleiło moje rozmyślania, które toczyłam równolegle do słuchania monologu tamtego gościa. Aż tak po mnie widać? Nie, wiedziałam, że nie widać. On po prostu chciał być miły. Zwyczajny miły facet, może nawet dało się z nim o czymś porozmawiać. Nie miałam jednak ochoty z nim gadać.

Przyszło mi na myśl, że chyba wiem, dlaczego żadne istoty pozaziemskie, byty z zaświatów czy inne takie, jeśli istnieją, nie odzywają się do ludzi. Mają za dużo do powiedzenia, zbyt skomplikowane, zbyt wszystko… Co mieliby nam powiedzieć o kolorach spoza naszego spektrum widzialnego.

– Czemu pytasz?

– Wydajesz się bardzo smutna.

Nie, zdecydowanie nie byłam smutna. To był jeden z lepszych etapów w moim życiu, co nie oznaczało jednak, że byłam szczęśliwa. Jak miałam zwięźle to wyjaśnić? I po co miałam cokolwiek mówić?

– Takie życie. Chyba każdy jest trochę smutny.

– Racja… Każdemu się zdarza – odparł. Rozminął się z tym, co próbowałam powiedzieć, ale to nic. – Zawsze jednak przychodzą lepsze momenty. Trzeba na nie poczekać…

Gładko przeszedł w jakąś gadkę-szmatkę. Nie chciało mi się w niej uczestniczyć, ale jeszcze bardziej nie chciało mi się jej przerywać. Mógł sobie siedzieć i do mnie gadać, a ja raz na jakiś czas mogłam powiedzieć kilka słów, chciałam tylko zostać na mojej ulubionej kanapie.

Dawno nie prowadziłam żadnej rozmowy. Przyznałam przed sobą, że to całkiem odświeżające choćby posłuchać drugiego człowieka, nawet jeśli mówi mi o pralni garniturów czy innych trywialnych sprawach.

– Za niedługo będę musiał się zbierać, ale mam jeszcze trochę czasu. Pracuję niedaleko. – Skinął dłonią gdzieś za siebie. – A ty? Też przed pracą?

Patrzyłam w swój kubek, już prawie pusty, niestety.

– Nie, ja nie pracuję.

– O… A jak spędzasz dni w takim razie?

– Szlajam się tu i tam.

– Fajnie. Też bym tak chciał… nie pracować i siedzieć w domu.

Zaśmiał się. Taktownie nie zapytał, skąd biorę pieniądze. Mogłam kiwnąć głową i może nawet się uśmiechnąć, ale postanowiłam się z nim trochę podrażnić. Wiedziałam, że to bez sensu. Po prostu nudziło mi się w tamtym momencie.

– Siedzę na dworze. Nie mam domu – odparłam, jakbym mówiła o czymś całkiem normalnym, zresztą dla mnie to było prawie normalne. Pan naprzeciwko zdecydowanie uważał inaczej.

– Jesteś bezdomna…? Nigdy bym nie powiedział…

Wzruszyłam ramieniem. Miło, że to potwierdził. Chciałam wyglądać schludnie.

– Nie mam domu, więc zdaje się, że to czyni mnie bezdomną… Acz ponoć dom jest tam, gdzie serce twoje, czy coś takiego.

– Potrzebujesz pomocy? Co się stało? Przepraszam, nie wiem, czy powinienem pytać…

– Jest okej, niczego mi nie potrzeba. Po prostu dopiero co wyszłam z więzienia. Muszę coś sobie wynająć, ale nie chce mi się. Wiesz, po kilku latach na uwięzi nic nie cieszy bardziej niż spanie w objęciach trawy – odpowiedziałam, po raz pierwszy patrząc mu prosto w oczy podczas całej wypowiedzi, dla dodatkowego efektu. Nie wiem jakiego efektu, jakiegoś.

Minka mu zrzedła. To mało oryginalne określenie, ale zaiste zrzedła mu mina, tak było. Zachciało mi się śmiać. Zabawne było pogrywanie sobie z nim, bycie uosobieniem dziwactwa w czyimś zwyczajnym życiu. Czułam głupiutką satysfakcję dziecka, które powie coś, co zdaje mu się wyjątkowo dorosłe.

– Przykro o tym wszystkim słyszeć. Musiało być ci ciężko – wyrecytował uprzejmie.

Patrzył na mnie, ja patrzyłam na niego. Widziałam, że stracił zainteresowanie rozmową. Głupio podrywać kobietę po odsiadce, bo jak coś takiego później przedstawić rodzinie? Kiepska sprawa.

– Nie zapytasz?

Zrozumiał. Przez chwilę rozważał moje wyzwanie.

– A mogę?

– Proszę.

Nastąpiła taka naprawdę mała, lecz znacząca chwilka ciszy.

– Za co siedziałaś?

– Za morderstwo.

Ostatni łyk kawy był bardzo słodki. Dużo waniliowego syropu.

Mój rozmówca się poddał. Coś tam jeszcze powiedział – chyba tyle, że mu przykro, i że lepiej sobie pójdzie – po czym wstał i faktycznie sobie poszedł. Zamówił kawę na wynos przy barze, a potem opuścił lokal z papierowym kubeczkiem w ręku, omijając mnie wzrokiem.

– Pięknie poradziła sobie pani z tym natrętem. – Krzątająca się gdzieś za mną kelnerka podeszła do mojego stolika i zaczęła zbierać brudne naczynia na tacę. Uśmiechnęłam się do niej ze szczerą serdecznością. Młoda dziewczyna, urocza blondyneczka, ale w duchu zapewne zadziorna. Chyba lubiła czarny humor, stąd nie pomyślała, że mówiłam prawdę – a mówiłam.

Następne częściAnhedonia [2]

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Cain 2 tygodnie temu
    Fajne.
  • Jan Nowaczyński 2 tygodnie temu
    Interesujące. Liczę na ciąg dalszy.
    ps. czytając miałem wrażenie, że napisał to facet.
  • Amnezja Wsteczna 2 tygodnie temu
    PS. To ciekawe, skąd to wrażenie?
  • Jan Nowaczyński 2 tygodnie temu
    Wrażenie wynikające ze sposobu narracji. Bardzo rzeczowa i sucha. Pewnie kieruję się stereotypami, jednak logika i brak ozdobników, sprawia wrażenie "męskiej ręki".

    "Młoda dziewczyna, urocza blondyneczka, ale w duchu zapewne zadziorna."
    Też bym tak o niej napisał.
  • Amnezja Wsteczna 2 tygodnie temu
    Rozumiem. W rzeczywistości to jednak zblazowana baba o zblazowanej babie ;)
  • nerwinka ponad tydzień temu
    jestem ciekaw, co dalej
  • Tjeri ponad tydzień temu
    Ciekawy początek, intrygująca postać. Podobnie jak kelnerka, pomyślałam, że to próba spławiania natręta.
    Czekam na ciąg dalszy!
  • Amnezja Wsteczna ponad tydzień temu
    Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli przeczytać/skomentować/ocenić. Bardzo miło mieć czytelników po latach pisania do szuflady. Następna część w przyszłym tygodniu (a przynajmniej taką mam nadzieję!).
  • Sufjen ponad tydzień temu
    Uważam podobnie jak Tjeri - ciekawy początek czegoś większego. Dobrze poprowadzony technicznie i fabularnie. Czekam na więcej
  • jesień2018 tydzień temu
    Podoba mi się! Lubię taki styl, nieprzekombinowany, ale z tymi wszystkimi mini obserwacjami, które dodają tekstowi głębi. Historia też ciekawa. Czuć szczerość. Wyrzuciłabym tylko przymiotniki "trywialny, głupiutki" - niepotrzebne, bo to wynika z treści. Z drobiazgów jeszcze: mówi się "z rzędu" (a nie "pod rząd"). No i tytuł mnie nie zachwycił. Ale tak ogólnie to rzadko tu widzę coś tak fajnego!
  • vanderPoltergeist tydzień temu
    Intrygująca scena, dobry wstęp do większej całości, bo zachęca do zerknięcia, co dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania