Anielskie dziecię rozdział I i II

ROZDZIAŁ I

 

Tej zimy Molly Wright nosiła długi do kostek, pikowany płaszcz. Był z sieciówki, ale leżał na niej tak jakby był od projektanta. Nie była tego świadoma. Nie interesowała się modą. Płaszcz był ciepły, a ona miała w zwyczaju chodzić do pracy pieszo.

Uwielbiała poranki takie jak ten. Świeży śnieg leżał na chodnikach, murkach i ulicach. Jej droga do pracy wiodła z dala od głównych ulic więc mimo, że nie były to wczesne godziny poranne, w tej okolicy nikt jeszcze nie rozjeździł białego puch i można było poczuć się niczym postać z baśni Andersena. Molly tak właśnie się czuła idąc niespiesznie i wdychają lekko mroźne powietrze.

Nie była szczególnie sentymentalną osobą, choć miała tendencję do zadumy i analizowania w myślach rozmaitych zdarzeń. Także teraz, zbliżając się do murowanego, wiktoriańskiego mostu Richmond na rzece Trent, duchem była zupełnie gdzie indziej. Za parę minut miała wejść przez frontowe drzwi centrum sportowego Oaza i spotkać w recepcji panią Polę. To właśnie o niej myślała stawiając kolejne kroki.

Pola nie cieszyła się sympatią zbyt wielu pracowników Oazy. Po pierwsze, zupełnie nie pasowała do profilu firmy. Większość bywalców centrum sportowego dziwiła obecność sześćdziesięciosiedmiolatki, pełniącej funkcję recepcjonistki. Po drugie, Pola przejawiała niezwykle wiele cech osób w podobnym sobie wieku. O ile większość pracowników potrafiła przymknąć oko na jej skłonność do plotkowania i nieco zbyt wścibskie pytania, to mało kto pisał się na słuchanie jej przydługich wywodów o nic nie znaczących sprawach.

Większość, to jednak nie wszyscy. Molly akurat lubiła Polę, i z przyjemnością teraz o niej myślała. Kobieta kojarzyła się jej z ciepłem rodzinnym. Nigdy jej o to nie pytała, ale wyobrażała sobie, że Pola piecze drożdżówki swoim wnukom i gra z nimi w warcaby gdy ją odwiedzają. Molly nigdy nie grała w warcaby i na pewno nie umiałaby upiec drożdżówek dla swojej córeczki Lilly. .

Pola także lubiła Molly. Miała świadomość tego, że zdarza się jej za dużo i za długo mówić. Jak wtedy gdy zobaczyła tą nową prowadzącą poranny program śniadaniowy i od razu pomyślała o Heather, swojej koleżance z czasów młodości. Miały identyczne oczy, usta i układ twarzy. Nie zdziwiłoby jej podobieństwo oczu, lub ust, ale wszystko na raz. To był jakiś fenomen. Cały dzień o tym myślała. Przypomniała sobie nawet, że musi mieć gdzieś w portfelu zdjęcie Heather. Gdy zobaczyła wychodzącą z pracy Molly, nie mogła się powtrzymać. Wszystko jej opowiedziała. To jak prawie zdecydowała się na inny program śniadaniowy, ale w ostatniej chwili przełączyła na ten który zawsze oglądała, oraz to, że gdyby Heather zmieniła fryzurę na krótszą i jaśniejszą podobieństwo byłoby jeszcze bardziej uderzające. Przy okazji, skoro już mówiła o Heather, wspomniała też o tym jak smutno ułożyło się jej życie. Najpierw przedwczesna śmierć Petera, jej pierwszego męża, potem rak trzustki Bena, biedak nie miał szans.

Tak przyjemnie rozmawiało się jej z Molly, że dopiero po czterdziestu minutach zorientowała się, że dziewczyna stoi ubrana w czapkę i szalik, gotowa do wyjścia na zimowy chłód, a we wnętrzu panuje co najmniej temperatura dwudziestu trzech stopni. I że w sumie to chyba nieco niegrzeczne, że przez cały ten czas poruszyły tylko temat urody Heather. Molly nie wydawała się jednak urażona czy zniecierpliwiona. Trudno powiedzieć czy była tak samo poruszona tym zjawiskiem jak Pola, gdyż nie była bardzo gadatliwa, ale jej twarz absolutnie nie wyrażała znudzenia. Pola zamówiła dla niej taksówkę. Nie chciała by taka śliczna, młoda dziewczyna sama wracała w ciemnościach do domu. Strzeżonego Pan Bóg strzeże, myślała patrząc na długie blond włosy Molly, gdy ta wsiadała do pojazdu.

Tego ranka jednak, włosy Molly były schowane pod czapką. Pozwalała sobie na ich rozpuszczenie dopiero po pracy. Była ratowniczką na głównym basenie Oazy i zgodnie z obowiązującymi w pracy zasadami bezpieczeństwa, posłusznie nosiła je związane na czubku głowy.Zerknęła na zegarek, dochodziła dziewiąta trzydzieści. Celowo wyszła dziś wcześniej z domu. Niedaleko jej miejsca pracy otworzono nową cukiernię. Choć większość jej kolegów i koleżanek obsesyjnie dbała o formę i unikała słodyczy, ostatnie pudełko pączków, które Molly cichaczem zostawiła dla wszystkich w pokoju socjalnym, rozeszło się do południa.

Trzeba uczciwie przyznać, że Molly cieszyła się sympatią, zarówno kolegów jak i koleżanek. Nie tylko w pracy. Gdyby spytać kogokolwiek z jej otoczenia, kto mógłby źle życzyć dziewczynie, spotkałoby się to zapewne z gwałtownym i pełnym oburzeni zaprzeczeniem.

Mimo to, tego uroczego zimowego dnia Molly nie dane było dotrzeć do pracy. Ścisłej rzecz biorąc, już nigdy do niej nie dotarła. Kolejny wschód słońca oświetlił jej ciało unoszące się na wodzie w zakolu rzeki Trent.

 

ROZDZIAŁ II

Pięć tygodni wcześniej

Cliff Parker skręcił w ulicę Mona Road i wciągnął nieco więcej powietrza w płuca. Czekała go nie lada wspinaczka. Choć wykonywał pracę listonosza Royal Mail od ponad trzydziestu lat, a kondycji fizycznej mógłby pozazdrościć mu nie jeden dwudziestolatek, to mimo wszystko jego sześćdziesięcioletnie kości odczuwały różnicę pomiędzy płaskimi terenami miasta Trowbridge i jego górzystą dzielnicą Rawamarsh .

Pod budynek oznaczony numerem czternaście dotarł wyraźnie zasapany, a miał dziś do przejścia jeszcze parę ładnych mil tymi stromymi uliczkami. Wyjął z torby ulotkę reklamową supermarketu Tesco i lokalnej pizzerii, przeklinając w duchu ciężar jaki przybyło mu dźwigać odkąd Royal Mail zajęło się ich dystrybucją. Wraz z listem adresowanym do Ann Mole zamierzał upchnąć je w wąski otwór drzwiowy. Gdy miotał się próbując wcisnąć całą pocztę za jednym razem, ktoś gwałtownie szarpnął za klamkę, pociągając tkwiącą w otworze dłoń Jeffa do przodu i niemal przewracając go na oba kolana. W ostatniej chwili złapał równowagę i spojrzał na stojącą przed nim kobietę, która zdążyła już chwycić w dłonie przyniesiony przez niego list.

-Dziękuję- powiedziała- i zamknęła drzwi przed nosem Jeffa.

Nie zdążył, ani powiedzieć dzień dobry, ani poprosić by na przyszłość nieco ostrożniej obchodziła się z drzwiami, ani nawet wspomnieć, że przynosi jej pocztę od paru miesięcy, a nigdy jeszcze nie udało mu się spotkać jej w domu.

-Cholerni Milenialsi, nic poza czubkiem własnego nosa- pomyślał i ruszył w górę ulicy rozmasowując obolałą dłoń.

Anna trzymała w dłoniach otwarty list, a jej twarz z każdym kolejnym słowem robiła się coraz czerwieńsza. Skończyła czytać i ze złością rzuciła pocztę na stolik kawowy w jej kobieco urządzonym saloniku. Akurat wychodziła do pracy, gdy listonosz pojawił się u jej drzwi. Teraz nie była pewna czy w ogóle gdziekolwiek dziś pójdzie. Jej wzrok spoczął na logo firmy Carllson and Partners umieszczone na kopercie, znak firmowy agencji nieruchomości i jej miejsca pracy. Choć należałoby powiedzieć jej dotychczasowego miejsca pracy. Z listu jasno wynikało, że właśnie dziś zaczyna swój tygodniowy okres wypowiedzenia.

Choć Anna nie należała do osób, które przedkładają zawodowy profesjonalizm ponad osobistą urazę, dziesięć minut po przeczytaniu listu jechała znaną na pamięć trasą do biura położonego w centrum Trowbridge, lecz nie po to by wypełniać swoje zawodowe obowiązki przez kolejne pięć dni, ale by na własne uszy usłyszeć odpowiedź na podstawowe pytanie- do jasnej cholery, dlaczego?

Jak należałoby się spodziewać po asekuracyjnym podejściu jej przełożonych do tej- pożal się boże- firemki i jej nielicznych pracowników, dokument poza paroma gładkimi określeniami w stylu „deficyt ekonomiczny’’ i ,,niezbędna zmiana struktury organizacyjnej’’ nie wyjaśniał prawdziwych przyczyn zwolnienia Anny. I choć nie nazwałaby siebie pracownicą miesiąca to mimo wszystko uważała że należy jej się coś więcej.

Wchodząc do budynku biura zdążyła już nieco ochłonąć, przynajmniej na tyle by nie wykrzywić ust w odpowiedzi na poranny, poniedziałkowy uśmiech, który zaserwowała jej Tilly, koleżanka z którą dzieliła pokój. Mimo dwudziestominutowej gonitwy myśli jaką Anna odbyła w drodze do pracy wciąż nie wiedziała jak rozegra tą sprawę z Garym Carllsonem, głównym założycielem firmy i jej szefem od dwóch lat. Jedno było pewne. Zrobi to tak by jak najwięcej wyciągnąć z tego incydentu, jak to powoli zaczęła określać w myślach. Ciężko jej było używać w stosunku do siebie określeń takich jak ,,wyrzucona’’ czy ,,odprawiona’’. Wolała o swoim zwolnieniu z pracy myśleć w kategoriach pomyłki, nieporozumienia lub nawet bardziej enigmatycznie- incydentu.

Gdy tak analizowała szczegóły minionego ranka, jej wzrok spoczął na Tilly, która zapamiętale pisała wiadomość na telefonie z tym charakterystycznym wyrazem twarzy, wskazującym na ekscytację i usilnie pohamowywany uśmiech. I właśnie w tym momencie Anna zrozumiała co zrobi. Nagle wszystko stało się jasne, a incydent przestał być problemem nad którym niezwłocznie należało zapanować, lecz stał się całkiem kuszącym rozwiązaniem jej i tak już przydługiej kariery w tym pozbawionym perspektyw i świeżego powietrza miejscu.

-Jak Ci minął weekend, Tilly? Ted wciąż w Londynie czy wrócił do ciebie i Mary-Beth, odgrywać rolę przykładnego ojca rodziny?-spytała Anna z nieco kąśliwym naciskiem na słowa przykładny i rodzina.

Choć znała Tilly od niewiele ponad pół roku udało jej się poznać sporo szczegółów z jej prywatnego życia. Coż, siedzenie biurko w biurko, dzień w dzień, sprzyjało zacieśnianiu znajomości. Wiedziała, że mąż Tilly ma zwyczaj wyjeżdżać na przedłużone weekendy do Londynu, że jej córeczka Mary-Beth kończyła wkrótce pięć lat i że jej związek z Tedem nie trwa wiele dłużej. Podejrzewała, że Tilly została pracownicą biura pośrednictwa nieruchomości tylko dlatego, by uniknąć wśród jej zamożnych znajomych etykietki niepracującej mamy pozbawionej kariery zawodowej oraz, że to nie wiadomości od Teda wyczekuje zerkając na telefon pięć razy w przeciągu ostatnich dwóch minut.

-Wciąż w Londynie. Spędziłyśmy z Mary-Beth nieco czasu na gruncie mama-córka. Wiesz, to ten wiek, gdy więź którą zbudujesz z dzieckiem zaprocentuje w przyszłości wartościową relacją rodzic-nastolatek.

Anna spojrzała na Tilly i nim rzuciła nieco zaczepne- Nie spytasz jak mi minął weekend?-pomyślała, że oto pojawił się kolejny plus porannego incydentu. Już nigdy nie będzie musiała słuchać tych beznadziejnych pseudo-psychologicznych uwag tej kobiety.

-To jak Ci minął weekend, Anno? - powiedziała Tilly niezrażona tonem koleżanki.

Była przyzwyczajona, że Anna bywa złośliwa. Sądziła, że ma to związek z zazdrością lub jakimiś kompleksami, choć doprawdy nie wiedziała co właściwie uwiera Annę. I nie zadała sobie nigdy trudu by się tego dowiedzieć. Szybko zorientowała się, że Anna nie należy do kobiet z którymi chciałaby się przyjaźnić i krótkie pogawędki w godzinach pracy w zupełności jej wystarczały. I bynajmniej nie chodziło jej o niższy status społeczny Anny, jak mogło się wydawać jej koleżance. Tilly gardziła nowobogackimi znajomymi Teda. Przeszkadzała jej raczej zuchwałość Anny i jej zbytnie skupienie na swojej osobie. Jednocześnie uważała ją za na tyle nieszkodliwą, że nie czuła potrzeby temperowania jej ciętego języka. Gdyby wiedziała co za chwilę zgotuje jej Anna słowo nieszkodliwa byłoby ostatnim przymiotnikiem jakim by ją opisała.

-Tak się składa, że weekend minął mi nie najgorzej, czego nie mogę powiedzieć o dzisiejszym poranku. List od Garego był tak formalny, że ledwo się połapałam, że mnie zwalnia. Wspomniał coś o okresie wypowiedzenia i braku podstaw do odprawy, ale to już zapewne wiesz z któregoś z tych smsów które sobie od rana wysyłacie. No chyba, że ograniczacie się jedynie do świntuszenia…

Anna nie mogła nie odczuć złośliwej satysfakcji widząc jak twarz Tilly tężeje przybierając blado zielonkawy odcień skóry, który po chwili przeszedł w nieco żółtawy by powrócić do brudnej bieli. Wygląda jakby miała się zrzygać- pomyślała Anna, a na głos dodała:

-Tilly, złotko, chyba nie sądziłaś, że tego po tobie nie widać. Niemal wystawiasz język na wierzch pisząc te bzdury, którymi karmisz Garego. To urocze jaka stajesz się kreatywna żeby połechtać jego ego. Powiem Ci, że nawet udało mu się nieco mnie zaskoczyć. Doprawdy nie sądziłam, że Gary to amator słodko mdławych słówek jakie mu tak ochoczo serwujesz. I pomyśleć, że miałam go za nudziarza w garniturze przejętego jedynie jak wcisnąć komuś kolejne zapleśniałe mieszkanko bez okien- spojrzała w bok, jakby naprawdę o tym teraz myślała.

Tilly wciąż milczała. Jej kolory wróciły do normy i wyglądało na to, że pierwszy szok ma już za sobą, ale wciąż nic nie mówiła. Anna wiedziała, że Tilly po prostu nie wie co ma powiedzieć. Nie rozumie czemu Anna to wszystko mówi i skąd- na Boga- wie o niej i Garym. I najważniejsze, co tak naprawdę wie. Mogła przecież tylko snuć domysły. Choć patrząc na spokojną i pewną swego twarz Anny, Tilly domyśliła się, że tu nie chodzi o wbicie jej złośliwej szpili. Ona wiedziała sporo i zdecydowanie do czegoś zmierzała.

-Wiec, Tilly? Będziesz tak milczeć czy porozmawiamy o tym co wiem i jak bardzo zależy ci bym tą wiedzę zabrała ze sobą wraz z moim odejściem stąd?

-Odejściem?- powtórzyła Tilly irracjonalnie próbując skierować myśli Anny na inne tory niż jej związek z Garym. Wiedziała że i tak do tego wrócą za moment ale perspektywa odsunięcia tej chwili stała się zbyt kusząca w tym momencie.

-Chyba nie sądzisz, iż wiedzę o tym, że sypiasz z Garym wykorzystam po to by móc dalej tyrać tu za śmieszną stawkę? Może mam jeszcze czekać aż znajdziesz ze swoim kochasiem sposobność by pozbyć się niewygodnego świadka waszych amorów? Ale muszę przyznać ze masz nieco racji, kasa by się przydała. No więc Tilly, jak bardzo Ci zależy?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Witam debiut! Robisz niepotrzebne entery w środku zdania. Dobrze napisane, zobaczymy co z tego będzie. Pozdrawiam 5
  • MargotkaTrufel dwa lata temu
    Dzięki za uwagę. Każda jest na wagę złota, bo nigdy w życiu nie pisałam. Ostatnio chyba jakieś wypracowanie 30 lat temu w podstawówce. Trzymaj kciuki, a ja poprawiam kolejny tekst
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Takie uwagi techniczne:
    Cyfry oprócz dat piszemy slownie
    Daj akapity, będzie czytelniej
    Zobacz jak prawidłowo pisać dialogi (zaczynamy półpauzą lub pauzą od nowej linii, zerknij też na inne zasady)
    Pozdr
  • MargotkaTrufel dwa lata temu
    Dzięki. Tak bardzo zależało mi żeby przelać pomysł na papier, że pominęłam podstawy ;) czeka mnie sporo korekt. Dzięki za uwagę
  • Alienator dwa lata temu
    Chyba edytor tak zmasakrował akapity. Możesz to naprawić. Kliknij "mój profil", potem "publikacje" i tam po prawej stronie masz ikonkę "edytuj".
    Co do samego tekstu, to nie jest źle. Ma spory potencjał, widać, że potrafisz klarownie przelać myśli na papier i zdania złożone nie sprawiają Ci większego problemu. Podoba mi się opis postaci i to jak wykorzystujesz w nim przestrzeń.
    Do fabuły się nie odniosę, ponieważ to zbyt krótki fragment, ale jak napisałem wyżej, całość ma potencjał.
    Pozdrawiam.
    M.
  • MargotkaTrufel dwa lata temu
    Dzięki za konkretną podpowiedź. Spróbuję poprawić to w edycji. Jeśli tekst przypadł Ci do gustu to zapraszam do drugiej części. Na pierwszy rzut oka wygląda trochę przejrzyściej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania