Poprzednie częściAnielskie dziecię rozdział I i II

Anielskie dziecię rozdział V i VI

ROZDZIAŁ V

 

Inspektor Hummingbird poranek spędziła na komendzie napędzana kolejnym kubkiem kawy. Dochodziło południe, a ona nie przebrnęła nawet przez połowę dokumentacji związanej z rozpoczętym śledztwem. Z nostalgią wspominała czasy gdy do zadań śledczego należało znalezienie sprawcy, a nie dokumentowanie na wszelkich możliwych formularzach, gdzie była, gdzie jeszcze pójdzie i co ma nadzieje uzyskać. Szczerze tego nie znosiła.

Burczenie w brzuchu przypomniało jej, że od wczorajszego popołudnia, za wyjątkiem dwóch kieliszków wina wieczorem i trzech kubków kawy rano, niczego nie miała w ustach. Pospiesznie wystukała sms do Andrew prosząc by spotkali się w pubie ,, Red Lion” skąd ruszą na dalsze rozmowy.

Wychodząc z komendy, kątem oka dostrzegła Jeffa. Przyspieszyła kroku. Ostanie czego jej teraz trzeba było, to rozmowy z szefem i wysłuchiwanie jego wskazówek co do sprawy. Ilekroć próbował jej doradzać, czuła że jest w tym jakaś niewypowiedziana krytyka jej metod pracy.

Ruszyła w kierunku pobliskiego pubu. Nie wiedziała kiedy zaczęła myśleć o Kevinie, chłopcu, który w zeszłym roku utonął za sprawą swojej matki. Gdyby wtedy zaufała swojemu instynktowi… Od początku nie ufała kobiecie, ale brakowało jej dowodów. Długo kręciła się wokół tych samych tropów. Zastanawiała się teraz, czy mogła wcześniej powiązać pewne fakty. Wiedziała, że Jeff ją winił. W wieczór przed śmiercią chłopca rozmawiała z szefem. Powiedział wtedy, że martwi go, że tak często zagląda do kieliszka. Próbowała sobie przypomnieć co mu wtedy odpowiedziała. Chyba nic. Co mogłaby powiedzieć? Że praca z mordercami i trupami ma swoje konsekwencje i nie każdy ma rodzinę, która oderwałaby go od myślenia o zabójcach przez dwadzieścia cztery godziny na dobę? Brzmiało to żałośnie. Jak kiepska wymówka. Cholera, to była kiepska wymówka. Piła wtedy więcej i częściej. Nikt nie wysunął wobec niej oskarżeń, ale prawdą było, że nikt też nie badał sprawy po Amandzie. W komendzie przyjęto na wiarę, że zrobiła wszystko co się dało. Jeff też nigdy nie powiedział słowa na ten temat. Mimo to wiedziała, że ją wini.

Pod budynek pubu dotarła już nie tylko głodna, ale i rozdrażniona. Andrew zajął stolik przy oknie.

-Jedziemy do miejsca pracy Molly?- spytał na przywitanie.

-Tak, za parę minut. Dzwoniłam wcześniej do kierownictwa Oazy poinformować o jej śmierci i wypytać o godziny pracy załogi. Najsensowniej będzie wybrać się tam około drugiej. Uda nam się porozmawiać i z tymi z porannej zmiany i z popołudniową ekipą. Póki co, mamy więc czas na jakiś lunch i sporządzenie notatek z wczorajszego spotkania z Jasonem- wyjaśniła Amanda rozglądając się za kelnerką.

Nawet jeśli Andrew umierałby z głodu, ciężko byłoby mu wybrać coś apetycznego z menu pubu „ Red Lion”. Niby nie był wegetarianinem, ale trzymał się z dala od angielskich kiełbasek i bekonu. Nigdy nie podzielał tej narodowej obsesji na ich punkcie. Szybki research i już wiedział, że nie dostanie tu ani avocado, ani humusu, a na pewno już próżno byłoby szukać prosciutto czy jego ulubionego koziego sera. Amanda zdawała się nie podzielać tych rozterek. Nim skończył analizę dostępnych opcji i zdecydował się na miseczkę frytek i pomarańczowo-mandarynkową lemoniadę Fentimans, Amanda już była w połowie butelki piwa Birra Moretti i przegryzając lekko octowe chipsy czekała na kanapkę z podwójnym bekonem.

-Jakieś wnioski, uwagi, przemyślenia z wczorajszego dnia?- zagaiła detektyw w której nie widomo skąd obudziła się dusza nauczyciela.

-Raczej pytania-wyrzucił z siebie Andrew, gdyż ciągle miał wrażenie, że nie wie na czym będzie polegać jego rola. Nikt mu przecież nie wyjaśniał czego od niego oczekują i jak będzie wyglądać jego trening. W zasadzie dopiero skończył akademię i nie miał doświadczenia więc może w każdej pracy tak to się odbywało? Człowiek przychodził, poznawał ludzi i błąkał się dopóki się nie odnalazł? Z jednej strony czuł, że mógłby się tu dużo nauczyć, z drugiej obawiał się, że praca z Inspektor Hummingbird może być chaotyczna i zależna od jej nastrojów. A on miał pedantyczną naturę. Lubił mieć plan działania, opracowane taktyki rozmowy ze świadkami, jakiś punkt odniesienia. Obawiał się, że Amanda realizuje jakiś tylko sobie znany pomysł, a jego rolą jest jedynie patrzeć..

-Śmiało skarbie, pytaj- odrzekła odwracając się w poszukiwaniu zamówionej kanapki.

-Zastanawiam się jaką chce pani przyjąć taktykę by znaleźć sprawcę?

Wyraz twarzy Amandy nie mógłby wyrażać głębszego zdziwienia. Nieco speszony tą reakcją Andrew począł tłumaczyć:

-W akademii, na zajęciach z metodyki kryminalistycznej uczono nas o taktykach prowadzenia śledztwa- Andrew zamilkł na moment, pozwalając by kelnerka postawiała na stole kanapkę dla Amandy i drugą butelkę piwa- Mówiono, że śledczy może przyjąć jedną z trzech taktyk: rozpoznawczą, wykrywania lub udowadniania…

Amanda, gestem dłoni przerwała mu w pół słowa, nie pozwalając by przeszedł do omawiania cech poszczególnych zagadnień.

-Obawiam się Andrew, że to są tylko teoria i nijak się ma do tego co tu będziemy robić-z wyraźnym apetytem wbiła zęby w bułkę.

-A co tu będziemy robić?

-To co zawsze. To zawsze wygląda tak samo kotku- wpakowała do ust ogromny gryz kanapki i między jednym kęsem, a drugim tłumaczyła:- Jedziemy do rodziny ofiary i wypytujemy o znajomych. Zbieramy ich nazwiska i adresy. Potem jedziemy do pracy zmarłego, w tym przypadku zmarłej, i znów zbieramy nazwiska i adresy wszystkich z którymi miała do czynienia. A potem z nimi wszystkimi gadamy i liczymy, że ktoś wspomni o kimś spoza tych list lub zacznie plotkować o kimś kogo na liście już mamy. Proste. Zawsze tak samo.

-Chyba jednak nie takie proste- sprzeciwił się Andrew. Co jeśli nikt o nikim nie wspomni albo nie będą plotkować?

Amanda otarła wierzchem dłoni błyszczące usta i odsunęła pusty talerz. Uśmiechnęła się słysząc ostatnie słowa Andrew.

-Zawsze plotkują. Potrzeba by odsunąć podejrzenia od siebie jest tak silna, że każdego kusi by wskazać kogoś kto miał lepszy motyw popełnienia morderstwa.

Nim wybiła druga po południu, Andrew zatrzymał samochód Amandy na rozległym parkingu Centrum sportowego Oaza. Tym razem to on prowadził, jako że drugie piwo Amanda też wypiła do samego dna. Kompleks był dużo większy niż początkowo myśleli i obejmował nie tylko basen, ale i pomieszczenia siłowi, sauny, a nawet spa, kawiarni i paru jeszcze przybytków.

-Mogła tu na co dzień widywać setki ludzi- westchnęła na głos niezadowolona inspektor. Wszystkich nie przesłuchamy, skupimy się na tych z basenu i kawiarni, bo w tych miejscach na pewno bywała. Siłownie, saunę i spa na razie odpuścimy, chyba że pojawi się jakiś trop.

Andrew przytaknął próbując w myślach oszacować o jakiej liczbie osób jest mowa.

Pierwsze kroki skierowali do lady recepcji spodziewając się tam zastać jakąś ładną studentkę dorabiającą po zajęciach, która jednocześnie byłaby wizytówką obiektu sportowego. Ku ich zdziwieniu stanęli naprzeciw sześćdziesięciopięcio-, może siedemdziesięcioletniej pani, która nie zawracała sobie głowy takimi drobiazgami jak farbowanie siwizny, czy sportowy ubiór wpisujący się w klimat miejsca pracy. Miała na sobie granatową spódnicę sięgającą do pół łydki, zestawioną z błyszczącą bordową bluzką z lycry. Całości dopełniały okulary na łańcuszku, które teraz spokojnie spoczywały na jej klatce piersiowej.

-Inspektor Amanda Hummingbird i funkcjonariusz Andrew Tylor – szybko ich przedstawiła i dodała- Przyszliśmy porozmawiać w sprawie Molly Wright. Pracowała tu, prawda?

-Och-westchnęła kobieta. W jej oczach momentalnie zalśniły łzy. –Tak. Oczywiście- łza spłynęła jej po policzku- Wszyscy jesteśmy w ogromnym szoku. Molly- westchnęła ponownie na dźwięk imienia dziewczyny- była taka słodka. Anioł, nie dziewczyna. I jeszcze taka śliczna. Dlaczego Bóg pozwala by takie rzeczy przytrafiały się tak niewinnym istotom jak Molly?-lamentowała.

Amanda nie miała na to pytanie żadnej odpowiedzi. Tym bardziej Andrew.

-Dobrze pani znała Molly?

-Trochę znałam-lekko się uśmiechnęła na wspomnienie rozmów prowadzonych z Molly. Ale jak się zastanowić to niekoniecznie na prywatnym gruncie.

Amanda spojrzała wyczekująco. Pani Pola musiała chyba zrozumieć przesłanie, gdyż po chwili wyjaśniła:.

-Widzą Państwo, - grzecznie zwróciła się do nich obojga- to była młoda dziewczyna. Zawsze była bardzo miła, ale zwierzała się raczej osobom w swoim wieku, a nie komuś kto mógłby być jej matką.

Andrew raz jeszcze przyjrzał się kobiecie. Nasunęła mu się uwaga, że i wiekiem i wyglądem i zachowaniem Pola mogłaby uchodzić prędzej za babkę Molly, niż jej matkę. Amanda kontynuowała przesłuchanie:

- Miała tu jakąś przyjaciółkę której mogła więcej o sobie opowiadać?

-O tak. Jest taka jedna. Ale niezbyt uprzejma. Nie wiem czemu Molly przyjaźniłą się z nią. Nazywa się Meghan Murphy i jest tu instruktorką Yogi. Łatwo ją rozpoznać. Mocno opalona, czarne włosy. Ilekroć widziałam ja z Molly, myślałam sobie, że wyglądają razem jak anioł i diablica- zachichotała rozbawiona tym porównaniem.-Zaraz będzie kończyć zajęcia, w tej sali naprzeciw kawiarni. Ale uprzedzam, najmilsza to ona nie jest-dopowiedziała, zapominając, że już wcześniej podzieliła się tą opinią.

Andrew przypomniał sobie uwagę Amandy o skłonności ludzi do plotkowania. Zdał sobie sprawę z tego, jak naiwnie musiały zabrzmieć jego wcześniejsze wątpliwości gdy bronił ludzkiej natury.

Wchodząc do sporych rozmiarów sali do ćwiczeń, ujrzeli Meghan Murphy zwijającą maty. Stała przy ogromnych, sięgających sufitu lustrach. Rzeczywiście, nie sposób było jej przegapić ani pomylić. Opis recepcjonistki był trafny. Dziewczyna może nie była najładniejsza, ale miała te wszystkie atrybuty, które czyniły ją zauważalną. Była wysoka, miała długie czarne włosy, czerwone usta i paznokcie. Jej opalenizna była zbyt intensywna by mogła być naturalna.

-Meghan Murphy? – upewniła się Amanda

-A kto pyta?-odcięła błyskawicznie dziewczyna.

-Prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci Molly Wright. Podobno była pani jej przyjaciółką?

-Przyjaciółką?-powtórzyła Meghan unosząc znacząco brwi w wyrazie zdziwienia- Kto tak twierdzi?-dorzuciła uśmiechając się pod nosem jakby drwiła z naiwności detektywów.

-Recepcjonistka. Czyżby nie było to prawdą?- Amanda nie dała się sprowokować zaczepnym tonem

-Aaa, Pola, mogłam się domyślić- rzuciła lekko Meghan jakby prowadzili koleżeńska rozmowę przy kawie, a nie śledztwo.- Dla niej jeśli dwie osoby nie prowadzą otwartej wojny, są przyjaciółmi.

Amanda zamyśliła się chwilę nad tą teorią. Nie sądziła by Pola nazwała Meghan swoją przyjaciółką. Ciekawe czy miedzy kobietami był jakiś zatarg?

-Proszę w takim razie powiedzieć nam jakie relacje łączyły panią z Molly. Dobrze ją pani znała?

-Dość dobrze by móc do niej ponarzekać na cenę lunchu w naszej kawiarni, ale nie dość dobrze by za nią wydzwaniać gdy olała urodziny Grethen.

Andrew mimowolnie poruszył głową w geście dezaprobatą słysząc te słowa. Co prawda, czekali jeszcze na potwierdzenie od lekarza medycyny sądowej, ale przypuszczali, że Molly nie żyła od co najmniej 24h gdy ją znaleźli. Oznaczało to, że zginęła w poranek przed imprezą koleżanki i czyniło komentarz Meghan wyjątkowo niesprawiedliwymi.

-Sądzimy, że mogła już wtedy nie żyć,- podzieliła się ich przypuszczeniami Amanda- jednak by zawęzić moment zgonu musimy wiedzieć kiedy ją pani ostatni raz widziała?

Meghan popadła w zamyślenie. Chwilę jej zajęło nim oświadczyła, że naprawdę nie ma pojęcia. Molly nie tylko nie przyszła na urodziny Gretchen. Nie przyszła też tego dnia do pracy więc musiała widzieć ją gdzieś w zeszłym tygodniu, gdy miały razem zmianę. Kierownictwo na pewno wie kiedy to było.

-Czy Molly mówiła może o jakimś mężczyźnie, innym niż jej mąż? Może spotykała się z kimś potajemnie?

-A to dobre- dziewczyna szeroko się uśmiechnęła w odpowiedzi. –Przecież, za takie rzeczy idzie się do piekła. Molly by nie ryzykowała- uśmiechnęła się zadowolona z tej ciętej uwagi.

-Może jednak zaryzykowała? Takie rzeczy się zdarzają i jeśli pani coś wie, to może to być istotne dla śledztwa.

-Nie ma mowy by kogoś miała- odparła Meghan bez cienia wątpliwości. Ona była jak ptyś. Słodka, mdła i nudna. Na mój gust jeszcze ciężkostrawna, ale uczciwie powiem, że wszyscy tu za nią przepadali. Niektórzy nawet za bardzo.

Amanda i Andrew spojrzeli po sobie. Wreszcie jakiś konkret.

-Tim Buxton miał niezłego świra na jej punkcie- rzuciła widząc, że wzbudziła zainteresowanie- Nawet ją ostrzegałam przed nim, ale twierdziła, że on nie ma złych zamiarów.

Gdy to mówiła biło od niej niezachwiane przekonanie, że gdyby tylko Molly usłuchała jej rady, nic złego by się nie wydarzyło.

–Zaczął za nią chodzić parę miesięcy temu. Najpierw były to drobiazgi, ilekroć się na nas napatoczył przystawał by gadać z Molly. Ona zdawała się nie widzieć jak Tim ślini się do niej. Tak samo było w częściach wspólnych i pokoju socjalnym. Zawsze do niej zagadał. Z czasem nie było miejsca, żeby nie natknąć się na Tima, jeśli Molly miała tam być. Moim zdaniem śledził ją. Był dosłownie wszędzie. Raz nawet przyłapałam go na tym, że przyszedł do pracy w swój wolny dzień. Totalny psychol. Niestety takie osoby jak Molly zawsze zakładają dobre intencje innych i nawet gdy ktoś im pluje w twarz, mówią że to tylko deszcz.

-Mówiła o tym mężowi? –zaciekawiła się Amanda

-Wątpię. Najpierw musiałaby przyznać że ,,sympatia’’ Tima to tak naprawdę stalking. Choć w sumie jak się nad tym zastanowić, miała też obsesję na punkcie uczciwości. Mogła mu powiedzieć. Naprawdę nie wiem. Jak już mówiłam, my się nie przyjaźniłyśmy. Razem nosiłyśmy maty do ćwiczeń i piłki na basen. Raczej poszukałabym jej przyjaciółek gdzieś pośród zakonnic lub przedszkolanek.

-Cóż, dziękujemy za radę. Na pewno poszukamy. Gdyby coś się pani jeszcze przypomniało zostawiliśmy nasze wizytówki na recepcji. Dziękujemy za poświęcony czas- dorzuciła Amanda na zakończenie nim ruszyli z Andrew do wyjścia z sali.

-Mogła mieć kochanka?-szepnął Andrew na tyle cicho by stojąca przy recepcji Pola niczego nie usłyszała.

-Warto popytać. Mąż i kochanek to zawsze pierwsi podejrzani, a ten Tim Buxton interesował się Molly, jeśli oczywiście wierzyć Meghan.

Amanda skinieniem głowy wskazała Andrew przeszklone drzwi prowadzące do kawiarni. Wchodząc do pomieszczenia wyciągnęła z ogromnej kieszeni swojej kurtki listę pracowników i ich harmonogram pracy.

-Żeby porozmawiać z Timem musielibyśmy wybrać się do niego do domu. Nie pracuje przez kilka kolejnych dni- przesuwała palcem po nazwiskach i godzinach pracy. Za to moglibyśmy porozmawiać z Gretchen Adams i dowiedzieć się czy podziela opinię Meghan o nim.

-Jeśli to opinia Meg to pewnie coś wrednego, no nie?- zagaiła dziewczyna stojąca za barem. Coś państwu podać? Mamy sernik cytrynowy w promocji.

Oboje podnieśli na nią wzrok znad listy.

-Dwie czarne kawy, gorące. Za sernik podziękujemy- zamówienie złożyła Amanda- Dobrze zna pani Meghan?

-Jasne. My się tu wszyscy dość dobrze znamy. Tima też znam – uśmiechnęła się zbliżając się do ekspresu do kawy- Mam na imię Gretchen, usłyszałam jak o mnie mówicie.

Andrew zastanowił się czy Amanda też założyła, że Gretchen Adams jest jedną z instruktorek w ośrodku. Lista, którą dostała od kierownika Oazy obejmowała adresy, numery telefonów i godziny pracy. Nie wskazywała jednak na pełnione funkcje.

-Proszę bardzo- Gretchen podała im napoje

- Znajdzie pani chwilę, żeby z nami usiąść i porozmawiać? Mamy z kolegą parę pytań dotyczących Molly Wright.

-Tak, ale tylko parę minut. Już miałam dziś przerwę i kierownik będzie marudził. Zagadam z nim. Zajmijcie miejsce, a ja za chwilę przyjdę.

Andrew upił łyk kawy idąc za Amandą w kierunku największego stolika. Z niechęcią stwierdził, że jest naprawdę mocna i gorąca. Rozejrzał się dookoła za mlekiem i cukrem, ale najwyraźniej trzeba było poprosić przy składaniu zamówienia. Dołączył do pani Inspektor i zapytał:

- Mamy pani jakiś kierunek w którym chce poprowadzić rozmowę z nią?

-Chcę wyczuć panujące tu nastroje. Zobaczymy w jakim środowisku obracała się Molly. Może spotykali się częściej po pracy. Dziewczyna wygląda na chętną do rozmowy.

Gretchen z energią typowo dla młodych osób podeszła do stolika i postawiła przed sobą szklankę z colą.

-To co tam nagadała Meg?- rozpoczęła bez cienia onieśmielenia.

Amandzie przemknęło przez myśl, że obu dziewczynom przydałaby się lekcja empatii. Jeśli śmierć Molly zrobiła na nich wrażenie to zupełnie nie było tego widać. O ile Meghan sprawiała wrażenie zblazowanej, to Gretchen była niezdrowo podekscytowana .

Inspektor zignorowała dziewczynę i spytała:

-Organizowałaś w poniedziałek przyjęcie urodzinowe, racja? - Gretchen przytaknęła więc Amanda ciągnęła dalej- Nie zdziwiło cię, gdy Molly się nie pojawiła?

-Zdziwiło mnie, że w ogóle chciała przyjść. Zaproszenie było otwarte, każdy był zaproszony. Mieliśmy spotkać się u mnie, zjeść pizzę, a potem pójść do kilku pubów potańczyć trochę.

- W poniedziałek? Nie lepiej byłoby w weekend?- odezwał się Andrew, który do tej pory milczał.

Amanda uśmiechnęła się zachęcająco. Andrew i Gretchen byli w podobnym wieku. Naturalnym było, że przed nim dziewczyna chętniej się otworzy.

-No. Bo my pracujemy na zmiany i zawsze komuś nie pasuje. Więc stanęło na poniedziałku, bo wtedy miałam urodziny, no nie?- uśmiechnęła się nieco zalotnie do chłopaka.

-Dużo osób przyszło?- Andrew wyraźnie dobrze czuł się w nowej roli

-Trochę. W sumie byli ci co zawsze. Tim wpadł na chwilę, było kilka osób z kawiarni no i oczywiście Carla z siłowni. Dobrze się z nią dogadujemy. Było też kilka osób z zewnątrz. Ale w sumie to nie więcej niż z piętnaście w totalu. Choć nie jestem pewna, bo potem niektórzy poszli, a przyszli inni ludzie. Generalnie to było super i …

-A Meghan Murphy?- przerwał jej

-Tak. Ona jest w gronie regularnych. Chyba liczy, że kogoś wyrwie- dodała konspiracyjnie i zachichotała

-Ma powodzenie u chłopaków?- Andrew przyjął jej poufały ton i posłał szeroki uśmiech

- Trochę ma-przyznała- ale aspiruje do lepszych. W końcu nie bez powodu tak się stara z make-upem, ciuchami i w ogóle, no nie?

Amandę nieco rozbawił sposób w jaki dziewczyna wymówiła słowo ,,aspiruje”. Zdecydowanie chciała zabrzmieć inteligentnie. Ciekawe, na ile Andrew był świadom, że Gretchen próbuje wywrzeć na nim wrażenie.

-Myślisz, że Tim Buxton mógł podobać się Meghan?- Amanda wtrąciła się do rozmowy. Zaświtało jej w głowie, że Meghan mogła być po prostu zazdrosna o Tima.

-No nie wiem- zamyśliła się.-Nie była zbyt miła dla niego, więc trudno powiedzieć. Choć właściwie, to ona chyba ma tylko taki wrednowaty styl. W sumie ona jest taka uszczypliwa prawie dla każdego. Myślimy z Carlą, że leczy w ten sposób kompleksy, jeśli wiecie co mam na myśli.

- A Molly? Dla niej też była złośliwa?-Andrew wrócił do rozmowy co spotkało się rozanielonym spojrzeniem Gretchen.

-No co ty- dziewczyna przeszła oficjalnie na „ty”- ona jej strasznie zazdrościła wyglądu i kasy. I że ją wszyscy lubili. Boże, jak to było widać, nie?. Śmiałyśmy się z Carlą, że Meg to łazi z Moll tylko po to by poznać bogatych znajomych jej męża. Liczy, że jakiś się w niej zabuja, a potem kupi jej wielki dom z basenem i będzie pławić się w luksusie do końca życia, ćwicząc jogę w prywatnej siłowni.

-A poznała jakiegoś? Wiesz może czy bywała w domu Wrightów? –Amanda znów przypomniała o swojej obecności.

-No tego to nie wiem, ale chyba nie. Przynajmniej nigdy o tym nie było mowy. Tylko, że ja mało czasu spędzałam z Moll i Meg. One jednak są trochę starsze, nie?. To, znaczy Meg, bo Moll to już nie- uśmiech w końcu zniknął.

Gretchen skinęła głową w kierunku koleżanki stojącej za barem.

-Moja przerwa już się kończy- zwróciła się do Amandy

-Jasne. Powiedz tylko jeszcze jedną rzecz. Jak sądzisz, czy Tim mógł kochać się w Molly?

Twarz Gretchen rozpromienił ten sam promienny uśmiech, który pojawiał się za każdym razem gdy dziewczyna dzieliła się swoimi obserwacjami na temat kolegów.

-Każdy się w niej kochał. Dlatego Meg tak to wkurzało, bo Mol nawet się nie starała o to.

-Czy widziałaś jakąś sytuację pomiędzy Timem a Molly, która mogłaby sugerować, że coś ich łączy?

-Jezu, nie- wywróciła oczami. On się w niej bujał, ale to chyba tyle. Myślicie, że sypiali ze sobą?- zrobiła nagle wielkie oczy.

-Nie wiesz czy jest ktoś z kim moglibyśmy jeszcze porozmawiać o Molly? Może ktoś z kim utrzymywała bliższe kontakty?

Dziewczyna wyglądała na urażoną ich brakiem odpowiedzi na jej pytanie i wyraźnie straciła zainteresowanie dalszą rozmową.

-Moll była miła, ale niezbyt towarzyska. Trzymała się z Meg i Timem. Rzadko widywałam ją z innymi ludźmi.

Po ostatnim zdaniu sięgnęła po pusta szklankę i zaczęła wstawać dając im do zrozumienia, że musi wracać do pracy.

-Dziękujemy ci Gretchen, daj nam znać jeśli chciałabyś podzielić się czymś jeszcze- zachęciła na odchodne Amanda choć szczerze wątpiła, że dziewczyna skorzysta z oferty.

-Jasne- krzyknęła już zza baru, a jej naburmuszoną sprzed paru chwil twarz ponownie rozświetlił uśmiech.

-Wesoła dziewczyna, no nie?- zażartował Andrew gdy opuszczali kawiarnię.

-Kopalnia informacji, choć mocno subiektywna w swoich opiniach

-Jak każdy-skwitował filozoficznie w odpowiedzi.

Dalszą wymianę zdań przerwał dzwonek komórki Amandy.

-Hummingbird- odebrała, nie sprawdzając kto dzwoni i przez kilka kolejnych minut słuchała swojego rozmówcy w skupieniu.

Choć początkowo Andrew próbował wyłapać jakieś słowa dzwoniącego, szybko zrozumiał, że nic z tego nie będzie i teraz jedynie przyglądał się mimice twarzy Amandy. Jej uniesiona brew i rozjaśniające się oblicze wiele obiecywały i nie zawiódł się.

– No i proszę bardzo –rzuciła Amanda, gdy tylko zakończyła połączenie- wiedziałam, że Molly nie mogła być taka święta jak wszyscy twierdzą, wystarczyło poczekać- jej twarz wyrażała pełnię szczęścia.

-Umieram z ciekawości-odparł Andrew

-Dzwonili z biura koronera. Potwierdzili, że Molly zginęła od uderzenia tępym narzędziem w podstawę czaszki. Prawdopodobnie kamieniem, który teraz leży gdzieś na dnie rzeki.

-I to właśnie ta informacja tak panią cieszy?- zapytał zastanawiając się jak w ogóle można uśmiechać się odbierając telefon od koronera.

-Nie, kotku, to akurat nie wnosi nic nowego do naszego śledztwa. Natomiast informacja, że Molly była w ósmym tygodniu ciąży, może nas skierować na zupełnie inne tory poszukiwań.

RODZIAŁ VI

 

Anna Mole uchyliła drzwi kawiarni niepewna czy już otworzyli. Rozejrzała się po gustownie urządzonym wnętrzu i wypatrzyła stolik w rogu sali przy kaloryferze. Ziąb był okropny. Podeszła do baru by zamówić herbatę ziołową z rumianku i lawendy, jej ulubioną. Dziewczyna przyjmująca zamówienie miała skwaszoną minę. Chyba nie podobało się jej, że Anna kłopocze ją pracą z samego rana. -Cóż, nie mój problem, pomyślała i ruszyła do wybranego wcześniej stolika.

Tilly miała pojawić się dopiero za pół godziny, ale Anna celowo przyszła wcześniej. Chciała rozejrzeć się po miejscu, wypić herbatę, rozgrzać się. Słowem, chciała czuć się komfortowo gdy przybędzie jej towarzyszka. Wierzyła w siłę psychologii i to jak niepozorne drobiazgi mogą zaważyć na ostatecznym wyniku spotkania. Wiedziała, że w rozmowie z Tilly będzie musiała wykazać się nie lada przebiegłością i manipulacją by wyciągnąć z niej jak najwięcej. Wolała zatem by to jej kompanka walczyła z cieknącym nosem gdy wejdzie z chłodu wprost do ciepłego pomieszczenia. Chciała by to ona czuła się przesłuchiwana w nieznanym sobie otoczeniu. Niby nic, ale już na start Anna miała niewielką przewagę osoby do której się przychodzi by załatwić sprawę, a nie która przychodzi do kogoś wyciągnąć pieniądze. Nie oszukujmy się, do tego sprowadzało się dzisiejsze spotkanie z Tilly. Czas ten zarezerwowała sobie także na ułożenie w głowie schematu rozmowy. Jej cele były dużo bardziej złożone, niż wyciągniecie paru stów od Tilly, jakby była jakąś żebraczką.

Mąż Tilly, Ted był człowiekiem wpływowym. Choć Tilly nie często o nim mówiła Anna wiedziała, że obracał się w różnych kręgach i miał rozmaite koneksje. W otoczeniu Tilly i Teda, kręciło się wielu bogaczy, biznesmenów, ba, nawet polityków. Ci ludzie wzajemnie się wspierali, kryli i rzadko dopuszczali do siebie kogoś z zewnątrz. Pieniądze lały się strumieniem w ich zamkniętym kręgu. Anna nie była naiwna i wiedziała, że Tilly nie da się szantażować w nieskończoność. Było jedynie kwestią czasu gdy się zbuntuje i odetnie ją od pieniędzy. Chyba, że uda się jej przekonać Tilly by wpłynęła na Teda. Ktoś z jego przedsiębiorczych znajomych mógłby zainwestować w biznes Anny, pomóc go rozkręcić. Wystarczyłby odpowiedni zastrzyk finansowy na dobry początek i maszyna ruszyłaby napędzana talentem Anny.

Chciała promować biznesy ich bogatych przyjaciół wśród innych bogaczy. Wszystko co związane ze stylem życia- filozofię jedzenia, butiki z markowymi ubraniami vintage, wypoczynek. Gdyby udało jej się rozpromować swoje usługi mogłaby pójść o krok dalej- wyznaczać trendy, wskazywać co czytać, jakiej muzyki słuchać, które eventy zaliczać, a których unikać. Na samą myśl o tym wszystkim czuła ekscytacje i wpadała w cudowny nastrój. Miała pomysł i naturalny talent. Wystarczyło tylko wejść w to środowisko. Dlatego musiała postępować z Tilly rozważnie. Musi ją przekonać, że Anna nie tylko może rozwalić jej małżeństwo wyjawiając sekrety kobiety, ale także pozbawić ja kontaktu z dzieckiem i zniszczyć jej reputację wśród przyjaciół. Kto powiedział, że Anna może zagrać jedynie kartą romansu? A gdyby tak dodała nieco od siebie, powiedzmy jakieś defraudacje, oszustwa, mogłaby zeznać, że Tilly ją molestowała i dlatego została zwolniona? Wyobraźnię miała bogatą, a raz rzucone oskarżenie, nawet obalone, latami będzie przypominane na bankietach, koncertach i aukcjach. O ile Ted nie kopnie jej wcześniej w tyłek. Anna uśmiechnęła się złośliwie gratulując sobie w duchu kreatywności.

W kawiarni zaczęło robić się tłoczniej, część klientów siedziała w pojedynkę z laptopami na stolikach, inni pochylali głowy w kierunku swoich towarzyszy, cicho rozmawiając. Parę osób przeglądało menu w poszukiwaniu śniadania. Za oknem zaczął prószyć śnieg. W tej części Anglii nie było to aż tak powszechne zjawisko jakby mogłoby się wydawać. Zwłaszcza na początku grudnia. Kilka osób zerkało przez duże panoramiczne okna delektując się urokiem poranka. Wśród nich Anna. Nieomal przegapiła wejście ubranej w krótki zielony płaszczyk kobiety. Gdyby nie upięte we francuski kok blond włosy rozświetlone pasemkami, mogłaby wyglądać nawet młodzieńczo. Niestety zbyt starannie wystylizowana fryzura nadawała jej wygląd żony ze Stepford. Anna skupiła wzrok na Tilly. To jak rozegra dzisiejsze spotkanie zadecyduje o jej być albo nie być.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania