ANIMATORZY

W szybkich porywach ustrojowych zmian dopadły nas lepsze czasy. Czasy wylewania dziecka razem z kąpielą, wyważania dawno otwartych drzwi oraz ponownego odkrywania Ameryki; nadeszły chwile, gdy wydawcom nie chce się czytać niczego, co nie śmierdzi zyskiem; drukują jak najmniejszym kosztem i bez ponoszenia ryzyka.

 

Wydawnictwa książek i czasopism nie są zainteresowane bezpłatnym czytaniem nadsyłanych materiałów. Jeżeli już decydują się na publikację, to w grę wchodzą tylko teksty rekomendowane przez pantoflarską pocztę. Albo kiedy „stoją za nimi” nazwiska gwarantujące sukces; tylko nieznany autor ryzykuje, bo wyłącznie on rzuca się na niepewny interes i wyłącznie on ponosi wydatki.

*

Martwi mnie, że wydawcy nie zadają sobie trudu, by skubnąć okiem choć kawałek nadesłanego tekstu. Martwi mnie, że wśród nowo powstających wydawnictw nie ma krytyków zajmujących się oddzielaniem ziaren od plew: wewnętrzną oceną nadsyłanych utworów. Ich rekomendacją lub odsyłaniem na drzewo.

 

Wątpię, by w sytuacji nagminnych cięć oszczędnościowych oraz w warunkach narastającej powodzi tekstów zatapiających redakcje, chciało się komuś zdzierać oczy i czytać toto tylko po to, by wyłowić spośród nich jedną perełkę.

 

A przecież, by zorientować się w jakości materiału, wystarczy poznać treść paru stron: jeśli jest napisany językiem odzwierciedlającym zawartość i potrafi zaciekawić od początku, pożera się go w całości. Lecz jeśli jest sklecony z banałów i felerów, a lektura przestaje być przyjemnością, bo zaczyna poprzypominać katorżnicze odwalanie roboty głupiego, to dopiero wtedy trzeba dać sobie spokój z wnikaniem w jego zawartość.

*

Wśród besserwisserów krąży mylne przekonanie, że od utworów pisanych za darmo, nie można zbyt wiele wymagać, bo teksty bezpłatne mają wartość ceny. Wystarczy publikować je „jak leci’; z dobrodziejstwem inwentarza. Nie dbając o korektę stylistyczną czy sens. Nie przejmując się względami poprawnościowymi.

 

Stanowisko to jest słuszne tylko dla nich: dla tandeciarzy i przemądrzalców, wyznających bzdurną zasadę, że można odnieść sukces tanim kosztem: za darmo, czyli bez wysiłku i pracy.

 

Tymczasem dla ludzi solidnych tego rodzaju cena nie jest najistotniejsza, gdyż są na szczęście pasjonaci, dbający o wysoki poziom swoich periodyków i za nic w świecie nie opublikują byle czego.

 

Są zwolennikami poetyckiego lub prozatorskiego mistrzostwa. Zniewoleni dyktatem słowa odpowiadającego przesłaniu, potrafią zainspirować autora, wymóc na nim, by zamówiony tekst miał ręce i nogi i nie był gniotem.

 

Lecz to rasa ginąca w natłoku bezguścia. Odchodząca w niebyt śladem pozostałych kadr miłośników rzetelności. Tym bardziej należałoby ją hołubić, doceniać, że jest, że jej się chce, że choć jest ich co prawda coraz mniej, to przecież, na przekór kłodom rzucanym im pod nogi – są.

*

Nie łudźmy się: większość pisarzy odwala robotę na czarno. Począwszy od ogłaszania tekstów za Bóg zapłać, a skończywszy na wydawaniu gazet i książek własnym przemysłem.

 

Utrzymuje pismo i zamieszcza w nim artykuły trzymające poziom, a w zamian za to brana jest przez zawistnych konkurentów za podejrzanych osobników: w małostkowych umysłach powstaje natychmiast pytanie: a co on/ona z tego ma?

 

No właśnie. Można tą parafiańszczyznę pokontynuować: a co miał Zenon Miriam Przesmycki z przybliżenia sylwetki Norwida? Zahaczyć też trzeba o palącą kwestię korzyści osiągniętych przez Tadeusza Żeleńskiego – Boy a z odkopania z niepamięci Jakuba Wojciechowskiego, robotnika – literata (przez tak zwane lokalne środowisko traktowany był jako ewenement i wygłup nieobliczalnej natury)?

 

A jakie czerpał dochody ze swojego wydawnictwa? Z bycia społecznikiem? Lub co miał Choromański pomagając kelnerowi Tadeuszowi Kurtyce stać się pisarzem Henrykiem Worcellem? Albo Zofia Nałkowska umożliwiając literackie zaistnienie Bruno Schulzowi?

 

Mikro mózgi współczesnych węszycieli nie są zdolne pojąć działań podyktowanych bezinteresownością; altruizm przekracza ich potencjały rozumowania. Coś tak bzdurnego, jak bezinteresowna miłość do szukania, odkrywania i pomagania talentom (w obojętnie jakiej dziedzinie), jest dzisiaj niebezpiecznym procederem, bo człowiek obdarzony Bożą iskrą stanowi dla nich zagrożenie. Jest rywalem do ewentualnych zysków.

*

Proroctwo: jako że schodzimy na psy, przyszłe pokolenia udoskonalą poczynania dzisiejszych purystów i niebawem nadejdzie kataklizm: zatriumfuje populistyczne bezguście, a niska jakość stanie się normą.

 

Wymrą ludzie pamiętający takie dziwne słowa jak zawodowa uczciwość dziennikarska, szacunek dla czytelniczej inteligencji, odpowiedzialność za publikowane słowa. Wymrą, a na ich miejsce wskoczą ludzie hodowani na internetowej papce i brykach zastępujących sprawdzoną wiedzę, na ściągach, streszczeniach i mętnych pogłoskach.

 

Pojawią się ludzie, którzy nie będą wiedzieli, kto zacz ów Dylan Thomas lub czym się je Cummingsa, co to kulturowa ciągłość, na czym polega kontynuacja dorobku, czym różni się ona od wiecznego rozpoczynania dawno przebytej drogi.

 

Przyjdą nowe, jaśnie oświecone barbarusy, czarusie oszpeceni naskórkową wiedzą o latach, gdy jeszcze nie istniała obecna dezynwoltura wypowiedzi. A zaprezentują się ze swoimi objawieniami, tekstami, lekarstwami na cokolwiek, by znaleźć pokrewną duszę: czytelnika nadającego na tych samych, niegramotnych falach. I będą ich niezastąpionymi autorytetami, ponieważ inne zostaną skasowane.

Następne częściAnimatorzy smutku Animatorzy

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Nefer 06.02.2020
    Trafne uwagi, w dodatku przekazane dobrym językiem.
    Pozdrawiam
  • Tjeri 06.02.2020
    Okrutnie dołujący tekst. Głównie dlatego, że to smutna prawda. :(
  • Puchacz 06.02.2020
    A światełka w tunelu nie widać...
  • betti 06.02.2020
    Nie wierzę, że dobre pióro pójdzie w odstwkę... dla bełkotu.
  • Kamiś 06.02.2020
    Bardzo dobrze napisane. Sama prawda.
  • Karawan 06.02.2020
    "i niebawem nadejdzie kataklizm: zatriumfuje populistyczne bezguście, a niska jakość stanie się normą." - Zły czas Autorze!! Już jest - niestety :) Dziękuję 5
  • bogumil1 06.02.2020
    Dziś założenie wydawnictwa jest proste jak pstryknięcie palcami. Wystarczy zgłoszenie do odpowiednich urzędów, us i zusu i wydawnictwo może działać. Wydawnictwo może założyć sobie każdy. Ba, bez żadnej rejestracji można wydawać sobie książki, jak się komuś chce w takie rzeczy bawić. Ja parę lat temu swoją pierwszą w życiu napisaną książkę, a raczej kilkudziesięciostronicową broszurę wydałem na swój koszt, sam zaprojektowałem okładkę, zrobiłem korektę, sformatowałem, dobrałem papier itp. i itd. Oczywiści zająłem się też dystrybucją, załatwieniem numeru isbn oraz marketingiem. Jak to cieszyło. Nawet bardziej, niż późniejsze wydawane moje książki przez profesjonalne wydawnictwa.

    A w tekście widzę wyłącznie narzekactwo i mądrzenie, jaki to ja nie jestem mądry, bo znam to czy tamto nazwisko, a jacy to inni są głupi, bo nie chcą ryzykować i wydawać moich gniotów.

    A samem nie łaska?

    Dziękuję za uwagę.
  • Karawan 06.02.2020
    " Nawet bardziej, niż późniejsze wydawane moje książki przez profesjonalne wydawnictwa." Oczywiście ani jednego tytułu nie wskażę, bo to dzieła bezcenne - wyimaginowane jak cały trollowski dorobek!! Wielokrotnie proszono wcześniej o takie, ale kłamca wpada w sieci własnego matactwa. Biedny mitoman!
  • Marian 07.02.2020
    "I będą ich niezastąpionymi autorytetami, ponieważ inne zostaną skasowane."
    To zdanie skłoniło mnie do zastanowienia się nad autorytetami. Do tej pory myślałem, że autorytet to ktoś, kto sobie na to zasłużył. A tu niestety okazuje się, że autrytetem może być byle kto. Wystarczy, że wykasuje prawdziwy autorytet. Smutne, ale już tak się dzieje.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania