Animatorzy smutku
Zastanawiam się, czemu czemu oglądam sceny z pogorzelisk noszących nazwę Mariupol czy Charków. Czemu, patrząc na Warszawę czy Kraków lub Gdańsk, dostrzegam przyszłą strzelnicę, czyli konwoje humanitarne dla zabawy przeganiane rosyjskim ostrzałem i dlaczego nie mogę oderwać się od widoku zbombardowanych szkół, szpitali, teatrów, ludzi błąkających się wśród zgliszcz i prawdziwych ruin. Przed oczami pojawiają się oniryczne wizje płonących zabytków. Zdewastowany Luwr. Rozgrabione galerie, muzea, świątynie martwego Paryża.
Zastanawiam się, co mnie pcha do oglądania zdjęć miast, w których nigdy nie byłem, a które jeszcze są. Miast jeszcze obfitujących w pomniki, zabytki, dzieła sztuki. W Mony Lisy i Guerniki, Łuki Tryumfalne, Panteony i Nowe Yorki. W Pekin i tokijską metropolię z ilością ludzi zamieszkujących Polskę. Bogate w symbole kultury świadczące o historycznych fermentach ludzkości.
Podziwiam konstruktorską wirtuozerię i przestrzenną wyobraźnię architektów. Jednocześnie przypominam sobie fotografie płonącej katedry Notre Dame i pamiętam bezsilną rozpacz na widok utraty czegoś, co wydawało się być zrośnięte z człowieczą chwałą. A kiedy patrzę na obrazy z terenów zagrożonych zniszczeniem, na obrazy miejsc, które wkrótce zostaną zmiecione z istnienia za sprawą kaprysu współczesnych Stalinów i Hitlerów, tych putinowskich wykonawców woli szaleńca i podpalacza świata, kiedy nad tym zastanawiam się, ogarnia mnie smutek i zdziwienie na myśl: dlaczego tak się stało? Odczuwam wtedy smutek na myśl, że mogło być inaczej: mądrzej i w porę. Nie na chybcika i byle jak, gdyż nie ma co chlipać nad konsekwencjami własnej głupoty, gdyż nie ma sensu żałować spóźnionych poczynań.
Komentarze (24)
1... 2... 3...
nareszcie coś na temat
Wszędzie jest trochę...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania