Anioł Śmierci
"Aniele Boży, stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, wieczór, we dnie, w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy,
Strzeż duszy, ciała mego,
Zaprowadź mnie do żywota wiecznego."
Znów te bzdury, jak to się stało? Jak ktoś, o mojej randze, może słyszeć w dzień i noc ten przeokropny bełkot? Czyżbym zszedł ze swojej ścieżki – zgubił się gdzieś pomiędzy obowiązkiem, a miłością. Ktoś próbuje… nie – to niedorzeczne. Niemożliwe.
W naszym życiu, każdy ma przypisaną jakąś ścieżkę. Próbujemy czasem ją zmienić, ulepszyć bądź całkowicie wymazać, jednak nie od nas to zależy. Nie ma czegoś takiego jak „pan swojego losu” – to stek bzdur. Ja, oni, wy – mamy różnych panów, którzy wybrali dla nas odpowiednie ścieżki. Mnie przypadła ta dostarczyciela, tobie możliwe księgowego, jemu – obrońcy Boga. Nie jesteśmy sami dla siebie, a jedynie małymi trybikami, by cała ta misterna gra mogła toczyć się dalej.
Zabieranie dusz jest męczące. Krzyki tych pozostałych na ziemi odbijają się echem w moim pustym sercu, a dusza nieszczęśnika już dawno żyje w czeluściach swego nowego miejsca, gdzieś nieopodal Lucyfera czy kogoś podrzędnego. To potrafi zmienić cię w skurwiela, nawet gdy miejsce pochodzenia nie wpłynęło na ciebie tak bardzo.
Wszystko zaczęło się tego dnia – gdy mój pan po raz kolejny w swoim niekończącym się życiu wziął sobie jakąś dziewkę, co by nie czuć się w piekle samotnym. Przyszło mi pójść na górę po Rahula – damskiego boksera, wielokrotnego gwałciciela żony, nawiasem mówiąc, po coś co jedynie przypominało człowieka, a co w rzeczywistości było tchórzliwym demonem. Nawet w swej ostatniej podróży szyderczy śmiech nie schodził mu z twarzy. Na cmentarzu zebrała się cała rodzina. Czuć było smutek, żal i złość na „niesprawiedliwy świat”. Jednak tego dnia wyczułem coś więcej. Coś czego nie byłem wstanie zrozumieć i zapomnieć o tym. Posłałem więc duszyczkę w dal, sam pozostając ryzykownie dłużej na powierzchni. Szukałem, głęboko spoglądając w każde zapłakane oczy. Napotkałem je. Suche jak łza, szczęśliwe. Dziękujące, sam nie wiem komu, za śmierć śmiecia, którego zabrałem. Od jej oczu emanował jednolity spokój, udobruchanie i nadzieja. Nie mogłem pozostać wówczas dłużej. Odszedłem.
Przez całe piekielne siedem dni, błąkałem się po lochach, myśląc… Zastanawiając się, dlaczego ten stan rzeczy tak bardzo na mnie wpłynął. Wszak widziałem to nie raz. Niejednokrotnie było dane mi patrzeć na szczęście innych, z powodu czyjejś śmierci. Więc dlaczego tym razem? Pachniała mandarynkami. Mieszał się jej zapach z drzewem sandałowym…
Wróciłem. Musiałem to zrobić. Wymknąłem się, zaniedbując obowiązki i ryzykując swoje życie. Szukałem jej. Odnalazłem – nie pozostało mi wiele czasu. Siedziała przy małym, bialutkim stoliczku, popijając herbatę i czytając książkę. Owinięta grubym kocem, zdawała się oazą spokoju. Pozostała mi minuta. Mała minuta by móc zrozumieć. Przekręcała powolutku kartki książki, dotykając swym pięknym umysłem, każdej zapisanej litery z osobna. Jakby delektowała się ich smakiem. Pół minuty. Nie miała obrączki, nie miała spierzchniętych ust i wysłużonych oczu. Była. Sama dla siebie, szczęśliwa. Sekunda. Stałem przed nią. Nie mogąc zrozumieć. Podniosła na mnie wzrok; spotkaliśmy się. Jej zdziwienie trwało chwilę, później zastąpił je uśmiech. „Dziękuję” – wprawiło mnie to w osłupienie. Jej głos, miły, aksamitny i uwodzicielski. W tamtej chwili coś się zmieniło. Dla niej nie, dla mnie owszem. Już nie byłem taki sam, choć wierzyć nie mogłem.
Zniknąłem bez odpowiedzi.
Komentarze (14)
Czy to więc dziwne, że się modliła...? Do Anioła Śmierci? Absolutnie nie, bo jak to się mówi - "tonący brzytwy się chwyta".
Kurcze, czytając Twój tekst przypomniały mi się moje dwa teksty o poniekąd podobnej tematyce.
Cóż, kochać może każdy, jeśli tylko będzie chciał...
Jedyne z czym się nie zgadzam w tekście to to, że w życiu wszystko jest z góry ustalone, gdyż tworzy to ponurą wizję... w której nie musimy nic robić, nie musimy nawet "żyć", a i tak "los" nasza "ścieżka" doprowadzi nas do tego co nam "pisane".
Śmierć za życia...
Poza tym wiązałoby się to z utratą wolnej woli, która istnieje, lecz jest ograniczana jak wszystko zresztą.
Jak to się mówi - "Życie to sztuka wyboru", a z losem na karku tego wyboru nie mamy, a skoro tak, to czy nadal żyjemy?
Chciałam ukazać rzeczywistego Anioła Śmierci, który przez śmiertelniczkę stał się słaby - czy mi się udało? Mam nadzieję, że tak ;) dziękuję za wizytę :)
"Wymknąłem się, zaniedbując swoje obowiązki, ryzykując swoje życie." 2x "swoje" właściwie można pominąć oba, a jedno to już na pewno.
5
Pozdrawiam
Dobrze napisane, nawet nie ma za dużo zaimków.
Cieszę się, że z zaimkami jest w porządku. Dziękuję za komentarz ?
Sądzę, że nasze życie jest po części tym, co się ''musi wydarzyć'',
lecz w większości zależy od wolnej woli i wyborów, takich czy innych.
A co do Anioła Śmierci, to wierzę w zmartwychwstanie ciała, w krainie, gdzie śmierć umarła.
Bo dusza/ duch/ jak zwał tak zwał ↔i tak nie umiera,
"szczerz mnie od wszelkiego złego i zaprowadź...→ja taką wersję znam:)↔Pozdrawiam:)↔5
"Pachniała mandarynkami. Mieszał się jej zapach z drzewem sandałowym…" - tutaj to "mieszał się jej zapach z" tak jako tako brzmi, ale być może to stylizacja.
Generalnie WOW
Moje gratulacje, tekst jest piękny. ???
Jak ukazuje się część druga to zawsze warto najpierw zapoznać się z jedynką ??
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania