Ballada o Krzykach

Muriel była wyższa o półtony stukających obcasów,

które odcinały z tramwajowego stryczka,

mogły jak odbierak odsączać wilgoć z wiatru pod rzęsy.

Matowy lakier pokrył końcówkę zdolności palców

do nawracania świata na więcej niż otwarte

wspomnienia pośród żywotników.

 

Jej twarz jarzy się już tylko lampką nocną,

gaszoną bezdotykowo. Zasunięta foliową storą.

Po dzień dobry. Cześć naszą nieutraconą

za przypadkowym rogiem.

Tam co druga dziewczyna wciąż ma zielone oczy,

nikt nie ucieka spod ołtarza,

miłość nie narobiła niepotrzebnych omijaków

przy jesiennym wysypie słońca.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Gbur z Ciebie, ale piszesz wyśmienicie. Można się uczyć od Ciebie.
  • Grain dwa lata temu
    bez przesady
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Nie ma przesady. Potrafisz zwykłe słowa tak ożenić, że to olśniewa. Przykład: półtony obcasów, tramwajowy stryczek, zdolności palców, otwarte wspomnienia, wysyp słońca. To tylko dwuwyrazowe, są jeszcze te dłuższe, wszystko tu jest naenergetyzowane.
  • sekator dwa lata temu
    co do metaforyki, to jest oryginalnie
  • Starszy Woźny dwa lata temu
    a GDZIE druga wersja?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania