Będę statuą, aby zapomnieć*

„Mój świat się zawalił”

Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Bo w końcu co może pójść nie tak, gdy

jesteś zakochana bez pamięci w osobie, w której nie powinnaś?

Z początku nie pojawiały się żadne wątpliwości. Początki zawsze są cudowne – jak w

każdej bajce. Bo miłość to bajka, prawda?

Pamiętam, że poznałam ją na targu. Był upalny dzień. Jeden z tych, podczas których masz

ochotę się rozebrać do naga, ale to wciąż nie wystarczy, więc wypadałoby także pozbyć się skóry.

Stała niedaleko największego straganu i przeglądała jabłka. Przysięgam, że w tamtej chwili

pomyślałam: „Oto Królewna Śnieżka, wybierająca zatruty owoc”. Coś drgnęło gdzieś w środku i

postanowiłam podejść bliżej.

Stanęłam obok, udając, że również przebieram skrzynie, a kątem oka przyglądałam się jak

nieznajoma przygryza wargę i marszczy brwi.

– Te. – Wskazała palcem największe i najbardziej czerwone. – Z której części Polski

pochodzą?

Pulchna sprzedawczyni, która grzebała coś w telefonie, podniosła głowę ze zdziwieniem

wymalowanym na twarzy.

– Słucham?

Brunetka uśmiechnęła się.

– Z jakiego regionu pochodzą jabłka, które pani sprzedaje – powtórzyła.

Kobieta sapnęła i zbliżyła się, kręcąc głową.

– Wie pani co… ja to tylko sprzedaję, a towar dostaję od dostawcy. Ciężko mi powiedzieć.

– A więc nie wie pani, skąd pochodzą? – Zdziwiła się dziewczyna. – Sądziłam, że wie pani

od kogo kupuje.

– Znam sprzedawcę. Wiem, gdzie ma punkt zbiorów, ale…

– Punkt zbiorów. W takim razie gdzie?

– Hm… hm… gdzieś w okolicach Warszawy. Wie pani, mówią, że tam jest całkiem sporo

sadów.

– A więc te są spod Warszawy.

– No... hm… chyba tak. Dlaczego pani pyta?

Przysłuchiwałam się w milczeniu, zaskoczona pytaniami nieznajomej. Czy to, skąd pochodzą jabłka

było aż tak ważne? Mało kto, kupując je, pytał o miejsce. Owoc jak owoc. Ma być smaczny i w

miarę tani.

Śnieżka wzruszyła ramionami i posłała ciepły uśmiech.

– Tak po prostu.

Gdy sięgała po jedno z jabłek, to nagle mnie olśniło – przypomniałam sobie niedawną rozmowę z

ojcem na temat targu.

– Jabłonowo – wypaliłam.

Obie spojrzały na mnie z zaskoczeniem, jakby dopiero teraz dostrzegły intruza. Czułam gorąc

wstępujący na policzki, ale nie wycofałam się.

– Te jabłka są spod Jabłonowa – mruknęłam.

Oczy dziewczyny zalśniły. Zwróciła się w moją stronę i zaczęłyśmy całkiem nieobowiązującą

konwersację.

I w ten oto sposób poznałam kobietę, która stała się dla mnie ważniejsza szybciej niż mogłam

przypuszczać.

 

„Potrzebowałam miłości, a dostałam lekarza”.

Po kilku miesiącach świat się zawalił. Delikatna przyjaźń, budowana na zaufaniu i

rozmowach, nagle runęła. Nie ostała się żadna cegła, która mogłaby na nowo posłużyć za

fundament.

Ciężko powiedzieć, że była to wina którejkolwiek z nas. Po prostu celowałyśmy inaczej i

inaczej trafiłyśmy. Pragnęłam otrzymać miłość i ją dać, jednakże znalazła ją u kogoś innego.

Zupełnie nieświadoma moich uczuć. Cóż mogłam zrobić innego niż się wycofać?

Zapadłam się w sobie, cierpiąc po cichu i w takiej sytuacji zastała mnie matka, pewnego

ponurego popołudnia. Deszcz uderzał z zaciętością w dach domu, jakby chciał zrobić dziury i

napadać wszystkim na głowę. Próbował, ale wciąż nie potrafił sprawić, że zwróciłam uwagę na coś

innego niż Królewna.

– Wstawaj – westchnęła matka, stając w progu drzwi. – Czas przestać się użalać i wziąć się

do roboty.

– Nie chcę twoich rad – wymamrotałam i schowałam twarz w poduszce. – Idź stąd.

– Jestem twoją matką…

– Gówno mnie to obchodzi.

– A mnie gówno obchodzi dziewczyna, której nie masz. Zapisuję cię do lekarza, bo to się w

głowie nie mieści, abyś całymi dniami i nocami przesiadywała w pokoju, nic nie jedząc ani nie

pijąc.

W taki oto sposób tydzień później siedziałam przed siwowłosym mężczyzną po

pięćdziesiątce, który przeprowadzał wywiad na temat mojego zdrowia.

– Kaszel, katar, ból gardła?

– Nie! – warknęłam poirytowana.

– Mhm, rozumiem – mruknął i zanotował coś na kartce. – Nudności?

– Nie.

– Pogorszony nastrój?

– Nie!

– Tak! – wtrąciła się matka, zaciskając usta. – Pogorszony nastrój, brak jedzenie i picia oraz

depresja.

– Rozumiem. – Zakreślił coś, przekreślił po czym dopisał. – Depresja. Należy zażywać

tabletki i dużo się uśmiechać.

 

„Nie panuję nad sobą”

Tabletki wciąż leżały w kącie pokoju lub pod stołem w kuchni. Matka się wściekała, ojciec

trzaskał drzwiami, a ja wciąż trwałam w stanie upojenia – wybierając raz wizje, a raz uginającą się

podłogę.

Nikt nie panował nade mną, a przede wszystkim nie panowałam nad sobą.

 

„Lekarz przepisał mi tabletki, żebym zapomniała, że za tobą tęsknię”

Znienawidzone białe pigułki tkwiły teraz w ustach. Skrzywiłam się i starałam wypluć, ale

matka była stanowcza.

– O nie, moja droga panno! Połykasz. Teraz. Bez żadnych sztuczek.

Po drugiej stronie kuchennego stołu siedział ojciec i patrzył się z nieukrywaną odrazą.

Cóż tatku. Też nie mówiłam, że cię lubię. W końcu to ty mi je przepisałeś. I po wizycie

powiedziałeś: „Proszę wziąć jeszcze kilka, a poczuje się pani lepiej”.

 

„Hej, na to też są tabletki!”

Mówią, że mam ABC. Jakiś rodzaj 123… ale nikt nie chce mnie słuchać. To też jest częścią

mnie. To cierpienie i wzdychanie. Wspomnienia.

I Śnieżka.

Byłam u psychologa jakiś czas temu. Rodzice uznali, że rozmowa z kimś obcym dobrze mi

zrobi. Postanowiłam się otworzyć, ale gdy tylko to zrobiłam i dotarłam do końca, mówiąc o tym,

co czuję, to usłyszałam:

„Hej, na to też są tabletki!”

Nie. Nie ma tabletek na to, kim jesteś.

Odwalcie się wreszcie.

 

„Równie dobrze mogłabym być statuą”

W końcu trzeba było zacząć udawać. Udawać, że nic się nie stało. Udawać, że wcale się nie

zakochałam, nikogo nie straciłam, niczego nie odcierpiałam. Żadnej choroby – nie ABC, ale

chwilowy katar.

Powiedzieli: „Bo… hej! Są leki na smutek, ale i na zakochanie! Wyjdziesz z tego! Poza tym

to tylko dziewczyna.”

I po tym wszystkim stwierdziłam, że równie dobrze mogłabym być statuą – dalej, róbcie

zdjęcia!

Stoję i się uśmiecham, udając, że wszystko jest w porządku. Niczego nie odżałowałam,

niczego nie pamiętam. Podczas gdy serce płonie nie tylko z tęsknoty, ale i bólu za śnieżnobiałym

uśmiechem Śnieżki.

 

„Pozbawiona emocji”

W końcu cała stałam się kamieniem, chwalonym za spełniane oczekiwania, które nigdy nie

były moimi pragnieniami. Pewnego dnia tama pękła.

Tak, mamo. Tak. Jasne, że się naćpałam! W końcu to jedyna droga, aby odnaleźć siebie.

Jednak i to się nie udało.

Stałam się zimna i pozbawiona uczuć, ale wciąż się uśmiecham.

Dalej! Zróbcie mi zdjęcie. Jestem statuą.

Uwięziliście mnie w mieście smutku i rozpaczy. Pośród kamiennych bloków obojętności i

lekceważenia. Ze słowami na ustach: „Hej, na to też są leki!”. Mówiliście o jakimś ABC… a ja

zatraciłam się w tym wszystkim.

Zatraciłam się w cierpieniu po utracie miłości.

Bo są leki na smutki i na zakochanie. A gdy mówię, że wciąż boli i nie potrafię inaczej, to

słyszę, że i na to znajdzie się rozwiązanie.

 

„Jeśli taka właśnie jestem”

I pewnego dnia znowu nie panowałam nad sobą. Ale coś się zmieniło. Kamienie zaczęły

opadać.

Stały się łuszczącą farbą. Zwisał coraz większymi płatami, które kusiły o zerwanie. I to

zaczęłam robić. Uwalniać się od oczekiwań.

Statua zaczęła żyć.

Kawałek po kawałku. Zdzierałam. Kolejne warstwy opadają na ziemię, a ludzie uciekają, z

obrzydzeniem na twarzy. I gdy wszystko już opada w towarzystwie pyłu, to klękam ze łzami w

oczach i całuję ziemię.

Bo taka właśnie jestem. Całuję ziemię, jeśli taka właśnie jestem. Żywa i nieokiełznana.

Jestem sobą.

Uwielbiam czuć ten ból. Kawałek po kawałku. Sprawia on, że żyję i jestem się sobą.

Potem wróciłam na targ i gdy rozejrzałam się, to dostrzegłam Śnieżkę. Szczęśliwą. Z kimś u

boku. I znowu zabolało, ale nie byłam już statuą. Oprócz bólu pojawiło się szczęście.

Są leki na smutki i na zakochanie, ale nie będę ich brać. Nie warto zmieniać się w statuę i

uśmiechać się do zdjęć.

Jeśli chcesz uśmiechu, to stanę i to zrobię, bo chcę.

Chcę cierpieć i płakać. Chcę uśmiechać się i machać. Chcę wzlatywać i upadać.

Chcę żyć.

 

*Inspiracja Smith&Thell (The Pills Song) – „Statue”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • skandal 26.04.2021
    "– Rozumiem. – Zakreślił coś, przekreślił po czym dopisał. – Depresja. Należy zażywać
    tabletki i dużo się uśmiechać." to jest świetne! taka porada i człowiek od razu staje na nogi! (szkoda że nie opisano dlaczego ta miłość się skończyła - taka dziura w srodku historii. trochę chaotyczne ale coś ma)
  • Liv12365 26.04.2021
    Dzięki!
    W zamierzeniu to właśnie miał być taki urywek historii, jednej z wielu, bo nieraz wszystko dzieje się bardzo podobnie.
  • Szpilka 26.04.2021
    Pięknie o bólu z powodu niespełnionej miłości. Trudno się żyje nieheternormatywnym, piątak ?
  • Liv12365 26.04.2021
    Dziękuję Szpileczko ;)
    Takie czasy. Grunt to być sobą i człowiekiem i nie robić drugiemu co Tobie niemiłe.
  • Onyx 26.04.2021
    Piękne, ale jednocześnie wyjątkowo smutne. Nieodwzajemniona miłość... Często wyniszcza człowieka od środka, i tu mamy tu fajnie ukazane. Jest troszku chaotycznie, mam niedosyt, z chęcią bym się dowiedziała czegoś więcej, ale generalnie mi się podoba
  • Liv12365 26.04.2021
    Dzięki Nyksiu!
    Tak niestety jest. Nie bez powodu ludzi, którzy nie uświadczyli odwzajemnionej miłości nazywa się chorymi...
  • Pan Buczybór 27.04.2021
    hmmmm, nie wiem jak to zrobiłaś, że nie ma wcięć akapitowych... A tak w ogóle to naprawdę niezły tekst. Brak czułości, zrozumienia, realnej pomocy, a ostatecznie lekceważący stosunek, czyli tabletki, uśmiech, zapomnij, a będzie lepiej. Trochę taki smutny obrazek, bo w rzeczywistości, szczególnie w naszym pięknym kraju, często tak niestety się dzieje...
    Pozdrawiam
  • Liv12365 27.04.2021
    Też nie mam pojęcia co z tymi wcięciami akapitowymi ;)

    Dziękuję i niestety prawda. Można przywyknąć, ale czy warto z drugiej strony?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania