Bezinteresowność
Moje kłopoty zaczynają już w momencie ustalania definicji. Kto jest, a kto nie jest bezinteresownym. Najprzystępniej mówiąc, to człowiek publikujący gdziekolwiek i za friko.
Jedni pragną ujrzeć swoje nazwisko, dowartościować zatkane ego i przyłożyć lepszym od siebie, innym zależy na przekazaniu odbiorcy jakichś słów. U jednego największą zaletą pisania są kropki, przecinki i bezmyślniki, natomiast wyrazy pomiędzy nimi nie mają znaczenia; pisze, jak mu świśnie we łbie i niewiele dba o sens. Zależy mu tylko na wymierzeniu spektakularnego kopa. Z czego ma dziką satysfakcję.
Drugi rąbnie doskonały tekst zmuszający do pogłębionych rozważań. Przy czym ten, co wysmażył przecinki, znajduje pod swoim potworkiem setkę gratulacyjnych i czołobitnych komentarzy. Różne bezinteresowne kpy namaszczają go na geniusza, drugi zaś, choć dał z siebie, co najlepsze, zadowala się lakonicznymi komencikami na modłę swawolnego Dyzia. Z czego wynika, że bezinteresowność ma dwa oblicza: zafałszowane i autentyczne.
Pierwsze, wańkowiczowske, to reprezentacyjna twarz o rysach wirtuoza bzdur i omnibusa hecnej erudycji. Bazgrze tylko w tym celu, by zaistnieć, za wszelką cenę powiedzieć rozlazły dowcip, w każdym calu marny kalambur, ponury gag i nadgniły bon mot w stylu Ferdka Kiepskiego. Pomaga wyłącznie sobie, a inni, to rechoczący chórek wielbicieli.
U tego rodzaju ludzi mamy przerost ambicji nad możliwościami, niepohamowane parcie na szkło czy druk. Pchają się na afisze, tabloidy i lodówki przejawiając koszmarną ochotę na błyszczenie gdziekolwiek; nie znają się na niczym, ale na każdy temat mają wyrobione zdanie.
Komentarze (8)
#najlepszy
Dyzio był przecież siostrzeńcem Sknerusa McKwacza, to się nie może źle kojarzyć, jedynie on mi tu nie pasuje, poza tym cały tekst propsuje.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania