Bezpańskie koty

- Aż tak dupsko cię swędziało? – Uderzenie pięści posłało chłopaka na ceglaną ścianę. – Żeby w ogóle mieć czelność, podnosić wzrok na szefa i leźć za nim do prywatnej sali? Wstydu nie masz, pierdolony pedale.

Kolejny cios w szczękę sprawił, że blondyn osunął się i usiadł na brudnym chodniku. Poczuł w ustach metaliczny posmak krwi z pokaleczonych dziąseł, miał tylko nadzieję, że zęby nadal pozostały na swoim miejscu, ale nie odważył się tego sprawdzić.

Wzywanie pomocy nie miało sensu i wiedział o tym bardzo dobrze. Do takich miejsc jak to zaglądały jedynie koty, stołujące się w restauracyjnych śmietnikach, a każdy zdrowy na umyśle człowiek omijał je szerokim łukiem.

- To… to nie tak – spróbował wyjaśnić, przełknąwszy mieszaninę krwi i śliny, nagromadzoną w ustach, mając nadzieję, że zaraz nie zwymiotuje. – Telefon… Wasz szef zostawił go przy barze. Chciałem go tylko oddać.

Odważył się podnieść wzrok na oprawców, w nikłej nadziei, że zrozumieją i uwierzą w jego słowa. To nie pierwszy raz, kiedy za dobry uczynek dostawał po dupie i mógł jedynie przeklinać samego siebie, że niczego go to nie nauczyło. Musiało już być coś tak durnego w jego naturze albo wychowaniu, bo zawsze pchał się tam, gdzie nie był potrzebny. I zawsze obrywał.

Jeden z oprawców, ten sam, który odezwał się wcześniej, wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu i trącił chłopaka siedzącego na ziemi czubkiem buta.

- Widzisz Stan, całkiem uczciwy pedał nam się trafił – parsknął. – Sprzęt za kilka kafli, a ten znalazł i grzecznie chciał oddać.

- Tylko ciekawe, w jakiej walucie chciałby znaleźne odebrać? – zarechotał drugi, obcięty na zapałkę blondyn, o posturze rugbysty.

Wesołość zbirów nie wróżyła niczego dobrego. Sebastian wiedział, że nawet gdyby zebrał wszystkie siły i zmusił nogi do ucieczki, nie dobiegłby nawet do końca zaułka. Tak czy inaczej, skończy za chwilę jak pusta puszka kopana przez dzieciaki dla zabawy. Poruszył się lekko, chcąc przybrać pozycję umożliwiającą osłonięcie jak największej części ciała. Bolało go w boku, nawet kiedy wciągał powietrze, co mogło być skutkiem pękniętego, po spotkaniu z butem, żebra.

Kiedy dopadło go kolejne uderzenie, osunął się na bok, zgiętymi ramionami osłaniając twarz i głowę. Liczył na to, że oprawcom szybko się znudzi katowanie kogoś, kto nawet nie próbuje się bronić, a w dodatku nie krzyczy, błagając o litość. To ostatnie było najtrudniejsze, kiedy jeden z kopniaków trafił go prosto w żołądek.

Gdy światło żarówki oświetlającej tylne wejście do knajpy i uparcie wdzierające się przez zaciśnięte powieki przygasło, a kolejny cios nie nastąpił, Sebastian odważył się otworzyć oczy. Pomiędzy nim a parą zbirów stał jakiś mężczyzna, z szeroko rozstawionymi nogami i rękami, w których dzierżył dwa czarne worki na śmieci.

- Znowu robicie syf, chociaż mówiłem wam ostatnio, żeby to się więcej nie powtórzyło – odezwał się nieoczekiwany obrońca cicho. – Szef o was pytał.

-Zaraz skończymy i pójdziemy się zameldować. – Jeden z oprychów spróbował ominąć żywą przeszkodę, został jednak odepchnięty.

- Już skończyliście – spokojny głos zmienił się w ostrzegawcze warknięcie, zmuszając napastników do cofnięcia się o krok. – Tylko policji mi tu jeszcze brakuje.

- Przecież młody nie pójdzie sypać, co nie? – Stan łypnął groźnie w kierunku nadal leżącej na ziemi ofiary, ale pewność w jego głosie powoli zaczęła zanikać. – Od kiedy poszedłeś na uniwerek, zrobił się z ciebie straszny sztywniak Dante. Normalnie, jakbyś chodził z kijem w dupie.

- Jak nie on, na komendę pójdą jego starzy, kiedy wróci do domu w takim stanie. – Obrońca obrócił głowę w stronę Sebastiana, pobieżnie przyglądając się markowym, teraz brudnym ciuchom i zegarkowi. – To nie jeden z tych, których lejecie na co dzień. Psy zaczną węszyć, a obroty w knajpie spadną pewnie o połowę. Spieprzajcie, a ja jak zwykle po was posprzątam.

- Dobra, dobra.

Para zbirów uniosła ręce w geście ugody i zaczęła się wycofywać, co bardzo zaskoczyło młodego blondyna.

Kiedy zniknęli z pola widzenia, Dante nareszcie odstawił worki ze śmieciami, po czym posadził Sebastiana, ostrożnie opierając o ceglaną ścianę.

- Żyjesz?

Chłopak powoli skinął głową, dopiero teraz mając szansę przyjrzeć się swojemu wybawcy. Mężczyzna starszy od niego o dwa, trzy lata, miał przydługie, spięte w kitkę włosy i pociągłą, surową twarz, a koszulka z logo baru świadczyła, że był jego pracownikiem. Nie wydawał się groźny i blondyn nie był w stanie zrozumieć, co takiego sprawiło, że napastnicy mający fizyczną przewagę tak szybko odpuścili.

- Potrzebujesz lekarza?

- Nie, chyba nie. – Sebastian spróbował stanąć na nogi, ale nie było to takie proste, bo kolana same mu się uginały, a w głowie szumiało. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.

Drżącą ręką wyciągnął z kieszeni telefon, z rozczarowaniem odnotowując jego zniszczenie. Miał go zaledwie od tygodnia i nawet nie zdążył się nim jeszcze nacieszyć.

- Gdybyś tylko mógł wezwać mi taksówkę, będzie w porządku.

Dante wykonał krótki telefon i przysunął się do młodszego chłopaka, chcąc go podeprzeć, ale ten tylko pokręcił głową. Opierając się jedną ręką o ścianę, ruszył ku wylotowi zaułka, jednak w połowie drogi na chwilę przystanął, jak gdyby o czymś sobie przypomniał. Namacał portfel, ukryty we wewnętrznej kieszeni marynarki.

- Chciałbym jakoś podziękować za pomoc. – Spojrzał niepewnie na wybawcę, ściskając w dłoni plik banknotów.

Oczy Dantego zrobiły się chłodne i o ile wcześniej szedł na tyle blisko, by w razie czego podtrzymać blondyna, teraz odsunął się wyraźnie.

- Nie musisz mi płacić. Wystarczy, że następny wpierdol, dostaniesz w innym miejscu, jak najdalej od mojego baru.

 

**********************************************************************

 

Fragment czegoś, co być może kiedyś się napisze i jeśli dobre moce pozwolą, nie zostanie porzucone,

jak wszystkie poprzednie opowiadania, mające status zawieszonych.

Średnia ocena: 4.1  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Tjeri 31.01.2021
    No to nie zarzucaj. Przeczytałam z uwagą. Wartka akcja, czyta się dobrze. Piszesz ciekawie!
    Zlikwiduj dywizy, gdzieniegdzie są rzeczy do wycięcia – drobiazgi. Np tu,:
    "- To… to nie tak – spróbował wyjaśnić, przełknąwszy mieszaninę krwi i śliny, nagromadzoną w ustach, mając nadzieję, że zaraz nie zwymiotuje." Bez "nagromadzoną w ustach".

    "To nie pierwszy raz, kiedy za dobru uczynek dostawał po dupie i mógł jedynie przeklinać samego siebie, że niczego go to nie nauczyło." - kiedy za dobry.
  • Szpilka 31.01.2021
    Bardzo sprawnie napisane, czekam na więcej ??
  • Łoj nie nudzi takim, im ich więcej tym bardziej nie nudzi, mózg małpy nawet inteligentnej, to mózg małpy. Jak podnosi status społeczny to może mu wtedy bardziej i zależy, z egoizmu.

    "parą zbirów stała jakiś mężczyzna" - stał?

    Zawieszenie - normalny stan, - znam:(

    A tak, bo jak to yanko, czasem mu wybucha jakaś scena w myślach, idąc własnym torem, tak było na początku tekstu.
    Koty - można umrzeć pośród ich szkieletów, tam gdzie przychodzą umierać, tam nie przychodzą żreć,
    ale tu chyba bywały po prostu, więc karmą ich zostać, to nic, to dobry uczynek gdyby. Choć rozleniwia koty taka ilość mięsa, będą pilnowały zamiast polować.
  • Z tymi kotami, to błysk yankowej wyobraźni na wstępie.
  • Dobre opowiadanie. Nieco drastyczne. Finał udany, chociaż niespodzianka mogła by być lepsze. Pozdrawiam 4
  • Pasja 31.01.2021
    Niekiedy nie warto być uczciwym. Czasem płaci się za to dużą cenę. W tym opowiadaniu widać, że Sebastian i tak pozostanie sobą. Jeszcze jedno, nie wszystko kupimy za pieniądze. Wdzięczność wymaga innej ceny.

    Pozdrawiam
  • Alex_Ander 12.03.2021
    Dobrze mi się tekst czytało, jestem zainteresowany, co dalej ?
  • Angela 12.03.2021
    Dalej nic, chwilowo przynajmniej. Tak jak napisałam pod tekstem, ciąg dalszy zaplanowany na
    bliżej nieokreślone kiedyś.
    Dziękuję za wizytę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania