Biały garnitur

Za drzwiami stał mężczyzna. Ann spojrzała przez judasza, jednak gość musiał stać bardziej z boku, bo go nie widziała. Otworzyła drzwi.

- Nie chcę żadnych szczotek, odkurzaczy ani szamponów – powiedziała na dobry początek.

- Nie przyszedłem nic reklamować – odparł mężczyzna.

- O Bogu też nie chcę rozmawiać. Dał mi raka wątroby, więc chyba mnie nie lubi.

- A ja właśnie w sprawie raka.

- Jak to?

- To znaczy… prawie.

Ann przyjrzała się mężczyźnie. Nie za wysoki i nie za niski. Nie był też szczupły, chociaż nie dało się nazwać go grubym. Ubrany był w biały garnitur. Włosy miał krótkie, a twarz przyozdabiał uroczy uśmiech. Jego broda, nie długa, ani nie krótka, była zaniedbana, co nieco psuło obraz miłego, poczciwego, młodego człowieka, ale delikatny uśmieszek, zdający się jakby na stałe przyszyty do jego policzków je niwelował. Ciemnobrązowe, prawie czarne oczy błyszczały, kiedy na nią spojrzał. Prawie tak samo, jak wypastowane czarne buty.

- Wiem, że zostało pani mało czasu – powiedział.

- Ty… tydzień – odparła Ann, zastanawiając się, skąd on mógł wiedzieć. – Skąd pan wie?

- To nie ma znaczenia. Przyszedłem tutaj w innym celu.

- Słucham.

- Przyszedłem, żeby rozwiązać pani problemy.

- Moje problemy?

- Tak. Na pewno pani jakieś ma.

- No… tak, jak każdy. Największym z nich jest rak.

- Przykro mi, ale nie mogę go rozwiązać.

- No tak…

- Proszę zażądać czegoś.

- Tak po prostu?

- Tak. Ma pani jedno życzenie. Dowolne, prócz wyleczenia pani choroby, nieśmiertelności, wskrzeszania…

- Jasne, rozumiem.

Ann zastanowiła się. Uśmiech z ust mężczyzny nie znikał, a jego wzrok był bardzo pewny.

- Zabij mojego męża.

- Dobrze.

Jack zostawił ją po tym, jak dowiedział się, że Ann ma raka, jakiś rok temu. Kiedy odchodził wyznał jej, że przez całe małżeństwo miał wiele kochanek i przynajmniej dwójkę dzieci. Znienawidziła go za to i nie potrafiła wybaczyć. Z całego serca życzyła mu śmierci.

- Niech umiera w męczarniach. On i wszystkie jego kochanki – dodała. Mężczyzna nic już nie odpowiedział. Schylił się nieznacznie i nadal uśmiechnięty odszedł.

Tej nocy Ann długo nie mogła zasnąć. Męczyły ją myśli dotyczące tajemniczego gościa w białym garniturze. Czy naprawdę był w stanie to zrobić? Czy może posunąć się do tego? Koło północy przyszły wyrzuty sumienia. Mogła poprosić o tyle rzeczy, mogących przynieść dobro dla świata, a wybrała zemstę.

Kiedy wreszcie zasnęła, dręczyły ją koszmary. Śniła, że ma na sobie biały garnitur i staje przed drzwiami jakiegoś mieszkania. Prawą ręką naciska dzwonek, a w lewej ściska łom. Kiedy drzwi się otworzyły, jej oczom ukazał się Jack. Wściekłość wezbrała momentalnie, kiedy uderzyła prosto w czaszkę. Jego ciało padło bezwładnie na ziemię, wydając stłumiony odgłos worka z ziemniakami.

Następnie znalazła się w łazience. Zupełnie nie pamiętała, żeby do niej przechodziła. Jack leżał związany w wannie pełnej wody. Był już przytomny. Ann wzięła łom, położyła jego rękę na ściance wanny i uderzyła w nią. Kiedy jej były mąż chciał krzyknąć, przytrzymała jego głowę pod wodą.

Obudziła się, oddychając ciężko. Poszła do kuchni po szklankę mleka, cały czas prześladowana przez wizję snu, który miała chwilę wcześniej. Ręce jej drżały, a nogi były jak z waty.

- Coś ty najlepszego zrobiła, Ann…

Jednak następnego dnia nie stało się nic. Ani następnego. Ani w przeciągu kolejnego miesiąca. Nie dotarły do niej żadne wieści o śmierci Jacka, czy jego kochanek. Uspokoiła się, tłumacząc pojawienie się mężczyzny w białym garniturze, jako głupi żart.

Co więcej, poczuła się lepiej. Kiedy poszła do szpitala okazało się, że komórki rakowe zniknęły całkowicie.

- Tak się czasem zdarza. Bardzo rzadko, jest pani szczęściarą – powiedział doktor Anthony Peck, prowadzący jej kartę chorobową.

Kiedy Ann wyszła ze szpitala, była szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu dostała szansę i nie zamierzała jej zmarnować. Jej największym pragnieniem było stanąć przed Jackiem i oświadczyć, że pokonała chorobę i żeby spierdalał. Już nie chciała jego śmierci. Teraz pragnęła, żeby żył i widział, jak jej się powodzi. Żeby żałował.

Od razu poszła do biura podróży i zamówiła bilet na Hawaje. Zawsze chciała tam pojechać, a teraz nic nie stało na przeszkodzie. Ani mąż, ani choroba. Po powrocie do domu spakowała tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy, po czym ruszyła na lotnisko.

Siedziała już na miejscu, w samolocie, kiedy obok usiadł mężczyzna w białym garniturze.

- To pan! – krzyknęła.

- Tak. Zrobiłem to, o co pani prosiła.

- Szedł pan za mną tylko po to, żeby mi to powiedzieć?

- Nie. Jesteśmy dwa tysiące metrów nad ziemią. Ten samolot zaraz wybuchnie.

- Proszę?

- Trzeba płacić za swoje decyzje, Ann. Życie za życie, śmierć za śmierć. Jack już na ciebie czeka i grzeje wodę w kotle. Bez obaw, zmieścicie się oboje.

Gdzieś z tyłu dało się słyszeć huk. Później nie było już nic.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • elenawest 25.12.2015
    No Szymon ciężki temat opisałeś i nawet mi się podoba. Daję 4
  • Dziękuję :)
  • Angela 25.12.2015
    Bardzo ładne opowiadanie z morałem : ) 5
  • Dziękuję bardzo :)
  • KarolaKorman 25.12.2015
    Trzymało w napięciu od początku do końca, fajnie, 5 :)
  • Dziękuję :)
  • Rasia 25.12.2015
    "Ann spojrzała przez judasza, jednak musiał stać bardziej z boku, bo go nie widziała." - to brzmi troszkę, jakby nie widziała judasza, nie mężczyzny xD Zmieniłabym troszkę to zdanie.
    "odkurzaczy, ani szamponów" - bez przecinka
    "Ann przyjrzała się mężczyźnie. Ubrany był w biały garnitur. Nie za wysoki i nie za niski." - zmieniłabym trochę kolejność zdań. Bo to wysokie i niskie brzmi nieco, jakby odnosiły się do garnituru, do wcześniejszego zdania, a nie mężczyzny dwa zdania wcześniej.
    "Jego broda, nie długa, ani nie krótka, była ona zaniedbana" - bez "ona"
    "Prawie tak samo, jak wypastowane, czarne buty." - bez przecinka
    "Kiedy wreszcie zasnęła dręczyły ją koszmary" - przecinek po "zasnęła"
    "Jack leżał związany w wannie, pełnej wody. " - bez przecinka
    Dobrze, że napisałeś o tych komórkach rakowych, bo już myślałam, że to gafa. Ale z tego męża du... no, tak. W każdym razie zakończenie mi się podobało, bardzo. Świetnie wymyślone. No i powróciłeś :D Pozdrawiam serdecznie i zostawiam piąteczkę pomimo paru błędów :)
  • Dziękuję bardzo, już poprawiam błędy :D
  • Amy 25.12.2015
    Rasia już chyba wszystkie błędy wyłapała, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko napisać, że mi się podobało, zwłaszcza końcówka. Fajnie to wszystko ująłeś. :)
  • Dziękuję bardzo :)
  • ausek 26.12.2015
    Twoje opowiadanie potwierdza tezę, że zanim wypowiemy życzenie na głos, warto zastanowić się trzy razy. Złe uczynki do nas kiedyś powrócą. ;)
    Świetne opowiadanie. :) 5
  • Dziękuję bardzo! :)
  • KarolaKorman 26.12.2015
    O tak ausek, zgadzam się z tym. Sama kiedyś napisałam o tym opowiadanie pt. Powroty :)
  • littlelies 26.12.2015
    Fajny pomysł :) Zostawiam 5 :)
  • Dziękuję uprzejmie :)
  • Nazareth 24.03.2016
    Bardzo fajny tekst. Krótki zwarty i treściwy. Poruszający te ciemne strony ludzkiej natury, egoizm, zemsta, wola przetrwania. Skondensowanym ładunek emocjonalny. Wybornie
  • Ten skondensowany ,,ładunek" to wyjątkowo trafna opinia co do ostatniego zdania! Dziękuję bardzo! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania