Bitwa literacka - Mniejsze zło

Błysk. Sekund później grom.

Kolejne salwy rozświetlały mrok lasu, tak silnie, że skuleni pod prowizorycznymi schronieniami ludzie widzieli strach na twarzach swoich towarzyszy. Las szumiał targany wiatrem. W krótkich przerwach pomiędzy kolejnymi atakami żywiołu drzewa gięły się pod naporem stalowych kropel. Dzieci tuliły się do spódnic matek, starając się wcisnąć głębiej pomiędzy ocalałych, ochronić przed przejmującym zimnem i wodą atakującą ze wszystkich stron.

Kolejny błysk, tym razem jednoczesny z gromem. Zaraz po nim drugi i kolejne. Wściekła kanonada dziesiątek dział.

- Zaczęło się.

Wiktor przytulił silniej swoje córki. Pomimo trzech dekad na karku i przeżycia pięciu lat okupacji bał się i wiedział, że one boją się jeszcze bardziej. Musiał być odważny za całą ich trójkę. Za nich i wszystkich niemal pięćdziesięciu mieszkańców Smólnika, którym jako sołtys przewodził od początku wojny. Przez wszystkie lata okupacji udawało mu się chronić swoich pobratymców przed nazistami. Często kosztem wyboru mniejszego zła i poświęceń, które nie jeden miał mu za złe. Do wczoraj byli jednak bezpieczni. Do wczoraj nim Rosjanie nie przysunęli się z działami na odległość kilu kilometrów od ich domów.

Działa ucichły. Przez chwilę znów dało się słyszeć tylko burzę. Deszcz i wiatr. Drzewa targane żywiołami przyrody. Zebrani wokół Wiktora ludzie odważyli się odetchnąć. Ucieczka do lasu okazała się dobrym rozwiązaniem. Leżący dokładnie pomiędzy obiema armiami Smólnik z pewnością ostro ucierpi podczas nocnych walk. Nawet jeśli całej wioski nie zniszczy sowiecki ostrzał, to dokończy tego szturm jaki lada chwila przypuszczą na umocnienia Niemców. Wielu z ocalałych modliło się o szczęśliwi los, wielu pytało boga czemu zsyła na nich kolejne cierpienia. Wielu było już jednak tak zmęczonych, że pomimo chłodu i deszczu pokonującego materiał ich schronień zasnęło.

- Tato, boje się – Magda wyszeptała tak cicho jak była w stanie. Wiedziała, że jej młodsza siostra boi się jeszcze bardziej i przynajmniej przed nią nie może okazać lęku.

- Cichaj Madzia. Nic się nie stanie. Tylko noc przetrwamy. Wojska przejdą i wrócim na nasze.

Mała nie dawała się jednak uspokoić. Pomimo determinacji jaką starał się w sobie zebrać, widać było, że za chwilę się rozpłacze. To zaś oznaczało, że tak samo stanie się z Oliwią, która była dzielna póki mogła mieć oparcie w siostrze.

- Cichaj, zaraz się skończy…

Grzmot ciężkich dział, które właśnie włączyły się do walki zlał się w jedno z błyskawicami, którymi w tej samej chwili zawtórowała przyroda. Rozświetlające niebo świetliste zygzaki spotęgowały na kilka sekund rozbłyski artylerii. Przez chwilę nie było wiadomo, czy dzwięki i światła są dziełem wściekłej przyrody czy człowieka, który z całą determinacją stara się udowodnić, że potrafi dokonać większego zniszczenia.

Wiktor przymknął oczy wiedząc co wydarzy się za chwilę. Płacz najpierw jednej, a za chwilę drugiej córki wydawały się głośniejsze niż otaczająca ich kanonada. Kolejne dzieci zaczęły wtórować jak gdyby prowadzone przez córki sołtysa. Przemoczeni, zmarznięci i wystraszeni mieszkańcy Smólnika spoglądali w jego stronę starając się znaleźć choć iskrę nadziej. Coś co pozwoliłoby im podtrzymać w sobie wolę przetrwania, coś co pozwalałoby ogrzewać bliskich. Wiktorowi brakowało już jednak siły by motywować samego siebie. Łzy cisnęły mu się do oczu. Kolejne wystrzały i coraz silniej zaciskające się na połach jego kurty piąstki córek odbierały ostatki sił.

- Wiktor! – Głos Olgi przedzierał się przez nawałnicę – Wiktor!

- Tutaj! – krzyknął odzyskując ponownie wiarę – Mamo! Tu jesteśmy!

Pięćdziesięcioletnia kobieta doskoczyła do nich, nie robiąc sobie nic z szalejącej nawałnicy. Przemoczona do cna odsunęła z twarzy kosmyki włosów oblepiające jej pulchne policzki i uśmiechnęła się do dziewczynek.

Wiktor przyglądał się kobiecie podziwiając jej siłę, ale też wyczucie sytuacji. Dopiero co przebyła drogę z ich chaty przynosząc zapasy i pomimo zmęczenia od razu zaczęła uspokajać wnuczki. Przekazała zięciowi dwa tobołki ze wszystkim co udało jej się wynieść z ziemianki. Niewiele, ale musiało wystarczyć, by pożywić najsłabszych. Wiedziała, że jeśli tylko odciąży przy córkach Wiktora, on będzie mógł pomóc pozostałym.

- Dziękuję mamo – szepnął przekazując jej w objęcia Oliwię i pozwalając Magdzie wtulić się w spódnice babki. – Roman! Zbyszek! Dawajcie do mnie!

Nawałnica wody lejąca się poprzez korony drzew była niczym w porównaniu z salwami ołowiu sypiącymi się na Niemców. Wiatr targający przemoczonymi ubraniami kobiet i mężczyzn był namiastką tego co czuli okupanci rozszarpywani kolejnymi salwami cekaemów czerwonoarmistów. Nie martwiąc się o rodzinę sołtys wiedział, że musi pomóc reszcie przetrwać noc. Burza przejdzie tak jak się zaczęła. Front przejdzie tak samo i wtedy wrócą do Smólnika, odbudują zniszczenia i zaczną nowe życie. Muszą tylko przetrwać noc.

 

***

 

Zniszczenia były znacznie mniejsze nisz się spodziewali. Kilka chat, w które trafiły źle wymierzone pociski, kilka sztuk bydła, które padło najpewniej ze strachu. Obalone pod gąsienicami czołgów płoty. Paradoksalnie nocna nawałnica tłumiła pożary nim te zdążyły wyrządzić jakiekolwiek szkody. Smólnik wymagał kilku wozów nowych desek i tygodnia pracy, by mieszkańcy mogli zapomnieć o tej nocy. Wiktor dziękował bogu, za ostrożność i wyprowadzenie wszystkich ludzi. Tej nocy zginęły zapewne dziesiątki, może setki, lecz ani jeden z tych, za których był odpowiedzialny.

- Sprawdźcie domy. – Rozkazał kilku zebranym wokół mężczyzną – jeśli któreś nie nadają się do mieszkania, przeprowadźcie całe rodziny do innych. Roman, zrób listę najpilniejszych napraw, jeszcze dziś zajmiemy się usuwaniem zniszczeń, a od jutra odbudową.

Ludzie załamują się, gdy mają za dużo czasu na myślenie. Jeśli zająć ich pracą skupiają się na niej, zamiast na tragedii. Wiktor nie zamierzał dać im na myślenie ani minuty.

- Kto wygrał – Magda wciąż trzymająca go za rękę spoglądała pytająco w oczy ojca – Nasi?

- Nasi dziecko, na pewno nasi.

Odpowiedział córce, lecz w głębi duszy zadawał sobie dziesiątki pytań. Morderczy ostrzał powinien złamać każdy opór, Sowieci dysponowali z pewnością przewagą w ludziach i sprzęcie, lecz to Niemcy walczyli o przetrwanie. Nie mieli gdzie się cofać, a każdy wiedział, że jeśli przyprze się zwierza nie dając mu szans na ucieczkę, ten będzie zajadle walczył do upadłego.

- Jesteś pewien, że ruscy są nasi?

Ciche pytanie Olg trafiło w sedno jego dalszych wątpliwości. Choć dostarczali Rosjanom informacji, nie do końca byli przekonani, czy spod stalowego buta Wermachtu nie trafią pod ubłocone kamasze Armii Czerwonej. Mogło się okazać, że ryzyko jakie podjęli zdobywając na polecenie Siergieja informacje o niemieckich siłach na nic się nie zda.

- Jestem pewien, że jeśli odmówilibyśmy pomocy, Rosjanie rozjechali by naszą wioskę czołgami nie licząc się z nikim.

- Hans na pewno się zorientował, że ktoś musiał informować Rosjan.

- Tak. Tylko, że młody oberleutnant nie żyje - powiedziała starając się zakląć słowa, by stały się prawdą. - Martwi nie mszczą się na żywych.

Przez głowę przeszła mu jednak wątpliwość. Ludowe mądrości twierdziły co innego. Pomimo całej swojej nowoczesności Wiktor był bardzo daleki by wyrzec się tego, co pozwalało przetrwać jego przodkom.

 

Warkot wojskowych silników znali aż nadto dobrze. Słuchali go wielokrotnie gdy niemieccy żołnierze przyjeżdżali na inspekcję, czy by zarekwirować żywność dla armii.

Hans jechał w pierwszym Adlerze. Bandaż na głowie świadczył o tym, że dowódca również został ranny podczas nocnego szturmu. Mimo to kolumna wojskowych wozów wjeżdżała do Smólnika we wzorowym szyku. Po ilości rannych i stanie sprzętu widać było, że dostali w nocy ostry łomot. Mimo to Wermacht trzymał szyk. Wyraźnie widać było że ranny zwierz nadal może silnie ugryźć.

Mieszkańcy Smólnika chowali się po chatach już na sam znienawidzony dźwięk wojskowych motorów. Wiktor jednak trwał na środku drogi. Ktoś musiał odpowiedzieć Niemcom na pytania, jakie z pewnością chcieli zadać. Sołtys bezgłośnie prosił boga, by nie zaczęli przed pytaniami strzelać.

Oberleutnant jednym gestem dłoni zatrzymał całą kolumnę gdy tylko jego samochód zrównał się z sołtysem. Przez chwilę obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Jeszcze wczoraj Wiktor bałby się tak prowokować Niemca. Teraz jednak poturbowany Wermacht był w odwrocie czując na karku oddech Sowietów. Nadal mogli dla kaprysu wyrżnąć mieszkańców Smólnika. Sołtys czuł, że to się już jednak nie stanie.

- Odjeżdżamy. – Krótko zakomunikował Hans. – Życzę powodzenia gdy nadejdą Rosjanie.

Wiktor skinął głową. Nie umiał znaleźć dobrych słów by odpowiedzieć. Rozumiał co niemiecki oficer chce mu przekazać, lecz im więcej o tym myślał, tym silniej bał się prawdy. Niemcy byli oschli i nieprzyjemnie. Rekwirowali wszystko co było im akurat potrzebne. Nie krzywdzili jednak ludzi. Przynajmniej tu w Smólniku. Co działo się w całym kraju nie obchodziło teraz Wiktora, szczególnie, że pierwsze informacje jakie dochodziły o zachowaniu Rosjan były jeszcze mniej przyjemne.

- Dogadaliście się? – pomimo lęku odważył się zapytać Hansa.

- Tak. Do południa musimy wycofać się za rzekę.

- To chyba dobry układ, ocalisz ludzi.

- Ocaliłbym ich również, gdyby nie znali naszych pozycji.

Wiktor przełknął ślinę, rozmowa zmierzała w złą stronę.

Cichy trzask odpinanej kabury lugera potwierdził jego obawy.

- To nie ich wina – Wiktor podszedł do samochodu łapiąc za drzwi – to nie ich wina to ja. Tylko ja.

Wzrok oberleutnanta z obojętnego stał się w jedno uderzenie serca zimny i bezwzględny.

- Chroniłem was sołtysie. Powstrzymywałem moich ludzi, strzegłem przed bandytami.

- Przepraszam – w głosie Wiktora słychać było autentyczny żal.

Szpiegowanie dla Rosjan było dla niego dużo trudniejsze niż ktokolwiek mógł się domyślać. Hans mówił prawdę. Mimo iż ostatnie lata żyli pod niemiecką okupacją, tak długo jak nie sprzeciwiali się prośbą oficera, nic im nie groziło. Bywały dni, że zapominali nawet iż bawiący w ich wsi żołnierze byli wrogami. Zdradzili ich nękani przez Rosjan. Zdradzili ze strachu przed represjami jakimi grozili im wyzwoliciele. To wszystko było zupełnie nie tak.

- Straciłem w jedną noc stu dwudziestu chłopaków. Gdy w sztabie dowiedzą się o układzie z Rosjanami i tym, że oddałem pozycje zapewne czeka mnie sąd wojskowy.

- Pamiętasz jak się poznaliśmy – Hans kontynuował nie czekając na reakcję sołtysa – przyjechałem do was drugiego dnia po objęciu dowództwa nad odcinkiem. Obiecałem ci wtedy, że od tej pory będzie tu porządek.

Wiktor skinął potwierdzając gestem. Pamiętał scenę, którą przez ostatnie dni wielokrotnie przyzywał w pamięci. Jakże inną od tej gdy poznał się z Siergiejem.

- Bywaj.

Krótki słowo było ostatnim co usłyszał nim oberleutnant dał sygnał do wymarszu. Powietrze z piersi wypuścił dopiero gdy ostatni żołnierz wymaszerował poza chaty. Skończyło się na słowach. Na słowach i brzemiennym w skutkach ostrzeżeniu…

 

***

Wiwaty trwały przez kilkadziesiąt minut, gdy powolna kolumna sowieckich wozów ciągnęła przez Smólnik. Wyzwoliciele pijani sukcesem nie stronili również od innych używek. Chłopów zmuszono by wyciągnęli z piwniczek zapasy piwa i silniejszych alkoholi. Do padłych w nocy zwierząt na rożnach dołączyły te, którym dane było przetrwać koszmar nawałnicy. Jedna z kompani, która poniosła we wczorajszym ataku największe straty została rozkwaterowana po domach, mieszkańców stłoczono zaś w kilku najbardziej zniszczonych chatach. Nim ciągnące za Niemcami siły przemaszerowały pozostawieni tu dla odpoczynku sołdacy opróżnili już wszystkie spiżarnie i zabawiali się lepiej niż kiedykolwiek pozwolili sobie na to Niemcy.

- Czemu z nami się nie bawisz?! – Siergiej zataczając się podszedł do Wiktora. – Wczoraj my odnieśli wielkie zwycięstwo! Dzięki wam się to udało. Pierwsza salwa zniszczyła ich magazyny, potem my ich tylko dożynali.

Wiktor starał się nie dać sprowokować. Czuł, że jest na granicy swojej wytrzymałości, ale też, że pijani żołnierze czekają jeszcze okazji do bitki. Że czekają na pretekst.

- No hejże! Cóżeś taki markotny. Wszak wolni wy jesteście. Czego jeszcze wam trzeba?

Rosyjski oficer dosiadł się do sołtysa obejmując go ramieniem. Woń wielodniowego potu i alkoholu drażniła w nozdrza. Torby przepełnione zrabowanymi kosztownościami jakimi ten był obwieszony przy każdym jego ruchu uderzały w sołtysa. Gdzieś po drugiej stronie niewielkie placyku przy którym stała chata Wiktora trzech pijanych żołdaków obmacywało wystraszoną córkę kowala.

- Siedź – Siergiej silną dłonią usadził na miejscu Wiktora, który poderwał się, by jej pomóc – wojsko ma swoje prawa. Chłopcy muszą odreagować. Nic się jej przecież nie stanie. Pokażą jej jak to jest mieć prawdziwego chłopa.

Wiktor szarpnął się ponownie, lecz stalowy uścisk czerwonoarmisty nie puścił pomimo alkoholowego upojenia.

- Siedź powiedziałem!

Dwóch żołdaków obwieszonych kiełbasami wytoczyło się z ziemianki sołtysa pchając przed sobą Olgę. Kobieta upadła podpierając się w ostatniej chwili na rękach.

Wiktor chciał poderwać się po raz kolejny i po raz kolejny został powstrzymany przez Siergieja.

- Mamy ją sierżant! – zakomunikował tryumfalnie wysoki Rosjanin, jeden z tych, którzy stanęli nad Olgą. – Mamy te zdradziecką świnię.

Wiktor nie rozumiał co się dzieje. Przed chwilą skupiony na gwałcie nad dziewczyną momentalnie musiał przestawić się na jakieś absurdalne oskarżenia wobec własnej teściowej.

- To chyba twoja rodzina, nieprawdaż Wiktorze – Siergiej pytał, choć doskonale wiedział, kim była Olga. Osobiście prowadził z obojgiem rozmowy, tłumacząc jakich informacji o Niemcach od nich oczekuje.

- Czego od niej chcecie? Nic nie zrobiła!

- Dała nam zepsutą kapustę! – zaczął wysoki - Chciała byśmy się potruli! Kolaboruje ze Szwabami!

- Przecież to jakiś absurd – starał się protestować Wiktor. – Szpiegowała dla Was narażając życie!

- Poczekaj – Siergiej uspokoił Wiktora dłonią – Zaraz to wyjaśnię.

Podniósł się z wysiłkiem. Pomimo silnej głowy ilość wypitego alkoholu i jemu dawała się już we znaki. Podszedł do stojących nad kobietą żołnierzy i rozepchnął ich na boki.

- Wynosić się psy! Won!

Usłuchali bez najmniejszego oporu znając porywczość swojego oficera.

Siergiej podał kobiecie dłoń pomagając się podnieść.

- Wybacz mamka, chłopaki są trochę pijane – jakby na potwierdzenie tych słów odbiło mu się, a cały wyziew trafił Oldze w twarz. - To dobre chłopaki są mamka.

- Kurwiesyny jak i ty koński zwisie! – Olga miał już dość, nie wytrzymała jako pierwsza.

Na chwilę zapadła cisza i nie mały już tłumek jaki zebrał się na placu w napięciu oczekiwał reakcji oficera.

Ten mrugnął szybko kilka razy, jakby starając się przetworzyć sytuację, po czym wybuchł gromkim śmiechem.

- Odważna jestem kobieto! Lubię takie! Dać jej bimbru!

Napięcie, które zbudowało się w minutę, rozładowało się jeszcze szybciej.

- W żyć sobie wlej tego bimbru. Niczego do was nie chce psie chuje. - Olga nie zamierzała skorzystać z okazji do wycofania się.

- Taka jesteś – Siergiej mógł udać, że puszcza mimo uszu jedną obelgę. Odpuszczenie drugiej stawiałoby go w słabej pozycji w oczach podkomendnych. – Nie chcesz z ruskim pić, może wolisz by cię ruski wziął siłą!

Nim Wiktor zrozumiał co się dzieje, Rosjanin pchnął Olgę w stronę tych, którzy jeszcze przed chwila obmacywali córkę kowala.

Starsza kobieta, miała jednak więcej sprytu i refleksu niż trzech pijanych mężczyzn. Pierwszemu przyrżnęła w czerep dzbankiem, który wyrwała mu z dłoni, na drugiego rzuciła się z pazurami, orając mu czerwoną twarz. Dopiero trzeci zdołał ją chwycić.

Puścił sekundę później powalony ciosem jednego z wieśniaków, który miał dość odwagi, by stanąć w obronie kobiety. Nim ktokolwiek zorientował się co się dzieje w bójkę zaangażowało się kilkanaście osób z obu stron.

 

Pojedynczy wystrzał ostudził wszystkich chwilę później.

- Spokój! – Siergiej stał nadal z bronią wzniesioną do góry - Wasza Mać! Spokój!

Po jego twarzy ciekłą stróżka krwi. W całym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na Wiktora, który próbował zemścić się za atak na Olgę. Teraz leżał łapiąc się za twarz i ciężko oddychając pod nogami Siergiej a dwóch żołnierzy mierzyło do niego z karabinów.

- Tak nam się odwdzięczacie? Tak dziękujecie wybawcą za wolność? Mogliśmy pozwolić szwabom powybijać was co do nogi, albo umrzeć z głodu! Trzeba było. Niewdzięcznicy, co podnoszą rękę na swych sojuszników!

Otarł krew spływającą mu do oczu i spojrzał na wijącego się na ziemi sołtysa.

- Gdy pies ugryzie swojego pana, powinno się go zastrzelić. Z wami nie da się inaczej jak z psami. Wytresujemy was!

Wycelował w głowę swojej ofiary spoglądając na zebranych wokół wystraszonych Polaków. Ponad dwie dziesiątki Rosjan z karabinami dodawały jego słowom odpowiedniej powagi. Nikt nie śmiał protestować, nikt nie śmiał stanąć w obronie sołtysa. Nikt prócz Olgi.

- Wybacz nam panie.

Kobieta wyrwała się trzymającym ją żołnierzom i padła na kolana do stóp oficera.

- Głupi jesteśmy, zachłyśnięci wolnością jaką nam przynieśliście. Daruj mojemu zięciowi. On nie winien. To ja stara i głupia mam niewyparzony język. On ma córki dwie, musi dbać o nie. Ja głupia, mnie ukarz za niego!

Siergiej oddychał szybko. Jego zmęczony alkoholem umysł nie pracował na tyle sprawnie, by dobrze przeanalizować całą sytuację, która wymykała mu się spod kontroli. Jeszcze kilka godzin temu wkraczali do Smólnika jako wyzwoliciele, cieszyli się razem z mieszkańcami, przyjmowali wiwaty i gratulacje. Teraz musieli odgradzać się do Polaków lufami karabinów. Zmrużył oczy przyciskając je jednocześnie dłonią i starając cię zebrać myśli. Ktoś musiał za to wszystko odpowiedzieć by zakończyć sprawę. Stara sama się o to prosiła. Wycelował do niej odciągając kurek.

- Siergiej nie – wycedził Wiktor plując krwią i powybijanymi zębami – nie karz mojej matki. Opanuj się, to jakieś szaleństwo.

Tępy ból w skroni po ciosie sołtysa kontrastował Rosjaninowi z jego słowami. - Zakłamany Lach. Tak samo gówno warty jak jego rodacy. Wszystkich trzeba traktować jak psy, tresować, albo zabić jeśli wytresować się nie da.

- Zamknąć się wszyscy – krzyknął celując na przemian w Wiktora i Olgę. – Zaatakowaliście rosyjskich żołnierzy. Raniliście oficera! Ktoś za to musi odpowiedzieć.

Jednym ruchem targnął sołtysa na nogi przyciskając mu do skroni lufę pistoletu.

- Ty jesteś sołtysem, ty rozstrzygasz spory. Ty podejmiesz decyzję kto jest winien i kogo mamy ukarać.

Wiktor wiedział, że Rosjanin oczekuje od niego decyzji czy ma zabić Olgę, czy jego. Oprawca zrzucił decyzję na swoją ofiarę by jeszcze bardziej go upodlić.

- Nie umiesz zdecydować? – zapytał po chwili widząc strach w oczach Wiktora – Kim byłbym nie pomagając ci w tym wyborze. Dawać jego córki!

Nim do Wiktora dotarł sens słów Rosjanina na placu znalazły się Magda i Oliwia. Dwie niczemu niewinne dziewczynki. Aniołki, które od samego wejścia sowietów schowane były w swojej izbie.

- Tobie nie zrobię krzywdy sołtysie, potrzebujemy sprawnej władzy na naszych terenach. Więc albo teściowa, albo one, Twój wybór!

- Siergiej błagam cię – Wiktor nie rozumiał co się dzieje, sytuacja rozwijała się tak szybko, że nie nadążał z jej analizowaniem. – Ukarz mnie, ale nie je!

- Panie błagam - krzyknęła Olga.

Magda trzymała się dzielnie, lecz Oliwia nawet nie rozumiejąc co się dzieje, czuła grozę sytuacji. Wybuchła płaczem, który za chwilę złamał też jej starsza siostrę.

- Zamknijcie się! – Siergiej złapał się za głowę, w której jednocześnie rozbrzmiewał płacz dziewczynek, błagalne szlochy starej kobiety i prośby o rozsądek od Wiktora. Wokół dodatkowo narastał gwar tak ze strony mieszkańców Smólnika jak i żądnych akcji Rosjan. – Zamknijcie się wszyscy!

Tłum wrzał jednak coraz silniej. Kolejni uzbrojeni czerwonoarmiści pojawiali się na placu otaczając Polaków.

Wiktor poczuł jak oficer wciska mu coś do dłoni. Źrenice rozwarły mu się szeroko gdy zorientował się, że trzyma tetetkę.

- Masz jedne nabój – szepnął Siergiej – córka, albo teściowa! Stłumisz te zamieszki, albo zaraz rozstrzelamy wszystkich.

Wyprostował się zostawiając zagubionego sołtysa z burzą myśli.

- Szykować broń! – krzyknął do swoich ludzi, którzy tylko na to czekali – Cel!

Trzydzieści dwie lufy zwróciły się w stronę wystraszonych Polaków, uzbrojonych wyłącznie we własną odwagę. Odskoczyły zamki samopowtarzalnych karabinów.

 

Jeden strzał zakończył sprawę.

 

Olga osunęła się na ziemię z błogim wyrazem spokoju na twarzy. Jedna śmierć zamiast bezsensownego rozlewu krwi. Oboje z Wiktorem wiedzieli, że to najlepsze rozwiązanie.

- Chodziło o co? – zapytał jakiś żołnierz, który dopiero doszedł na plac.

- Przez nią zepsuła się kapusta – odparł mu drugi, który był tu niewiele dłużej…

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Akwus 01.08.2015
    Poległem z ilością znaków :( nie dało się mniej :( Historia trzykrotnie ewaluowała w trakcie, no nie dało się krócej :(
  • Anonim 01.08.2015
    Przeczytam potem! No kit z iloscia, oby tylko bylo dobre :)
  • Anonim 01.08.2015
    mega
    na poważnie niepoważny temat
    jestem pełen podziwu
    doskonałe wczułem się w klimat, czytałem z zapartym tchem
    wkradło się parę literówek - to tak na marginesie :)
  • KarolaKorman 01.08.2015
    ,,Sekund później grom." - sekundę
    ,,...Pomimo determinacji jaką starał się w sobie zebrać..." - starała się
    ,,zebranym wokół mężczyzną" - mężczyznom
    ,,pytanie Olg" - Olgi
    ,,oschli i nieprzyjemnie. " - nieprzyjemni
    od słów ,,Straciłem w jedną noc" do ,,będzie tu porządek" mówi jedna osoba, więc nie powinno być drugiego myślnika dialogowego
    ,,Krótki słowo" - krótkie
    ,,Odważna jestem kobieto"- jesteś
    ,,Niczego do was- od was
    ,,ciekłą stróżka krwi" - ciekła
    ,,jedne nabój" - jeden
    Przeczytałam z przyjemnością. Wciągająca historia. Dzieci, które brały w niej udział jeszcze bardziej sprawiały, że chciało się znać zakończenie. Z długością przesadziłeś. Pomimo interesującej treści nie było to krótkie opowiadanie, a takie być miało. Do tego wpadło Ci kilka błędów, co obniża dodatkowo ocenę 4 :)
  • Akwus 01.08.2015
    >> od słów ,,Straciłem w jedną noc" do ,,będzie tu porządek" mówi jedna osoba, więc nie powinno być drugiego myślnika dialogowego
  • Akwus 01.08.2015
    >> od słów ,,Straciłem w jedną noc" do ,,będzie tu porządek" mówi jedna osoba, więc nie powinno być drugiego myślnika dialogowego
  • Akwus 01.08.2015
    Cholera, drugi raz mi ucina komentarz :( zasadniczo po cytacie Karoli chciałbym dopisać: tu się pozwolę wdać w polemikę - idea jest taka, że pomiędzy tymi kwestami jest przerwa, dodatkowo to nowa myśl Hansa, nowy akapit, nowy myślnik. Według mnie jest ok.
  • Drassen Prime 01.08.2015
    Akwus... Musisz mi wybaczyć, ale nie przeczytam tego... Tego jest zwyczajnie za dużo ;_; Racja, moge na dwie części, ale potem nie będę chciał do tego wrócić, wiesz jak jest... Jeśli się przemogę, to na pewno koma napiszę ;)
  • KarolaKorman 01.08.2015
    ,,- Straciłem w jedną noc stu dwudziestu chłopaków. Gdy w sztabie dowiedzą się o układzie z Rosjanami i tym, że oddałem pozycje zapewne czeka mnie sąd wojskowy.
    - Pamiętasz jak się poznaliśmy – Hans kontynuował ...'' - ja widzę tu owszem nową myśl i nic poza tym. Nie ma przerwy, akapitu.

    - Straciłem w jedną noc stu dwudziestu chłopaków. Gdy w sztabie dowiedzą się o układzie z Rosjanami i tym, że oddałem pozycje zapewne czeka mnie sąd wojskowy.
    Zadumał się. Lub; Zamilkł na moment.
    - Pamiętasz jak się poznaliśmy – Hans kontynuował.... To zgodzę się na nowy myślnik.
  • Akwus 01.08.2015
    Właśnie wstawienie tego myślnika powoduje przerwę. Gdybym pisał ciurkiem przerwy by nie było, taki zapis to sugeruje. Przydałby się tu jakiś doświadczony korektor, by rozstrzygnąć :)
  • KarolaKorman 01.08.2015
    Na logikę (bez złośliwości)
    - Zjadłam wspaniałe śniadanie. Dawno nie jadłam czegoś tak pysznego.
    - Zrobimy dzisiaj coś głupiego? - ciągnę dalej.

    Myślisz, że tak to powinno wyglądać? Już sama zaczęłam się zastanawiać :(
  • Akwus 01.08.2015
    No właśnie o to chodzi, że w mojej opinii zastosowanie tego zabiegu, powinno spowodować efekt przerwy pomiędzy sentencjami tej samej osoby. Będę miał chwilę to poszperam w książkach na półce, acz gdyby znalazł się tu ktoś bardziej od nas doświadczony, to by nam ulżył w poszukiwaniach.
    Nie okopuje się w mojej teorii, tak sobie wydumałem na podstawie doświadczenie, ale lepszy ze mnie pisarz niż redaktor, więc nie radzę pisać na podstawie moich słów podręcznika :)
  • KarolaKorman 01.08.2015
    Jak poszperasz to napisz mi o tym, jak to ma być, bo sama jestem ciekawa. Już wcześniej zaczęłam się zastanawiać czy nie strzeliłam jakiejś gafy, ale czasem takie właśnie kwestie potrafią wiele pozostawić w pamięci i nauczyć. Czekam więc cierpliwie.
  • Ronja 02.08.2015
    Genialne. Oryginalne, ciekawe, świetnie napisane. Literówek faktycznie trochę jest, ale na tle ogólnego wrażenia, w ogóle nie robią mi różnicy.
  • Daniel 02.08.2015
    Fiu fiu :P Nie wiem jaki toto miało mieć limit znaków i wolę nie wnikać, bo patrząc na inne teksty z tej bitwy to przekroczyłeś go kilkukrotnie:P


    Błędy 7 - Przecinki, literówki. Gdybyś miał więcej czasu na pewno byłoby lepiej.

    Pomysł 9 - w porównaniu do innych opowiadań bitewnych... nawet nie wiem co tu napisać...

    Całokształt 8

    Podsumowanie 24/30
  • Anonim 02.08.2015
    Błędy 5: Już w pierwszym wersie brakuję literki. Ogólnie ten błąd występował dość często, oprócz niego sporo też interpunkcyjnych. W wielu bardzo oczywistych miejscach brakuje przecinków.

    Pomysł 10: Inaczej niż wszyscy, jestem zaskoczony :0

    Całokształt 7: - szkoda że nie dałeś ostatecznego, technicznego szlifu, mimo to fabularnie bez zarzutu.

    22/30
  • Niebieska 02.08.2015
    Błędy - 6 - wyłapałam trochę interpunkcyjnych i zabrakło gdzieniegdzie literki

    Pomysł - 8 - bardzo oryginalne podejście, ale dla mnie za dużo zbędnej treści było. To, co ważne, dopiero pod koniec się pojawia

    Całokształt - 7

    Podsumowanie: 21/30
  • rienschen 03.08.2015
    Wielki podziw z mojej strony za tą pracę!
  • Anonim 04.08.2015
    "z działami na odległość kilu kilometrów od ich domów.

    Działa ucichły" - IMO powtórzenie "Dział" - widzę przynajmniej kilka sposobów jak to rozwiązać inaczej, więc traktuję to jako błąd.

    "nisz" - nisz...nisz... niż się spodziewali? No, kolego, minus jeden za to.

    "Niemcy byli oschli i nieprzyjemnie. " - co nieprzyjemnie robili?

    Reszta wymieniona, plus kilka pomniejszych. Pościgasz je trochę ;) Jeśli chodzi o zapis dialogów - jednak nie przenosiłbym wypowiedzi do następnego akapitu. Jest to mylące i parę razy zatrzymało mnie na dłuższy moment, bo musiałem się połapać kto mówi i co.

    Błędy - 5. Wymagam od Ciebie więcej, gdyż jesteś odpowiednio starszy niż większość użytkowników tutaj. Niektóre błędy były dla mnie banalne i proste do uniknięcia.

    Pomysł - 8. Podoba mi się, jedno z lepszych opowiadań na opowi, godnych uwagi i jestem pewien, że niejeden Zin lub pismo nie powstydziłoby się nie tylko tematyki, ale również poziomu wykonania (odliczając błędy). Lubię wprowadzenia, lubię jak autor buduje akcję spokojnie i z rozmysłem, by dopiero na końcu zagęścić co i jak. Nie uważam, by opowiadanie się ciągnęło jak guma.

    Całokształt - 7. Za błędy, bo pomysł, budowa tekstu, sposób przedstawiania emocji i opisy mi się podobały. Ale konstrukcja dialogów, interpunkcja i literówki już nie.

    PS. Ludziska, jesteśmy tutaj, by CZYTAĆ i PISAĆ, niezależnie od długości tekstu - w ogóle co to za moda, że długich tekstów na opowi się nie czyta?. Jeśli ktoś czytać nie chce lub nie lubi, to chyba pomylił miejsca.

    ode mnie 4.
  • Anonim 04.08.2015
    Ślepy, w założeniu tej Bitwy było napisać krótkie opowiadanie
    nikt tu w sumie nie sarka na długość, bo czytało się to dobrze i było wciągające, jak nie lubię tej tematyki :)
  • Anonim 04.08.2015
    O błędach było już mówione, więc skupię się na treści, która mi się podobała. Nie lubię takich tematów, ale twoje opowiadanie mnie wciągnęło, nie zauważyłam, nawet kiedy dotarłam już do końca. Szczególnie polubiłam Olgę, dlatego zrobiło mi się smutno na sam koniec. I pomyśleć, że wszystko to przez głupią, kiszoną kapustę. Podobała mi się interpretacja tematu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania