Bitwa literacka - Cyberpunk - Every man for himself

KOREK NA SZEŚCIU PASACH

 

Gdyby powiedzieć, że Tomas Jorgeson był zwykłym pracownikiem departamentu bezpieczeństwa Militech Corporation, byłoby to, delikatnie ujmując, niedocenieniem tematu. Z drugiej strony nikt nie zaryzykowałby stwierdzenia, iż był szczególnie wysoko postawionym, czy wpływowym człowiekiem. Z całą jednak pewnością, należał do czołówki najlepiej opłacanych.

Wartość Tomasa wynikała z unikatowego, dla jednego człowieka, połączenia dwóch cech. Cyborgizacji umożliwiających mu zmianę wyglądu zewnętrznego, łącznie z dostosowaniem wzrostu, sylwetki, twarzy i koloru skóry czy barwy głosu oraz jego talentu aktorskiego, którego nie zniszczyła nawet rysa na psychice spowodowana umieszczeniem w ciele wszczepów wystarczających do obdzielenia kilku kolejnych osób. Departament zyskał w jego osobie doskonałego dublera, dla dowolnego członka zarządu, którego bezpieczeństwo mogłoby być zagrożone. Dla korporacji zajmującej się ochroną, sprzedażą usług najemników oraz produkcją broni, bezpieczeństwo własnej kadry kierowniczej było zadaniem traktowanym z ponad standardową atencją oraz nie skrępowanym ograniczeniami budżetu.

 

Luksusowa SUV, który im przydzielono, z zewnątrz nie wyróżniał się aż tak znacznie, bo i nie zawsze pasażer chciał przykuwać uwagę wszędzie gdzie się pojawiał. By zrobić wrażenie na kontrahentach, zawsze mogli posadzić na dachu jego siedziby lekki vectorowy transportowiec, zależnie od potrzeby: lśniący czarnym metalem z błyskającym krwistą czerwienią logo korporacji, lub pojazd ściągnięty z linii frontu, z powyginanym w walkach pustynnym kamuflażem i odpryskami w miejscach gdzie reaktywny pancerz powstrzymał przeciwpancerne pociski przeciwnika. Militech doskonale rozumiał hasło "Styl ponad Istotą".

Teraz jednak nikomu nie zależało na pokazówce i służbowa limuzyna miała po prostu dowieźć dwóch garniczków na doświadczalnym poligon korporacji, ulokowany kilkadziesiąt kilometrów za miastem.

- Za ile się zaczyna? - lekko nerwowy głos należał do doktora Bertolda Gruza, szefa sekcji nowych technologii.

Jego asystent, niski okularnik, prosto po studiach, ale z odpowiednio silnymi koneksjami, spojrzał na ekran swojego telefonu i skrzywił się na samą konieczność przekazania złej informacji.

- Za kwadrans.

Gruz skwitował to ironicznym westchnienie, tak samo jak uczynił to poprzednim razem. Lądowy transport zależny był od tak wielu czynników, że niemal pewnym było, że wynikną tego typu problemy. Decyzje departamentu ochrony nie podlegały jednak negocjacji. Monotonny dźwięk silników setek otaczających ich aut tkwiących w tym samym korku powodował, że atmosfera wewnątrz samochodu tężała jeszcze bardziej. Jak gdyby tego było mało szyby auta zaczęły właśnie zachodzić matem, by po chwili utworzyć jednolitą balistyczną barierę. Gdy tylko szyby dostatecznie się utwardziły, do wnętrza przestały też docierać jakiekolwiek odgłosy - kabina została całkowicie odcięta od świata.

- Proszę się nie niepokoić - beznamiętny głos Scota, dowodzącego tego dnia ich ochroną, był tak samo spokojny jak zawsze - dostaliśmy z Twierdzy informacje o podwyższonym zagrożeniu. Póki nie zbadają powodów sytuacji na drodze, mamy rozkaz podniesienia poziomu bezpieczeństwa do... Kurwa mać!

Targnęło autem tak silnie, że spadli z foteli. Pomimo pełnej izolacji akustycznej usłyszeli najpierw jeden, a zaraz po nim dwa kolejne wybuchy gdzieś w bardzo bliskiej odległości od ich pojazdu. Ponad trzy tony masy SUVa nie były w stanie oprzeć się sile ekspolozji i całym autem targnęło po raz kolejny. Tym razem tak silnie jak gdyby wybuch miał miejsce bezpośrednio na jego poszyciu.

- Co do cholery! - pozbawiony jakiejkolwiek informacji ze świata Gruz krzyknął do siedzących z przodu agentów odgrodzonych pancerną przesłoną.

 

Odpowiadająca mu cisza brzmiała złowrogo.

Asystujący Bertoldowi chłopak poprawił drżącą dłonią okulary, po czym bezskutecznie spróbował szarpnąć za klamkę. Protokoły bezpieczeństwa nie pozwalały na opuszczenie pojazdu w przypadku jakiegokolwiek niebezpieczeństwa poza jego pancernymi ścianami. Zamknięci w puszcze byli głusi i ślepi, a to oznaczało, że nie mieli szans zareagować na cokolwiek co najwyraźniej próbowało dostać się do środka. Gruz przymknął oczy jak gdyby izolując się od całej sytuacji. Faktycznie jednak zdecydowany był złamać zasady maskowani i wpięty w awaryjne złącze pojazdu próbował przejąć kontrolę nad jego systemami.

 

Doktor Bertold Gruz nigdy nie dostałby kodów ochrony, lecz zastępujący go dziś Jorgeson po pierwsze znał je dobrze, po drugie potrafił poruszać się w skąplikowanych synapsach pokładowej SI tak samo płynnie jak w każdym innym systemie korporacji.

 

Sytuacja faktycznie nie wyglądała dobrze. Pojazd ugrzązł pomiędzy wrakami kilku innych samochodów, doszczętnie zniszczonych przez pierwsze eksplozje. Poszycie kabiny wykazywało spadek spójności do poziomu 40%. Część przednia, mieszcząca szoferkę nie istniała w ogóle…

- Trzymaj się - rzucił krótko Tomas do wystraszonego chłopaka - zaraz nas stąd zabiorę. Systemy pojazdu kończyły restart i za chwilę potężny SUV, pomimo znacznych uszkodzeń miał ich wywieźć z pułapki.

 

FIRST TO FIGHT

 

Oddział Lorenza potrzebował mniej niż 20 minut, by dotrzeć na wskazane miejsce, a to znaczyło, że i tak pojawili się tam o kwadrans za późno. Prócz ziejącej w asfalcie dziury otoczonej wrakami aut, po samochodzie nie było śladu. Zgodnie z danymi z Twierdzy mieli jednak wciąż niecałe 8 minut do przybycia służb ratunkowych.

- Dasz radę nas posadzić? - Lorenzo nachylił się nad ramieniem pilota szukając dogodnego miejsca do lądowania dla pościgowej AVki.

- Ne ma szansa, szefie, za gęsta w dole - czarnoskóry Kulima odpowiadał mu łamaną angielszczyną - Mógłbym poszycia uszkodzić, toż to nie jest czołga szefie, bardziej wyścigówka.

Lorenzo pokręcił głową. W dupie miał rysy na lśniącym lakierze. Płacili mu za skuteczność, a ten kretyn z afryki właśnie doskonale ją ograniczał.

- W dupie z tym. Zejdź jak najniżej. Skaczemy!

 

Ostatnie zdanie kierował już nie do pilota, a do swoich ludzi. Po ich minach widać było, że tylko czekali na pozwolenie. Brutus i Adama nie wytrzymali nawet by maszyna obniżyła się na bezpieczną wysokość. Masa ich egzoszkieltów przy akompaniamencie miażdżonej stali i tłuczonego szkła, wgniotła karoserie samochodów.

- Poduszeczka jak ta lala!

Krzyknął jeden z nich do swoich miękkich towarzyszy pozostających nadal na pokładzie. Nie czekając na resztę ruszyli zabezpieczeć oba kierunki drogi. W kilkanaście sekund później, na ziemi stanęła kolejna dwójka. Na pokładzie został tylko pilot i dowódca oddziału.

- Wróć po nas dokładnie za 7 minut. Będzie potrzebna bardzo szybka ewakuacja.

- Jasna szefie. Siódma minuta!

Lorenzo spokojnie przyglądał się szerokiemu uśmiechowi swojego nowego pilota zastanawiając się, czy dowództow przydzieliło mu go za karę, czy też po prostu stanowi to pokutę za coś co dopiero ma nadejść. Machnął w końcu ręką i przeskakując przez uchylone drzwi pojazdu dołączył do swoich ludzi. AVka zabujała się na boki, po czym z rykiem silników oddaliła na bezpieczną odległość.

- Potrzebujemy szybki skan. TomTom zajmi się tym.

Odpowiedziało mu jedynie zdawkowe przytaknięcie młodego porucznika.

- Ja i Siergiej poszukamy ocalałych wśród cywili.

 

Choć już na pierwszy rzut oka wyraźnie było widać, że w promieniu kilkudziesięciu metrów nie znajdą nikogo żywego, to nadal pozostawała nadzieja, że nie wszyscy ludzie porzucili swoje auta uciekając jak najdalej od walki jaka niewątpliwie musiała się tu rozegrać.

- Meldujcie jak tylko na coś natraficie, mamy mniej jak sześć minut.

 

Najbliższe wraki były całkowicie zniszczone, nie było więc sensu szukać w nich ocalałych, kolejne również ucierpiały w skutek eksplozji, lecz w znakomicie mniejszym stopniu. Każdy kolejny okazywał się jednak tak samo pusty. Czerwone cyfry przeskakiwały na wyświetlaczu przed oczami Lorenza odliczając kolejne sekundy do przybycia policji. Nie mogli sobie pozwolić na konfrontacje. Czas upływał nieubłaganie, a oni wciąż nie mieli nic czego mogliby się chwycić.

- Mam coś - głos w komunikatorze należał do Brutusa - dziewczynka. Ostro wystraszona, ale żywa.

- Nie ruszaj jej! - Lorenzo wiedział jak bardzo porywczy potrafi być jego podkomendny, nie zamierzał zostawiać tak delikatnej kwestii w jego rękach. - Czekaj na mnie!

Dzieliło ich mocno ponad pięćdziesiąt metrów, więc nim dowódca dopadł auta przy którym stał Brutus, ten zdążył już wyciągnąć ją z auta. Pogwałcenie wyraźnego rozkazu nie stanowiło żadnego problemu. Trzymał dziecko w powietrzu ściskając jej kurteczkę w swojej stalowej łapie, niczym kocica przenosząca kociaki w psyku.

- Powiedziałem, że masz jej nie ruszać! - Lorenzo czuł, że spokojna na razie sytuacja zmierza w złą stronę. - Odstaw ją na ziemię.

- Taka mała - Brutus wydawał się nie słyszeć dowódcy - taka miękka. Jak wam się udaje w ogóle przeżyć? Co? Jak to robisz w tak brutalnym świecie.

- Odstaw ją natychmiast. To rozkaz!

Dopiero ostatnie słowa przykuły uwagę najemnika na tyle by odwrócił się w stronę dowódcy i dwóch asystujących mu towarzyszy z oddziału. Obaj trzymali wycelowane w jego stronę paralizatory. Uśmiechnął się odstawiając małą bezpiecznie na ziemię. Dało się odczuć, ze wszyscy oddychają z ulgą.

- Policzymy się później - rzucił do niego Lorenzo po czym ukląkł koło małej. - Jak się nazywasz? Nie bój się, zaraz cię stąd zabierzemy. Powiedz tylko jak się nazywasz.

Drżąca warga i zachodzące łzami oczy oznaczały, że siedmioletnie dziecko za chwile całkowicie się rozpadnie, a wtedy nie uda im się nic z niej wyciągnąć. Czas jaki im pozostawał skrócił się do czterech minut, nadal mieli go więc dość, by próbować. Lorenzo ściągnął hełm starając się jak najbardziej uspokoić wystraszone dziecko. Uśmiechnął się nawet i jak najspokojniejszym głosem spróbował raz jeszcze.

- Obiecuję, że nic ci się już nie stanie. Zabierzemy cię w bezpieczne miejsce.

Mała choć bez przekonania, kiwnęła głową.

- Widziałaś co się tu stało?

Kiwnęła po raz drugi, lecz widać było, że samo wspomnienie tego wydarzenia spowodowało u niej nawrót strachu.

- Widziałaś kto to zrobił?

Tym razem dziewczynka nie zareagowała. Nadal jednak pozostawała najlepszą nadzieją starego najemnika.

- Gdzie twoi rodzice?

Mała odwróciła się w stronę czerwonego pickupa. Lorenzo również powędrował tam wzrokiem, lecz zupełnie nie był w stanie dostrzec czegoś, co chciała mu pokazać.

- Z tyłu szefie, za lewym kołem.

Dopiero teraz dostrzegł dwie pary splecionych ze sobą nóg splecionych, ale wyraźnie należące do martwych już osób.

- Sprawdź to - zakomenderował do Siergieja. Zrobił wdech i ponownie zwrócił się do małej. - Widziałaś kto im to zrobił?

Nie zareagowała w pierwszym odruchu i Lorenzo chciał już odpuścić lecz nagle sposptrzegł jak nieznacznie kiwa swoją malutką główką.

- Widziałaś?

Tym razem skinęła bardziej zdecydowanie.

- Trzy minuty szefie.

W oddali słychać już było policyjne syreny i Lorenzo szybko kalkulował, że pozostało im nawet mniej czasu.

- Zabierzemy cię ze sobą, dobrze?

Mała cofnęła się wystraszona opierając o karoserię samochodu. Spojrzała w stronę ciał rodziców dokładnie w momencie by dostrzec pełne rezygnacji ruchy głowy Siergieja. Nawet dla siedmioletniego dziecka była to jednoznacza informacja. Resztka skrywanej w malutkim sercu nadziej pękła wylewając się strumieniami łez. Drobne piąstki pobiegły tamować potok, a usta z zachłannością łapały powietrze.

- Rzesz kurwa mać! - Lorenzo spojrzał w stronę miasta oceniając pozostały im czas. Błękitne światełka były jeszcze daleko, ale nie mogły potrzebować więcej jak półtorej minuty. Brutus i Adama nie czekając na rozkaz przygotowywali już sobie pozycje strzelnicze opierając swoje działka na dachach aut. Siegriej również szukał dogodnej pozycji do podjęcia walki, tylko TomTom słuchając się pierwotnych rozkazów wciąż przeszukiwał teren.

- Oni nie żyją - zwrócił się po raz kolejny do dziewczynki - chodź z nami, obiecuję, że nic ci się nie stanie.

- Mała czasu szefie! - tym razem głos w komunikatorze należał do czarnoskórego Kulimy - Nie ma czasu na tracenie!

W tym samym czasie ich AVka wyłoniła się z za drzew miękko podpływając nad autostradę. Pięć lin asekuracyjnych spłynęło niczym przepustki do wolności. Lorenzo raz jeszcze spojrzał na zbliżające się służby, potem na ich jedyną drogę ewakuacji. Wypluwane przez silniki powietrze sprawiało, że liny wiły się plątając ze sobą. Musiał decydować. Nie mógł zostawiać dziecka, zabranie jej siłą nie powinno jednak nastręczać żadnego problemu. Lorenzo nie zamierzał trwonić ani sekundy więcej.

- Wracamy do pojazdu! Szybko!

Upewnił się najpierw, że wszyscy wykonują polecenie. Wzrok Brutusa wskazywał, że najemnik rezygnuje z walki z ogromnym żalem. “Będę musiał coś z nim w końcu zrobić” pomyślał Lorenzo. Na takie decyzje przyjdzie czas po powrocie, teraz trzeba było zabezpieczyć informacje. Wyciągnął ręce w stronę dziewczynki starając się przybrać jak najbardziej przyjacielski wyraz twarzy. Wzgrygnęła się, lecz nie stalowa karoseria odebrała jen możliwość daleszego cofania. Złapał ją pod ramiona w tym samym momencie gdy w komunikatorze rozległ się głos.

- Mam nagranie.

Przez chwilę wszyscy zastanawiali się o jakie nagranie chodzi i kto właściwie je znalazł. Siergiej i Adama zamarli podpinając się już do lin. Brutus stanął o kilka kroków od nich. Lorenzo zmarszczył tylko czujnie brwi, nie wypuszczając jednak dziewczynki.

- Mam nagranie z kamery w jednym z samochodów - tym razeme głos TomToma był wyraźny - Wszystko na nim widać.

W jednej chwili ich potencjalna informatorka straciła na znaczeniu. Lorenzo spojrzał na nią z nieukrywanym żalem.

- A mogłaś wyjść z tego cało.

W ułamku sekundy ręce najemnika przesunęły się o kilkadziesiąt centymetrów wyżej chwytając głowę dziecka. Jeden sprawny ruch i młode kostki strzeliły niczym pękające na mrozie patyki.

 

Skoro nie była im potrzebna, nie mogła też pozostać jako świadek ich obecności.

 

OTWIERACZ DO PUSZEK

 

Pokiereszowany korpus korporacyjnego SUVa zajmował centralną część magazynu. Dziesiątka ludzi zebrana wokół zdobyczy wpatrywała się w niego niczym w zamknięty kufer ze skarbami. W przeciwieństwie jednak do kufra, który potrzebuje do otwarcia dopasowanego klucza, oni mieli do dyspozycji hydrauliczne nożyce. Jednak nawet z takim sprzętem, męczyli się już od ponad dwóch godzin forsując kompozytowe poszycie klatki bezpieczeństwa.

 

- Myślisz, że nadal żyją?

Szczuły mężczyzna z żółto zielonymi włosami raz za razem nerwowo spoglądał na wrak. Wiedział, że czas zaczął już grać na ich niekorzyść i każda minuta którą poświęcają na dostanie się do środka, pozwala Militechowi zlokalizować ich zgubę. Mogli ich pokonać raz, z zaskoczenia i to też tylko dla tego, że otrzymali nieoczekiwane wsparcie. Teraz było jednak pewne że korporacja rzuci wszystko by odzyskać swoją własność.

- Żyją, zapewne są nieprzytomni.

Niski, łysawy facet po czterdziestce wyglądający na niedoszłego lekarza pokazał mu tablet prezentując jakieś mądrze wyglądające odczyty. Widząc zupełny brak zrozumienia na twarzy towarzysza dodał.

- Udało jej się włamać do podstawowych obwodów pojazdu. System podtrzymywania życia nadal działa. Wyłączyłby się, gdyby wyczuł, że nie ma już kogo chronić. Zresztą zgodnie z korporacyjnymi protokołami uruchomiłby jednocześnie proces autodestrukcji.

Posiadacz żółto zielonych włosów zaśmiał się sztucznym śmiechem, i nerwowo przetarł skroplone potem czoło. Zażyte przed akcją dopalacze przestawały już działać i coraz silniej odczuwał efekt końca. Całość miała się zamknąć w godzinie, na tyle byli przygotowani. W każdym aspekcie tej pieprzonej sprawy czas działał teraz na ich niekorzyść. Życie dwóch schowanych wewnątrz pancernej puszki mężczyzn gwarantowało, że bomba na której siedzą nie wybuchnie. “Autodestrukcja?” Pomyślał spoglądając na SUVa. “To jakiś kurwa żart. Czy już nikt tu nie myśli racjonalnie!”

Zrobił jeszcze kilka nerwowych kroków starając się zebrać myśli, lecz coraz silniej wypełniający jego ciało ból nie pozwalał przeanalizować całej złożoności sytuacji. Jedno musiał jednak wyjaśnić szybko.

- A nie wpadło nam do głowy, by spróbować odłączyć to gówno, które może wybuchnąć?

Medyk otworzył usta, lecz szukając sensownej odpowiedzi pozwolił się ubiec młodej dziewczynie o blond włosach splecionych w dwa kucyki.

- Bo ja wiemy, myślisz, że warto?

Saratoga spojrzał na nią z tak ogromnym zdziwieniem, że jego oczy groziły niemal wypadnięciem z czaski. - Żartujesz prawda?

Hakerka splotła ręce na piersi spoglądając na targanego narkotykami szefa ich małego oddziały. Jego żółto zielone włosy stanowiące znak firmowy całej kompanii były lepkie od potu. Dawno już nie widziała go w takim stanie. Narzucili sobie zbyt duże tempo w kolejnych zleceniach i Saratoga przeholował ze wspomagaczami. Ostro przeholował.

- Weź się w garść! W takim stanie za chwilę zrobisz jakiś błąd! - Pierwsze słowa wypowiedziała niemal troskliwym tonem. Po chwili przypomniała sobie jednak co tak na prawdę do niego czuła.

- Jasne, że próbowałam to odłączyć. Ale się kurwa nie da!

Kolejni mężczyźni przestawali przyglądać się wrakowi przerzucając uwagę na znacznie ciekawszą scenę jaką niewątpliwie stanowiła kłótnie wynikła właśnie pomiędzy Martines a ich przywódcą. Szturchali się uśmiechając i prześcigali obstawiając wynik kolejnej już sprzeczki między ta parą.

- Powiedziałeś, że to będzie łatwy pieniądz! Zwykłe porwanie! To kurwa nie było zwykłe porwanie, tylko podpisanie na siebie wyroku śmierci! Widzisz to logo ćpunie?! - nie odwracając się w stronę wraku wskazała palcem na osmoloną czerwień Militechu. - To nie jest czerwony krzyż! To największa militarna korporacja tego kraju! Co żeś kurwa myślał, że idziemy po poziomki!

 

Saratoga słuchał jej słów, lecz z trudem wyłapywał już ich sens. Wstrzyknięte do żył narkotyki wywierały efekt, którego się nie spodziewał. Biomonitor w jego systemach wskazywał już poziom alarmowy we wszystkcih niemal obszarach. “Co się kurwa dzieje? To te prochy! Od nich!” Martines nie zważała jednak na coraz silniejsze drgawki swojego byłego chłopaka. Miała mu za złe wplątanie ich w to zlecenie, tak samo jak kilka innych błędnych decyzji, które kosztowały ich śmierć dwóch osób. Teraz złość dziewczyny zaczęła wylewać się z całą siłą.

- Oczywiście, że zabezpieczyłam ten ładunek! Bo kurwa w przeciwieństwie do ciebie, ktoś tu czasem myśli!

Widziała, że jej słowa trafiają go boleśnie, kując do żywego. Skurcze w brzuchu, które starał się tłumić uciskami, przenosiły się wyżej i teraz mężczyzna łapał się na zaminę za pierś i gardło. Widok jego cierpień sprawiał jej satysfakcję i prowokował jeszcze mocniej.

- Ale co ty możesz wiedzieć. Gdybyś pomyślał, to choć zdradziłbyś nam po chuja to otwieramy, kto jest w środku! Prochy przeżarły ci umysł, wiesz!

Zamilkła stając niemal w bezruchu i wytrzeszczając oczy na widok ataku jaki targnął właśnie obiektem jej obelg. Żółto zielone włosy targały się po podłodze magazynu w rytm spazmatycznych skurczów całego ciała mężczyzny. Przez chwilę rzucał się niczym ryba wyciągnięta na brzeg po czym znieruchomiał z szeroko otwartymi oczami.

 

Patrzyli na niego, bojąc się powiedzieć choć słowo. Nie raz żartował sobie z nich, czasem w okrutny sposób. Nikt jednak nie zaryzykowałby stwierdzenia, że Saratoga jest jakimś specjalnym aktorem. Z pewnością nie potrafiłby tak przekonująco zagrać własnej śmierci.

 

Trzasnęło gdy nożyce zmiażdżyły ostatni element osłony bocznych drzwi SUVa.

 

DEKOMPILACJA

 

Lorenzo siedział spokojnie nie spuszczając oczu z TomToma. Technik próbował zaś podłączyć wymontowany naprędce dysk z samochodowej kamery do głównego monitora pokładowego - jedynego jaki mieli w tym małym gównie.

- Ile jeszcze?

- Tyle - technik cedził wyrazy skupiając się na połączeniu niekompatybilnego sprzętu - ile, będzie, trzeba.

 

Lorenzo wypuścił z płuc powietrze starając się uspokoić. Zaczął niemal żałować, że nie zaryzykował zabrania ze sobą małej. Mogłaby pchnąć ich do rozwiązania sprawy znacznie szybciej niż technologia. Wiedział jednak, że w gruncie rzeczy wyświadcza jej przysługę. Po wszystkim i rak musieliby ją zabić. On przynajmniej dał jej szybką i nieoczekiwaną śmierć. Gdyby dostała się w ręce Brutusa...

- Mam!

Głos TomToma przerwał mu rozważania.

- Pokaż.

 

Przez kolejne minuty śledzili słabej jakości nagranie, w dodatku przysłonięte w większości przez furgonetkę stojącą pomiędzy kamera a SUVem, po który przybyli.

- Zatrzymaj! Tutaj!

Lorenzo uśmiechnął się znajdując doskonały punkt zaczepienia. Pomimo trudnego ujęcia kamera wyraźnie uwieczniła numer boczny miejskiego transportera odpadów. Maszyny dość potężnej by udźwignąć pancerną limuzynę i odlecieć z nią w siną dal.

- Tak to zrobili. Wyślij do Twierdzy, niech znajdą tą AVkę, przecież nie mogła się rozpłynąć.

 

Po dwóch kwadransach Twierdza przysłała odpowiedź: Transporter został skradziony dwie godziny temu i aktualnie znajdował się na terenie doków miejskich. Lorenzo nie potrzebował nic więcej. Skinął na Kulimę i AVka pomknęła w stronę ostatniego celu.

ALL IN ONE

 

Trzasnęło gdy nożyce zmiażdżyły ostatni element osłony bocznych drzwi odgradzający ich od napastników. Oznaczało to, że pomimo dwóch godzin od ataku, kawaleria nie zdołała przybyć by ich uratować. Dwa dziewięciomilimetrowe półautomaty, ze skrytek w oparciach foteli, były ostatnim co zostało im na obronę. Przeciwnik, który był w stanie ostrzelać publiczną autostradę, nie licząc się z ofiarami, z pewnością nie wystraszy się tej broni. Co jednak mogli zrobić innego.

 

Czekali, lecz nic nie nadchodziło. Ciszę panującą na zewnątrz mąciły tylko kroki na betonowej nawierzchni. Przez otwór, z którego wciąż wystawało ramię nożyc wpadało do środka świeże powietrze i wąski snop żółtego światła. Czekali trzymając broń w gotowości.

 

Ponieważ napastnicy zdecydowali się uprowadzić cały pojazd, a potem zamiast go po prostu wysadzić, mozolnie próbowali dostać się do środka unikając sposobów mogących zagrażać pasażerom. Jorgeson zakładał, że liczą się dla nich żywi i wciąż nie zdecydował się na zmianę wyglądu. Fakt iż wzięliby go za doktora Gruza mógł być jedynym powodem, dla którego nie zabiją go od razu. Co do swojego towarzysza raczej nie robił sobie nadziei, jemu sprzedawał jednak bardziej pokrzepiające informacje.

 

Drgnęli, gdy ktoś szarpnął nożycami i stalowe ramię wysunęło się z otworu. Kolejna porcja światła i powietrza wtargnęła do środka. Nadal jednak nikt się do nich nie odzywał.

 

***

 

Przerzucali spojrzenia pomiędzy sobą, zastanawiając się co czynić dalej. Saratoga był jedynym, który znał ich motywację, jak również wiedział, co powinni uczynić z tymi, których mieli wyciągnąć z pojazdu. Niezręczna cisza przeciągała się w nieskończoność podczas której kolejne spojrzenia padały na Martines zatrzymując się na niej jak gdyby składając jednocześnie na jej barki winę za sytuację z Saratogą.

 

Hakerka zaklęła pod nosem widząc, że będzie musiała coś zrobić. Ośmiu facetów i żaden nie ma dość jaj! Skinęła na Rufusa by ten zabrał nożyce. W środku zgodnie z odczytami systemu byli żywi ludzie, musiała spróbować z nimi porozmawiać.

- Rzućcie broń i wyjdźcie z rękami w górze!

Po chwili sama zdała sobie sprawę z bezsensu swojego żądania. W poszyciu wraku nadal wiała jedynie mała dziura wystarczająca najdalej na przełożenie ręki. By ktokolwiek mógł się tą droga wydostać potrzeba było jeszcze kilkunastu minut pracy.

Nim zdążyła się zastanowić z otwory wysunęła się lufa półautomatu, a za nią rękojeść i broń z metalicznym odgłosem przesunęła się po poszyciu upadając na beton, po chwili taki sam los spotkał drugi pistolet.

 

- Jesteśmy nieuzbrojeni, nie róbcie nam krzywdy - krzyknął ktoś z wnętrza.

Martines dała znak, by Rufus kontynuował swoją pracę. Hydrauliczne nożyce ponownie zaczęły miażdżyć kadłub.

 

***

 

Tym razem Kulima miał więcej miejsca niż potrzeba by posadzić ich pojazd w dogodnym miejscu. Dach starej sortowni bez problemu mógł utrzymać ciężar AVki, zapewniał też doskonałą widoczność na doki. Transportowiec miejskiego systemu oczyszczania był doskonale widoczny, a szybki skan pozwolił im stwierdzić, że silniki nadal pracują na niskich obrotach, co oznaczało, że ci którzy nim tu przylecieli nadal trzymali pojazd na gazie by był gotowy do szybkiej ucieczki. Lorenzo uśmiechnął się szczęśliwy świadomością, że wreszcie dopadli zbiegów i teraz będzie mógł rozegrać całość argumentami ołowiu, a nie bawić się w jakieś dochodzenie.

- Brutus. Zajmij pozycję na tamtym balkonie - dowódca wskazał palcem mocno wysunięty wykusz pobliskiej wierzy kontrolnej. Wyświetlacze w hełmie najemnika wykreśliły od razu pole ostrzału jaki mógł prowadzić ze wyznaczonego miejsca. Skinął głową potwierdzając rozkaz, ale też wyrażając uznanie dla kunsztu dowódcy.

- Siergiej i TomTom zabezpieczycie wejście północne.

Najemnicy bez słowa udali się we wskazane miejscu, dalszej części odprawy mogli wysłuchać prze komunikatory, lub obejrzeć sobie plan ataku na wyświetlaczach, nie było sensu tracić więcej czasu.

 

- Ja z Kulimem wejdziemy do południa.

- Jak to z Kulimem? - pilot słysząc swoje nazwisko nagle wykazał zainteresowanie planem akcji - Ja pilot, ja nie wojownik.

Lorenzo nawet nie spojrzał się w stronę Afrykanina skupiając się na wykreśleniu planu, by był on oczywisty dla każdego członka oddziału.

- Jesteś jednym z nas, tak?

- No tak, ale...

- Podpisałeś kontrakt, tak?

- Tak..

- Więc pamiętasz paragraf 72?

- O ubezpieczeniu.

- Nie czarnuchu! O każe za niewykonanie rozkazu w sytuacji bojowej.

Adama, który został z nimi jako ostatni ułożył dłoń w kształt pistoletu, wycelował w czarną twarz pilota i zamarkował pojedynczy strzał. Kulima spuścił z rezygnacją głowę.

- Tak jest. Wchodzimy od południa.

 

Lorenzo odwrócił się do Adamy, wskazując mu świetlik dachowy. Najemnikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zawsze twierdził, że wchodzenie drzwiami jest niebezpieczne, ludzie spodziewają się wchodzących przez drzwi. W sytuacjach zagrożenia strzelają do tego czego nie lubią. Po co więc wchodzić przez drzwi, kiedy można wejść przez ścianę. Dach był w tym przypadku równie dobry.

 

*

 

- Trzy. Dwa. Jeden!

 

W jednej chwili pomieszczenie magazynu wypełniło się chałasem walącego się dachu. Sekundę później od północnej strony dwójka mężczyzn w ciężkich taktycznych pancerzach wbiegła odcinając jedną drogę ucieczki. Kolejna dwójka wpadła od strony południowej.

 

W środku nie było jednak nikogo, kogo mogliby złapać w potrzasku. Jedynie rozpruty wrak ich firmowego SUVa.

- Kurwa mać! - zaklął Lorenzo - Przecież mieli tu być! Przeszukać pomieszczenie, musi mieć inne wyjścia.

Najemnicy rozeszli się po pomieszczeniu przeszukując je cal po calu. Prócz jednego ciała z żółto zielonymi włosami, u którego na przyczynę śmierci wskazywało przedawkowanie nie znaleźli jednak nic innego.

- Kulima, sprawdź wrak.

Murzyn nie zamierzał kwestionować rozkazu, szczególnie, że alternatywą był samosąd, do którego dowódca aż się palił. Wnętrze wraku ziało jednak taką samą pustką jak cały magazyn, jedynie czerwone cyfry odliczały w dół.

Trzy. Dwa. Jeden...

 

Brutus tylko rozdziawił tępo usta widząc jak magazyn niemal podskakuje w powietrze poderwany siłą wybuchu.

W jednej chwili stracił łączność z całym swoim oddziałem...

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • NataliaO 16.02.2015
    Nie umiem wielce komentować ale piszesz w sposób prosty, który ma tak dosadny przekaz ( treść ), że bardzo miło się czyta Twoje opowiadania. Błędy nie wychwycę, bo nawet u siebie nie umie :)
  • Akwus 16.02.2015
    Natka, uwielbiam jak się mnie chwali, ale zdecydowanie jesteście zbyt mało krytyczne. Napisanie tego opowiadania zajęło mi jakieś 10 godzin w czterech podejściach. Wczoraj już ledwo widziałem na oczy akceptując wysłanie i sam już widzę błędy, powtórzenia, drobne braki w logicznym ciągu :(

    Jestem jednak strasznie z siebie dumny, że pomimo totalnego braku czasu udało mi się sprostać i wystukać tę historię :) Tak jak Lim, musiałem ostro ciąć całość, by choć zbliżyć się do limitu, przez co niestety wiele rzeczy pozostało poza kadrem, być może będzie na to sposobność w kontynuacjach tego opowiadania, bo jednak na teraz zamknąłem historię trochę sztucznie i macie prawo domagać się wyjaśnienia :)
  • Prue 16.02.2015
    Zgodzę się z Natalia, masz prosty styl ale taki własny co jest tylko twoim rzeźbieniem historii. Twoim ukazywaniem jakiegoś świata nam czytelnikom. To wychodzi Ci całkiem dobrze ale bez zachwytu, jakiegoś większego. Z Tobą też się zgodzę są niedociągnięcia, jakieś zaplatania. Od siebie powiem, że mi historia z błędami się podobała. Nie mam ochoty na wyjaśnienia, bo dla mnie taki niedosyt jest dobry. I tak jeszcze od siebie masz " ładne " opisy. Dam 4
  • KarolaKorman 16.02.2015
    Najbardziej szkoda było mi małego świadka, który jak nie potrzebny to ...nawet nie chcę się wyrażać. Twój tekst czytałam jako ostatni i muszę przyznać, że każdy z waszej trójki zrobił kawał dobrej roboty, pokazując własny styl. Nie oceniam, jak wcześniej i współczuję Danielowi, że to na jego barki spadła ta odpowiedzialność.
  • Akwus 17.02.2015
    No mi też jej szkoda :( Nawet trochę przykro mi się zrobiło jak się okazało, że Lorenzo jest takim wyrachowanym dupkiem bez serca, bo zaczynałem go lubić :(
  • Daniel 19.02.2015
    Pomysł 8/10
    Błędy 9/10
    Całoksztalt 9/10

    Podsumowanie 26/30
  • xnobodyperfectx 22.02.2015
    Pomimo literówek opowiadanie świetne. Pomysł bardzo ciekawy, wykonanie porządne. Bardzo przyjemny one-shot, chociaż z chęcią czytałabym dalej. Zostawiam 5.
  • Akwus 22.02.2015
    Jest to uniwersum, w którym tworzę chyba najczęściej, więc "dalej" z pewnością będzie. Co jednak bardziej możliwe, będzie "Wcześniej" "W trakcie" i "Równolegle" :) lubię zaplatać wątki i tworzyć szeroki obraz świata, strasznie nie lubię stać przy jednej postaci z jej pojedynczymi celami i pragnieniami. Do budowania konfliktu fajnie jest pobyć czasem z antagonistą, czasem z kimś postronnym, czasem wiedzieć czego nie wie jeszcze nasz bohater :)
  • xnobodyperfectx 22.02.2015
    Pomysł- 10/10
    Błędy- 8/10
    Całokształt- 9/10

    W sumie 27/30
    A co tam szaleje! :D
  • RuDesu 24.02.2015
    Dla mnie troche bez ładu i składu. Nie wiem gdzie sie to wszystko dzieje, nie umiem sobie tez wyobrazić wygladu wiekszosci postaci. Nie mam mocy, by połączyć wszystko w jedną całość. Czyta sie lekko, cały czas coś sie dzieje - wiec niby spoko. Ocenił bym, ale niestety nie umiem sie odnaleźć...
  • Akwus 24.02.2015
    Zawsze mam taką obawę jak piszę, że ktoś nie załapie, o za dużo skracam widząc to w głowie tylko. Dzięki za ten komentarz, upewniłeś mnie, że nie tylko mi się wydaje. Będę teraz na spokojnie poprawiał to opowiadanie wrzucając po rozdziale wzbogaconym o sceny, które powinny dopełnić całości.

    Ale to dopiero na początku marca :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania