Pokaż listęUkryj listę

Bitwa Literacka: Pałac Pamięci - "Dzień, w którym dowiedziałeś się, że jesteś martwy"

- Podpisz tylko tutaj... - rzekł listonosz, wręczając paczkę odbiorcy. Twarz zdobiła mu krótka broda i pogodny uśmiech.

- Dziwię się, że tak szybko... - oznajmił Arek, odbierając małe kartonowe pudełko i kartkę, na której migiem się podpisał. - A co z tytoniem? - zapytał po chwili, oddając długopis i papier.

- Cholera, Arek, nie miałem na to wczoraj głowy...

- Nie ma sprawy – przerwał, machając ręką. - Mam jeszcze zapas z tamtego tygodnia. I tak się dziwię, że starasz się dla mnie zdobyć taki łatwy i tani tytoń...

- Arek! - krzyknęła nagle Beata. - Mówiłam już Andrzejowi, żeby ci go nie przynosił! Trujesz się tylko!

- Kurwa... - mruknął Arkadiusz, spoglądając na listonosza spod byka. Ten tylko krzywo się uśmiechnął i poczerwieniał.

- Wybacz, stary...

- Jasne.

 

Otworzył oczy. Do jego nozdrzy dostał się nagle drażniący smród dymu. W jednym momencie przeszył go dreszcz, zerwał się na równe nogi i rozejrzał. Z prawej strony dreptał ku niemu mężczyzna w czarnej kurtce, kulejąc na lewą nogę. Stękał i jęczał, jakby wysilał się z każdym krokiem. Arek spakował swój śpiwór i inne przedmioty do plecaka, po czym obejrzał się i pobiegł w przeciwną stronę.

Ziewnął i przetarł oczy ze śpiochów. Był ranek, słońce dopiero wyłaniało się zza horyzontu. Wędrował przez las, tu i ówdzie leżały powalone drzewa, strzępki metali i blachy. Stary bunkier nieśmiało wystawiał swoją zrujnowaną głowę spod liści i mchów. Niedaleko paliło się także małe, wypalone ognisko, a obok tułało się dwóch osobników. Wędrowiec skrzętnie ich ominął, bez przerwy czując na karku powiew zimnego powietrza. Niechybnie zbliżała się zima, jednak on był na nią przygotowany. Jako tako. Miał zapas żelaznych racji, pitną wodę i ciepłą kurtkę, ale nie wiedział, czy to wystarczy.

Musiał wrócić do domu.

Spojrzał w niebo, zaczęły spadać delikatne płatki śniegu. Westchnął, przenosząc wzrok przed siebie. Wyszedł z lasu na polanę, przez którą przepływała niewielka rzeczka. Na środku pola leżał wrak samolotu brutalnie rozerwany w pół. Jego ogon sterczał w górę, a kabina leżała kilkanaście metrów dalej.

- Może coś się znajdzie? - pomyślał Arkadiusz, podchodząc bliżej myśliwca. Mimo że wojna już się skończyła, on nadal sądził, że wszędzie krążą Putinowcy, mordując tych, którzy próbują przetrwać. Dlatego właśnie podróżował lasem, szosą byłoby zbyt niebezpiecznie.

Spostrzegł jednego przebitego blachą z samolotu. Próbował się on wydostać, sięgał rękami w stronę nadchodzącego człowieka, rozpruwając ranę. Jego klatka piersiowa rozszczepiała się niczym ser na pizzy i wytryskiwała z niej krew, skutecznie obrzydzając wędrowca. Wszędzie wokoło porozwalane były skrzynki i fotele. Rozerwanych ciał ze strzaskanymi czaszkami też nie zabrakło.

Arek zwątpił i zatrzymał się. Położył dłoń na kieszeni, wymacał kształt kuchennego noża i zacisnął zęby. Przeszedł go dreszcz, skutecznie zmuszając do zrezygnowania ze skarbów, jakie mógł tam znaleźć. Zmełł przekleństwo i ruszył dalej.

Może następnym razem? - zapytał sam siebie, choć wiedział, jaka będzie odpowiedź. Wszedł do lasu po drugiej stronie polany i już się nie obejrzał...

 

***

 

Pałac pojawił się tuż przed nim – ogromny, majestatyczny. Wszedł do środka, a białą, nieprzeniknioną przestrzeń wypełniły odgłosy echa jego butów. Spojrzał na ściany. Wisiały na nich obrazy, wszystkie w różnych ramkach, jedne były żółte, inne czarne, ale najwięcej było tych różowych. Uśmiechnął się, spoglądając na najbliższe z malowideł i podreptał w jego stronę. Zamknął oczy.

 

- Mamo! - krzyknął Arek, biegnąc z płaczem do domu. Trzymał się za łokieć, który krwawił, jakby rozcięty czymś ostrym.

- Co się znowu stało? - rzuciła matka, przerywając rozmowę z listonoszem. W jej głosie nie brzmiała ani nuta przejęcia, raczej poirytowania.

- Beata mnie walła! - wyjaśnił przez łzy, pokazując mamie łokieć. Machnęła ręką.

- Zawsze sobie coś zrobisz... Idź, dziadek ci poleje spirytusem i...

- Pomogę mu – zaproponował listonosz. Arek spojrzał na niego dziwnie, a po jego czerwonej twarzy na moment przestały płynąć łzy.

- Andrzejku, proszę cię... - jęknęła matka, łapiąc go oburącz za ramię, jednak ten łagodnie wyszedł z jej objęć i zaprowadził chłopca do domu.

 

- Co się stało? - spytał, owijając rękę małego Arka bandażem. Krew przedostawała się przez niego, więc ten przyłożył gazę i owijał dalej.

- Beata – podjął chłopak, powoli się uspokajając. Bardzo dziwił go fakt, że nieznajomy mu pomógł – walła mnie w twarz piachem i jej naplułem na bluzkę, to ona walła mnie kamieniem w łokieć – wyjaśnił.

- Zaraz pójdziemy z nią porozmawiać... – odrzekł listonosz, uśmiechając się naturalnie. Arek patrzył na niego ze zdumieniem i podziwem. Kompletnie nie rozumiał tej bezinteresowności. Pociągnął nosem i skinął głową...

 

***

 

- Znowu... - mruknął cicho, otwierając oczy.

Siedział właśnie pod drzewem, a przed nim paliło się wielkim płomieniem ognisko, skwiercząc głośno. Spojrzał w nie z gniewem, znów obudził się przedwcześnie. Wokoło kręgu z kamieni stały różne przedmioty i śpiwór. Zapomniał do niego wejść i zasnął na siedząco zaraz po kolacji.

Usłyszał jęki za swoimi plecami, ale tym razem nie przeszył go dreszcz. Powolnie wstał z ziemi i wyjął z kieszeni nóż. Wtedy dopiero zaczęły się obawy, nigdy nie zabił człowieka, nawet jeśli nie był do końca pewien, czym są owi osobnicy.

Stękanie nawiedziło go tuż zza drzewa, bezszelestne kroki zaskoczyły Arka tak, że nóż wypadł mu z ręki, wbijając się w ziemię.

- Kurwa! - wrzasnął, niemal poczuł, jak jego kolana miękną i gną się uciskane lękiem. Odskoczył kawałek i spojrzał mu w oczy. Nie było w nich życia, nie było w nich koloru, żadnych emocji. Mógłby przyrzec, że patrzy w oczy trupowi.

Nie ma odwrotu! - pomyślał, ale instynktownie wycofał się za drzewo. Stęki i jęki doprowadzały go do wrzenia krwi, lecz nie potrafił zabić, nie potrafił sprostać temu, z czym radzą sobie inni. Był tchórzem.

Poczuł, jak po policzku spływa mu łza, odwrócił się na pięcie i ruszył biegiem przed siebie, nieważnie gdzie. Chciał przeżyć... Nie chciał być tchórzem, ale nie potrafił być kimś innym. Przypominał dużo młodszą wersję siebie. Chciał, by ktoś go wyratował, ale nie miał kto. Tak się właśnie czuł, od początku tego wszystkiego, aż do teraz. Do pierwszej łzy dołączyło kilka kolejnych. Upadł, ale nie przypadkowo.

- Mamo... - jęknął, nim pogrążył się w myślach.

 

Odwrócił się od żółtego obrazu i skierował ku czarnemu, ale nie temu najnowszemu, lecz temu sprzed kilku lat. Przetarł łzy i zamknął oczy.

 

***

 

- Gdzie ona jest!? - warknął, waląc pięściami w recepcję.

- Proszę się uspokoić – powiedziała łagodnie kobieta stojąca za ladą. Miała na twarzy zuchwały uśmiech, przynajmniej jemu się tak wydawało. Wszyscy taki mieli, wszyscy się uśmiechali, tak bardzo źle, tak szyderczo.

- Beata Korgól! Gdzie...

- Sala dwieście dziewiąta, ale lepiej niech pan tam... Hej!

Arkadiusz usłyszawszy tylko numer sali, ruszył korytarzem, patrząc na informacje na drzwiach sal.

Dwieście cztery, dwieście pięć...

Stanął i poczuł pot na skroni. Nie mógł iść dalej, coś mu nie pozwalało. Beata chciała z nim szybko porozmawiać, ale o czym? Domyślał się, ale nie chciał poznać prawdy. Bał się jej. Wolał żyć jak statyczny małżonek, popaść w rutynę. Bał się zmian. Zawrócił na pięcie, a ciśnienie z jego ciała natychmiast uleciało. Nie musiał wiedzieć.

Cofnął się do recepcji i już miał zamiar wyjść, kiedy jego uwagę przyciągnęła rozmowa recepcjonistki i pielęgniarki. Przystanął przy węgle, wykorzystując tłok i wtapiając się w niego.

- Mąż już tam poszedł – wyznała kobieta za ladą, opierając się o nią. - I co?

- Nie jego.

Wytrzeszczył oczy. Czy to o tym chciała porozmawiać Beata?

- Nie jego? - upewniła się recepcjonistka.

- Nie jego, teraz wyszukują ojca w bazie danych, ale to na pewno nie jej mąż.

- Biedak...

Odwrócił się, czując, jak do jego głowy napływa ogromna ilość krwi. Spojrzał na obie, śmiały się, miały szyderczy uśmieszek. Zobaczyły go, recepcjonistka zatkała usta ręką, ale nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Poczuł zawroty głowy.

- Betka? - mruknął, rozglądając się chaotycznie. Śmiechy dookoła, tylko śmiechy, nikt nie współczuł, tylko śmiech.

- Hej, wszystko w porządku? - spytał przechodzień. Na twarzy jednak widniał mu tylko uśmiech, ogromny, od ucha do ucha.

Arek zacisnął pięść, obnażył zęby i wycelował, ale nim zdołał mu przywalić, osunął się na podłogę.

- Betka... - powtarzał ciągle, ale potem wszystko się urwało.

 

***

 

Leżał teraz na plecach, próbując uchwycić wzrokiem chmurę pomiędzy bezlistnymi gałęziami. Niebo jednak było czyste i oświetlone przez wschodzące słońce. Nie padał już śnieg, nie padał on również w nocy, więc udało się tym razem uniknąć zimy.

Łzy na twarzy Arka dawno już zaschły, nie płakał, ale też nie rozmyślał. Po prostu leżał. Był niecałe dwadzieścia kilometrów od domu, tak przynajmniej sądził. Wędrował już długo, ale nie do końca potrafił określić ile.

Nagle usłyszał szmer liści i gwałtownie zerwał się na nogi. Nie zrobił tego ze strachu, lecz zdeterminowania. Poczuł zimny dreszcz na plecach, zawiał lodowaty wiatr. Nie miał pojęcia, z której strony tutaj przybiegł, ale musiał wrócić do obozu, inaczej zginie.

Tchórz.

Nie.

Usłyszał kolejny szelest i stękanie. Truposz go odnalazł. Tym razem nie mógł uciec, musiał wrócić po nóż, po rzeczy.

Spojrzał na idącego ku niemu umarlaka i spostrzegł w oddali tlący się ogień ogniska. Miał dość, nie chciał go widzieć, nie chciał się z nim stykać. Zacisnął pięści, ale nie potrafił ruszyć się z miejsca.

Tchórz.

To nie ja.

But wbił się w ziemię i odbił po chwili, porywając w powietrze kilka liści. Arek pobiegł pędem, ominął jazgoczącego truposza. Słyszał szum w uszach, krew tętniła, serce waliło jak młotem. Obejrzał się przez ramię, mieszając wroga z błotem, a ogień zapłonął w jego oczach. Udało się! - wykrzyknął w myślach, triumfalnie się śmiejąc. Przemógł swoją słabość, ruszył i pokonał to, czego tak bardzo się bał.

Chwycił nóż, dłoń pociągnęła za rękojeść i wyjęła ostrze z ziemi. Czuł się bezpieczniej, choć nadal nie potrafił się bronić.

Złapał szybko swoje rzeczy, śpiwór zapakował do plecaka i ruszył pędem przed siebie. Spojrzał w niebo, słońce dopiero wschodziło. Pobiegł w jego stronę. Po pewnym czasie jednak zwolnił i przystanął, rozglądając się dookoła. Udało mu się, uciekł. Zrozumiał wtedy pewną rzecz – że życie nie opiera się na samych trudnych decyzjach. Z niektórych decyzji można zrezygnować, a potem ponosić za nie konsekwencje. Był tchórzem, nie podjął żadnej, kiedy miał możliwość i taka jest tego konsekwencja: tułaczka...

Powrót do domu był mozolną wędrówką. Maszerował już jakiś tydzień, choć sam nie wiedział. Nie liczył czasu, wolał tego nie robić. Tchórz – tak o sobie mówił. Jego osobowość przyćmiła słabość, z którymi nie liczył się przed rozpoczęciem kolejnej wojny światowej.

Koszmar trwał, a ten nie potrafił wyrwać się z jego objęć. Żelazna kurtyna przysłaniała horyzont, tworzyła iluzję, a jego powrót do domu przeciągał się. Czuł skostniałe palce śmierci na karku, chłodny oddech zimy i nadgryzający jego palce czas. Możliwym było, że nie trwało to długo, ale dla niego każda chwila bez rodziny trwała wieki.

Tchórz.

To już nie ja.

 

***

 

Różowych obrazów był cały ogrom z różnych okresów życia, niektóre podobne, inne zupełnie inne.

- Boże, doradź mi, bo nie wiem, czy mam na to czas, ale...

Wybrał, jego oczy namierzyły natychmiast malowidło na samym końcu długaśnego korytarza. Przedstawiało ono jego samego ubranego w strój supermana. Uśmiechnął się i zamknął oczy.

 

Impreza szkolna. Dzień ojca. Szpital zmienił jego pogląd, ale postanowił być jeszcze lepszym ojcem dla swojego dziecka, niż powinien. Nie pytał, nie mówił, że wie, ale Beata coś podejrzewała. Czuł to.

Wyszedł na zewnątrz w swoim ciasnym kostiumie, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, widząc śmiejącą się buzię syna swojej żony. Mały chłopiec, cztery lata, blondynek. Od razu było widać, że to nie jego dziecko. Mimo to, cieszył się. Obok Kamilka stał Andrzej, postawny, w nieco podeszłym wieku, tym razem bez ubrań listonosza. Arek rzadko go takiego widział.

Przybrał więc zdeterminowaną minę i ze świadomością, że jego ukochani na niego patrzą napiął biceps i wypiął klatkę piersiową do przodu. Widniało na niej wielkie 'S'. Wszyscy inni rodzice, a także dzieci, śmiały się do rozpuku, ale tylko go to uszczęśliwiało. Kochał takie chwile. Wokoło niego biegało więcej ojców, ale nie mieli takiego stroju. To nie byli Superojcowie!

 

***

 

- Znowu... - mruknął, waląc pięścią w drzewo. Ponownie usnął i zbudził się w nieodpowiedniej chwili. Ognisko już dawno się wypaliło, był ranek. Kolejny dzień minął niczym lata.

Usłyszał bzyczenie, coś usiadło mu na brodzie. To ty, skurczysynku! - wykrzyknął triumfalnie w myślach i strzelił w twarz siebie samego. Komar rozsmarował się niczym masło, Arek jednak nie oderwał dłoni. Zerwał się i zaczął wygrzebywać jakieś rupiecie z plecaka. Wyjął nagle lusterko, przez całą jego średnicę ciągnęło się jedno długie pęknięcie.

Ku swojemu zdziwieniu Arkadiusz ujrzał w nim całkiem innego człowieka. Teraz jego twarz porastał gruby, twardy zarost. Pod niegdyś jasnymi, błękitnymi oczami zalegały ciemne worki przypominające siniaki. Czupryna rozczochrana, zaniedbana i cała w jakimś piasku. Nawet nie chciał wiedzieć, jak się tego dorobił.

- Kim ja, kurwa, jestem? - zapytał sam siebie z przerażeniem. Zmiana nastąpiła nie wiadomo skąd, nie był już tym, kim wcześniej. Zacisnął zęby i cisnął lusterkiem w głąb lasu.

Tchórz. Boisz się rzeczywistości.

To już nie ja.

Tak o sobie myślał. Przechodził zmianę, ale nie chciał stać się kimś, kim nie był. Bał się, że to go zepsuje, że gdy wróci do domu, już nie będzie tym samym ojcem, co wcześniej.

- Dlaczego nic nie zrobiłeś, kiedy miałeś okazję... - bąknął, odwracając się w stronę ogniska. Poczuł na głowie lodowatą kroplę deszczu. Nawiedziła go gęsia skórka, potęgując gniew, który w sobie skrywał – Dlaczego nic wtedy nie zrobiłeś, pierdolony tchórzu!?

Deszcz rozpadał się na dobre, a Arek nadal klęczał przy kręgu z kamieni i czekał na odpowiedź. Ciszę przerywał tylko taniec kropli wśród drzew i wzmocniony wiatr muskający leżące na ziemi liście.

Nienawiść rosła z każdą chwilą. Nienawidził swojej tchórzliwej wersji, ale nie chciał być kimś innym. Kim więc był, jeśli nie tchórzem? Wstał i poszedł w stronę, w którą rzucił lusterko. Chwycił je i poczuł straszny ból; po jego palcu popłynęła krew, naznaczając ścieżkę w głąb dłoni. Rozbiło się, szkło leżało wszędzie wokoło. Chciał jeszcze raz zobaczyć swoją inną twarz i ją zaakceptować. Za późno, znów nie podjął decyzji.

Tchórz.

Wtem usłyszał coś innego, coś, co nie pasowało do akompaniamentu kropel deszczu i wiatru, coś jakby stęknięcie. Truposze znowu go odnalazły. Dlaczego w tym momencie? - zapytał sam siebie z wyrzutem. Wrócił szybko do obozu i wyjął z plecaka nóż. Nie wiedział, po co go tam wcześniej włożył. Może był aż takim tchórzem? Trzęsły mu się ręce, ale musiał twardo stawić czoła nadchodzącemu wyzwaniu.

Martwiak wędrował pomiędzy drzewami, ale chyba go nie widział, bo kierował się zupełnie gdzie indziej.

- Ignorujesz mnie!? - wrzasnął Arek, ruszając w jego stronę. Nie bał się, nie myślał o śmierci, chciał po prostu się go pozbyć. Mimo to, ręce trzęsły się niemiłosiernie.

Truposz obrócił głowę w jego stronę i jęknął przeciągle. Arkadiusz był coraz bliżej, aż znalazł się jakiś metr przed nim. Zawahał się, ale trzymał nóż hardo. Umarlak jednak nie był tchórzem, a głodnym zwierzęciem. Obnażył zęby i rozwarł szczękę.

Arek tylko wytrzeszczył oczy, widząc nadciągającą śmierć. Nie potrafił, nadal nie potrafił. Powieki opadły mimowolnie...

 

Czarny? - pomyślał, spoglądając za siebie. Na przeciwległej ścianie wisiał obraz z czarną jak smoła ramą. To ten moment. Moment, w którym wszystko zaczęło postępować, zmieniać się, kto wie, czy na lepsze. Zamknął oczy.

 

***

 

Praca w biurze była niezwykle męcząca i monotonna, wbrew pozorom. Mimo że Arek skończył wcześniej, jego głowa była cięższa niż zwykle. Bez zbędnego włóczenia się po mieście i szukania zakupów wrócił autobusem do Rogowa, gdzie mieszkał. Zasługiwał w końcu na odpoczynek. Stanął przed swoim blokiem mieszkalnym i zauważył samochód Andrzeja.

- Poczta? Teraz, kiedy jest narodowa mobilizacja? - zdziwił się Arek i wszedł do klatki. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc otworzył je lekko, od niechcenia.

W pierwszej chwili nie wyczuł nic podejrzanego, choć później też w to nie wierzył. Przekraczając próg mieszkania, jego uszu dobiegł dziwny dźwięk plaśnięć. Znał go nazbyt dobrze. Przysłuchiwał się, aż usłyszał cichszy odgłos. Nie mógł uwierzyć, nikt by w to nie uwierzył. Jęki, szeptania, stęki, jakby starego mężczyzny.

Co jest, kurwa!? - wykrzyknął w myślach, ale nie odważył się tam wejść. Drzwi do sypialni były zamknięte, a on stał na zewnątrz. Poczuł, jak jego kolana miękną i gną się pod nim, jak osuwa się na ścianę. Usiadł obok, zatykając uszy. Słyszał szumy i przygłuszone jęki, były coraz głośniejsze, aż w końcu krzyk, jakiego dawno nie słyszał.

- Betka... - mruknął pod nosem, wbijając wzrok w podłogę. Liczył na odpowiedzi, racjonalne wyjaśnienie, ale wiedział, że to marzenia ściętej głowy.

Nagle wszystko ucichło, przez chwilę nie było słychać nic, ale potem zaczęli rozmawiać:

- Co z sercem? - spytała Beata nieco przytłumionym głosem. Andrzej westchnął przeciągle.

- Nie boli, dzięki tobie. Szkoda tylko, że dopiero teraz tą... prezerwatywę użyliśmy.

Co, kurwa!? - grzmiał Arek, wyrywając sobie włosy z głowy. Serce waliło jak młotem, a w uszach szum, brzęczenie, jakby chmara owadów nawiedziła jego głowę. - Co się dzieje? Co się dzieje?

- Co się tu, kurwa, dzieje!?

Nastała cisza. Arek natychmiast ugryzł się w język, ale pociągnięć nosem i płaczu powstrzymać nie mógł. Wszystko stracone, teraz nie mógł żyć, udając, że nic się nie stało, że nic się nie zmieniło i nadal traktować Andrzeja jak przyjaciela. Dlaczego do tego doszło? Czemu musiał cierpieć, kiedy nie potrafił poradzić sobie z takimi sytuacjami?

- O kurwa! - wrzasnął listonosz wystraszony, wyskakując z pokoju. Złapał się za serce i osunął na podłogę. Gorzej było z Beatą. Widziała przestraszone, pełne nienawiści spojrzenie Arkadiusza, ale musiała pomóc Andrzejowi. Wybrała tego drugiego. Oboje nadzy, on na plecach, ona na nim, próbując zrobić resuscytację.

Co ty robisz, idiotko? - zastanawiał się Arek. Chciał pomóc, ale nie miał sumienia, nie potrafił. Jeśli jego przyjaciel rżnął mu żonę za plecami, zrobił jej dziecko i nie potrafił się do tego przyznać, to jaki był z niego przyjaciel? Możliwe, że był od początku skurwysynem, kiedy jeszcze zastępował mu ojca i pieprzył się z jego matką. To wybaczył, rozumiał, ale to, czego się teraz dowiedział, było już poza granicą. Chciał, by umarł.

- No zrób coś! - jazgotała Betka, wijąc się na nieruchomym już listonoszu. Arek wybuchnął płaczem. Andrzej był jego przyjacielem od dzieciństwa, zawsze go wspierał, a teraz, kiedy miał około pięćdziesięciu lat, pieprzył jego żonę. Możliwe, że był tchórzem i bał się przyznać, ale tak nie robią prawdziwi, bezinteresowni przyjaciele.

Tchórz.

Tym razem to on.

Nie, ty jesteś tchórzem.

Nie podjął wtedy żadnej decyzji, stchórzył i zaważył na czyimś życiu. Nie wybierał żadnej drogi. Nie zrobił nic.

 

***

 

- Argh! - wydarł się Arek. Ostrze przecięło powietrze i wbiło się w czoło truposza. Upadł razem z trupem na ziemię i zaśmiał się zwycięsko. Nie był już tchórzem, wreszcie to zrobił. Kiedyś musiało to nastąpić, kiedyś musiał zabić, zmienić się. Żałował siebie samego i czuł się, jakby już dawno umarł. Brak sensu, brak uczuć, emocji, a jednak one były, istniały w nim, ale bardzo skryte, bardzo głęboko.

Bo ty jesteś inny – mówił do swojego dawnego ja. Był zadowolony. Podniósł się i ruszył z powrotem w stronę obozu z uśmiechem od ucha do ucha.

 

***

 

Biegł. Biegł najszybciej jak potrafił, dzierżąc w prawej ręce nóż. Przed nim było trzech truposzy, już go zauważyli. Lodowaty wiatr wiał mu prosto w twarz, a śnieg prószył w oczy. Denerwował się, ręce wibrowały, trzęsły się jak szalone, ale wykonywały polecenia.

Podbiegł do pierwszego i z krzykiem na ustach sieknął go po twarzy. Krew trysnęła mu w oczy, szybko ją przetarł. Uśmiechnął się. Drugiemu wbił ostrze w podbródek, a trzeciego wywrócił na ziemię i poderżnął gardło.

- To nie działa! - krzyknął, odkrywając dziwną przypadłość umarlaków. Zdołał odkryć, że zabić ich da się tylko przez rozwalenie głowy, przebicie mózgu. Wbił nóż w jego oko i odetchnął z ulgą.

Wstał, wytarł nóż i schował go do kieszeni. Rękawem obtarł twarz z krwi martwiaków i spojrzał przed siebie. Blok mieszkalny, to właśnie w nim mieszkał. Zaśmiał się rubasznie i powoli podreptał w jego stronę.

Znalazł dom, nareszcie dotarł do wsi, z której pochodził, w której mieszkał całe życie. Tylko czy odnajdzie tutaj to, które zatracił? Nie powróci już do niego, ale czy jest szansa na zobaczenie bliskich całych i zdrowych? Truposze niedaleko jego domu to był zły znak, ale Arek miał dobre myśli. Wierzył, że Beata żyje, że Kamil żyje, że on przeżyje razem z nimi.

Wszedł do klatki, śmierdziała zgniłym trupem.

A co, jeśli oni nie żyją? - myślał. - A co, jeśli to wszystko na marne? Nie, ty jesteś inny. Wejdę tam i się przekonam, bo ty jesteś inny! I byłeś inny! I będziesz inny, a ja już tobą nie jestem!

- O czym mówisz? - zapytał go głos dochodzący z posągu naprzeciwko niego. Rozejrzał się, znajdował się w pałacu z obrazami. - Dlaczego trzymasz zakrwawiony nóż w kieszeni? - spytał głos.

- Bo zabijałem... - odparł Arkadiusz, spoglądając w białą jak śnieg podłogę.

- Dlaczego więc zabijałeś?

Arek rozpoznał ten głos dopiero teraz, był to jego głos, ale łagodniejszy i mniej stanowczy niż był on teraz.

- Bo musiałem... Bo już nie jestem tchórzem...

- Tchórzem? - zdziwił się posąg.

- Tobą, zidiociały baranie! Ja zabijałem, bo to ja! Bo ty jesteś inny!

Posąg zamilkł.

- Widzisz ty to, zadufany dupku, który bał się prawdy i bał się zmian!?

Nadal milczał.

- Odezwij się, jeśli masz tyle odwagi! Udowodnij mi, że się mylę! Dlaczego się zamknąłeś!? - Arek wrzeszczał, ale jego głos zaczął się załamywać, drapało go w gardle.

- Idź dalej – odrzekł głos.

Nagle Arek otworzył oczy i pojawił się wnet na klatce schodowej. Rozejrzał się i spokojnym krokiem zaczął wchodzić po schodach. Jego rozmowa z jego dawną osobowością była nadzwyczaj dziwna, jakby sztuczna. Czy tak właśnie sobie wyobrażał dawnego siebie? A może dawny on wyobrażał sobie tak swoją zmianę i wszystko zależało od tego?

Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Cuchnęło trupem, dreszcz przeleciał po skórze Arkadiusza, ale ten nie cofnął się. Wszedł głębiej do mieszkania, wszystko było zagracone i porozrzucane. Sofa stała podarta tam, gdzie nie powinna, drzwi połamane leżały w progu, a obrazy ze ścian zostały pozrzucane. Działo się tutaj o wiele więcej, na co wskazywała ogromna ilość łusek amunicji.

- Skurwysyny... - mruknął Arek, hardo idąc przed siebie. Zwietrzył już trop, ślady krwi prowadzące do salonu. Złapał za klamkę, ale nagle w drzwi coś uderzyło.

Arek stanął jak wryty, gdy przed nim, za drzwiami ze szklaną szybą, stał truposz z długimi blond włosami, stękając i jęcząc. Ten jeden moment odebrał mu mowę i oddech. Upadł, czując ból w klatce piersiowej. Skąd ten ból? Nikt go przecież nie zranił?

Beata stała tuż obok, ale ona też uległa zmianie, drastycznej. Paranoja, która wcześniej wydawała się być tylko obsesją, stała się autentyczna i zaważająca na życiu jego bliskich. Wiedział, kto to zrobił, wiedział, że zrobili to specjalnie i wiedział też, że... to jego koniec. Całą drogę w życiu przebył tylko dla niej, wybaczył jej nawet zdradę, najpierw wtedy, gdy dowiedział się, że nie jest ojcem Kamilka, a potem kiedy okazało się, że jest nim Andrzej. To wszystko zostało przekreślone jedną linią, jedną, potężną kreską znaczącą tyle, co śmierć.

Zaczął płakać, wyć i jazgotać. Sedno jego sensu tułaczki przez lasy umarło, a jego pozostałości stały przed nim z nieprzebranym głodem. To wszystko na marne, odkąd rozpoczęła się wojna, odkąd dowiedział się prawdy o dziecku nic już nie miało znaczenia. Nastąpił dzień, w którym dowiedział się, że jest martwy. Już od tamtego czasu...

- To przez ciebie, skurwielu! - wrzeszczał do posągu. - To przez ciebie wszystko się zmieniło, bo byłeś zbyt wielkim tchórzem, żeby zaakceptować rzeczywistość!

Pierwsze kamienie ze stropu zaczęły spadać, pałac powoli się sypał.

- Kim ty, kurwo, jesteś, co? By wyznaczać mi, jak mam... Kim ty jesteś!?

Pierwsze podpory runęły, filary pękły z trzaskiem.

- Miałem się nie poddać, bo ty jesteś inny, ale... Po chuj się zmieniałem!? I tak nie żyłem! Byłem martwy od początku tego wszystkiego!

Sufit wnet runął, obrazy zniknęły, pałac zniknął. A on został. Sam pośród niczego.

- Betka – jęknął, wstając i z uśmiechem naciskając klamkę. - Przepraszam.

Po jego twarzy spłynęły łzy, już po raz ostatni. Skrucha spłonęła nagle, tak szybko, jak szybko zęby truposza wbijają się w ciało i tak szybko, jak postępuje wirus. Ulotniło się życie, resztki osobowości. Tchórza już nie było, nawet tożsamości. Nawet Pałacu Pamięci.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (30)

  • KarolaKorman 26.11.2015
    ,, taki łatwy i tani tytoń...'' - nie bardzo pasuje mi słowo ,,łatwy'' w odniesieniu do tytoniu
    ,,Niedaleko paliło się także małe, wypalone ognisko, '' - tu jedno przeczy drugiemu. Paliło się, ale było wypalone
    ,,a obok tułało się dwóch osobników. '' - żeby powiedzieć, że człowiek się tuła musiałby to robić dłuższy czas, a powodem jest brak domu
    ,,- Beata mnie walła'' - walnęła x3
    Zaczęłam czytać, ale chyba zostawię to do rana, więc to co zauważyłam zostawię, a przez dzień skończę i dopiszę resztę :)
  • DeadHuman 26.11.2015
    (Na komputerze, z którego teraz odpisuję, nie działa opcja "Odpowiedz" :/)
    "łatwy tytoń" odnosi się do łatwego zdobycia go i często korzysta się z tego określenia.
    "walła" jest jak najbardziej poprawne, jeśli jest to dialog. Mówi to dziecko, więc jest to całkiem zrozumiałe... W dialogach bowiem nie wszystko musi być poprawnie napisane, bo tak mówi postać. To tak, jakby mój kolega mówił "przyszłem", a ty poprawiłabyś go, bo jest niepoprawnie. Jeśli tak mówi, to tak mówi i nawet narratorowi nie jest dane tego zmienić :D
    Czekam na dalszą część ;)
  • KarolaKorman 26.11.2015
    Pięknie mi wytłumaczyłeś, dziękuję, nie uznaję za błąd :)
  • KarolaKorman 28.11.2015
    ,,Niedaleko paliło się także małe, wypalone ognisko, '' - tu jedno przeczy drugiemu. Paliło się, ale było wypalone
    ,,a obok tułało się dwóch osobników. '' - żeby powiedzieć, że człowiek się tuła musiałby to robić dłuższy czas, a powodem jest brak domu
    ,,- Sala dwieście dziewiąta,'' - lepiej brzmiałoby: dwieście dziewięć Wiem, że to znów dialag.
    ,, ale ona też uległa zmianie, drastycznej'' - tu zmieniłabym szyk zdania: ale ona też uległa drastycznej zmianie
    Widziałam też przecinki, ale nie wypisywałam.
    Opowiadanie zakręcone i nie do końca dla mnie zrozumiałe. Z tekstu odczytuję, że Andrzej może być ojcem Arka, a Beata siostrą, gdzieś na początku. Później okazało się, że jest jego żoną, ale urodziła nie jego dziecko. Jednak nie domyśliłam się istoty biegania po lesie i ciągłego powtarzania sobie, że jest tchórzem. Co mnie irytowało, to ciągłe powtarzanie imienia bohatera. Było mnóstwo zdań, gdzie mogłeś go w ogóle pominąć, bo czytelnik dobrze wiedział o kogo chodzi lub zastąpić choćby zaimkiem typu: on.
    Nie wiem też skąd ta wojna. Ogólnie czytało się dobrze, ale ciągła zmiana miejsca akcji dezorientowała.
    Błędy 7/10
    Pomysł 5/10 Ja nie odnalazłam się w tym opowiadaniu.
    Całokształt 6/10
    Temat dodatkowy 3
  • DeadHuman 28.11.2015
    KarolaKorman
    Co do czwartego bledu... Cóż... Jest to bardzo zamierzone, wg mnie brzmi tak o wiele lepiej, intencje są inne... Nie potrafię tego wyjaśnić, ale tak jest dla mnie lepiej XD
    Co do interpretacji... Bohatera wzorowałem co nieco na sobie, próbowałem sobie wyobrazić siebie biegającego po lesie i próbującego przeżyć. Tak właśnie stworzyłem tchórza, który nawet nie może się pogodzić z tym, że nim jest i ciągle to sobie wytyka. Nienawidzi siebie.
    Z tymi powtórzeniami... Rzeczywiście, jest kilka takich momentów.
    Wojna to część uniwersum, nie powinniście w to tak bardzo wnikać, jest ona tylko tłem.
    Zmiana miejsca akcji dezorientowała? Nie wiem, ja ją lubię, jeśli jest dobrze opisana i ma znaczenie.

    Mamy ogromny kontrast - ocena Jacka i twoja, Karolu... Widać dzięki temu jak różni są ludzie i ich gusta ^^
    Dzięki za opinię :D
    Pozdrawiam :)
  • Slugalegionu 26.11.2015
    Wyjaśnijmy coś sobie. Cokolwiek odpiszesz, raczej to oleję. To nie tak, że Ciebie nie lubię, ale po prostu nasze wizje pisania się różnią. "Może zacznij chcieć coś zmieniać? Jeśli coś się komuś nie podoba, zacznij się starać, by to zmienić" ~ Będę zmieniał część rzeczy, ale na Boga, nie coś tak subiektywnego, jak długość zdań. Ja piszę te opowiadania i to mi mają się podobać, a jeśli Tobie nie pasuję, to trudno. Są inni autorzy.

    Błędy oraz pseudo błędy:

    1) [...] odbierając małe(,) kartonowe pudełko i kartkę [...]
    2) [...] przerwał, machając ręką. ~ Czas przeszły niedokonany, więc przez resztę rozmowy, a przynajmniej sporą jej część dalej będzie machał. Poprawnie powinno być machnął.
    3) I tak się dziwię, że starasz się dla mnie zdobyć taki łatwy i tani tytoń... ~ Skoro łatwo go zdobyć, to co dziwnego jest w tym, że to robi? Od razu mówię, że nie czytałem Twego wyjaśnienia, bo raz, że takie rzeczy ma wyjaśniać tekst, a dwa, że spoilery.
    4) Niechybnie zbliżała się zima, jednak on był na nią przygotowany. ~ Akurat czytam Grę o tron, więc zamiast bliżej nieokreślony głos nikogo (o tym później) usłyszałem głęboki baryton, mówiący "winter are coming".
    5) [...] że wszędzie krążą Putinowcy [...] ~ podkreśla mi ostatnie słowo. Widzę, że u Ciebie też jest schemat "hmm... ta postać jest "ruskim"... musi być tak zła, jak tylko się da". No, chyba że coś się zmieni. Błagam, niech tak się stanie...
    6) Spostrzegł jednego przebitego blachą z samolotu. ~ Widziałeś kiedyś blachę lub samolot? Bo te drugie buduje się z lepszych materiałów. Przykładowo chmury to woda, więc przydałoby się coś wodoodpornego.
    7) Jego klatka piersiowa rozszczepiała się niczym ser na pizzy i wytryskiwała z niej krew ~ mimo to żył i był zdolny nawet się poruszać... czy Ty żeś mnie nie zgnoił za brak logiki?
    8) Beata mnie walła! ~ Ja wiem, że dla Ciebie dialogi to wolna amerykanka, ale błagam... w czym to słowo jest wyjątkowe, że jedynie one jest stylizowane na "język dziecięcy"?
    9) Podczas dialogu w szpitalu użyłeś "Nie jego"zbyt wiele razy. Po co te upewnienia? Nie są niczym uzasadnione. BTW, jak to sprawdzili bez jego DNA?
    10) To nie ja. ~ Na jedno zdanie mamy narrację pierwszoosobową. Czemu?
    11) Możliwym było ~ Możliwe było (to).
    12) Mimo to, cieszył się. ~ Bez przecinka.
    13) [...] że jego ukochani na niego patrzą(,) napiął biceps [...]
    14) Widniało na niej wielkie 'S'. ~ Raz, cudzysłów nie apostrof. Dwa, dziękuję za ten szczegół, bo nie kojarzyłem jak wygląda strój Supermana.
    15) [...] śmiały się do rozpuku [...] ~ śmiali, bo dzieci były wtrąceniem, więc mówisz o rodzicach.
    16) Za późno, znów nie podjął decyzji. ~ Podjął ją? Zdecydował się nie ujrzeć swej twarzy i wywalić lusterko.
    17) Mimo to, ręce trzęsły się niemiłosiernie. ~ Bez przecinka.
    18) Praca w biurze była niezwykle męcząca i monotonna, wbrew pozorom. ~ Bo pierwsze co myślę na słowo "biuro" to impreza przy której Kac Vegas się chowa...
    19) Teraz, kiedy jest narodowa mobilizacja? ~ Bez przecinka, bo spójnik złożony.
    20) Biegł najszybciej(,) jak potrafił [...]
    21) [...] odkąd dowiedział się prawdy o dziecku(,) nic już nie miało znaczenia.

    Całokształt:

    Wkurzyłeś mnie. Po pierwsze, już tytuł jest spoilerem końca, który bez niego byłby dobry. Po drugie, bohater może i jest fajny, ale czy naprawdę musiałeś aż tyle razy mówić nam, że jest tchórzem? Po trzecie, żaden z bohaterów nie ma opisu wyglądu, poza listonoszem. Nie umiałem wymyślić głosu dla narratora, co zwykle równa się tekstowi najwyżej miernemu. No i jeszcze Ci ruscy... jest o nich tylko zdanie, lecz i tak nie rozumiem. Czemu tak wielu ludzi mówi, że określone grupy muszą być złe? Zrozumiałbym, gdyby było to zdanie pasujące do bohatera, ale nie czuć w nim niechęci do innych. Nie kupuję też wstawek. No generalnie goni go truposz, a tu nagle wspomnienie. Myślę se, "no dobra, czemu nie?". I co się okazuje? Że to sen. Jak można zasnąć w biegu? Zgaduję, że to efekt cięcia tekstu w imię limitu...
    Czytało mi się to jak "Grę o tron". Książka jest poprawna, ale ma tego pecha, że jest dla mnie przerwą od Wieśka, który po mojemu po prostu ją miażdży. Wątki są nawet okej, wydarzenia też, ale poza głównym bohaterem nikt nie ma osobowości. Pewnie taki miał być efekt, no ale jednak... Czemu w narracji czasem piszesz Arek, a czasem Arkadiusz?
    Mimo to nie mogę powiedzieć, że praca jest słaba. Nawet ignorując limit, jest przeciętna z aspiracjami na wybicie się ponad poziom. Jestem pewien, że gdybyś nie musiał ciąć, tekst byłby genialny, no ale jednak...

    Pomysł:

    Wojna, która jest tylko po to, aby były truposze znikąd. Nic o nich nie wiadomo. Facet szuka żony i dziecka. Jest przy tym pacyfistom, przynajmniej na początku. A i "winter are coming", co też pochodzi z filmów akcji. I parę innych rzeczy. No wybacz, ale nie mam jak dać zbyt wysokiej noty w tej kategorii.

    Pomysł dodatkowy:

    Mam mieszane uczucia. Zrealizowany, to prawda. I byłoby to najlepsze wykonanie, jakie czytałem, gdyby nie mówienie nam tego, gdzie tylko się dało oraz brak jakiegoś powodu do zmian. No bo to nie była raczej jego pierwsza ucieczka, ani pierwsze sny...

    Błędy: 6
    Całokształt: 6
    Pomysł: 5
    Pomysł dodatkowy: 3
    Dam też trzy.
  • Slugalegionu 26.11.2015
    A i możesz się pochwalić tym, że masz drugie najbardziej przeciętne opko jakie czytałem. Mimo to Lady zrobiła pracę tak przeciętną, że aż nieprzeciętną i nigdy lepszej w tej kategorii chyba nie znajdę. No po prostu aż przeczytam wszystko naraz, jak wyjdzie epilog.
  • MrJ 26.11.2015
    Slugalegionu i znowu Sakal próbuje być fajmiejszy niż jest. Tego typu komentarze dają ci jakieś brakujące dick pointy czy co? Oceniłeś to oceniłeś, na ten cały ranking wszyscy kładą wała.
  • Jack O'Frost 26.11.2015
    9) Podczas dialogu w szpitalu użyłeś "Nie jego"zbyt wiele razy. Po co te upewnienia? Nie są niczym uzasadnione. BTW, jak to sprawdzili bez jego DNA? - wystarczyło mieć podane grupy krwi ojca i matki. Genetyka się kłania. Przykładowo: załóżmy, że Beata miała grupę B, Andrzej A, a Arkadiusz 0. Dziecko mogło mieć w tym przypadku grupę AB, co nie jest możliwe w przypadku osób z grupami A i 0. Kobieta mogła się wypytywać, jakim cudem dziecko ma taką, a nie inną grupę, więc pielęgniarki się dowiedziały. Wybacz, Slugalegionu, ale popisałeś się niczym innym, jak głupotą. Nie wypowiem się co do reszty, gdyż śmiałem się podczas czytania. Zachowujesz się jak jakiś znawca, a tak naprawdę nie wiesz nic.
  • Jack O'Frost 26.11.2015
    "z grupami A i 0" - B i 0... wybaczcie, pośpiech :/
  • Slugalegionu 26.11.2015
    Jack O'Frost, o tym nie pomyślałem, ale skoro bohatera tam nie było, to grupy krwi też nie mieli.
  • DeadHuman 26.11.2015
    Slugalegionu
    Dobrze, że mi nie odpowiesz, przynajmniej uznam, że zrozumiałeś.
    Postaram się co nieco wyjaśnić, choć wiem, że może nie być widać tego w tekście.
    2) Machał ręką podczas przerywania, nie podczas dalszej rozmowy.
    3) Racja, nie wyszło to zbyt logicznie XD
    4) Popraw angielski, bo powinno być "winter is coming", ale to szczegół... I, czy jeśli użyję w opowiadaniu słów, że zbliżała się, lub nadchodziła zima, to od razu jest to z filmów akcji, albo z "Pieśni Lodu i Ognia"?
    5) Moje uniwersum, moje zasady. Moje uniwersum będę kreował przez wszystkie opowiadania, jakie tu wstawię, niekoniecznie więc muszę teraz wyjaśniać, o co z nimi chodzi. Więcej o tym jednak by było, gdyby nie limit.
    6) Blacha wcale nie musiała być 'budulcem' samolotu, mogła być w środku.
    7) Śmiechłem XD A może to był truposz? Hę? Nie, no co ty, nie ma powiedziane, że to on, więc to musi być żywy człowiek... Genialne ^^
    8) Bo ja tak chcę. Od dialogów wara, bo jest to wizja twórcza autora, nie czytelnika.
    9) Lubię te upewnienia. :) Resztę wyjaśnił Jack.
    10) Mam dobitniej wyjaśnić, że to myśli bohatera? Może je podpisać? Mają osobny akapit i służą jako taki przerywnik myślowy wtrącony do narracji... Nikt nigdy mnie za to nie zlinczował oprócz ciebie :/
    11) Tak i tak jest poprawnie.
    14) To tylko takie upewnienie.
    16) Aha? A może nie była to mowa o tym? Nie podjął decyzji wcześniej, przez to stało się to, co się stało.
    18) Praca w biurze = siedzenie i ględzenie... Raczej nie wydaje się ona zbyt męcząca dla zwykłych obywateli, co? Albo pracowników budowlanych? O to chodziło.
    20) Nie zgadzam się... Ostatnio widziałem tu, na forum, poradnik. Przeczytaj go i się dowiedz, o co chodzi.

    " I byłoby to najlepsze wykonanie, jakie czytałem, gdyby nie mówienie nam tego, gdzie tylko się dało oraz brak jakiegoś powodu do zmian." - aha... Nie ma powodu, prawda? Wszędzie zombiaki, on nie umie nikogo zabić, boi się, nie ma powodu do zmian... Powrót do domu? Pfff... To nie jest powód, no nie... I chciałem, żeby było dobitniej, głównie ze względu na ciebie, bo mruknąłbyś, że jest wspomniane w jednym, dwóch zdaniach i koniec. Nie dogodzisz.

    Wojna, która jest tylko po to, aby były truposze znikąd." - wszystkie moje opowiadania tutaj (oprócz Bogdanka) będą w tym uniwersum, również te z bitwy. To nie tak, że jest to znikąd, po prostu tak jest, a że nie jest tutaj wyjaśnione, to nie znaczy, że w ogóle nie będzie.

    "Czytało mi się to jak "Grę o tron". " - co mnie obchodzi tutaj książka Martina? Wtrącasz to teraz, zauważyłem, w każdej bitwie, ale nie bardzo rozumiem, po kiego grzyba?

    "Czemu w narracji czasem piszesz Arek, a czasem Arkadiusz?" - bo to to samo imię? Co prawda, nie jest to synonim, ale nie ma powtórzeń, a trudno mi było wymyślić coś innego, co jednak oznaczałoby jego i tylko jego.

    "Po pierwsze, już tytuł jest spoilerem końca, który bez niego byłby dobry." - a "Ostatnie Życzenie" w wiedźminie to nie jest czasem spoiler? Polega na tym samym, jednak tytuł jest dobry. Tutaj, jestem pewien, że nikt nie spodziewał się happy endu, więc tytuł był formalny, a na dodatek mi się podobał.

    "bohater może i jest fajny" - nie jest fajny.

    "Nie umiałem wymyślić głosu dla narratora, co zwykle równa się tekstowi najwyżej miernemu" - mój typ narracji, mój styl, nie interesuje mnie, co umiałeś, a co nie...

    "Że to sen." - aha... Sen? Kto ci powiedział, że to sen? Bo śnił i sobie przypominał? Nie... Po prostu przypomniał sobie na ten moment ten moment, to wspomnienie i akcja popłynęła dalej...

    "pacyfistom" - :) Nie wiem, skąd żeś to wytrzasnął, naprawdę XD

    "czy naprawdę musiałeś aż tyle razy mówić nam, że jest tchórzem?" - a czemu nie? Chciałem to jak najbardziej podkreślić, żebyś nie miał żadnych wątpliwości, chciałem pokazać jego beznadziejność, że jest totalnym, beznadziejnym tchórzem, ale ty się o to czepiasz... Ja bym się raczej przyczepił do tego, dlaczego miał na imię Arek, bo to jest bardziej niezrozumiałe, niż to, co ty wytknąłeś.

    Dzięki ci za przeczytanie, z pewnością wezmę twoje poprawki pod uwagę :)
  • Slugalegionu 26.11.2015
    Death, no fajnie, ale ta wojna nie uczyniła go kimś, gotowym do mordu, więc czemu nagle mogła to zrobić? Czy stało się na niej coś, czego jeszcze nie przeżył? Raczej nic. A i jeszcze co do uniwersum. Wszystko ładnie i pięknie, ale sam powiedziałeś, że Bitwy powinny stanowić samodzielną całość.
  • Slugalegionu 26.11.2015
    No i teraz spadam.
  • DeadHuman 26.11.2015
    Powinny, ale nie stanowią. Cała moja osoba jest jak jedno wielkie uniwersum i tylko w nim postanowiłem pisać, a nie robić z bitwy nową serię jakiegoś szmelcu.
    Wojna z niego nie uczyniła NIKOGO, bo wojna była raczej... BUM BUM BUM w miastach i koniec. Nowoczesność, technologia i te sprawy. A potem dopiero Putinowcy, po przegranej wojnie... wirus, przypadek i te sprawy. Nothing more.
    No i widzę, że masz słabą wolę, bo jednak mi odpisałeś. :)
  • Slugalegionu 26.11.2015
    No widzisz... pisząc tamtego koma emocje mi opadły. Do książki się odniosłem tutaj, bo tak samo mi się czytało. Oczywiście z uwzględnieniem tego, że te teksty są zupełnie różne.
  • Slugalegionu 26.11.2015
    - Znowu... - mruknął, waląc pięścią w drzewo. Ponownie usnął i zbudził się w nieodpowiedniej chwili. Stąd ma interpretacja wizji.
  • Slugalegionu 29.11.2015
    W sumie to mój udział w Bitwie jest jak widać aż za pewny. Zobaczymy na ile mogę se pozwolić przy was...

    "Po pierwsze, już tytuł jest spoilerem końca, który bez niego byłby dobry." - a "Ostatnie Życzenie" w wiedźminie to nie jest czasem spoiler? Polega na tym samym, jednak tytuł jest dobry. ~ Spoko, szanuję Twe zdanie i ufam, że "Ostatnie życzenie" to według Ciebie dobry tytuł. Według mnie najsłabsza część opowiadania oraz niemal najsłabsza książki, bo spoilery. Nic innego Sapkowskiemu zarzucić nie umiem, więc nie zmienisz mojego zdania, no może pomijając magię, ale to akurat takie "widzi mi się", więc nie liczę tego.

    "Czemu w narracji czasem piszesz Arek, a czasem Arkadiusz?" - bo to to samo imię? Co prawda, nie jest to synonim, ale nie ma powtórzeń, a trudno mi było wymyślić coś innego, co jednak oznaczałoby jego i tylko jego. ~ Polecam: Bohater, ocalały, mężczyzna i tym podobne. Słowa oznaczają to samo, ale duży i ogromny też znaczą to samo. Wydźwięk mają inny, to prawda, ale znaczą to samo. Z Arkiem i Arkadiuszem jest to samo.

    Praca w biurze była niezwykle męcząca i monotonna, wbrew pozorom. ~ Czyli inaczej: Wbrew pozorom praca w biurze jest niezwykle męcząca i monotonna, więc dalej mam rację. Zresztą sam fakt, że mogłem tak pomyśleć nawet nie szukając błędów tego dowodzi.

    "bohater może i jest fajny" - nie jest fajny. ~ Nie będziesz mi mówił, co mam o nim sądzić, jasne? Miał nie być fajny? Trudno, dla mnie taki jest.

    Popraw angielski, bo powinno być "winter is coming", ale to szczegół... I, czy jeśli użyję w opowiadaniu słów, że zbliżała się, lub nadchodziła zima, to od razu jest to z filmów akcji, albo z "Pieśni Lodu i Ognia"? ~ Nie, ale jeśli użyjesz tego oraz wielu, wielu innych schematów podobnych do tych z filmów akcji, to już tak.
  • Jack O'Frost 26.11.2015
    Beata już znać nie mogła?
  • Slugalegionu 26.11.2015
    Może i mogła, ale to tak niepewne źródło informacji (mogła coś pomylić pod wpływem stresu), że lekarze raczej nie wyrażaliby się tak definitywnie.
  • Jack O'Frost 26.11.2015
    Jak widać się nie pomyliła.
  • Jack O'Frost 28.11.2015
    „- Może coś się znajdzie? - pomyślał Arkadiusz, podchodząc bliżej myśliwca.” - Pomyślał na głos, że zdanie zaczyna się od myślnika?

    "- O czym mówisz? - zapytał go głos dochodzący z posągu naprzeciwko niego. Rozejrzał się, znajdował się w pałacu z obrazami. - Dlaczego trzymasz zakrwawiony nóż w kieszeni? - spytał głos." - Wydaje mi się, że "spytał głos" jest niepotrzebne, biorąc pod uwagę poprzednie zdania.

    Kilka błędów zostało wymienionych przez KarolęKorman, więc nie widzę sensu ich powielać. Wypowiem się natomiast co do treści.
    Bez wątpienia opowiadanie jest moim faworytem. Po raz kolejny dostałem od ciebie dawkę zombie i dramat, czyli to, co dla mnie najlepsze. Ciekawi mnie, dlaczego bohater był tak daleko od domu. Jeździł tak daleko do pracy, że na piechotę wracał jakiś tydzień?
    Co do wojny - ludzie logiczni nie są, więc wojna mogła wybuchnąć z byle jakich błahostek. Skłamałbym jednak, mówiąc, że mnie do nie ciekawi. Podejrzewam jednak, że to Rosjanie odpowiedzialni są za stworzenie wirusa i rozprowadzenie go po świecie.
    Współczuję bohaterowi. Musiał wiele wycierpieć przez Beatę, a jednak wszystko jej wybaczał. Widać po nim naiwność.
    Podoba mi się, że żaden z bohaterów nie jest idealny, ba - daleko im do idealności, przez co wszystko wydaje się naturalne.
    Nie rozumiem zachowania Beaty - skoro, jak podejrzewam, nie kochała Arka, to po co z nim była? A jeśli kochała, jak można zdradzić osobę, którą się kocha? Cóż, są dla mnie rzeczy nie do pojęcia. Tutaj wyszło to na plus, bo bohaterowie wywołali u mnie emocje, zaciekawienie.
    Podobała mi się zmiana bohatera, wyraźnie ją zaznaczyłeś. Najlepiej wykorzystany temat dodatkowy, jak do tej pory. Widać zmiany, które w nim zaszły przez życie w miejscu, gdzie wszyscy ludzie są martwi, a na dodatek chcą zabić i jego. Pod koniec mamy całkowite załamanie psychiczne - wybacza wszystko Beacie, jakby zrobił wszystko, by nie być dłużej samotny, a także pokazuje nam, jak mocno kochał swoją żonę.
    Interpretacja zarówno tematu i tematu dodatkowego - ogromny plus. Pałac pamięci ciekawie przedstawiony, przemiana bohatera dobrze ukazana.

    Podsumowując:
    Błedy: 9, nie było ich specjalnie dużo.
    Całokształt: 9, byłoby dziesięć, gdyby nie pominięcie pewnych rzeczy, ale rozumiem, że limit słów... Dodatkowo styl przypadł mi do gustu, co zawyża ocenę.
    Pomysł: 10 w pełni zasłużone.
    Temat dodatkowy: 5
  • DeadHuman 28.11.2015
    WOW! Nie spodziewałem się takiej noty, to wręcz za dużo.
    Opisałeś wszystko tak, jak ja myślałem, czyli zinterpretowałeś w prawidłowy sposób... praktycznie wszystko! Kim ty jesteś? XD
    W każdym razie dzięki za tak wysokie oceny, liczę, że kiedyś też napiszesz jakąś bitwę :D
  • El Guardia 28.11.2015
    Błędy : 7
    Całokształt : 7
    Pomysł : 9
    Pomysł dodatkowy : 4
  • DeadHuman 28.11.2015
    Mógłbyś się bardziej postarać.
  • Slugalegionu 28.11.2015
    Daj mu spokój. On tak u każdego zrobił. Nie wiem czemu, jak dla mnie obraził się za niskie oceny pod swoją Bitwą.
  • Slugalegionu 28.11.2015
    Chociaż mnie też to przeszkadza, bo nie sztukę jest dać trzy za pomysł u mnie bez uzasadnienia. No, ale niektórych na to nie stać.
  • Sileth 01.12.2015
    Yeah, wszędobylskie polskie imiona... Jak ja się cieszę! Ale koniec czepiania się, każdy pisze jak lubi. ;) Jakoś ścierpię tego Arka i Beatke...

    Błędy:
    Wybrałam z wymienionych te, które uważałam za błąd. Nie było ich strasznie dużo, a tych w dialogach się nie czepiam, więc stwierdziłam, ze nie ma sensu ich wymieniać. Zapytam tylko o jedno: dlaczego na początku dialogów są dywizy, a potem myślniki? Dla mnie dywizy zamiast myślników zawsze pozostaną błędami.

    Całokształt:
    O dziwo, pomimo tego, że na początku ciężko mi się czytało, później to się rozkręciło i podobało mi się. Piszesz także całkiem nieźle. Niekiedy coś nie grało w logice, ale przyjmuję do wiadomości, że to wina limitu słów. Do tego te przeskoki... Strasznie się w nich gubiłam i nie było to dla mnie do końca spójne. Nie wiem czy to ja jestem tak mało ogarniającą osobą, czy to tekst jest zagmatwany... Ehhh, nie ważne. Przejdźmy dalej.

    Pomysł:
    Najpierw o temacie głównym: wydawał mi się bardziej jakimś pomysłem pobocznym. Gdy spacerował po tym pałacu i oglądał obrazu, które przywoływały wspomnienia, myślałam, że będzie to bardzo ważny element. Później on trochę zanikł... ale na pewno był widoczny. Natomiast pomysł na całość był naprawdę ok. ;)

    Temat dodatkowy:
    Jakoś tak go nie czułam... Nie wiem czemu. Był, to na pewno, ale wydawał mi się średniawy, taki trochę mało wytłumaczony. Waham się tu pomiędzy 3, a 4. Po prostu brakowało tego czegoś.

    Błędy: 7
    Całokształt: 6
    Pomysł: 5
    Temat dodatkowy: 3,5

    Mam nadzieję, że można dawać połówki. ;)

    Podsumowując:
    18/30 +3,5 za temat dodatkowy, ew. 21,5/35 jeśli wliczamy temat do skali.
  • DeadHuman 01.12.2015
    Starałem się dobrze uwidocznić temat dodatkowy, ale niestety, widocznie, mi się nie udało :(
    No i co z tymi dywizami... Niestety, ale tego się nie pozbędę, jakimś cudem nie zauważam różnic, a mój OpenOffice robi straszne byki z tym, nie wiem, jak temu zapobiec, bo samo mi to uzupełnia, z automatu... Spróbuję pogmyrać ;)
    Dzięki za ocenę :D
    Pozdrawiam :)
  • Sileth 01.12.2015
    Też piszę w tym programie. Trzeba nacisnąć dwa razy dywiz, a potem spacje i robi się półpauza. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania