Poprzednie częściBitwa Literacka - "Ekspedycja"

Bitwa Literacka - W blokowisku

****************************************************

### Bitwa Literacka – W blokowisku ###

****************************************************

 

To było zwykłe osiedle – kilka bloków otaczających podwórko, parking, park, plac zabaw, ogródki... Nic dodać, nic ująć.

Tego dnia, słonecznego, sierpniowego dnia, przechadzałem się tamtędy. Wodziłem wzrokiem po budynkach i podwórku, wypatrywałem czegoś ciekawego, przykuwającego uwagę. Kilkoro dzieci siedziało na piaskownicy i obok trzepaka, krzyczały. Chociaż nie... One darły mordy na całe osiedle, wykrzykiwali obfite przekleństwa, aż pewna starsza pani wyjrzała z balkonu i wrzasnęła:

- Jak jeszcze jeden krzyk usłyszę, to dupy mietłą obiję! Agata, chodź na obiad!

Nie wyglądała na zamożną, staroświeckie ubranie, chusta na głowie, mokre kalesony na sznurkach obok niej suszyły się w słońcu. Nie przelewało jej się, na dodatek była pewnie babcią Agaty. Agatka, mała dziewczynka, pobiegła w stronę klatki schodowej. Jej ubrania były wytarte, wyblakłe i pogniecione. To tylko potwierdzało moja tezę. Za nią ruszył chłopak, nieco wyższy, w dresie, miał kaptur na głowie. Pod trzepakiem stało trzech kolejnych.

Zero oryginalności – pomyślałem z dezaprobatą. Wszyscy byli ubrani praktycznie tak samo, poruszali się tak samo, palili te same papierosy. Nie wyglądali na starych, acz próbowali ich udawać. Ledwo gimnazjaliści. Zawsze chciałem takim spuścić manto, więc podszedłem. Chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, kim jestem.

- A co to za palenie pod trzepakiem, chłopaki? - spytałem łagodnym głosem. Miałem lekki uśmieszek pod nosem, nie chciałem, żeby wyczuli złe intencje.

- A co cię to obchodzi? - odparł jeden z nich, dmuchając mi dymem prosto w twarz. Kaszlnąłem. Nienawidziłem tytoniu od dzieciństwa. Powstrzymałem gniew.

- Nie rozmawiasz z rówieśnikiem. Odpowiadaj, jak grzecznie pytam.

Nadal byłem spokojny, nie mogłem dać się sprowokować. Skręciłem kark i spojrzałem na klatkę schodową. Agata powinna już dawno być w domu, stała jednak przed dresiarzem i rozmawiała z nim. Bronił przejścia.

Bramkarz jebany się znalazł – pomyślałem, przygryzając wargę. Czegoś od niej ewidentnie chciał. A ja miałem nadzieję na spokojne przedpołudnie.

- Spierdalaj stąd – powiedział ktoś obok. Skręciłem więc głowę w drugą stronę i ujrzałem napis: „Prosto”. Wyżej znajdowała się łysa głowa trzymająca w gębie skręta. Wpakowałem się w niezłe bagno.

- Niszczcie sobie życie, to nie moja sprawa. Już sobie idę.

Obróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę klatki schodowej, kiedy nagle poczułem uchwyt na nadgarstku. Silny uchwyt, dryblas miał krzepę.

Zacisnąłem pięść, naparłem na prawą nogę i zrobiłem półobrót. Ręka przecięła powietrze i napotkała twardą szczękę. Coś strzyknęło, ale nie przyglądałem się, czy gość ma nadal zęby. Trzech wzdrygnęło się, gdy ich kompan padł nieprzytomny na ziemi, nikt nie zareagował. Wyprostowałem się, zmierzwiłem włosy i spojrzałem na nich spod byka.

Zamurowało mnie. Spodziewałem się, że będą stali jak wryci i obserwowali mnie. Myliłem się, rzadko kiedy się mylę. Jeden, odważniejszy, wyciągnął ku mnie pięść. Trafił w policzek. Tylko poruszyłem głową, chociaż bardzo bolało. Nie nastąpił kolejny cios, gość myślał, że mnie znokautuje. Obróciłem się i ruszyłem przed siebie. Nie było sensu bić dzieci. Spojrzałem jeszcze w stronę klatki schodowej, dziewczynka próbowała się przedostać przez barierę cwaniaka. Zapamiętałem jego twarz.

Mój cel był obrany. Spodziewałem się czegoś innego, jakichś awanturujących się, podstarzałych pijaczków, albo chociażby kochanka uciekającego przed mężem swojej zdradliwej kochanki. To się zwykle zdarzało, ale ta sytuacja była ciekawa, intrygująca i... nowa. Wróciłem do domu na obrzeżach miasta. Mieszkałem w porządnej dzielnicy z dala od osiedli i czegoś ciekawego. Zjadłem coś odgrzanego w mikrofalówce i poszedłem do sypialni.

Z kieszeni wyciągnąłem mały kluczyk, podszedłem do szafki i otworzyłem ją. Tak, ten widok cieszył mnie zawsze, kiedy po nie sięgałem. Ile to było? Pięć, sześć miesięcy odkąd ostatni raz ich użyłem. Wyłożyłem oba cacka na komodę i ruszyłem do łazienki.

Rozebrałem się tam i spojrzałem w lustro.

- Cholera, ale się postarzałem – powiedziałem sam do siebie, oglądając swoją twarz. Nic dziwnego, że nie wzięli mnie na poważnie. Bujna broda na twarzy, długie, kręcone włosy... Czyli wyglądałem jak menel.

Dokładnie się ogoliłem i znów spojrzałem w lustro. Gładka twarz, krótkie włosy, widoczna blizna na ustach. Warto było się namęczyć z nożyczkami. Moje ciało było umięśnione, choć szczupłe, również nieco wyrzeźbione. Nie miałem zarzutów i, jak co dzień, prezentowałem mięśnie przed samym sobą. Odczuwałem przyjemność z podziwiania swojego ciała, na które tak długo pracowałem. Tak być powinno.

Kilka godzin później ruszyłem do tego samego osiedla. Miałem sprawę do załatwienia. W rękawie trzymałem jedno z moich cacek, kolejne siedziało wygodnie w mojej kieszeni. Miałem uśmiech od ucha do ucha, kiedy zobaczyłem tę samą sytuację, co wcześniej.

- Kolacja, Aga! - krzyknęła staruszka, a dziewczynka znów odłączyła się od sfory rozbrykanych małolatów i pobiegła do klatki schodowej. On już tam był.

Ponownie barykadował jej przejście, ale musiałem poczekać, to nie był odpowiedni moment. Stałem za rogiem, miałem na sobie inne ubranie, nie mogli mnie rozpoznać, więc śmiało wpatrywałem się w scenę w przejściu. Cholera, że też im się nie nudzi – pomyślałem ze zdumieniem.

- Hej, młody człowieku! - krzyknął ktoś z okna. Starszy mężczyzna, wyglądał na podchmielonego. - Grzecznie proszę, odpierdol się od niej!

- Bo co!? - odszczekał cwaniak. Zacisnąłem pięść.

- Bo zejdę i nakopię ci do dupy, szczeniaku!

Cierpliwości – pomyślałem. - Jeszcze chwilka.

Palacz odstąpił, poszedł do swoich rówieśników i wszyscy razem zaczęli się śmiać. Ruszyli, uciekli spod trzepaka. Nie byli zbyt odważni, wyglądało na to, że byli zwykłymi, tchórzliwymi cwaniaczkami. Poczułem przyjemność i niedoczekanie, chciałem, żeby to się już stało. Ruszyłem za nimi.

- Siedem – wyszeptałem pod nosem i wciągnąłem mnóstwo powietrza.

Brakowało wśród nich dryblasa z wczoraj, ale dzień się przecież nie skończył, mogłem zaczekać. Weszli do jakiejś klatki schodowej, pewnie do swojej meliny. Ha, co ja mówię, gimnazjaliści nie mieli melin, siedzieli cały dzień u samotnego, starszego kolegi bądź u kolegi razem z jego rodziną. Tak, domyśliłem się, że idą do mojego ulubieńca. Nie spuszczałem ich z wzroku, obserwowałem ich. Obficie przeklinali, kiedy ktoś otworzył im drzwi. Weszli do środka i nagle wszystko ucichło.

Cholera – pomyślałem – są tam rodzice.

Złapałem za klamkę i uśmiechnąłem się.

- Siedem. Może to i lepiej, że będą tam rodzice? - wyszeptałem. Z góry schodził jakiś starszy jegomość, barczysty, wyglądał na typowego siłacza.

- Co tu robisz, co? - spytał, chwytając mnie za kołnierz jedną ręką. Był pewny siebie.

- Osiem.

Moje cacko wysunęło się z rękawa i przebiło mięsień. Musiałem użyć dużo siły. Wyjąłem i dźgnąłem jeszcze siedem razy, zatykając mu ręką usta. Powoli broczył, w ustach zbierała się mu krew. Upuściłem dziada, za dużo posoki na mojej kurtce trudno było doprać. Paker jeszcze chwilę się wykrwawiał, czerwona ciecz pokolorowała schody. Błędny wzrok trupa był skierowany na mnie.

Bez wahania nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Uśmiechem powitałem matkę jednego z chłopców. Wyjąłem z kieszeni drugie cacko. Stała tuż przede mną. Położyłem palec na ustach, a ona nawet nie jęknęła. Wystawiła ręce do góry, drgała. Napawałem się nią, nie była zbytnio piękna, ale na bezrybiu i rak ryba. Dawno nie mordowałem kobiety, szczególnie tak starej. Poczuła go na skroni. Zamknęła oczy, popłynęły łzy.

Zdziwiłem się, była harda, nie bała się śmierci. Doprawdy dziwne, zawsze krzyczały. Lufa zimna jak lód poraziła ją. Upadła. Nie było nawet huku, tylko ciche mlaśnięcie mózgu, podczas gdy przeszywała go kula. Ciało upadło na podłogę, krwi nie było dużo, z czego byłem wielce rad. Zamknąłem za sobą drzwi.

Ruszyłem dalej, w pokoju po lewej zobaczyłem chłopaka, mały chłopiec, trzymał gamepada w ręce, był raczej zajęty. Nacisnąłem spust, nawet się nie zorientował, co zmasakrowało mu ucho. Po prawej była kuchnia, a w niej dorosły facet. Strzeliłem, tym razem kula przebiła żebra, ale nie wyleciała na drugą stronę. Utknęła w mięśniu sercowym.

Nie zatrzymywałem się ani na chwilę, do czasu, aż stanęły przede mną zamknięte drzwi. Jeden kopniak wystarczył, by je wyważyć. Nie były, bowiem zbyt solidne, zwykłe styropianowe drzwi obite plastikiem. Po prostu połamały się w pół.

W środku zobaczyłem czterech cwaniaków i dryblasa. Wśród nich siedział cel. Oddałem dwa strzały, oba celne. Dwóch chłopaków padło martwych. Schowałem broń do kieszeni, moje cacko było na tyle małe, bym mógł je tam zmieścić. Trzech kolejnych wydarło się na całe gardło.

Dryblas rzucił się na mnie niemal od razu, złość miał wypisaną na twarzy. Uchyliłem się przed jego ciosem i walnąłem w brzuch. Miał kaloryfer jak stal, zabolał mnie nadgarstek. Wyjąłem moje drugie cacko z rękawa i przebiłem mu splot słoneczny, rzucając na ziemię. Jeszcze kilka dźgnięć, a na koniec poderżnięcie gardła. Aż miło było patrzeć na powoli rozcinaną skórę na szyi palacza. Przebiłem mu płuca i rozprułem jednym ruchem.

Niestety, chciałem zobaczyć, jak dym ulatnia się z jego martwych narządów, ale tam była tylko krew, dużo krwi. Przetarłem twarz i spojrzałem z dumą na swoje dzieło. Jeszcze dwóch, czysta przyjemność – pomyślałem, uśmiechając się szeroko.

- Trzeba było nie palić i nie dręczyć dzieci – rzekłem.

Palacze wybałuszyli oczy, jeden z nich zaczął płakać. Moje cacko znowu poszło w ruch, krew aż trysnęła na ścianę, kiedy rozciąłem jednemu krtań. Zaniemówił, dławił się tylko przez sekundę, potem padł jak długi na ziemię.

Kolejny cwaniak już tak nie cwaniakował, rzucił się w stronę drzwi z krzykiem i wołaniem o policję. To osiedle, tutaj nikt nie przejmował się osobami trzecimi, dopóki to nie dotyczyło bezpośrednio ich. Znikąd pomocy. Złapałem go tuż przy drzwiach. Zapoznałem go z nimi bliżej. Jego twarz zaczęła uderzać z ogromną siłą o połamany plastik. Obficie krwawiła, nos chrupał, właściciel beczał i jęczał, a ja? Ja uderzałem coraz mocniej. W końcu puściłem, zmęczyłem ręce, nie jestem niezniszczalny. Wyjąłem z kieszeni pistolet i zastrzeliłem chuja, jak być powinno.

Policzmy... Jeden trup na klatce schodowej, kolejny w przedpokoju, jeszcze jeden przy konsoli, w kuchni i pięciu w ostatnim pokoju. Osiem, zmieściłem się w limicie.

Splunąłem na twarz każdego z nich, kroczyłem pomiędzy plamami krwi. Jedne były jaśniejsze, drugie ciemniejsze, a jeszcze inne były wręcz żółte. Co tu dużo mówić, ktoś zeszczał się w gacie. Robota skończona, ruszyłem do wyjścia. Ale to nie był mój jedyny cel.

Ruszyłem w stronę drugiej klatki schodowej, na sobie miałem nadal zakrwawioną kurtkę, ale nie zwróciłem na to uwagi. Wszedłem do środka, a po schodach już schodziła znajoma dziewczynka. Sięgnąłem do kieszeni.

- Hej, mała – powiedziałem łagodnie, przyklękając. Stanęła na schodku, widząc mój dziwny gest.

- Czego chcesz? Dajcie mi spokój! - wrzasnęła, tupiąc nogą. Wyjąłem rękę z kieszeni, a Agatka wybałuszyła oczy.

- Daj to babci, niech kupi ci jakieś ubranka.

- Po co? Kuba mówi, że zawsze będę brzydka. - Rzeczywiście, do ładnych nie należała.

- Może i masz rację... W takim razie...

- Wcale nie jestem brzydka! Głupi jesteś! - odwarknęła szybko. Nic dziwnego, że starsi ją gnębili. Może po prostu wychowała się w takiej patologicznej rodzinie?

- Proszę, zanieś to po prostu babci.

- Od kogo te pieniądze? Jesteś listonoszem?

- Tak... Listonoszem z dobrym sercem. No, już, leć.

Agatka pobiegła szybko na górę, krzycząc, po czym wbiegła do domu. Musiałem się szybko ulotnić. Wyszedłem za róg blokowiska i ruszyłem ulicą w stronę domu. Po drodze zobaczyłem ciekawą scenę. Otóż, miałem wrażenie, że mam deja vu... Cwaniak w dresach, z papierosem w ręce kopał kogoś siedzącego na trawie. Nie wyglądał na takiego, co by miał za co wyżyć. Spojrzałem dresiarzowi w twarz. Był zacięty i uśmiechnięty. Pewnie nawet nie wiedział, jaką minę będę miał ja, kiedy będę wykonywał swoją robotę.

Zapamiętałem go. Obrałem cel.

 

**********NOTKA OD AUTORA**************

Nie wyrobiłem się, mam około 12 000 znaków :/ Skomentuj, oceń, itd, itp :D Pozdrawiam

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Anonim 01.08.2015
    Też chce pójść do czyjegoś domu i ponapierniczać ludzi XD
    Błędów nie wyłapałam (bo się na nich nie znam, ale ciii). Niektóre fragmenty z życia wzięte, jak to z tymi odzywkami do starszych :/ Czasami szyk zdań mi nie do końca odpowiadał, ale to już kwestia gustu :D Historia fajna, ciekawa, bohaterowie z wadami i zaletami, za co jest plus!
  • KarolaKorman 01.08.2015
    ,,One darły mordy na całe osiedle, wykrzykiwali obfite '' - wykrzykiwały
    Świetnie przedstawiona historyjka. Moja siostra czytając wyobraziła sobie Jasona Stathama w roli głównej :P
    Od nas obu 5 :)
  • Anonim 01.08.2015
    PS. Właśnie, co do oceny - nie zostawiłam jej, bo uważam, że system oceniania jest niesprawiedliwy XD
  • Drassen Prime 01.08.2015
    Dzięki wam za opinie :D
    Tak, masz rację Karola, ale nie mam dzisiaj chęci, by to poprawiać i edytować :/
  • Angela 02.08.2015
    Temat blokowiska bardzo fajnie, i realistycznie przedstawiony. Czytało się z ogromną
    przyjemnością. 5 : )
  • Anonim 02.08.2015
    "Tego dnia, słonecznego, sierpniowego dnia, przechadzałem się tamtędy." - toporna składnia, tak jakby słowo "tamtędy" sugerowało dalszy wywód.
    "Skręciłem kark i spojrzałem na klatkę schodową." - hah, nie wiem czy specjalnie miało zabrzmieć dwuznacznie, ale jeśli nie to zmieniłbym na "odwróciłem się" :p

    Aż mi się żał zrobiło żal dreso-gimbusów, ja bym to spsikał Raidem :p Ogólnie fajna historia, krwawa. Nikt do tej pory jednak nie poważył się na subtelność zabójcy a la Thane Krios :0 Wszyscy wolą rzezie i flaki :D Story dawało poczucie satysfakcji i było fajnie zakończone. Zostawię 4,5. :)
  • Drassen Prime 02.08.2015
    No no, Jared, zauważyłem, że dostaję głównie 4.5 od ciebie XD
  • Anonim 02.08.2015
    To chyba dobrze? :D Łatwe piony daję zwykle tylko za drabble ;)
  • Drassen Prime 02.08.2015
    No, łatwa piona to to nie jest, bo trochę się trzeba namęczyć, rzucić "kurwą", kiedy coś nie idzie i popisać trochę w nocy :D
  • Anonim 02.08.2015
    A propos rzucę jutro okiem na Myśliwych, bo od dwóch dni przyjmuję gości i nie mam zbytnio czasu-.- Jeszcze tylko dzisiaj i się skończy saga urodzinowa...
  • NataliaO 02.08.2015
    Ciekawe, proste i realne opowiadanie. Czytało się całość ciężko, lekkość wprowadził ten końcowy dialog.
    A i tak jakoś jak czytałam to miałam głupie skojarzenia: Rozebrałem się tam i spojrzałem w lustro.
    - Cholera, ale się postarzałem – powiedziałem sam do siebie, oglądając swoją twarz - dobrze, że dodałeś oglądając swoją twarz, bo ja już myślałam o całość postaci bohatera.
    4 ; )
  • Ronja 02.08.2015
    Początek czytało mi się strasznie ciężko (prawdopodobnie ze względu na konstrukcje zdań, o której wspominał już Jared), Później, gdy się rozkręciło, poszło jak z płatka. Ogólnie podobało mi się, fajne opowiadanie Drassen :)
  • Drassen Prime 02.08.2015
    Dzięki wam za opinie, bardzo mnie buduje na duchu, że ktoś jednak mnie czyta i komuś się to podoba :D
  • Prue 05.08.2015
    Dobre, jednak brakowało czegoś co, by przebudziło tą historię z prostoty. Początek był ciężki, z czasem nabrał lekkości. Ciekawa historia. Dam 4
  • Niebieska 27.09.2015
    Błędy - 10 - Nie widziałam, aby takie były. Jedynie tutaj dałabym te zdania od akapitu i rozbudowała/zmieniła/dodała coś, ale to nie jest błąd, a raczej moje widzimisię. "Agatka, mała dziewczynka, pobiegła w stronę klatki schodowej. Jej ubrania były wytarte, wyblakłe i pogniecione..."

    Pomysł - 7 - Interesujący, ale czegoś mi brakowało.

    Całokształt - 8 - Historia prosta. Zakończenie dobre.

    Podsumowanie: 25/30

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania