Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Blask Pioruna - rozdział 1

Witam, jest to moje autorskie opowiadanie, które publikuję także na Wattpadzie z konta JellySaiyan. Nie jest to plagiat, zapewniam. I z góry przepraszam za błędy

 

 

W starym, opuszczonym magazynie w dokach, którego dziurawy dach przepuszczał światło księżyca, stał mężczyzna w kapturze. Z klingi długiego dwuręcznego miecza ze zdobioną wzorem pioruna rękojeścią, który dzierżył w dłoni, spływała krew. Wokół mężczyzny leżało kilkanaście martwych ciał. Zapach posoki wypełniał cały budynek, ale sprawca zdawał sie tym nie przejmować. Splunął na zwłoki ostatniego z przeciwników, który utrzymał się przy życiu najdłużej. Nie umarł on jednak zbyt długo po swoich ludziach, którym przewodził. Rozcięcie, głębokie na kilka centymetrów, ciągnęło się od lewego obojczyka do prawego biodra. Zginął, zanim w ogóle zdążył pisnąć, tak jak cała reszta.

-Poszło łatwiej, niżbym tego chciał – mruknął z pogardą i nutą rozczarowania mężczyzna, który pozbawił go życia. Trochę martwiło go to, że ostatnimi czasy nie zdarza mu się trafić na kogoś przynajmniej w części tak dobrego jak on. Według klientów, ludzie których miał "zneutralizować" byli groźnymi przestępcami, ale jak się okazywało, nie byli warci więcej niż zardzewiały miecz.

Zabójca wytarł klingę o ubranie jednego z zabitych. Wsunął miecz do pokrowca na plecach, czemu towarzyszył charakterystyczny szczęk. Ostrze było długie na ponad półtora metra, szerokie na osiem centymetrów, grube na jeden. Było ostre tak bardzo, że przy pod odpowiednim kątem cięcia i niemałej sile przecinało nawet gruby pancerz, choć wykonanie tak potężnego ciosu zabójca dokonał owym ostrzem tylko raz. Błękitno-szarą klingę zdobiły tajemnicze symbole, których znaczenie znało niewielu, w tym posiadacz broni. Napisy układały się w słowa "Gniew siłą słabych, szlachetność siłą mocnych". Noszący ostrze zabójca nigdy nie przykładał większej wagi do tych słów, praktycznie nie okazując tych emocji już od wielu lat. Spokój i wyrachowanie pasowały do niego o wiele bardziej.

-Cóż, to by było na tyle.

Odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia, a jego płaszcz załopotał pod wpływem ruchu. Zabójca ręką popchnął lekko uchylone drzwi, które ledwo trzymały się na zardzewiałych zawiasach. Wieczorny wiatr lekko targnął brzegami kaptura i wysokiego kołnierza zapiętego po sam koniec. Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo mocno. Chłopak znieruchomiał, gdy usłyszał ocieranie się stali o stal. Szybkim spojrzeniem omiótł chodnik. Kilkanaście kroków od wyjścia z magazynu stali ustawieni w półokręgu ludzie w lekkich zbrojach. Trzymali dłonie na rękojeściach mieczy, a ich oczy utkwione były w jednym punkcie, którym była postać w kapturze.

-Zostajesz aresztowany za wielokrotne morderstwo i wiele innych przestępstw, których miałeś czelność dopuścić się do tej pory – oznajmił oficjalnym, twardym tonem przywódca kilkunastoosobowego oddziału. - Odrzuć miecz i poddaj się, inaczej będziemy zmuszeni użyć siły. Nie będę powtarzał dwa razy.

Zabójca drgnął lekko, a strażnicy poruszyli się nerwowo, mocniej zaciskając dłonie na mieczach, gotowi wyszarpać je z pokrowców i stanąć do walki. Mrok, który spowijał twarz osaczonego, był nieprzenikniony. Zbrojni nie mogli dostrzec jego oblicza, choć dobrze znali sam płaszcz i wyszytego na plecach czerwonego smoka. Wystarczyło także jedno spojrzenie na rękojeść miecza, która owinięta była nieślizgającym się w dłoni materiałem i zdobiona symbolem, który przypominał te na klindze. Znaczył on ni mniej ni więcej "Huragan". Tak właśnie zwie się owe ostrze. Huragan.

-Zejdź mi z drogi – powiedział chłodno chłopak. Strażnikom wystarczyło to jedno zdanie, by odgadnąć przybliżony wiek zabójcy. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat. Mogło to być też tylko złudzenie, gdyż było mało prawdopodobne, by Smoczy Zabójca był młokosem przed osiemnastką. Zignorowali swoje spostrzeżenia, wszyscy, co do jednego.

-Odrzuć miecz i poddaj się, powiedziałem!

Dowódca prawie krzyknął, a w jego głosie pojawiła się nutka strachu. Chłopak zrobił najpierw jeden krok w jego stronę, potem kolejny, jeszcze jeden. Spokojnie zmierzał w jego stronę, nie przejmując się strażnikami miejskimi, którzy wyjęli z pokrowców swe ostrza. Zabójca niepostrzeżenie rozejrzał się wokół. Z lewej strony stały stosy skrzyń, po których mógł się dostać do krawędzi muru, przy którym wybudowano opuszczony magazyn. Owa ściana, a raczej jej część, była swego rodzaju ogrodzeniem, które oddzielało dzielnicę portową od bardziej bogatej, choć w małym stopniu, dzielnicy drobnych handlarzy i rzemieślników, którzy nie posiadali ani dużego talentu ani dobrego sprzętu i miejsca pracy. Kręcił się tam również interes polegający na nielegalnej dystrybucji bimbru i substancji odurzających, a także znajdowało się tam wiele burdeli. Tą dzielnicę od portowej dzieliło to, że nie mieszkali tam niewolnicy a straż miejska zapuszczała się tam częściej, głównie po to, by "pozwiedzać" domy rozpusty.

Z prawej strony dostrzegł wąskie przestrzenie między małymi izbami niewolników z podbitych przez Aresynię królestw. Imperium rządzone przez głodnego zwycięstw i kolejnych ziem króla rozszerzało swe wpływy, brutalnie traktując podbite narody, zmuszając je do niewolniczej pracy, przymusowych poborów do armii królestwa, mordując pokonanych ludzi w więzieniach i brutalnie zdławiając jakiekolwiek bunty. Aresynia i jej wpływy rozlewały się po Euracjii, docierając coraz dalej, chwytając w swe szpony więcej niż połowę kontynentu. Reszta pełna była krajów, które zamieszkiwały groźne stworzenia posługujące się magią, magowie władający żywiołami, wiedźmy, harpie, wilkołaki, pradawne stworzenia takie jak gryfy, pegazy, a niektóre opowieści wspominały nawet o smokach. Według legend jednego z nich zdołał okiełznać kiedyś założyciel podbitego przez Aresynię królestwa zwanego Tyrkanią, król Forcan. Starożytne księgi mówiły o nim, że jak nikt przed nim i nikt po nim posiadł pełną władzę nad wszystkimi żywiołami, tj. ogniem, wodą, naturą, powietrzem oraz piorunem.

-Zamierzasz walczyć z piętnastoosobowym, świetnie wyszkolonym oddziałem? - spytał dowódca, unosząc dumnie podbródek. Czy ten człowiek w ogóle wiedział, w co się pakuje?

-Rzeczywiście, układ sił jest trochę nierówny – przyznał chłopak, kiwając lekko głową. Zjadliwym sykiem dodał: - W piętnastu faktycznie możecie szybko przegrać.

-Cóżeś powiedział?! - obruszył się mężczyzna. Obnażył wojowniczo zęby, po czym sięgnął po miecz u jego boku i wyciągnął go jednym, szybkim ruchem, przyjmując postawę do walki. Chłopak błyskawicznym ruchem odgarnął poły płaszcza i sięgnął do małych toreb przywiązanych do jego ud i chwycił w dłonie po jednej metalowej, czteroramiennej gwiazdce. Posłał je ze śmiertelną precyzją i szybkością w stronę dwóch strażników po bokach dowódcy, które trafiły im między oczy. Nim dosięgły one celu, chłopak zerwał się do biegu i wyciągnął miecz. Uniósł go i ciął półkolistym, poziomym ruchem głowę mężczyzny, obracając się ciągnięty siłą odśrodkową skumulowaną w mieczu. Krew z szyi dowódcy trysnęła wokół, bezgłowe ciał oraz ciała jego podwładnych zachwiały się i runęły w stronę ziemi. Nim zdążyły upaść, zabójca wybiegł już z kręgu utworzonego przez zbrojnych, którzy po chwili otrząsnęli się z szoku i popędzili za nim z mieczami w dłoniach, wykrzykując głośno przekleństwa, które niosły się echem po opustoszałej o tej porze ulicy. Zabójca w pełnym biegu wsunął miecz do kołyszącego się pokrowca. Gwałtownie skręcił w wąską uliczkę, a strażnicy popędzili za nim. Na drodze uciekiniera znalazły się stosy skrzyń, które zręcznie pokonywał wysokimi susami. Zbrojni goniący go potykali się o nie, trącali je, a dwóch z nich straciło równowagę i runęli z łoskotem na ziemię. Reszta na nich nie czekała, nikt nie pomógł im wstać. Teraz mieli tylko jedno zadanie, a było nim dorwanie zabójcy.

Chłopak biegł uliczkami, przemykając między budynkami. Kaptur spadł z jego głowy. Czarne, sprawiające wrażenie wiecznie potarganych przez wiatr i ułożonych w uporządkowany nieład, poruszały się pod wpływem powietrza. Kiedy chłopak wybiegł na jedną z większych aczkolwiek pustą ulicę, księżyc oświetlił jego oblicze. Jego światło odbijało się w krwistych oczach, których kolor jaśniał do środka. Wokół źrenic wyraźnie rysowała się złota obręcz. Ściągnięte i nachylone brwi zdradzały na starcie zadziorny charakter zabójcy. Resztę jego twarzy zakrywał materiał maski, opinający także szyję. Śliski płaszcz powiewał na wietrze, gdy chłopak pędził chodnikiem, zwiewając przed wściekłymi strażnikami. Pod czarną, skórzaną kurtką wychynął skrawek czarnej koszulki. Czarne spodnie, dość luźne, których nogawki zostały wciśnięte do wysokich, także czarnych skórzanych butów sięgających niemalże kolan, dopełniały mrocznego wyglądu.

-To im się chyba nigdy nie znudzi. Jakby sądzili, że kiedykolwiek uda im się mnie złapać – pomyślał, zerkając przez ramię. Zbrojni nadal siedzieli mu na ogonie, ani myśląc o pozwoleniu mu na zgubienie pościgu. W najgorszym razie wszyscy będą musieli zginąć. Chłopak wolał tego uniknąć, ale nie zawaha się ani na moment, jeśli to właśnie będzie konieczne.

Nagle koło jego ucha śmignęła strzała. Szybko spojrzał w kierunku, z którego nadleciała. W poprzek całej ulicy stał rząd żołnierzy trzymających w dłoniach łuki z napiętymi cięciwami, gotowymi posłać w jego stronę grad strzał. Przeklął cicho pod nosem, zatrzymując się gwałtownie. Rozejrzał się szybko. Niech to szlag, w tym miejscu domy były tak blisko siebie, że nie zdoła się między nimi przecisnąć. Do najbliższego wejścia do kanałów pod miastem też nie zdąży dobiec, gdyż groty strzał zdążą go podziurawić. Zza pleców usłyszał hałas, który wytwarzali żołnierze goniący go na piechotę od magazynu. Cholera! Znalazł się w potrzasku, w najgorszym miejscu tej dzielnicy, w której nie było dróg ewentualnej ucieczki. W duchu siarczyście przeklął samowolkę budowlaną mieszkających tu niewolników. Będzie musiał sięgnąć po ostateczną broń, jeśli chce myśleć o ucieczce…

-Z drogi! – warknął, wyciągając dłoń w kierunku łuczników. Powietrze wokół niego zaskwierczało. Dłoń zajaśniała niebieskawym światłem, a wokół niej pojawiły się pojedyncze wyładowania elektryczne. Po chwili między drapieżnie zgiętymi palcami pojawił się piorun kulisty. Chłopak bez wahania posłał go w stronę rzędu żołnierzy blokujących mu drogę. Nim zdołali choć drgnąć, piorun kiedy był dostatecznie blisko rozdzielił się na kilka strumieni, a każdy z nich ugodził w klatkę piersiową łucznika. Ich ciałami wstrząsnęły drgawki, a po chwili padli na ziemię. Zabójca puścił się biegiem w ich kierunku, słysząc zbliżających się strażników. Starając się nie myśleć o konsekwencjach użycia żywiołu pioruna, pędził przed siebie. Nagle poczuł w klatce piersiowej tak silny ból, że chwycił się za serce dłonią. Kaszlnął, a w ustach poczuł smak krwi. Własnej krwi. Niedobrze. Efekty przyszły szybko, za szybko, o wiele prędzej niż zwykle. Ucieczka w takim stanie nie będzie należała do łatwych. Wierzchem dłoni otarł krew z ust i zmuszając się do zignorowania bólu, popędził w dół ulicy. Nie zatrzymywał się i nie oglądał za siebie, starając się zwiększyć dystans między nim a goniącymi. Po kilku minutach biegu i kluczenia wąskimi zaułkami między domami należącymi do biedoty, przestał już słyszeć odgłosy pościgu, który zapewne zgubił trop w labiryncie slumsów. Chłopak odetchnął głęboko i wypuścił ze świstem powietrze, oparłszy się plecami o ścianę jednego z takich domów. Dzielnice niewolników były położone na dalekich krańcach miasta, w dużej odległości od znacznie porządniejszych okolic oraz serca miasta, marmurowego zamku. Stolica Aresynii nie miała sobie równych, jeśli chodziło o rozmiary, liczbę mieszkańców oraz handel, który kwitł tutaj doskonale. W Kapitolu, gdyż tak nazywa się stolica, można było znaleźć wszystko, o ile wiedziało się, u kogo szukać. Broń, używki, zarówno wykwintne jak i bezwartościowe alkohole, prostytutki, niewolnicy, a nawet zdarzali się niekiedy handlarze magicznymi przedmiotami. Obrót nimi był ryzykowny, gdyż król Aresynii dokładał wszelkich starań, by ludzie niezwiązani z jego wojskiem zapomnieli o magii a używanie jej czy przejawianie zainteresowania nią karano śmiercią przez ścięcie głowy lub powieszenie. Zabójca, który umknął strażnikom, wiedział aż za dobrze, że za wielokrotne morderstwa i użycie magii żywiołu będzie go kosztować dużo więcej niż szybka śmierć. Znał wiele metod torturowania i właśnie dlatego nigdy nie dal się złapać. Przed swoją śmiercią ból doprowadziłby go do takiego stanu, że nie pamiętałby swego imienia. Niejednokrotnie zresztą sam długimi torturami wpędził w odmęty szaleństwa wiele osób, działając w ramach zleceń. Taka robota, brudna i z każdym kolejnym zadaniem obdzierająca z duszy kawałek po kawałku.

-Hm?

Kiedy ścigany unormował w końcu swój oddech, odepchnął się od ściany i zamierzał odejść, ale jego instynkt podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Nawet jak na tą okolicę, nagle zrobiło się dziwnie cicho. Zbyt cicho, by mogło to być naturalne. Włosy zjeżyły mu się na głowie, kiedy usłyszał wściekłe warczenie i ujadanie psów. Myśliwskich psów. Zabójca stał się zwierzyną

-Szlag! – zaklął pod nosem, biegnąc w przeciwnym kierunku do tego, z którego docierał do niego jazgot ogarów. Choć był w dobrej formie fizycznej, jak przystało na zabójcę, po kilkunastu minutach szybkiego biegu zaczynał tracić siły. Sytuację pogarszał ból w klatce piersiowej, który pulsował i rozlewał się po całym ciele, niczym plama oleju na wodzie.

Nagle do uszu uciekiniera dobiegł inny odgłos, którego źródło znajdowało się gdzieś przed nim. Szybko rozejrzał się po nieco szerszej niż reszta ulicy. Dostrzegł zacienioną wnękę. Skrył się w niej w ostatniej chwili, gdyż zza rogu wybiegł oddział zbrojnych żołnierzy. Nie do wiary, tej nocy w dzielnicy niewolników było więcej strażników niż przez cały zeszły miesiąc! Biegli oni w stronę zabójcy, który czekał ukryty w cieniu. Zapewne strażnicy nie zauważą go, jeśli on nie wyda żadnego dźwięku a oni nie będą rzucać zbyt uważnych spojrzeń w jego stronę. Chłopak prawie nie podskoczył, gdy o jego nogi otarło się coś miękkiego i mruczącego. Skąd tu u licha wziął się kot?

-Sio! – syknął cicho, kiedy zwierzę otarło się o jego łydkę, wydając przy tym zadowolone miauknięcia.-Sio, idź stąd!

Miał ochotę ofuknąć kota ponownie, ale strażnicy zbliżali się w jego stronę. Dziesięciu ludzi z mieczami przy boku oraz z łukiem i pełnym strzał kołczanem na plecach. Teraz to naprawdę przypominało polowanie. Zabójcy nie spodobała się jedynie jedna rzecz: to on był zwierzyną.

Wstrzymał oddech, kiedy zbrojni przebiegli obok niego, skrytego w cieniu rzucanym przez ściany budynku. Widział blask księżyca odbijający się w metalowych elementach ich lekkich zbroi. Niektórzy byli młodzi, w jego wieku lub niewiele starsi, inni mieli już około trzydziestu lat a najstarszy z nich wyglądał na dobijającego do czterdziestki. Wszyscy dobrze zbudowani, o szeroko rozstawionych barkach, umięśnionych ramionach oraz nogach. Resztę zakrywał strój. Kiedy zabójca już miał odetchnąć z ulgą, nastąpiło coś, czego najmniej się spodziewał.

-Ty mały…! – przeklął w myślach, kiedy kot, ocierający się jak dotąd o jego nogi, nagle prychnął wściekle i z całej siły wbił się wszystkimi kompletami pazurów w nogę zabójcy, odzianą wysokim butem. Próbując strzepnąć szalonego zwierzaka ze swojej nogi, machnął nią odruchowo i, ku swemu przerażeniu, przewrócił kilka glinianych naczyń. Rozbiły się one na bruku, a odłamki rozprysły się po nim promieniście. Brzęk, który w normalnych okolicznościach nie był aż tak głośny, teraz zdawał się być grzmotem w kompletnej ciszy. Strażnicy zatrzymali się, zerkając za siebie. Jeden z nich wbił uważne spojrzenie w cień wnęki. Po chwili z jego ust wyrwał się okrzyk:

-Tam jest, brać go!

Cała banda rzuciła się w jego stronę. Zabójca, któremu jakimś cudem udało się zrzucić natrętnego zwierzaka z nogi, sięgnął po miecz. Co prawda strażników było znacznie więcej, ale zdarzało mu się walczyć w gorszych starciach. Poczuł w dłoni chłód antypoślizgowego materiału, którym owinął rękojeść Huraganu. Dobył go zza swych pleców, czemu towarzyszył charakterystyczny metaliczny dźwięk. Wypadł z wnęki, kierując się wprost na strażników. Wziął zamach, to samo uczynili biegnący z przodu dwaj zbrojni. Klinga Huraganu przecięła powietrze, zmierzając na spotkanie swym kuzynom.

-Kto wam wykuwa te miecze? – pomyślał zabójca, kiedy jego ostrze przecięło metal na pół, przy okazji rozpłatując ciała dwójki żołnierzy. Wbiegł w grupę pozostałych, wirując niczym tornado i tnąc wokół siebie każdego, kto znalazł się w zasięgu. Jego zręczność i siła znacznie przewyższały możliwości zwykłych śmiertelników. Jedni po drugim padali na ziemię, a z ran na ich ciałach tryskały fontanny krwi, która spływała między kamienie bruku i wsiąkała w ziemię, zabarwiając ją na delikatny czerwony kolor. Zabójca nie zważał jednak na nic i bez litości wymachiwał swym mieczem, raz po raz atakując i uchylając się przed atakami. Błękit klingi mienił się wieloma kolorami w świetle księżyca. W wielu miejscach przysłaniała go czerwień. Nagle dwóch strażników obeszło zabójcę z dwóch stron i wzięli jednoczesny zamach. Chłopak rzucił się do przodu i przetoczył się, boleśnie po kamieniach, nie wypuszczając ostrza z rąk. Strażnicy w ostatniej chwili zdołali zmienić ułożenie ramion, dzięki czemu nie odrąbali sobie głów nawzajem. Wykorzystując moment, chłopak nadal kucając odwrócił się i na chwilę wypuszczając miecz z dłoni, sięgnął do toreb na udach. Wyciągnął z nich dwie gwiazdki, trzymając je między palcami wskazującymi a środkowymi. Z precyzją posłał je w stronę dwójki żołnierzy, którzy już odwrócili się w jego kierunku. Z ich szyi trysnęła krew, kiedy ramiona gwiazdek wbiły się w nie całą długością. Po chwili upadli na ziemię, rozpaczliwie próbując zatamować krwawienie z przebitych tętnic.

-Wszystko przez tego cholernego kota… - warknął do siebie, podnosząc miecz z ziemi i wstając na równe nogi. W ziemię powoli wsiąkała krew zabitej dziewiątki strażników, która połyskiwała także na kamieniach. Zabójca omiatając pole walki wzrokiem, jednocześnie wsunął miecz za plecy. W momencie, kiedy klinga szczęknęła cicho, do uszu chłopaka dobiegł zgrzyt metalu. Nim zdążył się odwrócić, do jego świadomości dotarła jedna myśl. Na ziemi leżało dziewięć ciał, a ulicą biegło…

-Zapomniałeś o mnie, draniu! – ryknął triumfalnie męski głos, należący do dojrzałego mężczyzny. Tak! To właśnie tego faceta koło czterdziestki brakowało wśród martwych. Skrył się i czekał na ten moment. Zabójca, nie mając czasu na reakcję, poczuł jedynie tępe uderzenie w tył głowy czymś twardym, zapewne rękojeścią miecza. W głowie mu zahuczało, a obraz rozmazał się na chwilę. Zachwiał się i po chwili runął jak długi na ziemię. Zachowawszy jeszcze resztki świadomości, słyszał jak mężczyzna nawołuje innych strażników. Odgłosy nadbiegających zbrojnych i ich psów oraz wykrzykiwane polecenia dowódców patroli zdawały się chłopakowi odległe, jakby znalazł się nagle pod wodą. Jego powieki, ciężkie niczym z ołowiu opadły w dół a świat zalała ciemność.

Stracił przytomność.

Następne częściBlask Pioruna - rozdział 2

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Canulas 24.07.2018
    To długi tekst jak na pierwszy raz.
    Przeczytałem początek. Jest napisany starannie.
    Jest tu kilku amatorów dłuższych tekstów, więc o samo przeczytanie nie masz co się martwić. Gdybyś jednak liczył na głębsze wgryzienie się w treść, celem otrzymania jakiejś pomocy czy wskazówek, to tak długo tekst może to utrudnić.
    Pozostawiam to pod rozwagę (edycja w profilu)

    Zastanawia mnie tytuł. Blask?
    Piorun jest raczej czymś, hmm... natychmiastowym. Ciężko o Blask.
    Nie chodziło o Błysk?

    No ale spox. Może to uargumentowane w fabule.

    W tym początku, co przeczytałem, rzuciło mi się w oczy to:

    "Wokół mężczyzny leżało kilkanaście martwych ciał." - martwe ciała, to tak jakby wiadomo.
    Może "martwych istot" czy "martwych ludzi"?
    Jeśli zaś bez dookresleń, to po prostu "ciał"
    Tyle na szybko.
    Pozdrawiam
  • Dzięki za komentarz. Rzeczywiście, bardziej chyba chodziło o błysk, ale niech już zostanie tak jak jest. Co do długości tekstu - sądzę, że tego powodem są dość obszerne opisy. Staram się dobrze przedstawiać miejsce akcji i wydarzenia, by czytelnik mógł sobie dobrze to wyobrazić. Ja wprost uwielbiam książki z dokładnie opisanym światem i akcją (np. Hobbit) gdyż to bardziej wciąga w historię.
  • Canulas 24.07.2018
    Tak, spokojnie. Przedstawiłem Ci swój punkt widzenia w oparciu o...
    Nie musimy być on w żaden sposób ostateczny.
    Zobaczmy co powiedzą inni.
  • Elorence 24.07.2018
    Wytrwałam do połowy.
    Za bardzo skupiasz się na opisach. Skróciłabym je o połowę, dodała więcej akcji do zdań, bo niektóre są strasznie "rozlazłe". Używanie "owy", "owa" tylko psuje tekst. Dlaczego nie używasz imienia głównego bohatera? Taki zabieg jest dobry w krótkich formach wprowadzających, ale nie w pierwszym rozdziale. Dużo się tu dzieje, więc to dość nierozsądne nie podać imienia. Ułatwiłbyś sobie prowadzenie narracji.
    O właśnie, narracja. Narrator trzecioosobowy to narrator wszystkowiedzący, ale to pewnie wiesz. W moim odczuciu, błędem jest pozwalanie mu na ocenianie zachowań poszczególnych bohaterów. Nie powinieneś pisać "On jest najlepszy", tylko: "Ludzie uważają, że jest najlepszy", "Uważał się za najlepszego". Spróbuj pozbyć się stronniczości narratora. Albo całkowicie zamień narrację na pierwszoosobową.
    Aha, jeszcze jedna rzecz. Skaczesz między wydarzeniami, a historią danych miejsc. Utrudnia to czytanie. Akcja leci, a tu nagle: bum! Narrator zaczyna gadać co się znajduje za rogiem albo kiedy to powstało. Bezsens. Dokończ akcję. A takie wstawki ulokuj, gdy np. główny bohater będzie zmierzał do jakiegoś celu. Albo na samym początku rozdziału, jako wprowadzenie do nowego świata, aby czytelnik mógł się nieco rozeznać.
    Bez oceny.
    Pozdrawiam :)

    PS: Oczywiście, wszystko co napisałam jest moim prywatnym widzimisię :)
  • Elorence 24.07.2018
    A co do zapisu: brakuje spacji po myślnikach (w dialogach) :)
  • no fakt, przesadziłem w opisami. To przez to, że chciałem uniknąć sytuacji, w której czytelnik nie wie jak w przybliżeniu wygląda kraina w której toczy się akcja, jakie zasady nią rządzą itp. Jesteś już którąś osobą z rzędu, która narzeka na długie opisy, więc zapewne masz rację
  • Elorence 24.07.2018
    Wybrałeś ciężki "świat". Ale spokojnie, metodą prób i błędów, na pewno stworzysz coś, z czego będziesz zadowolony i czytelnicy chętnie to przeczytają :)
  • Karawan 24.07.2018
    "...stał mężczyzna w kapturze. ...Chłopak znieruchomiał, gdy usłyszał..." - to jak; chłopak czy mężczyzna?
    "Ostrze było długie na ponad półtora metra, szerokie na osiem centymetrów, grube na jeden. Było ostre tak bardzo, że przy pod odpowiednim kątem cięcia i niemałej sile przecinało nawet gruby pancerz, choć wykonanie tak potężnego ciosu zabójca dokonał owym ostrzem tylko raz." - Jakie znaczenie dla opowieści mają wymiary broni? Czy będzie to ostrze służyło za specyficzny klucz do czarodziejskiego zamka? Czy owe ostrze różni się od innych ostrzy o półtora, czy o dziesięć centymetrów i jakie to ma znaczenie? - takie uszczegóławianie może mieć sens jeśli służy jako wytłumaczenie czegoś niezwykłego; broń nie pękła bo była grubsza, przecięła pniak, bo była ostrzejsza etc. a tak?
    "...targnął brzegami kaptura i wysokiego kołnierza zapiętego po sam koniec." - czego koniec? chyba "pod samą szyją" - prawda?
    "Noszący ostrze zabójca nigdy nie przykładał większej wagi do tych słów, praktycznie nie okazując tych emocji już od wielu lat. ... Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat." - ile to jest wiele lat? Wg Słownika J. Polskiego wielka liczba czyli; sprzeczność, brak konsekwencji w wypowiedzi piszącego.
    "...nad wszystkimi żywiołami, tj. ogniem, wodą, naturą, powietrzem oraz piorunem." - natura wg SJP to całokształt rzeczy i zjawisk tworzących wszechświat, świat bez wytworów pracy ludzkiej, ziemia woda, przyroda żywa. Żywioły zostały wielokrotnie zdefiniowane. Natury tam nie ma.
    " W ziemię powoli wsiąkała krew zabitej dziewiątki strażników, która połyskiwała także na kamieniach." - Dziewiątka strażników? Połyskiwała? Trzeba zmienić szyk zdania.
    Dużo powtórzeń, dużo zbędnych szczegółów. Odnoszę wrażenie, że inspiracją była gra na konsolę czy PC.
    To nie jest tak, że moje uwagi mają zniechęcić do pisania! Taki jest mój odbiór tego co napisałeś, a ja pobieżnie przeczytałem. Co to znaczy? To znaczy, że widzę jakiś pomysł czy obrazek w głowie piszącego, ale realizacja, przekazanie mi tego obrazka nie wyszło. Moje propozycje?
    1/ Nadal zapisywać wizje, pomysły, ale nie publikować bo ->2
    2/ Słownik języka polskiego - sprawdzać co jest co, nie pisać na oślep. ->3
    3/ Sprawdzać logikę i występowanie sprzeczności. Nasza wyobraźnia podsuwa filmik i tego nie robi. Czytający nie lubią stuletniego niemowlęcia ani młodej staruszki.->4
    4/Chronologia zdarzeń - warto narysować, napisać szkic od A do Z by uniknąć skakanki po faktach i budować nastrój. ->
    5/ Zmora piszących - powtórzenia. Proszę sprawdzić ile razy i jak blisko siebie występuje w tekście "zabójca".
    Dużym plusem dla mnie był brak wulgaryzmów. To ewenement. Gratuluję!
    Zachęcam do pisania i odkładania. Choć na dzień. Powtórne czytanie własnego tekstu (a zwłaszcza na głos!) na prawdę pomaga!
    Jak napisała Elo; spokojnie i do przodu!
  • Dziękuję za tak obszerny komentarz! Rzeczywiście, mam przed sobą jeszcze dużo pracy, sam wyraźnie to zauważam. Czytanie na głos swojego tekstu to bardzo dobra rada, bo wtedy można sobie uświadomić jak głupi brzmią pewne rzeczy, jest to więc bardzo dobra metoda korygowania treści. W kwestii powtórzeń - na to staram się zwracać uwagę i używać synonimów, choć czasami po prostu brakuje wiedzy oraz chęci do zajrzenia do słownika. A z tym kołnierzem to trochę zabawna sytuacja, bo pomysł na design płaszcza zaczerpnąłem z serii Naruto Shippuuden, w której jedna z organizacji przestępczych nosi długie czarne płaszcze szerokim i wysokim kołnierzem sięgającym czubka nosa. Miecz zaś ma przypominać ostrze Buster Sword znane z serii Final Fantasy. Lepiej więc nie wyobrażać sobie wydarzeń z opowieści aż NAZBYT realistycznie, bo niektóre sytuacje, takie jak np. samoistne falowanie połów płaszcza itp.. może się czasami zdarzyć. Cóż, to przecież fantasy, prawda? ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania