Boska herezja 4 ~ Kolonoskopia i sprawa zakupów w biedrze

Następnego ranka polanka w parku okazała się być miejscem niemal apokaliptycznych wydarzeń. Dwójka archaniołów, jeden ludzki chłopiec i pewien jaszczurowaty osobnik kłócili się, stojąc nad śpiącymi w swych objęciach Gabrielem i Luckiem.

 

- Co to ma, na trąby jerychońskie, być?!

 

- Twój pierdolony anioł skusił mojego brata, ot co kurwa! Zwykła niebiańska kurewka na godziny, a to podobno moja rodzina całe IQ składuje w plemnikach!

 

- Jeszcze jedno słowo niedorozwinięta makrelo i zrobię ci prawdziwe piekło!

 

- Ja tam kurwa mieszkam, pajacu! Będziesz zaraz pluć zębami jak maszyna do popcornu!

 

- Od serca ci radzę, zamknij ryj, pizdo niemyta i weź się lepiej schowaj, bo małpa swoich dzieci szuka!

 

Lewiatan nie wytrzymał i rzucił się na Michała, popychając go na ziemię. Archanioł skrzywił się, gdy jego obolałe członki niezbyt delikatnie przywitały się z gruntem.

 

- Ojej... Przewróciłeś się? - spytał wrednie jaszczurowaty, szczerząc się podle.

 

- Nie, po prostu szukam kąta pod którym twój ryj jest prosty, a to zadanie wymaga wielu poświęceń - odpyskował Michał, wstając znów gotów do bitki. - Jesteś bezczelny i niereformowalny!

 

- A ty jesteś głupi chuj - odparł Glonek, wkurwiony nie na żarty.

 

Żeby mu z rana jakiś niedojebany gołąb brata obrażał, no jeszcze czego.

 

Lucek tymczasem otworzył oczy i powiódł wzrokiem po otaczającym ich parku.

 

Niebo w kolorze nasyconego błękitu.

 

Chmurki białe i leniwe powoli płynęły po nieboskłonie, a wierzchołki drzew bujały się melancholijnie w delikatnym wietrze. Drzewa zaczęły zmieniać szatę na paletę czerwieni, brązów, żółci i wszelkich wariacji tych kolorów. Oszałamiające piękno krajobrazu skłaniało do refleksji.

 

- Taki kurwa święty, a jednak pedał! - Glonek niewątpliwie w swoich oskarżeniach pił do Gabriela, choć oskarżanie o zbrodnię homoseksualizmu wydało się dziwnie brzmieć akurat w jego ustach.

 

- Taki kurwa zły, a jednak pierdoli się z najcudowniejszym tworem boskim!

 

- A co to ma do rzeczy? - zdziwił się Rafał, nieoczekiwanie stając w opozycji do swojego kolegi Michała. - Wybrałeś akurat najsłabszą możliwą teorię.

 

- To zajebisty argument, bo jeśli uprawiasz z kimś seks, to najwyraźniej ci imponuje, a skoro Lucyfer pieprzy się z archaniołem, to najwyraźniej imponuje mu Bóg - odparł z wyższością Michaś.

 

Nazakiel zaczął się wobec tego zastanawiać, czy zdaniem archaniołów wybiera się partnerów według szczerego uczucia, czy raczej według tego, czy imponują ci rodzice twojego aktualnego wybranka serca.

 

To musiałaby być straszna patologia, w dodatku nie służąca mu, bo jakoś nie mógł sobie wyobrazić człowieka, któremu imponującymi wydaliby się jego rodziciele.

 

- Przestań obrażać mojego brata, krowo niebiańska! Kutasie połamany, mi twoja matka nie imponowała, więc twój argument to inwalida!

 

- A ty przestań obrażać mojego... Zaraz, co ty właściwie powiedziałeś? - zdziwił się Michał, do którego dopiero dotarł sens wypowiedzi Lewiatana.

 

- Kolega sugeruje, że ruchał ci matkę - podsunął Nazakiel, widząc, że Michałkowi przyda się drobna pomoc w myśleniu.

 

Archanioł sprawiał wrażenie, że zaraz rozniesie ich wszystkich, co nastolatka szczerze bawiło, bo jakoś nie mógł sobie wyobrazić tej sceny, jak jakiś podrabiany nieopierzony kurczaczek skacze mu do gardła ze swoimi nienaostrzonymi pazurkami.

 

W Niebie nikt nie uczył się prawdziwej ulicznej walki. Tam raczej wszyscy wzajemnie się oskarżają o grzechy, rozmawiają z Jezusem, lub śpiewają piosenki. Niewiele ma to wspólnego z prawdziwym życiem w świecie ludzi lub w Piekle.

 

- Ej chłopaki, nie chcę wam przeszkadzać, ale my tu śpimy - Lucyfer usiadł lekko rozbudzony, patrząc niewinnie na Glonka i Michała, którzy odwrócili się w jego stronę. Przez chwilę żałował, że się odezwał, niepewny, który zdąży mu zajebać, zanim wróci do pozycji bezpiecznej - leżącej.

 

Lewiatan zdążył.

 

Lucek znowu znalazł się na trawce przy swoim wybranku, tym razem z rosnącym siniakiem na policzku, ale Gabrielowi najwyraźniej żadne wrzaski nie były w stanie utrudnić drzemki. Zazdrościł mu w gruncie rzeczy tak zajebiście mocnego snu. Miał przeczucie, że wolałby, aby ominęło go najbliższe parę godzin. Leżeli sobie, jak ich pan Bóg (lub Szatan) stworzył, a ich podwładni, współpracownicy i podopieczni darli na siebie mordy, nie przejmując się kompletnie stanem wyspania szefunia ani jego nowej dupy.

 

- Panowie, spokojnie, tu nie doszło do żadnego skandalu - zaapelował najprzystojniejszy z książąt Piekła, starając się wykorzystać niewątpliwy urok osobisty by otumanić przeciwników. I swe jedwabiste, rude włosy, które tak pięknie komponowały się z pomarańczowym listowiem na drzewach. Że też Gabriel musi akurat spać, zamiast podziwiać ten cud natury osobiście.

 

Nie dali się, kurwa. Może jego naturalny flex spada, gdy siedzi nagi przed wkurwioną czwórką facetów.

 

- Ruchałeś się z aniołem! - wrzasnął równocześnie Lewiatan i Michał.

 

- To moja kwestia, piekielna żmijo!

 

- Zamknij się ty skurwysyński, szczurzy pomiocie, ja to miałem powiedzieć!

 

Nie ma to jak migrena po cudownej, efektywnej nocce. Lucek spojrzał na uroczego blondynka, śpiącego obok niego. Przez sen wyglądał niewinnie niczym dziecko, ale jeszcze dzisiejszej nocy robili rzeczy, o których nawet w Sodomie i Gomorze się nie śniło.

 

Czuł się jak prawdziwy innowator.

 

Pierdolony Krzysztof Kolumb, Einstein i Newton w dziedzinie gejowskiej kamasutry.

 

Gdy przydupasy skakali sobie do gardeł, jednogłośnie najwspanialszy książę Piekła zaczął rozglądać się za swoim ubraniem. Nie mógł jakoś znaleźć w zasięgu wzroku nic poza bokserkami, nieco ubłoconymi spodniami i jedną upierdoloną skarpetą.

Naprawdę, kurewsko intensywnie spędzili te parę godzin.

 

Przywdział więc to, co miał pod ręką, ziewając szeroko. Nie zamierzał pozwolić, by ktokolwiek wpłynął na rozwój jego kiełkującej migreny, więc wyłączył niepotrzebne partie mózgu. Można właściwie powiedzieć, że większą jego część.

 

Nie miał także zamiaru słuchać, jak opierdalany jest za skalanie swojego ciała poprzez ruchanie z aniołem, a równocześnie zdawał sobie sprawę, że przy tym, co czeka Gabriela, wyrzuty ze strony brata to marny pikuś. Nic nie znaczący wrzód na dupie. Jest dorosłym facetem, kurwa, nikt nie będzie go przecież rozliczać z tego, kogo zaliczył, a kogo nie.

Tym bardziej, że to drugie dotyczyło naprawdę małego, nic nie znaczącego grona albo brzydkich jak noc oblechów, albo tych śmiertelnych cweli. A dzisiaj wyjątkowo czuł, że ma się czym pochwalić. Jego pokazowy numer.

 

Pogładził blondyna po policzku, odgarniając włosy z oczu za ucho. Co jak co, w wypadku Lucka ucierpiał jedynie honor, a takowego nie posiadał już od dawna. Dżibril za grzech tego typu mógł nawet upaść.

 

Ostatecznie, to nie Lucjano, a jego wyruchano. Wszedł w Gabryśka jak Niemcy do Warszawy w 1939. Ciekawe, czy Bóg o to spyta. I jak będzie z tego rozgrzeszać swojego aniołka.

 

Upadły nie miał tego rodzaju przejść z okresu osobistego pobytu w Niebie, ale ciekaw był, jak wygląda sama procedura. Wyobraził to sobie na podstawie przeszłych doświadczeń, jako że sam wielokrotnie otrzymywał opieprz od Boga za grzechy popełnione lub domniemane.

 

Współczuł archaniołowi, mając już w głowie obraz jego, jak siedzi za boskim biurkiem, tym gigantycznym marmurowym blokiem. I oczywiście, jak to Bóg, zgrywa mądrego, rozważnego, dobrotliwego opiekuna, a potem wypierdala cię z Nieba na zbity pysk. Ale to była jego historia. U Dżibrila może wszystko pójdzie inaczej.

 

Gabrielu, proszę usiąść. Opowiedz mi, co robiłeś dzisiejszej nocy.

 

I to on, Lucyfer, a nie ten stary dziad przesłuchujący młodzież z ich wybryków seksualnych, ma być zboczeńcem według opinii publicznej. Świat stoi na głowie, kurwa.

 

Chuj tam, raz się żyje, nawet jeśli Gabrysia wypierdolą, jebnie mu willę w Piekle, kupią sobie psa i będą szczęśliwym małżeństwem.

Chyba naprawdę zaszkodziła mu wczorajsza noc. Hormony nadal buzują.

 

- Czy ty w ogóle słyszysz co się do ciebie mówi? - Glonek szarpnął Lucyfera za ramię. - Kurwa, ja tu się produkuję, a ty mendo nawet nie słuchasz. Musimy spierdalać, stary, kurwa, zostawiłem małą u jakiejś kobity, a ta wydzwania już od godziny, dobija się do mnie, mówi że młoda zaczęła się drzeć w jakimś dziwnym języku, chyba po łacinie, czy tam hebrajsku, lewituje i w ogóle ostro odpierdala...

 

Luckowi nadal w głowie było raczej odtwarzanie, niczym zepsuta płyta CD, wczorajszego MMA jęzorów, które urządzili sobie z Gabrielem, ale postanowił tymczasowo powrócić do bieżących problemów, które z jakiegoś powodu go dotyczyły. Zamiast zajmować się bratem, powinien zasiąść wygodnie i napisać scenariusz na film. Sami wiecie jaki.

 

Oczywiście dokumentalny, oparty na faktach.

 

- Mój drogi bracie - Lucyfer uśmiechnął się, wyglądając jak pierdolony mnich, buddyjskie wcielenie spokoju. - Nie stresuj się, bo ty i cała ta latająca chmara gołębi dokuczacie mi jak wrzód w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. A nasza malutka... Pewnie zaczyna gugać i raczkować. Wszystko z nią w porządku, niemowlęta tak już mają. Może wujcio Szatan złożył jej wizytę?

 

- Szefie, kurwa, znów ćpałeś? - Nazakiel stał z boku, grzebiąc w telefonie. Chyba trzeba poszukać mu terapii niczym chińskim dzieciom, gdy odłączą mu wreszcie dostęp do neta i pornoli. Ciężko powiedzieć, ile by przetrwał.

 

- Jestem pijany miłością. Kocham świat. Ale chciałem tylko zaznaczyć, jebać Boga. Jeśli zdefiniował seks jako wymagający mężczyzny i kobiety, to dwóch gości ruchających się w dupy nie uprawiają seksu, więc to technicznie rzecz biorąc nie jest nawet grzech.

 

Lewiatan popatrzył na niego zatroskany, po czym odwrócił się i zamienił parę zdań cicho z chłopakiem.

 

- Chyba powinniśmy cię hospitalizować - oznajmił szalenie poważnym głosem.

 

- Czy możemy już skończyć tę szopkę? - wtrącił Michał. - Spieszy się nam, cholera. Mieliśmy być w Niebie na wczoraj.

 

Jaszczurowaty spojrzał na niego, starając się ogarnąć, co właśnie usłyszał. Miał minę, jakby właśnie dostał najbardziej skomplikowany, matematycznie wybitnie głęboki problem frazeologiczny do rozwiązania, a jego wiedza...

No, cóż. Jaszczurowaty nie był obyty w temacie związków frazeologicznych.

 

- Kocham Gabriela - obwieścił Lucyfer wszem i wobec, nie szczędząc płuc. - KOCHAM GO, KURWA, SŁYSZYSZ JEZUS? JEBAĆ WAS KURWY, PIERDOLĘ WASZE ZASRANE ZAKAZY! A TYLKO SPRÓBUJCIE MI GO WYPIERDOLIĆ, TO WAM KURWA SKRZYDŁA Z DUPY POWYRYWAM! KAŻDEMU JEDNEMU!

 

Cóż za zmiana nastawienia. Bycie pijanym miłością można zatem spokojnie kwalifikować jako powód do tymczasowego pozbawienia wolności na czas nieokreślony. Albo ubezwłasnowolnienia, dodał w myślach Lewiatan.

 

- Szefie, przepraszam, ale to wyższa konieczność - oznajmił Nazakiel, biorąc rozmach i oszczędzając Lucyferowi dalszych upokorzeń, obezwładniając go bez zbędnej delikatności i strącając w zbawienną otchłań omdlenia.

 

~3.1~

 

Glonek z Nazakielem odprowadzili Lucka do domu. Właściwie odnieśli, uściślając. Nastolatek z trudem dowlókł szefunia do mieszkania, otrzymując w tym znaczną pomoc Lewiatana. Michał i Rafał zastosowali te same środki wobec Gabrysia, ale od samego początku zaczęli go obgadywać i opierdalać, mimo faktu, że blondynek wciąż smacznie spał, widocznie tak spompowany po wczorajszych wyczynach z diabłem, że nawet dziejąca się z jego udziałem katastrofa obyczajowa nie była w stanie wyrwać go z najgłębszej fazy REM.

 

Niby w Niebie panuje takie dziwne przekonanie, że przecież „I don't care o gejów i lesbijki", ale prawda jest taka, że wszyscy podchodzą do tematu z bardzo nieprzychylnym nastawieniem. Szkalowanie mniejszości zdawało się być nieodłączną częścią genomu aniołów. Z tego też powodu w ostatnim czasie Boga niewiele było na ziemi, bo po co iść do Europy i próbować nawracać niekoniecznie chętną młodzież albo te ateistyczne hordy?

 

Społeczeństwo jest zepsute. Każdy widział, ilu czarnych i Arabów jest na ulicach Hamburga czy innego Paryża. Diabłom niekoniecznie to przeszkadzało, ale anioły miały do sprawy diametralnie inny stosunek, wynikający być może z tego, że bez litrów alkoholu we krwi widzieli wyraźniej i byli w stanie lepiej odróżnić kolor skóry, uważając, że powinny z tego zrobić jakiś użytek. Na przykład wprowadzając w życie rasistowskie ustawy, które szły w parze ze szkalowaniem homoseksualistów i fanów pizzy hawajskiej (którą to Lucyfer, nawiasem mówiąc, uwielbiał).

 

Anielska mentalność po prostu kategorycznie nie uznaje gejów ani lesbijek, bo jak wiadomo praktyka homoseksualizmu poważnie zagraża życiu i dobru bardzo wielu ludzi. I aniołów także, najwyraźniej.

 

Homofobom takim jak ci niebiańscy przedstawiciele Boga Nazakiel chętnie by z czystej obywatelskiej odpowiedzialności wpierdolił.

 

Nie jemu jednemu wydawało się, że paranoją jest zjawisko, kiery hetero anioły twierdzą, że homoseksualizm to okropny grzech, uwłaczający godności człowieka, a już tym bardziej godności ich rasy... A potem te same hetero anioły wieczorem wpisują w wyszukiwarkę PH „dwie lesbijki lesbijkują" i nie widzą w tym totalnie żadnego problemu.

 

Zostawili Lucyfera samemu sobie, bo Szatanek oznajmił, że dziś nastał dzień jego wizytacji w domu pierworodnego. Sąd ostateczny, który upadły przeżywał średnio raz na miesiąc, a którego świadkiem zdecydowanie nie chcieli być, bo Lewiatan starał się w miarę możliwości unikać ojca jako jego nie najulubieńszy syn, natomiast Nazakiel najzwyczajniej w świecie bał się, że dostanie kolejne popaprane zlecenie pokroju porwania dziecka. Piekielne książątka wysyłali go co prawda do sklepu, kazali sprzątać, gotować, ogólnie upadlać się na wiele sposobów, ale były to zazwyczaj zadania o umiarkowanym stopniu trudności, nie powodujące, że nagle staje się poszukiwanym kryminalistą.

 

Szatan oczekiwał po nim więcej. Właśnie dlatego nastolatek w miarę możliwości starał się unikać swego najwyższego przełożonego.

 

Zatem jaszczurowaty i jego sługus razem ruszyli do śmiertelniczki, której zaufali i zostawili dziewczynkę pod jej opieką.

 

- Jesteś pewien, że jeszcze jej nie zgłosiła na pogotowie? - spytał chłopak, poganiając faceta.

 

Przeczucie mówiło mu, że mądrym byłoby się pospieszyć, ponieważ jeśli służby zainteresują się dziewczynką, to szanse na jej odzyskanie będą... Bardzo nikłe. A bądź co bądź, trochę się już przywiązali. Przynajmniej Lewiatan był w stanie otwarcie to przyznać.

 

- Powiedziałem jej, że to taka... Kolka - wyjaśnił.

 

- Jeśli twoje dziecko gada po hebrajsku i lewituje w czasie kolki, to wiedz, że masz w domu demona - mruknął Nazakiel. Nie wierzył, by śmiertelniczka była tak tępa i nie zawiadomiła pogotowia, policji czy przynajmniej ochotniczej straży pożarnej o wybryku natury, którym miała się zaopiekować za pięć dych. Pięćdziesiąt polskich złotych. Po prostu jakoś nie mógł tego ogarnąć swoimi szarymi komórkami.

 

Nie zaprzedałby swojego zdrowia psychicznego za takie pieniądze, choć nie czuł się w moralnej pozycji, która umożliwiałaby mu udzielanie jakichkolwiek rad, ponieważ sprzedał duszę za znacznie niższą cenę.

 

Może stan przejściowy między człowiekiem a diabłem, w którym obecnie znalazł się nastolatek, nie oznaczał, że zalicza się do obu grup, a tak naprawdę nie kwalifikuje do żadnej? Co za intrygująca idea.

 

Być może to z tego powodu działania osób, które go otaczały, obojętne ludzi czy diabłów, wszystkie były jego zdaniem bezsensowne lub zwyczajnie popierdolone?

Minęli najniebezpieczniejszą dzielnicę w mieście, a chłopak odetchnął z ulgą. Nikt nie zaczepił Lewiatana mimo zdecydowanie zbyt kolorowej i psychodelicznej koszuli, prezentującego się przy tym niczym ambasador tęczy w tym pustostanie, nie zostali zwyzywani od pederastów i pobici w celu naprostowania zaburzonej seksualności.

 

Progresywnie. Na pewno lepiej, niż Gabriel ma w Niebie.

 

Społeczeństwo ewidentnie jest bardziej tolerancyjne, albo po prostu dziś akurat uznano, że lepiej będzie zostać w domu. Podobno obecnie rozgrywany jest jakiś rozsądzający mecz Legia Warszawa vs Arka Gdynia. Może to w tym leży powód tymczasowych braków w szeregach osiedlowej szlachty, wyznawców Adidasa i Prosto.

 

Jakiś obszczymur zaczepił ich co prawda prosząc o fajki, ale oznajmili zgodnie, że takowego towaru nie posiadają.

 

Nawet gdyby, nie zamierzali się tym kurwa dzielić z jakimś osiedlowym kmiotkiem, który należał najwyraźniej do konkurencyjnej bandy meneli, a nie tej, z którą zakumplował się serdecznie Glonek, zostając swego rodzaju żulowskim baronem osiedla.

 

W końcu najwspanialszy, najbardziej zgrany i zgodny duet dotarł pod blok, pomalowany tak jak cała reszta na te pastelowe kolory, które w pewnym momencie zawładnęły polskimi osiedlami. Wtarabanili się na piętro, gdyż winda oczywiście nie działała i stanęli przed drzwiami mieszkania, którym zarządzała madka, rodzicielka Karyny, płaskiej jak naleśnik dechy.

 

Czyli ich niani, cierpiącej najwyraźniej na ciężki syndrom chronicznego braku cycków. Kto płaską klatką wojuje, od cycków ginie.

 

Nazakiel nie pojmował, według jakich kryteriów ten paszczur został nominowany do roli opiekunki dziewczynki, ale Lewiatan tak zdecydował, on nie miał prawa głosu, a mała najwyraźniej nie miała problemu z tym wyborem... Do teraz. Być może ten lachon przypominał jej w jakiś sposób własną mamę, czego Lewiatan mógł jedynie szczerze współczuć, gdyż sam wywodził się z podobnego środowiska i dobrze znał skutki posiadania patologicznej rodziny. Dlatego teraz jego życie wygląda tak, jak wygląda.

 

I teraz ich mały dzieciak znów darł się wniebogłosy, sprawiając że Nazakiel zaczynał powoli nienawidzić tego dnia.

 

Znaczy się, tfu, dziecka Szatana. Chłopak bynajmniej nie zamierzał się upominać o jakiekolwiek prawa i pretensje co do tego zlepku tkanek, a przynajmniej tak chciał myśleć o dziewczynce, bo wiedział, że gdy mała trafi wreszcie do swoich rodziców w Piekle, to będzie prawdopodobnie tęsknić za jej rzadkim na tle ustawicznego płaczu, ale jednak uroczym śmiechem.

 

Lewiatana powitała nawałnica skarg, że mała jest opętana. Zaproponowali jej marne grosze za opiekę nad gówniarą i się zgodziła, czego oczekiwała za taką cenę? Normalnego dziecka? Normalne dziecko opiekunowanie oddaliby do żłobka czy innego przedszkola.

 

Z jakiegoś powodu Nazakiela przepełniała antypatia do tej baby. Chyba głównym powodem, dla którego tak jej nie lubił, była ta wołająca o pomstę do Nieba cena, za jaką zaprzedała swój czas wolny dziecku. Co za dziwka bez ambicji.

 

On by się targował.

 

Okazało się, że kobita nie pomyślała nawet o policji (bo te pały, bagiety, psy, i dalszy ciąg epitetów, które nawet Glonkowi zaimponowały, aresztowali jej boya, który nie zrobił nic złego, po prostu wpierdolił jakimś frajerom, a teraz przymknęli go za rozboje), ale za to zadzwoniła po księdza, który jest już w drodze.

 

Wyszło trochę niezręcznie.

 

Mina Glonka zrzedła momentalnie, bo sama perspektywa spotkania z sługą bożym wydawała mu się niezasłużoną karą, a tłumaczenie, czemu nie życzy sobie pomocy przy ewidentnie opętanym dziecku mogło przynieść jeszcze więcej kłopotów.

 

Negocjował zatem z tym szlaufem, a Nazakiel wziął tymczasem dziecko, które uspokoiło się momentalnie, czując znajomy już zapach i uspokajające lulanie. Jakaś bereciara, stara dewota stojąca w oknie naprzeciwko gapiła się ustawicznie w niego. To musi być zajebiście komfortowe, pomyślał, mieszkać naprzeciwko takiego reliktu epoki dinozaurów i czuć się szpiegowanym 24/7. Nie chcąc ułatwiać starej zadania przeszedł na korytarz, sugerując znaczącym chrząknięciem Glonojadowi, iż najwyższy czas się niepostrzeżenie ewakuować.

 

- Zapłaciłeś jej? - spytał, schodząc pod schodach, starając się nie wypierdolić, chociaż mała skutecznie utrudniała mu to, machając łapami jak jebany helikopter.

 

- Cośtam dostała - odparł zbywająco Lewiatan, ale nastolatek wiedział już, że z pewnością nie jest to ton, który wróży cokolwiek dobrego.

 

- To fałszywki, pierdolony parszywcu! - wrzask rozwścieczonej kobiety rozległ się w całym bloku, a mężczyźni przyspieszyli. Osiągnęli ten etap, że nie było już powrotu. Poza tym kto wracałby trzy piętra po schodach, żeby zapłacić? - Zęby ci z dupy powyrywam, naciągaczu cholerny!

 

- Dałeś jej podrobione pięć dych? Nawet tyle już nie masz? - zdziwił się nastolatek.

 

Nazakiel może nie zamierzał popierać Lewiatana, ale słysząc przeklinanie kobiety, życzył jej, by jej oczy wypadły ze złości, niczym psu rasy brachycefalicznej. Przerośnięty pekińczyk ze wścieklizną. Musi być najwyraźniej kurewsko sfrustrowana brakiem cycków, a teraz to na nich będzie chciała się wyżywać. Niedoczekanie.

 

- Po prostu taniej wychodzi - wzruszył ramionami Glonek. Specjalista. Z niejednego pieca chleb jadł i na niejednym biurku się ruchał, może się wypowiadać w każdym temacie i robić cokolwiek uzna za słuszne. Nawet jeśli jest to płacenie śmiertelnikom przysłowiową kasą z Monopoly. Wybiegli przed blok, po czym skierowali się dalej do centrum miasta.

 

Plan na dziś, zdobyć pieluchy, odstawić małą do Piekła albo w jakiś inny sposób sprytnie przekazać Szatanowi. Nazakiel po cichu liczył, że będzie mógł wybrać się na wycieczkę z Glonkiem, bo wizyty w zaświatach były dla niego czymś ekscytującym. Dla kogo by nie były? Miał okazję oglądać Piekło w tym wieku, że większość osób nie skończyła jeszcze liceum. Wyprawa do Stokrotki i Piekła nie brzmiała jak skomplikowany plan, ale zdążył się już nauczyć, że życie potrafi zaskoczyć.

 

- Mogę iść z tobą? - upewnił się mimo wszystko Nazakiel, idąc za swoim przełożonym i równocześnie bujając małą w ramionach.

 

Lewiatan przywiązywał wagę do obietnic, jeśli więc przyrzeknie mu wyjazd do Piekła, to cokolwiek by się nie działo, będzie mieć jaszczura w garści i kiedyś uda mu się to zrealizować. Wciąż lulał dziewczynkę, czując, że jeszcze trochę, a odpadną mu ręce. Jedno jest pewne - nie miał i mieć nie będzie instynktu tacierzyńskiego.

 

Dobrze przynajmniej, że dziewczynka jest porwana, a nie spłodzona przez Szatana, bo byłaby kolejnym gównianym jabłkiem zrodzonym z gównianej jabłoni. I wtedy zamiast krzyczeć jak normalne noworodki, zapewne już na tak wczesnym etapie życia szukałaby najdorodniejszego obiektu w okolicy, na który mogłaby się nadziać. Diabły, niezależnie od płci, mają jakiś wrodzony instynkt, który wiedzie ich w kierunku największego bolca na rewirze. Nazakiel nie mógł dojść, jak w takim wypadku wpadł w krąg zainteresowań tych szanownych istot, ale nie zamierzał dyskutować.

 

- Dokąd? - Lewiatan okręcił się dookoła. Lubił urozmaicać sobie chodzenie tańczeniem do piosenek ustawicznie grających w jego głowie, co sprowadzało się jednak do tego, że znacznie opóźniał tempo.

 

Taneczny kusiciel. Ja pierdolę.

 

- Na plac zabaw kurwa - prychnął nastolatek. - Do Piekła. Ale ja nie umiem robić portali - wyjaśnił.

 

- Pewnie bejbe, przedstawię cię ojcu jako mojego chłopaka. I Lilith powiem, że chcemy adoptować małą jako pierwsi pedzie w zaświatach.

 

- Pierwsi? - dopiero po chwili Nazakiel zreflektował się. - Nie jesteśmy nawet razem, kurwa. Chciałem po prostu pozwiedzać.

 

Glonek odwrócił się, idąc przez chwilę tyłem.

 

No i czego się popisujesz, pomyślał nastolatek. Zaraz jaszczur się potknie, wyjebie na plecy, obije ten głupi ryj... Eh. Z jakiegoś powodu czuł się jak niania dla dwóch, a nie jednego dzieciaka.

 

- Skoro już wybieramy się do Piekła, to mogę cię zaprosić do domu. Pozwiedzamy sypialnię - zaproponował, wyglądając przy tym jak fuzja akwizytora z pracownikiem biura podróży, starającego się wcisnąć klientom bardzo średnią ofertę za horrendalne kwoty.

 

Chłopak przewrócił oczami.

 

- Czemu ty jesteś takim ograniczonym planktonem? Czasami żałuję, że taki wieloryb jak niania cię nie wpierdoli na śniadanko. Miałbym mniej nerwów w życiu i tym samym mniejsze wydatki na terapeutów - widząc smutne oczka jaszczurki ciężko powstrzymać się od wyrzutów sumienia, ale Nazakiel postanowił być twardy. Nie zamierza dać się podrywać. Miał nadal nadzieje na ścięcie drzewa, posadzenie domu i zapłodnienie syna.

 

Chwilę, chyba to jednak nie do końca tak leciało... W każdym razie, jego oczekiwania wobec swojej osoby, by być hetero samcem alfa, w najbliższym czasie nie powinny ulegać zmianom. Nie było to planowane.

 

- Jestem tak seksi, że ludzie kwestionują swoją orientację, a ty mi mówisz, że jestem planktonem? Wstydziłbyś się, Nazakielu. Nie tak cię wychowywałem - pouczał go Lewiatan. Mądrości życiowe ryby, która zapomniała jak używać skrzeli i wyszła na ląd. Uniwersalnie stosowane prawdy i powszechne wzorce.

 

- Dla mnie jesteś pasztetem. Tępy, irytujący, kłapouchy gaduło - odparł chłopak, przypominając sobie Shreka. Jeszcze powinien coś wtrącić o tym, że ma warstwy. Jak cebula. I ogry. W towarzystwie Lewiatana odnosił zresztą codziennie wrażenie, że naprawdę stoi przy gadającym ośle. - Będziesz znacznie bardziej atrakcyjny, jeśli teraz ty zajmiesz się małą. Jak odpowiedzialny facet. I przestań kurwa tańczyć - warknął, widząc spojrzenia mijających ich ludzi, ciężko stwierdzić, czy współczujące, czy krytyczne.

 

Wiedział od zawsze, że fani disco polo to zwierzęta, ale porównywanie do nich Glonojada stanowiło obrazę dla tego królestwa.

 

- Jestem seksowny, nie odpowiedzialny - Glonek najwyraźniej już nie palił się do roli rodzica, więc chłopak po prostu przyspieszył, chcąc jak najszybciej zakupić rzeczone pieluchy i dostarczyć je Lilith razem z dziewczynką. - Czemu ty mnie tak nienawidzisz? - Glonek nachylił się bliżej chłopaka. - Mogę coś zrobić, żeby to poprawić?

 

- Mógłbyś umrzeć? - weszli do Stokrotki. - Albo lepiej, weź koszyk, bo ja już nie dam rady.

 

Niesiona przez niego dzidzia nie dawała mu chwili wytchnienia, wywijając się na wszystkie strony i wszelkimi możliwymi sposobami dążąc do autodestrukcji.

 

Wzięli pieluchy i drożdżówkę na prośbę Glonka. Kupili też mleko, ciężko powiedzieć po co, skoro mała miała już trafić do nowej rodziny... Ale przynajmniej będą je mieć na stanie na wypadek konieczności wykarmienia kolejnych porwanych dzieci. Dla siebie Nazakiel wybrał jedynie paczkę morderczo orzeźwiających mentosów miętowych. Przynajmniej jaszczurowaty nie będzie mu ich podbierać, bo wypalą mu przełyk. Z jakiegoś powodu były za mocne dla rasowych diabłów. Gdy poczęstował tym w przypływie hojności szefa, to prawie zesrał się ze śmiechu, widząc mężczyznę biegającego w poszukiwaniu wody, ogarniętego większą paniką, niż po wpierdoleniu worka papryczek chili.

 

Zapłacili, zrzucając się na te niewielkie zakupy, choć otrzymane od Lewiatana 3 złote i 52 grosze oraz guzik i paragon z monopolowego ciężko było uznać za równoważny wkład do pieniędzy wyłożonych przez Nazakiela, a dziewczynka ucichła na chwilę. Widok banknotów ewidentnie ją uspokajał, a nastolatek z jakiegoś powodu poczuł, jakby między nimi nawiązana została drobna nić porozumienia.

 

- Kierunek: Piekło! - zarządził Glonek, gdy wyszli. Wiatr rozwiał jego włosy, że wyglądał przez chwilę niczym aktorka na planie filmowym podrzędnego dramatu. - Ale lepiej chodźmy w bardziej odludne miejsce, bo jeśli otworzę portal tutaj, to może się skończyć niezłą masakrą...

 

- Ludzie nie lubią oglądać Gehenny, dziwisz im się? To mało fajne perspektywy na życie pośmiertne, szczególnie, jeśli oczekujesz grania na harfie i zapierdalania wśród chmurek - odpowiedział Nazakiel, po czym skierowali się w losowym kierunku, który podpowiadała chłopakowi intuicja i szósty zmysł odpowiedzialny za omijanie zbiorowisk ludzkich. W razie apokalipsy zombie lub zamachu terrorystycznego bardzo przydatny talent.

 

Trochę tak to wyglądało, że napierdalał w głowie wyobrażoną kostką, po czym wskazywał na, dajmy na to, wschód, uznając, że to tutaj prowadzi go wyczucie.

 

- W sumie ja też nie lubię mojego domu - mruknął Lewiatan. - Prawie zawsze pada, a w dodatku nie zwyczajny deszcz, tylko kwaśny. Niszczy mi ciuszki. I nie ma tam ciebie, mamuśko - rzucił z nostalgią.

 

Nazakiel zostawił to bez komentarza, biorąc sobie mientosa i powtarzając, że za cały ten trud, który przeżywa obecnie, musi go przecież w przyszłości spotkać jakaś nagroda.

 

Musi, kurwa, wszelkie prawo karmy, zasady działania wszechświata i niezachwianej równowagi przemawiają za tym, że obecnie przeżywa po prostu tymczasową, ogólną egzystencjalną recesję.

 

Parkujący samochód prawie ich zabił, doprowadzając Glonka prawie do łez, a Nazakiela do bladej gorączki. Jakim cudem umiał jeździć samochodem lepiej, niż kierowcy z prawem jazdy, nie mając rzeczonego dokumentu? Musi przemyśleć zorganizowanie sobie podróbki, będzie mógł wreszcie kulturalnie przyjechać swoim wypasionym citroenem czy innym BMW pod market i rozjeżdżać nieuważnych piechurów. Albo kierowców, ale wtedy przydałoby się zainwestować w Jeepa... Chyba że iść na całość i kupić czołg. Wtedy jednak zniszczenia byłyby wielkie, proporcjonalnie do nienawiści do świata kryjącej się w chłopaku.

 

- Mam dla ciebie prawdę życiową - zaczął Lewiatan, a nastolatek miał ochotę teatralnie zatkać uszy i zacząć śpiewać.

 

Albo zrobić cokolwiek, żeby okazać swoją ignorancję w jak najbardziej przystępny sposób. Mieć takiego starego jak Glonek, można się zajebać. On zdecydowanie podziękuje.

 

- A może wcale nie chcę znać twojej prawdy życiowej - Nazakiel minął jakiegoś mężczyznę, machającego wściekle łapą i trzymanymi w niej papierami, co wystraszyło małą, która prawie się rozpłakała.

 

Trudno znaleźć dobrą opiekunkę do dziecka... Ale jeszcze trudniej znaleźć dobre dziecko.

 

Czasem Nazakiel mial przemożną ochotę rzucić się na człowieka i go zagryźć, wyrwać jelita, wepchnąć w gardło, spalić i rozsypać popioły na wietrze.

 

Tylko czasem. Zwykle szybko mu przechodziło, ale dzisiaj jest jakiś taki podkurwiony.

 

- To ty mi tym razem coś doradzisz? - zdziwił się Glonek.

 

Prowokowanie, żeby nastolatek został wujkiem dobrą radą. Pięknie. Śmiało sobie poczynasz, Lewiatanie.

 

- Nie łam czyjegoś serca, ma tylko jedno. Łam kości, ma ich 206 - przypomniał sobie zasłyszany gdzieś cytat, z którym w sumie się zgadzał.

 

I stosował, a jakżeby inaczej.

 

- Z tobą mam 207.

 

- Ja pierdolę. Nie musiałem tego wiedzieć - doinformował mężczyznę, widocznie zniesmaczony.

 

- Teraz już wiesz - mrugnął cwaniacko Lewiatan. Przynajmniej w zamiarze. Wyszło, jakby miał tik nerwowy. Podobno na takie rzeczy pomaga wpierdalanie bananów i ogółem magnez, chociaż jak można oczekiwać pełni zdrowia po osobie, która przeżyła kilka postrzałów, w tym jeden z łuku, chodzi z rozpiętą koszulą nawet w zimie, wierzy że z pochodzenia jest Latynosem, a na dobitkę uważa, że jak pójdzie do pierdla to mu to wyjdzie na „plus" w raperskiej karierze.

 

Z takimi ludźmi nawet nie ma sensu dyskutować.

 

- Niewiedza to skarb, gdy się z tobą rozmawia - odparł nastolatek, kładąc palec na ustach faceta i starając się wywołać ze swych strun głosowych maksymalnie kategoryczny ton. - Zamknij się już, kurwa, błagam. Może uda mi się uśpić tą małą terrorystkę.

 

O dziwo, Glonek rzeczywiście zamknął się i skinął głową. Podążyli dalej w poszukiwaniu miejsca idealnego na stworzenie portalu i wyprawienie się do Piekła. Chłopak musiał przyznać, że mimo ogólnego wyznawania filozofii wyjebanizmu, teraz był nieco podjarany, a może nawet minimalnie zestresowany.

 

Ale tak tylko troszkę. Pierwsze razy bywają ciężkie.

 

~3.2~

 

Tego samego dnia o godzinie piętnastej w strefie czasowej Warszawy skrajnie wykończony dniem, który nadal się nie skończył Lucjano odetchnął z ulgą, siadając przy rozklekotanym stole w kuchni Mebel nadal posiadał znamiona hazardowej nocki, ale upadły nie zamierzając sprzątać tego syfu po prostu oparł głowę o blat i relaksował się, słuchając dźwięków karetki zapierdalającej gdzieś kilka kilometrów dalej. Nie dał rady jeszcze zmotywować się dostatecznie, by swoje piękne, purpurowe siniaki posmarować niezawodną maścią przeciwbólową Bengay i czekać, aż ten lek uśmierzy chociaż trochę diabelnie nieprzyjemne dolegliwości.

 

Dzisiejszy dzień był, kurwa, katastrofą.

 

Zaczęło się od tego, że myślał, że go zabili, później robiło się tylko gorzej.

 

Już wyjaśnia. Jego najwspanialsza osobistość, wcielenie ideału, został bardzo delikatnie i subtelnie przetransportowany do domu.

 

Zajebał głową w asfalt chuj-wie-ile razy, niesiony przez brata, ale kij z tym. To jeszcze dałby radę znieść. Ostatecznie, Glonek chciał dobrze.

 

Jego staruszek ni z gruszki, ni z pietruszki wbił do domu, gdy Lucek dochodził do siebie, siedząc wpół żywy w kiblu i analizując, jak bardzo zgrzeszył Gabryś dzisiejszej nocy. Według jego rozrachunków, zbyt wiele, by upadły mógł się jakoś odpłacić za odebranie mu cnoty. Poza tym równie prawdopodobne, że aniołek wziąłby taki akt za insynuację, iż jest traktowany jak jakaś nierządnica. A upadły nie do końca to miał na myśli.

 

Po drugie, cóż, czy ktokolwiek go zmuszał do czegokolwiek? Ostatecznie, kurwa, jak mawia pewien niezbyt lubiany polski polityk „zawsze się trochę gwałci", choć Lucyfer starał się przynajmniej próbować przekonywać Gabriela, że przecież obcowanie płciowe z diabłem to najlepsze, co może zrobić archanioł pragnący w życiu jedynie spokoju. Starał się być nowoczesny, ale trzeba wziąć podsuwane, że to czego się dopuścili po prostu nie może zajść za zgodą i pisemnym porozumieniem, w stanie trzeźwości obu partnerów. Takie mezalianse po prostu się nie wydarzają.

 

Grunt, żeby druga strona, w tym wypadku archanioł nie spieszyła się zbytnio ze zgłaszaniem tego na policję, wówczas misję podrywu można uznać za zakończoną powodzeniem. Niestety Lucyfer obawiał się, że w ich sytuacji to policja zapuka sama do drzwi Gabriela, kierowana własną głupkowatą nadgorliwością.

 

Zmartwienie Lucka stało się bardziej obecne, gdy stary pijany wjebał do łazienki pytając, gdzie jest dziecko, które zlecił porwać, a widząc syna w takim stanie złapał się za głowę, nie mogąc zdecydować, czy powinien raczej wydziedziczyć go, czy po prostu wyjść i nie wracać. Ewentualnie, dać mu w mordę i zaczekać na efekt.

 

Gdy twoim starym jest sam Szatan to ciężko w sumie dbać o zdrowe relacje rodzinne, gdyż one z gruntu są spierdolone. Pewien znany psycholog w Piekle nazwał to nawet „syndromem lucyferiańskiej beznadziei". Ładnie brzmi, choć znaczenie było nieco dobijające, ponieważ opisywało sytuację, gdzie jednostka usiłuje naprawić relacje rodzinne, choć z góry skazana jest na niepowodzenie, gdyż źródło patologii nie leży w tej osobie, tylko... W spartaczonych genach.

 

Zatem to nie sprawa dla psychologa, nie sprawa dla terapeuty, tylko dla genetyka czy innego biotechnologa. Ewentualnie „sprawa dla reportera".

 

Ale mniej więcej ten poziom beznadziei czuł Lucyfer. Jakby próbował lepić zamki z suchego piasku, a słońce było w tej metaforze odpowiednikiem Szatana. Antybohater, który zniszczył kilka butelek wódki, psychikę swoich synów i majątek całej rodziny. Współczesnym mesjasz oszukany przez los. Kiedyś, w czasach gdy jeszcze Niebo i Piekło, bycie diabłem i bycie aniołem coś znaczyło, Szatan był nawet bogaty, władał niemałymi posiadłościami, miał jakiśtam szacunek, a nawet w pewnych grupach społecznych siał zgrozę...

 

Obecnie zgrozę siały co najwyżej ilości alkoholu, które potrafił w siebie wlać, bo odkąd niebiański interes zaczął podupadać, to i Szatan z Piekłem borykali się z pewnymi trudnościami, jeśli chodzi o władzę i fejm. Aktualnie władca tego schroniska dla grzesznych i niechcianych wciąż był z zawodu największym skurwysynem z historii, ale czerwone kozaki zmienił na wytarte chodaki, a w gorsze dni kapcie, których zapominał zmienić przed wyjściem z domu, drogie wina zastąpił jabol, a wszelkie rozpusty i grzeszki... No cóż, przeminęło z wiatrem, jak pieniądze. Jedyne, co pozostało mu z dawnych czasów, to gigantyczne libido i żona, wciąż trwająca przy jego boku, choć pałacowe komnaty musiała zmienić na barakową sypialenkę i nic nie wskazywało na to, by w najbliższych miesiącach sytuacja ta miała ulec zmianie.

 

Wskutek tego, patrząc na aktualnego władcę Piekła, można dojść do wniosku, że jest po prostu bardzo, ale to bardzo zmęczony. Życiem, rodziną, byciem ojcem i przede wszystkim byciem mężem, bo mimo złotej cierpliwości Lilith miała pewne granice i ostatnio próbowała wprowadzić w życie pomysł terapii małżeńskiej, co Szatan uważał za obrazę majestatu na całej linii, ponieważ przynajmniej wobec swojej żony starał się... Starał się być, powiedzmy, optymalnie w porządku.

 

W każdym razie, jako że był zdania, że dzieci trzeba wychowywać twardą ręką, bo życie z nim samym nie obeszło się zbyt lekko, to co jakiś czas starał się uporządkować sprawy bieżące i wtedy gnany motywacją biegł do Lucyfera, starając się powstrzymać syna przed wstąpieniem na drogę, którą sam podążał.

 

Po szeregu pytań i oskarżeń, które wyrzucił z siebie stary, nastąpiło długie i pokrętne tłumaczenie ze strony Lucka, dlaczego Nazakiel musiał go ogłuszyć, dlaczego był w parku, dlaczego małą zajmuje się obecnie chuj wie kto, dlaczego w domu jej nie ma, dlaczego Lucyfer siedzi w kiblu zamiast jej szukać, wreszcie, dlaczego nie zapnie tego pieprzonego rozporka.

 

Choć chciał, książę Piekła nie mógł znaleźć wyczerpującej odpowiedzi na te pytania. Zamiast tego, nie chcąc słychać dłużej wyrzutów kierowanych w swoją stronę, wstał i wyjebał ojcu.

 

Chyba też trochę dla zasady, w końcu dzień bez zajebania komuś to dzień stracony.

 

Może pewien wpływ miało tu naruszenie jego prywatności, choć i tak jest to pojęcie kontrowersyjne, a nawet oksymoron. No, kurwa, poniosło go, co tu dużo mówić.

 

Szatan mu oddał. Po ojcowsku. Stary pajac.

 

Później się pobili.

 

Później pogodzili.

 

Koniec końców, staruszek ruszył na poszukiwania Glonka z Nazakielem, ignorując syna, usilnie starającego się na odchodne trochę podkurwić swojego rodziciela.

 

Pozostawały pewne logiczne powody, dla których jego ojciec nadal trwał, mimo że świat najwyraźniej stanął przeciwko temu skończonemu dekadentowi. Toż z nim jak z kanalizacją - przykre to, lecz niezbędne. Gdyby nie było Szatana, Bóg musiałby sam doglądać Piekła, co źle by się rymowało z jego nieskończoną dobrocią. Zawsze poręczniej wydelegować kogoś do tak delikatnych spraw, a fakt że rządzenie w tym burdelu w porównaniu z pilnowaniem spraw w Niebie było jak zestawianie Rosji z nowoczesnymi Niemcami... To zdawało się Boga nie obchodzić.

 

Jego zasadniczo niewiele spraw obchodziło. Biegał w szlafroku i drogich sandałach po Niebie, doglądając, czy wszystkie trybiki jego biurokratycznej maszyny pracują jak należy i szczycąc się armią zatrudnionych aniołów, którzy mu w tym ochoczo pomagali. Tymczasem Szatan próbował związać koniec z końcem, starając się załatwić swojej małżonce wymarzone dziecko (gdyż jego wadliwa sperma nie przewidziała płodzenia dziewczynek i jak dotąd całe ich potomstwo, dość liczne, by mogli stworzyć własne małe państwo, wszyscy byli płci wyłącznie męskiej). Ponadto jako, bądź co bądź, władca starał się uniknąć rozwoju nadmiernej anarchii, dlatego organizował co jakiś czas wybory do rady ministrów czy chuj wie co, żeby diabły nie zapomniały, że technicznie rzecz biorąc mają jakiegośtam przywódcę z pretensjami do tronu.

 

Odkąd ojciec wreszcie opuścił jego domostwo, widocznie niezadowolony z wyniku rozmów, Lucuś siedział i starał się dodzwonić do kogokolwiek z nieba, żeby przekazali mu, co się odpierdala z Gabrielem, czy chłopak żyje, a jeśli żyje, to czy nadal jego skrzydła są białe, a opinia tak nieposzlakowana jak dawniej.

 

Nie, żeby się troszczył, ma wyjebane na podlotki z zasady, po prostu uznał, że leży to w jakimś stopniu w jego osobistym interesie, jako że jego interes wczoraj znalazł się w tym konkretnym aniele. Jako naczelny wyznawca filozofii radykalnego egoizmu powinien dbać o rzeczy (i osoby) ważne dla niego.

 

Największą jednak tragedią dnia dzisiejszego, nieporównywalną do żadnego innego nieszczęścia, było odkrycie, że jego pierdolony w dupę brat, to ścierwo, gniot, pokurcz, wysryw jakiejś rybiej kurwy zepsuł mu telewizor.

 

Nie daruje, kurwa, nie daruje tej dziwce.

 

Wyświetlacz 4K ultra HD, gwarancja skończyła się pół roku temu. Zresztą, nawet gdyby, co ma podać jako powód reklamacji? Przepraszam kurwa, mój brat ma ciężki przypadek niedojebania umysłowego i jak mi nie rozkurwi telewizora wieczorem to nie jest sobą?

 

No kurwa, cymbał.exe. Lucka wcale nie cieszyły insynuacje, że mógł być z tym idiotą spokrewniony, bo nie zamierzał dawać temu twierdzeniu wiary, nawet jeśli gołym okiem widoczne były charakterologiczne i wyglądowe podobieństwa.

 

Nie nie nie, to nie wchodzi w rachubę, uznał, robiąc w głowie szybki przegląd ostatnich debilnych popisów swojego młodszego... Na pewno nie brata. Popił soczek „yoo-hoo!", o najbardziej męskiej i poważnej nazwie, jaką w życiu słyszał i zdecydował się na spacer.

 

Kurwa, dziwią mu się, że jest alkoholikiem. A jak on ma pić coś o takiej nazwie? Piwko kurwa kupi, Perełkę, Harnasia czy jakiekolwiek innego Lecha, a nie kurwa, yoo-hoo!. Solidną, poważną wódkę też chętnie przyjmie. Lub wino marki wino.

 

Idzie do monopolowego, jakoś musi przetrwać do wieczora, bo zapewne dopiero wtedy Dżibril będzie mieć okazję złożyć mu wizytę, jeśli umknie z lochów niebiańskiego KGB do spraw ochrony prawiczków.

Oby mu się udało.

 

Wyjebał się o niezawiązane sznurówki zanim zdążył wyjść z domu.

 

Yoo-hoo, psia ich mać.

 

Wziął portfel, w poszukiwaniu go zrzucając parę książek z półki, co okazało się bezcelowe, ponieważ rzeczony przedmiot znajdował się w szafce, a znalezienie go zajęło Luckowi parę (naście?) ładnych minut. Nie wiedział, co zaskoczyło go bardziej - tak szybkie znalezienie zguby, czy obecność literatury w mieszkaniu.

 

W końcu naciągnął swoje sprofanowane na wszelkie sposoby glany, o podeszwach bardziej dziurawych niż siatka bramkarska, przeklinając w duszy moment, w którym zdecydował że dobrymi skarpetami na dziś będą stopki.

 

Jak każdy posiadacz takich butów wie, połączenie tych dwóch rzeczy gwarantuje bolesne odciski, a dobrze gdy skończy się jedynie na odciskach, nie na ranach do krwi, leczących się przez najbliższe tygodnie i niemiłosiernie przypominającymi o własnej bezdennej głupocie.

 

Dzień był piękny, ptaki śpiewały, śmiertelne kurwy wciąż żyły, nie zdając sobie nawet sprawy, jak znana osobistość mija ich na ulicy. Co prawda zwracał uwagę ludzi, raz, że swym pięknym, wyjątkowym, nietuzinkowym wyglądem, oszałamiającymi oczami, boskim ciałem i wspaniałą buźką. Dwa, skrzydłami, których zapomniał schować zaaferowany opiewaniem swojej osoby, a teraz powiewały na wietrze, czując wreszcie świeże, rześkie podmuchy pomiędzy czarnymi piórami.

 

Może i jest niedojebany, ale szczęśliwy.

 

Miał dziką ochotę sobie polatać, ale złączenie styków w mózgu, które dały mu znać, że coś jest w chuj mocno nie halo, zajęło mu ponad pół drogi.

 

Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że wezmą go za wyjątkowo ekscentrycznego artystę, robiącego jakiś uliczny performance. Tak, to zupełnie możliwe. Ludzie słyną z popierdolonych zachowań, nie to co on. Mimo wszystko, schował skrzydła, czyniąc je niewidzialnymi dla śmiertelników. Trzeba się trzymać zasad logiki kurwa, to jedyne zasady, jakie mu w życiu pozostały i do których posiadał jakiś minimalny szacunek. Chociaż to też kwestia dyskusyjna.

 

Poza tradycyjnymi zapasami (kurwa, powinni mu założyć kartę stałego klienta. Dlaczego nikt o tym nie pomyślał? Jakieś żabki srabki, biedronki i inne gówna już dawno wpadły na ten zamysł. Czy sklepy monopolowe nie widzą wyraźnej luki w swoim rynku?) zdecydował się, uwaga, na wizytację sklepu spożywczego.

 

Niestety zamiast fanfar, na wejście jakaś stara baba wydarła się na niego, że zajebał jej koszyk.

I nie, oczywiście że nie był podpisany, ale ta stara prukwa najwyraźniej przywłaszczyła go sobie spojrzeniem i modlitwą, więc odmówił pięć razy jak mantrę „stare baby jebać prądem" i ruszył, bez koszyka, na podbój wypchanych specjałami regałów.

 

Zapachy oszałamiały. Widoki zapierały mu dech w piersiach. Z głośników jakaś baba darła się głosem kobyły o poderżniętych strunach głosowych o promocjach, które każdego człowieka powinny zaintrygować. Kurwa, 3 rolki srajtaśmy w cenie jednej, od narodzin trzy tysiące lat temu czekał na tę okazję. Już zapierdala bić się z matkami i moherami o ostatnią rolkę. Pamiętał, jak rozkurwiali z chłopakami legiony boskie, a skończył na szarpaniu się w polskim markecie o tańszą rolkę papieru z neurotyczną staruchą.

 

Prawdziwy upadek spotkał go dopiero teraz.

 

Ostatecznie, wygrał zażartą walkę, ale czuł, że stwierdzić, że jego organy wewnętrzne są w stanie tragicznym to byłby aż nadmierny optymizm. Kobieta rozjebała mu chyba wątrobę. Na razie jego zakupy stanowiła rolka papieru i gumy. Do żucia, oczywiście. Smak rześki arbuz.

 

Pomaszerował dalej. Dłuższą chwilę analizował, jaki cel sobie obrać. Niezbyt wiedział, co chce kupić, bo jego myśli wciąż zaprzątał chcąc nie chcąc Gabriel i to jego pierdołowate, ale słodkie oblicze. Archanioł jest tak uporządkowany, że pewnie w sposób metodyczny sporządza listę zakupów w kolejności alfabetycznej, z podziałem produktów na grupy tematyczne. Może nawet załączał plan hipermarketu z wytyczoną optymalną trasą. Lucyfer podchodził do tematu bardziej spontanicznie.

 

Jest być może jakaś absurdalna szansa, że Gabriello odwiedzi go dziś albo w najbliższych dniach, więc przydałoby się mieć w zanadrzu coś na podobieństwo randki.

 

Anioły i ludzie uwielbiają te romantyczne, subtelne pierdoły, ale kurwa, on nie ma pojęcia, jak się za to zabrać.

 

Jego specjalność nie opiera się na bawieniu w zakochanie, więc czemu kurwa robi wszystko, co zrobiłby desperat w jego sytuacji, pragnący za wszelką cenę znaleźć darmową dziwkę na czas nieokreślony (czytać - definicja związku według Lucyfera, tom pierwszy).

 

Zdecydował się na przyrządzenie dość ambitnego, wymagającego wyspecjalizowanych kucharskich umiejętności dania, a mianowicie jajecznicy ze szczypiorkiem. I może kawałkami wędliny. Za jego pensję nie stać go nawet na dobrej jakości boczek.

Z drugiej strony, kurwa, co on takiego robi, żeby w ogóle wymagać za to jakiejkolwiek opłaty? Siedzi na dupie na Assiah i wkurwia śmiertelników, kusząc do grzechu samym ukazywaniem swojej twarzy na ulicy, grając w pokera z pierdolonymi archaniołami i chlejąc do upadłego (to akurat całkiem sensowne, skoro był upadłym aniołem), a w celach rozrywkowych co jakiś czas znajdując sobie świeże, nietknięte ciałko do zbezczeszczenia?

 

Usprawiedliwiając to oczywiście tym, że jest Księciem Piekła i mu wolno, zupełnie jakby to cokolwiek wyjaśniało.

 

Wziął jajka, nie mając za bardzo pojęcia, ile ich potrzebuje. 6 nie, 12 nie, bo to liczby boskie, a on w kuchni nie zdzierży jakiejś propagandowej symboliki, więc wziął 18. Tak, jajecznica z 18 jajek na dwie osoby, to 9 jajek na głowę.

 

Plus dwa, jako że są facetami, co daje 11 na łeb. Wszystko idealnie, udało się uniknąć przeklętych boskich numerków, a to tylko dlatego, że jego obecny obiekt zainteresowania jest płci męskiej. Matematyka królową nauk i pederastów.

 

Kiedyś nie mógłby pogodzić się z tym, że technicznie rzecz biorąc przespał się z facetem. W jego oczach Gabriel pozbawiony jest męskości i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jakby ktoś pytał, Lucek nadal utrzymywałby, że jest hetero, gdyż nie do końca liczył archanioła jako chłopaka. Nie był pogodzony ze sobą, dopiero niedawno dokonał się w nim przełom.

 

Teraz, gdyby miał czysto hipotetycznie przelecieć kozę, to po prostu następnego dnia wstałby i obwieścił światu, że najwyraźniej jest zoofilem... Chyba, że akurat koza nie byłaby w jego opinii dość zwierzęca, by można ją określić tym mianem. Wszystko to kwestia nazewnictwa. Tak czy inaczej, wreszcie żył w zgodzie z ideologią, którą starał się sprzedać ludziom w eleganckim pudełeczku satanizmu, mianowicie „róbta co chceta" na potęgę.

 

Spacerował dalej alejkami, wciąż starając się sobie przypomnieć, co jeszcze miał kupić, albo wymyślić, co może mu się przydać i będzie mieściło się w granicach rozsądku jeśli chodzi o budżet, a granice te były niestety bardzo ciasne.

 

Dorosłość to ten moment, gdy dochodzisz do momentu, że poważnie rozważasz, czy nie lepiej będzie kupić wódkę od makaronu. Ale nie. Dzisiaj szykuje kolację dla swojego anielskiego chłoptasia (optymistycznie zakładając, że w ogóle się zjawi). Więc musi się obyć bez alkoholu, żeby potem nie było mu zarzucane, że upija archanioła tylko po to, by z nim grzeszyć.

 

To znaczy drobne sprostowanie. Alkohol oczywiście będzie - po prostu nie dla Gabriela, żeby tym razem to syreni śpiew zmysłowości, a nie upojenie alkoholem powiodło go do zdrady ideałów.

 

Modlił się, żeby tylko nie wypierdolić się na swój piękny ryj. Niósł w końcu kurewsko delikatny towar. Po chwili zastanowienia, wziął jeszcze paczkę rzeczonego makaronu, który tym razem wygrał z wódką i zgarnął do tego porządne naręcze cebuli. Nie miał pojęcia, co zrobi z główkami, ale na pewno nie wpierdoli, bo jebały, jakby obszczała je wcześniej setka piekielnych cerberów.

 

Będzie trzeba je jakoś opchnąć Lewiatanowi. On zje cokolwiek, byleby było darmowe.

 

Wpadł na jakieś dziecko, które rozbeczało się histerycznie, prawie wywracając majestatycznie stojącego księcia Piekieł.

 

Ja pierdolę, mruknął pod nosem mężczyzna. Boskie nasienie, kurwa mać, w dodatku pewnie chrzczone. Nie mógłby trzymać takiego małego smrodu w domu. Czasem fajnie być pedałem. Każda sytuacja ma jakieś plusy.

 

- Pan tu stoi? - jakaś blondyna postukała go w ramię, przerywając te czysto filozoficzne, światopoglądowe rozważania.

 

- A wyglądam kurwa, jakbym leżał i się opalał? Nie kurwa, łapię dobrą energię i zaraz odjebię ci seans spirytystyczny. Przywoływanie duchów meneli w cenie.

 

- Czyli pan stoi?

 

- Kurwa, tak. Stoję całym swoim jestestwem.

 

Dziewczyna poszła sobie, a Lucek westchnął i rozdrażniony i poirytowany, nawet jeśli są to stany emocjonalne dość zbliżone do siebie. Odczuwał jednak dość wybuchową mieszankę uczuć w tym momencie. Miał ochotę spalić to wszystko w cholerę. Jeśli istnieje jakaś forma aktywności, która wysysa z diabła wszystkie chęci i siły życiowe, to bez wątpienia są nią zakupy. Jest teraz tylko jednym z tych konsumpcjonistycznych frajerów, na którego się poluje, do którego modlą się ceny, kolory, ekspedientki. Ma wyłożyć kasę, kupić i spadać. I niezbyt mu to odpowiadało.

 

Zakupy to powinna być sztuka.

 

Jak sztuka targowania. Dlatego lubił bazary, ale niestety na najbliższy ma kawał drogi, a do biedronki rzut beretem, dlatego hiszpańska (lub portugalska, jedyne czego był pewien, to że nie jest to polski przybytek kultury) firma wygrała z powodu łatwiejszej dostępności. Poza tym miał pewne kompleksy związane z kupowaniem na rynku, bowiem sprzedawcy z targu zaczynali chyba go podejrzewać o prowadzenie punktu zbiorowego żywienia, bo nie mieści im się w głowie, że mała komórka społeczna jest w stanie pochłonąć takie ilości jedzenia.

 

Całe szczęście, że w życiu uczuciowym nie kieruje się tymi zasadami w życiu łóżkowym, bo prawdopodobnie najszybciej przespałby się z Glonkiem, jako że facet stanowił seksualny odpowiednik sklepu całodobowego. Albo przynajmniej Żabki, otwartej do późnych godzin wieczornych. I to w niedzielę!

 

Lucyfer odczekał swoje w kolejce, grzecznie, jak wzorowy, nienaganny w jego mniemaniu człowiek. I to w tej dłuższej, która przesuwała się mniej więcej w takim tempie, w jakim rośnie trawa, schnie farba albo gotuje się garnek wody, ponieważ więcej ludzi jak zwykle ustawiło się do kasy stacjonarnej. Niestety, pomimo bycia księciem Piekła, Lucek nie posiadał karty debetowej. Jego zdolność kredytowa nie była gotowa na takie szaleństwa, a domownicy nie pomagali mu w oszczędzaniu. Typowi lokatorzy. Jak są szczęśliwi - kupują, jak nieszczęśliwi - też.

 

Kiedy nie kupują, nie wiedział, za to wiedział, że pozyskiwane z rozmaitych źródeł pieniądze uciekają w przeróżne strony, lądując w niezbyt przemyślanych inwestycjach.

 

Czytał gdzieś kiedyś, że generalnie rzecz biorąc, istnieją trzy rodzaje materializmu.

 

Materializm japoński, w którym każdy posiada dokładnie to, co niezbędne, i ani sztuki ponad to. A jeśli już komuś się zdarzy, w chwili zaćmienia umysłu, wprowadzić do życia coś niepotrzebnego – kłania się temu nisko i deportuje poza orbitę swego uporządkowanego życia. Materialistą japońskim Lucek nie był, zdecydowanie. Nie znał też nikogo podobnego, w sumie wątpił, czy w ogóle ci ludzie istnieją.

 

Materialiści japońscy, nie sami Japończycy.

 

Materializm polski, z którym upadły mógł się utożsamić, miał objawiać się posiadaniem zdecydowanie więcej, niż człowiek potrzebuje do funkcjonowania, w związku z czym rodziło się poczucie winy, ale „przecież coś mi się od życia należy; stać mnie w końcu, a nawet jeśli nie, to wezmę pożyczkę; może wygram w lotto; jestem tym, co posiadam; jak mi się znudzi, oddam komuś albo przerobię". Lubił polską mentalność. Odnajdywał się w tym kraju, być może właśnie z tego powodu, że Polakom niewiele brakowało do bycia diabłami, lub diablom niewiele pozostało do awansowania na prawdziwych Polaków.

 

Był też trzeci rodzaj materializmu, wyznawany przez Lewiatana i w sumie większość rodzeństwa Lucka, mianowicie najbardziej podły materializm amerykański, który można w sumie ograniczyć do stwierdzenia „nie mogę bez tego żyć".

 

„Sto par moich butów przygarnie następnych sto par, mój telewizor nie może nie być już większy, Black Friday, potem nudna niedziela i w końcu fantastyczny Cyber Monday, nie mam nic do oddania, wszystko jest mi potrzebne, a gdy dzwoni domofon, potrzebuję czasu, by przedrzeć się do drzwi". Tak właśnie postrzegał materialistów amerykańskich. I swojego nieszczęsnego brata.

 

Nie mógł wyrzucić ani tego badziewia, ani Lewiatana, bo to rodzina, a on nie jest tak bezduszną bestią, za jaką chciał uchodzić przed Gabrielem.

 

Przez chwilę jego wzrok spoczął na regale z prezerwatywami, ale patrząc na ich cenę i stosunek pieniędzy, które wyda na już skompletowane zakupy, uznał, że najwyraźniej Dżibril będzie musiał obyć się bez gumek. Nie zauważył niestety, że kolejka się przesuwa, i wszyscy zaczęli wrzeszczeć, jakby następny metr był jedyną rzeczą dzielącą ich od cudownego ratunku przed kataklizmem.

 

Trudno. Posunął się dwa kroki naprzód, by nie zostać staranowanym przez wściekłą masę sfrustrowanych Polaków.

 

I tak stać go na takie luksusy w postaci zabezpieczenia, a jeśli blondi ma problem, niech wykłóca się z jego staruszkiem o podniesienie synowi pensji. Wszystko rozbija się kurwa o bariery finansowe. Poza tym, ostatnio Gabryś nie narzekał, więc czemu miałby nagle zawyżyć wymagania?

 

Swoją drogą, na chuj to ma smaki? Czy naprawdę jest różnica, czy to truskawkowy czy bananowy kondom będzie ktoś mieć w dupie czy cipie?

 

Jaki ma dzisiaj filozoficzny nastrój. Mentalna fuzja Platona i Arystotelesa. Niepowierzchowny geniusz.

Zapłacił majątek, oczywiście jak na swoje pojęcie „majątku" za poczynione zakupy, odmawiając założenia karty stałego klienta, odmawiając świetnej okazji na nabycie pasty wybielającej (czy wygląda, jakby kurwa jej potrzebował? On? Z jego stanem uzębienia, pięknymi, białymi, równymi, idealnymi ząbkami? Zapamiętał twarz kobiety, która go publicznie poniżyła w ten sposób, obiecując sobie, że osobiście dopilnuje, by zapłaciła za swoje grzechy) i odmawiając zakupu pluszaka za dodatkowe 30 złotych.

 

Serio wygląda aż tak infantylnie? Jak można kogoś obrazić w ciągu dziesięciu sekund dwa razy? W razie znalezienia podobnej temu kategorii w Olimpiadzie zgłosi tam tę babkę.

 

Chociaż prędzej pasowałaby do paraolimpiady, skorygował sam siebie.

 

Wyszedł ze sklepu, czując jak nastrój poprawia mu się nieco, gdy ciepłe, odprężające promienie słońca padły na jego twarz. Zajebista pogoda. W Piekle zawsze są chmury, smog i jakby tego było mało, napierdalają kwaśne deszcze.

 

Miejsce nie do życia, podobnie jak Kraków.

 

Nim zdążył dojść do pierwszego skrzyżowania, pojawiły się przed nim cholera wie skąd trzy półmózgi, ubrane w firmowy dres Adasia, jak przystało, koszulki firmy prosto i reprezentujący sobą zaginione ogniwo między małpą a człowiekiem.

 

- Masz jakiś kurwa problem? - zagadał pierwszy, tradycyjną nowoszlachecką gwarą osiedlową. Jedna z wielu odmian łaciny podwórkowej.

 

- Stoicie mi na drodze - zauważył bardzo lotnie, niezwykle spostrzegawczo Lucek.

 

- I kurwa co? Dawaj to - debil w przekrzywionej czapce z daszkiem wskazał skinieniem głowy na siatę taszczoną przez upadłego.

 

Normalnie nie robiłoby mu wielkiej różnicy posiadanie jej lub strata, w końcu to tylko spożywka i parę eliksirów z monopolowego, ale kurwa, dzisiaj miał się naprawdę szczerze postarać. Jeśli Gabriel przyjdzie wieczorem musi dać mu coś żreć. I postarać się przy tym nie wysłać aniołka na OIOM.

 

- Jak ci wypierdolę kapucyna w dwunastnicę to będziesz kurwo nogami czapkę zakładał. Wypierdalać, kurwa, śmiecie, z mojej pierdolonej drogi. Której części nie rozumiecie? - zniżył poziom swojej wypowiedzi, by dotrzeć do zagubionych neuronów w mózgownicach tych panów.

 

Przypominało to nieco próby porozumienia się z pozaziemskimi istotami lub amebą.

 

- Taki jesteś kurwa hop do przodu? - lider trzyosobowego zespołu już prawdopodobnie planował, co kupi za zajebane pieniądze, ale nie dzieli się skóry na niedźwiedziu, szczególnie, gdy tym niedźwiedziem jest zdesperowany diabeł.

 

- Oczywiście, ty jebana pało! - Lucyfer cofnął się nieco, ale nie na tyle, żeby myśleli, iż próbuje uciekać.

 

Ale też nie, nie zamierza się z nimi bynajmniej uczciwie napierdalać. Widząc, że największy byk bierze rozmach, próbując uderzyć go z prawej, wyjebał mu kolanem prosto w krocze, dokładając do tego przyjebanie reklamówką w łeb.

 

Usłyszał cichy plask.

 

KURWA, JAJKA.

 

Zapomniał o tym na śmierć przez tego jebanego cepa.

 

Dwaj koledzy patrzyli zdziwieni na swojego pseudo szefa, który klęczał na ziemi trzymając się za jaja i jęcząc cicho z bólu.

 

- Oddasz mi dziwko życie w zamian za te jajka - warknął Lucyfer, kładąc torbę na ziemię. - Wy też - dodał, zwracając się do dwóch popleczników Juliusza Cezara osiedla Solidarności.

 

~~~~~~~~~~

 

Trochę przerwa wynikła w moich, przynajmniej w zamierzeniu regularnych, publikacjach. Jako usprawiedliwienie podaję sesję, bowiem każdy student ma w roku akademickim ten nieszczęsny okres, że musi siąść do podręcznika i trochę pozakuwać. Póki co wszystkie egzaminy napisane, oczekuję na wyniki i przynoszę wam kolejną część opowiastki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania