Poprzednie częściBracia przyrodni

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bracia przyrodni – część pierwsza – Rozdział 1

Część pierwsza

Koszmary, przeczucie, tragedia

 

Każdy człowiek jest jak Księżyc.

Ma swoją drugą stronę,

której nie pokazuje nikomu.

 

Mark Twain

 

Rozdział I

 

Adam Kornak szedł prostą długą drogą, którą znał od dzieciństwa. Ubrany

w swoją ulubioną czarną, sportową koszulę, która była rozpięta by było widać czarny t-shirt z logo ACDC jego ulubionego zespołu i stary, sprany czarny dżins.

Był ciepły letni wieczór, niebo czyste, a jego błękit przypominał Lazurowe Wybrzeże na południu Francji. Słońce chowało się za horyzontem. W powietrzu można było poczuć zapach dojrzewającego zboża i wieczornej rosy. Ten wieczór był piękny, ciepły i zaskakująco cichy. Jedyny w swoim rodzaju. Jednak coś dziwnego wisiało w powietrzu. Nie było słychać śpiewu ptaków, ani terkotu maszyn rolniczych jak to bywa na wsi. Nie było widać ludzi, zwierząt – po prostu niczego. Tak jakby cała wioska wymarła.

Przeczesał dłońmi swoje krótko ostrzyżone blond włosy i otarł pot z czoła. Nagle Adam zauważył, że obok idzie jego brat, Paweł. W tej chwili zdał sobie sprawę, że to nie może być rzeczywistość lecz zwykły sen, ponieważ ten powiesił się sześć lat temu z rozpaczy. Kobieta, którą kochał ponad życie zdradziła go.

Krok drastyczny jak uważał, ale są chwile, w których człowiek traci jasność umysłu i pogrąża się w wiecznej nocy, a nocą wszystko wygląda inaczej, zmienia kształty. Nocą do życia budzą się demony, by nas prześladować do samego świtu. A co jeśli świt tak długo nie nadchodzi? No cóż, wtedy wygrywają, a my upadamy. Tak było od wieków, od początków ludzkości tak zawsze uważał Adam.

Paweł szedł obok niego w milczeniu, ze smutnym wyrazem twarzy

i niepokojem w oczach. Bez problemu można było odczytać w jego brązowych oczach, że coś go bardzo martwi.

Adam przypomniał sobie, jak dawno temu razem z bratem wracali od ciotki, której zanieśli koszyk grzybów. Wówczas panowała podobna atmosfera. Było ciepło i przyjemnie, ale wtedy śpiewały ptaki i na pobliskim polu, kombajn młócił jęczmień ozimy. Oboje zawsze uwielbiali czas żniw. Czekali zawsze z niecierpliwością aż ich sąsiad zacznie kosić swoje zboże, wtedy mogli z nim pojeździć na kombajnie, czerwonym bizonie, starym i bardzo wyeksploatowanym latami pracy.

Szli tak w milczeniu po żwirowej drodze a po obu stronach rozciągały się pola pszenicy, żyta, rzepaku i buraków cukrowych. W końcu Paweł się odezwał zmęczonym, strapionym głosem.

– Stanie się coś złego młody. Już niedługo. Obawiam się, że już jest za późno, żeby temu zapobiec.

Adam spojrzał na niego z obojętnym wyrazem twarzy nie wiedząc jak ma rozumieć przestrogę. Po chwili zastanowienia zadał najprostsze pytanie jakie wpadło mu do głowy.

– Ale co się stanie? Nie rozumiem? Co cię tak martwi?

– Potwory uciekają z piekła. On też uciekł i chce zniszczyć wszystkich, którzy według niego go zhańbili. On to zrobi, bo jest zły. On jest złem. Tak młody. To samo zło. Chcę się zemścić ale nie jest sam. Ty nie jesteś w stanie mu przeszkodzić. Nie masz w sobie tyle siły. Uważaj na siebie i uciekaj. Im już nie pomożesz.

 

Zastanawiał się, dlaczego w snach wszystko jest takie zawiłe i niepojęte. W jakim celu umysł prześladuje nas tymi wszystkimi łamigłówkami? Skoro to jest ostrzeżenie przed czymś złym to dlaczego nie jest jasne i proste w zrozumieniu? Jeśli nie wie co to za niebezpieczeństwo, to jak ma się tego wystrzegać?

Nagle usłyszał odgłos grzmotu w oddali, bardzo cichy i złowrogi. Rozejrzał się dookoła i spostrzegł, że na wschodzie zbierają się ciemne, chmury burzowe, a z ich wnętrza wydostają się pioruny. Zaczął przy tym wiać lekki wiatr, który z każdą chwilą zyskiwał na sile.

Patrząc w stronę nadciągającej burzy zadał Pawłowi pytanie z narastającym wykładniczo do zbliżającej się z każdą sekundą chmury przerażeniem.

– Nic nie rozumiem, o jakich potworach mówisz, o kim mówisz? Każesz mi uciekać ale dlaczego? Jeśli nie będę wiedział, to jak mam z tym sobie poradzić, jak mam walczyć? Powiedz mi coś co zrozumiem.

 

Czekał na odpowiedź, lecz jego brat długo nie odpowiadał. W końcu złapał Adama za ramię i szarpnął mocno tak, że odwrócił się w jego stronę. To co ujrzał wstrząsnęło nim mocno. Zobaczył jak twarz brata powoli zamienia się w gnijące mięso. Z ust wychodziły mu czerwie, a oczy zamieniły się w duże czarne dziury. Widział puste oczodoły, w których tkwiła nicość. Adam próbował się wyrwać z uścisku, lecz ręka, z której odpadały kawałki ciała trzymała go jak imadło. Nie mógł się poruszyć. Jego brat gnił na jego oczach.

 

Wiatr przybrał na sile, a niebo pociemniało dopełniając całą scenę grozą jakiej nikt nie chciałby ujrzeć w najgorszym z koszmarów. Burza będąca chwilę temu tak odległa, rozpętała się nagle wokół nich i rozświetlała okolice co chwilę niebywałymi błyskawicami. Rozpętało się prawdziwe piekło.

Adam chciał się wyrwać. Obudzić z tego przeklętego snu, jednak nie mógł się poruszyć. Był dosłownie sparaliżowany. Chciał krzyczeć, lecz nie mógł jak to często bywa w snach. Czekał przerażony jak tym razem się to skończy zastanawiając się czy sam nie umarł. W głowie siedziała mu myśl, że trafił do piekła, choć nigdy nie wierzył ani w piekło ani niebo.

W końcu Paweł przemówił ochrypłym głosem. Wtedy Adam zauważył w jego gardle mnóstwo wijących się robaków i poczuł woń rozkładającego się ciała.

– Za późno. On już tu jeeessst – wysyczał.

 

Jego brat zaczął rozwierać szczękę, która powinna odpaść. Zamiast tego rozwierała się w nieskończoność, a robaki zaczęły z niej wychodzić. Wyglądały jak małe, wijące się ziarenka ryżu.

Adam czuł jak jego serce przyspiesza. Chciał płakać, ale nie był w stanie uronić chociażby jednej łzy. Zastanawiał się, czy Paweł chce mu zrobić krzywdę. Nie znał powodu, dla którego miałby to zrobić. Przecież on taki nie był. Nawet jeśli nie mógł poradzić sobie z bólem po zdradzie Anety. Przecież on wtedy o tym nie wiedział. A słów, które zostały wypowiedziane niedługo przed jego śmiercią, będzie żałował do końca swoich dni. Mógł sobie tłumaczyć, że był wtedy tylko nastolatkiem mającym wtedy jeszcze pstro w głowie. Jednak czy to zmienia cokolwiek?

Wtedy usłyszał jak ktoś go woła. Adam, Adam, Adaś… jakby z daleka. Obudź się, kochanie proszę obudź się… coraz głośniej. Czuł coraz silniejsze szarpanie. Ten świat, w którym był, zaczął się rozpływać wraz z jego bratem. W końcu mógł się poruszyć uciec jak najdalej się da.

***

Obudził się z krzykiem, spocony z ciężkim oddechem. Na policzkach porośniętych trzydniowym czarnym zarostem poczuł delikatne drobne dłonie. Dłonie, które tak dobrze znał i kochał ich dotyk. Rozejrzał się po swojej sypialni. Światło było włączone, a zegar wskazywał, za pięć trzecią w nocy - godzinę demonów jak twierdzili wszyscy wierzący katolicy, do których Adam nie mógł się zaliczać. Był zagorzałym ateistą, wierzącym jedynie w siłę nauki, dzięki której ludzkość tak wiele zyskała i jednocześnie tak wiele straciła.

Weronika patrzyła na niego swoimi piwnymi oczami. W tym świetle wydawały się być ciemniejsze niż zwykle, prawie czarne. W kąciku lekko zgarbionego nosa miała małą kurzajkę, którą często próbowała usunąć różnymi specyfikami, lecz bez większych rezultatów. Zawsze mówiła, że kiedyś ją zdrapie, ale Adam zapewniał ją o uroku jaki daje ta drobna według niego krostka. Dzięki niej wyglądała uroczo. Długie ciemnoblond włosy opadły w nieładzie na jego klatkę piersiową. Gładząc go po policzku zapytała z troską na twarzy.

– Znowu śnił ci się Paweł?

Westchnął cicho. Nie lubił rozmawiać o swoich koszmarach, nawet z Weroniką. To była jego tajemnica. Brat często mu się śnił, ponieważ czuł się współodpowiedzialny za jego śmierć i być może to był powód tych wszystkich snów.

Ale ten sen był inny. Wcześniej zawsze rozmawiał z Pawłem, ale to były krótkie rozmowy. Pytał się w nich Adama, dlaczego zostawił go z tak wielkim bólem, dlaczego mu nie pomógł. Tym razem było inaczej. Brat wyraźnie dawał mu do zrozumienia, że stanie się coś złego. Ale co? Tego niestety się nie dowiedział i choć obdarzony zawsze zdolnością racjonalnego myślenia, nie pokładał zaufania w żadne zabobony dotyczące znaczenia snów i przepowiadania na ich podstawie rzekomej przyszłości. Jednak ten sen go zaniepokoił. Nie tylko jego siłą i w pewnym dziwnym sensie realnością, ale też nie zrozumiałym przekazem, którego nigdy wcześniej nie doświadczył we śnie.

Weronika wyrwała go z zadumy delikatnie całując w kącik ust i pocierając leciutko swoim nosem o jego. Położyła głowę na jego ramieniu i ponownie zapytała cicho, swoim dziewczęcym głosem.

– Śnił ci się twój brat, prawda? Zawsze milczysz gdy ci się śni, albo mówisz, że nie pamiętasz co ci się śniło. Ale ja to wiem. Czasem mówisz przez sen. Wołasz jego imię i przepraszasz. Adaś cokolwiek się między wami stało to się nie odstanie. Nie możesz wiecznie się obwiniać za jego śmierć. Nie możesz żyć przeszłością.

Westchnął i spojrzał głęboko w oczy kobiecie i zaczął palcem przesuwać po jej ramieniu, delikatnie w górę i dół. Zaczął zastanawiać się co ma powiedzieć by uniknąć rozmowy o tym co go męczy. Jednak jak długo miał jeszcze tego unikać? Według Adama Kornaka nie tak powinien wyglądać ich związek. Znali się z Weroniką już od ponad sześciu lat, a od dwóch są małżeństwem. Zdawał sobie sprawę, że powinien opowiedzieć jej co się wydarzyło przed śmiercią Pawła i dlaczego obwinia się o jego śmierć. Powinien powiedzieć co między nimi zaszło, jednak nie potrafił. Był zły, że nie miał odwagi na szczerą rozmowę i sam do końca nie wiedział czemu. Wiedział, iż jego żona czasem ma dosyć tajemnic, milczenia i unikania rozmów o tym co go trapi. Ale Adam nigdy nie potrafił rozmawiać o swoich problemach. Być może dlatego, że od urodzenia trzymał się na uboczu i unikał jak tylko mógł kontaktów z innym ludźmi, czy to w szkole czy na studiach. Był odludkiem, a to że poznał Weronikę było dla niego wielkim szczęściem.

Przeczesał jej włosy swoją zniszczoną pracą w lesie dłonią, na której widać było świeżo zagojone pęcherze i blizny po skaleczeniach i uśmiechnął się. Uśmiech bardziej przypominał grymas bólu.

– To nic kotku. Sen jak każdy inny. Nie przejmuj się tym. Ale masz rację. Śnił mi się Paweł, ale to nic takiego. Przepraszam, że cię znowu obudziłem. – powiedział Adam.

– Nie masz za co przepraszać, tylko powiedz dlaczego cię to tak męczy. Dzisiaj wyjątkowo głośno krzyczałeś, jakby ktoś cię dusił. Może gdybyś powiedział mi co cię trapi, wtedy poczułbyś się lepiej?

 

Przytuliła się do jego zarośniętej piersi i dodała.

– Jesteśmy małżeństwem, nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. A widzę, że nie ufasz mi.

 

Nieco obruszył się, gdy powiedziała, że jej nie ufa. Usiadł na brzegu łóżka oparł dłonie na kolanach i powiedział nieco głośniej niż zamierzał.

– Ufam ci. Po prostu nie chce o tym rozmawiać, okay!

Odwróciła się do niego plecami i przykryła po samą głowę.

– Okay, nie chcesz mówić to nie. Ja cię nie będę do niczego zmuszać.

 

On spojrzał w stronę ukochanej. Zrobiło mu się strasznie głupio. Nie zamierzał jej urazić. Bardzo ją kochał, ale nie lubił rozmawiać o swoich problemach. Taki miał charakter, a charakter jest bardzo trudno zmienić, to wręcz niemożliwe.

Zastanawiał się, dlaczego kobiety wciąż muszą rozmawiać o swoich kłopotach. Dlaczego tak drążą, jakby to miało cokolwiek zmienić, w jakiś sposób pomóc. Jemu na pewno by nie pomogło. Czy szczera rozmowa nawet z ukochaną kobietą zrzuciłaby ogromny ciężar, który od jedenastu lat ciąży mu na sercu? Czasem zdawał sobie sprawę, że gdy Weronika tak dopytywała się o sny, albo o czym myśli gdy wyłącza się czasem podczas rozmów z nią, gdy zadaje ciągle te same pytania. Co go dręczy? Jak się czuję? Zdaje sobie sprawę, jak bardzo jej nienawidzi. Wypytuje go jak prokurator podejrzanego podczas przesłuchania.

Szybko odsunął od siebie te myśli. Położył się obok niej, przytulił do pleców i powiedział jej cicho do ucha:

– Przepraszam cię kotku. Trudno jest rozmawiać o przeszłości, o której chciałbym zapomnieć. Kiedyś jednak ci o tym opowiem. Ale jeszcze nie teraz.

– A kiedy?

 

Odparła z obojętnością.

– Niedługo.

– Zawsze tak mówisz. Wybacz, ale jestem senna. Wyłącz światło. Dobranoc.

 

Odparła urażonym tonem kończąc całą rozmowę. Adam Kornak był wściekły za jej brak zrozumienia, ale nie okazywał tego. Życzył tylko dobrej nocy, wyłączył małą, nocną lampkę i odwrócił się do niej plecami. Jednak po paru chwilach przypomniał sobie co mu się śniło i niepokój wrócił zastępując gniew. Sądził, że dzisiaj już nie zaśnie i starał się nie zamykać oczu myśląc o tym o czym mógł mówić brat. Leżał tak przez dłuższą chwilę, patrząc w czerń nocy. Słyszał cichy oddech Weroniki, która najwyraźniej już zasnęła. Adam bał się, że gdy zaśnie koszmar wróci. Powoli poddawał się zmęczeniu i również zasnął, lecz tym razem nic mu się nie śniło. W innym pokoju gdy zasypiał, jego przyrodni brat obudził się z zupełnie innego snu.

***

To był pierwszy tak słoneczny poranek od początku miesiąca. Promienie słońca wpadły do kuchni rozświetlając jej wnętrze. Na środku stał okrągły dębowy stół, przy którym stały cztery krzesła. Weronika Kornak wstała wcześniej by zaparzyć kawę i zrobić śniadanie. Stała przy srebrnej kuchni indukcyjnej indesid, mieszając energicznie jajecznicę, by ta się nie przypaliła. Wskazówki zegara ściennego, imitującego płytę winylową (prezentu od jej siostry Oli na rocznicę ślubu) wskazywał za piętnaście ósmą. Ona była na nogach już od ponad godziny a Adam miał w zwyczaju spać dłużej w każdy wolny dzień.

Była ubrana w zielony szlafrok, ponieważ pomimo porannego słońca dla niej nadal było zbyt chłodno. Wkładając jajecznicę na swój talerz rozmyślała o minionej nocy. Martwiła się o swojego męża. Często miewał koszmary i krzyczał przez sen. Zazwyczaj wystarczyło, że wypowiedziała jego imię lub szturchnęła lekko i wszystko było w porządku. Wczoraj nie mogła go dobudzić. Musiała włączyć światło i solidnie nim potrząsnąć. Długo to nie dawało rezultatów. Przestraszyła się jeszcze bardziej, gdy Adam tak ciężko łapał oddech jakby się dusił. Zastanawiała się jaki przerażający musiał to być sen, skoro tak gwałtownie zareagował. Gdy się obudził dostrzegła w jego brązowych oczach nie tyle strach co śmiertelne przerażenie. Wyglądał tak jakby postarzał się o co najmniej dwadzieścia lat.

 

Woda na kawę zaczęła się gotować w czajniku, który obwieszczał to donośnym gwizdem. Weronika podeszła do kuchni, zdjęła czajnik i zalała kawę. Usiadła przy stole i zapatrzyła się w krajobraz za oknem. Niebo było czyste i niesamowicie błękitne bez jakiejkolwiek chmury, jedynie kilka smug kondensacyjnych pozostawionych przez samoloty pasażerskie.

 

Usłyszała jak łóżko w sypialni cicho zaskrzypiało, co oznaczało, że jej mąż już się obudził. Zawsze wstawał, gdy usłyszał gwizd czajnika i poczuł zapach kawy. Spojrzała na zegar, było już wpół do dziewiątej.

 

Adam poszedł do łazienki jak zawsze po przebudzeniu. Weronika znała już jego rytuały i nawyki na pamięć. Ale nie wszystko o nim wiedziała. Nie wiedziała co zaszło między nim, a Pawłem przed jego śmiercią, dlaczego się o to obwinia. Nie lubił rozmawiać o pozostałej trójce braci. Nigdy nie mówił jej o swoich problemach. Gdy próbowała rozmawiać o tym, po prostu ją ignorował, a tego bardzo nie lubiła.

Wczoraj było tak samo. Wiedziała, że ten sen nie był taki jak każdy, ale gdy się zapytała co mu się śniło, zignorował ją. Rozsierdził ją tym, niemniej jednak nadal przecież go kochała.

 

Był dla niej dobry, troszczył się o nią, pocieszał gdy była przygnębiona. Gdy zachorowała zawsze dbał by miała wszystko pod ręką i nie musiała wstawać. Dzielili się obowiązkami domowymi. Adam był też bardzo wrażliwy, choć starał się to ukrywać za wszelką cenę. Mówiła mu często, że uczucia nie są niczym złym, to drogowskazy którymi powinniśmy się kierować. To uczucia mówią kim i jacy jesteśmy.

 

Dźwięk spuszczonej wody w łazience wyrwał ją z zadumy. Adam przyszedł do kuchni. Przy wzroście prawie metr osiemdziesiąt nie zaliczał się do wysokich mężczyzn, prawie zawsze się garbił na co często zwracała mu uwagę. Był bardzo szczupły, choć jadł stosunkowo dużo. Był ubrany w czarną koszulkę i dżins. Lubił czarny kolor i większość jego ubrań była w tej barwie. Weronika miała nieco inny styl. Zazwyczaj ubierała się jak hipiska. Lubiła długie sukienki idealnie leżące na jej szczupłym ciele.

 

Uśmiechnął się do niej promiennie z miłością i szczerze. Poczuła jak cała złość jaką jeszcze przed chwilą przeszywała jej serce po dzisiejszej nocy, odpływa z niej w krainę zapomnienia. Ten uśmiech zawsze sprawiał, że czuła się lepiej. Miał moc, której nie potrafiła wytłumaczyć. Choć próbowała, nie potrafiła się oprzeć i odwzajemniła uśmiech Adama.

 

Podszedł do niej, objął jej twarz dłońmi i pocałował delikatnie.

 

– Dzień dobry kotku.

– Tak. Ten dzień rzeczywiście jest dobry. Zrobiłam jajecznicę, a na szafce masz kawę.

– Dziękuję. Jesteś wielka!

– Całe metr siedemdziesiąt jeden, więc nie taka znowu wielka.

 

Zażartowała, a on wziął kawę z czarnego blatu szafki i usiadł przy stole obok Weroniki. Nakładając sobie trochę jajecznicy na talerz, spojrzał na krajobraz za oknem. Miło było zobaczyć promienie słońca, pierwsze od tak wielu dni.

 

Weronika patrzyła jak pochłaniał z apetytem śniadanie, które popijał zimną już kawą. Zawsze wolał zimną, co ją dziwiło. Nigdy nie rozumiała jak można pić zimną kawę, jeszcze czarną i bez cukru. Z mlekiem rozpuszczalna, jeszcze ujdzie, to nic dziwnego, ale czarna?

 

Zastanawiała się czy zapytać go o dzisiejszą noc, ale to zapewne i tak okazałoby się waleniem głową w mur. Nie chciała psuć takiego pięknego poranka, więc przemilczała tą kwestię i poruszyła bezpieczny temat.

 

– Pójdziesz do lasu robić zdjęcia?

 

Jednym z hobby Adama Kornaka była fotografia natury, która była na wyciągnięcie ręki, gdyż ich dom w Witkowicach znajdował się zaledwie pół kilometra od lasu ciągnącego się aż do samych Bobrownik. Tam jesienią można było znaleźć mnóstwo grzybów, jeśli rok był wystarczająco mokry tak jak ten.

 

– Chyba się przejdę. Dawno nie chodziłem po lesie z aparatem. Może uda mi się coś ciekawego uchwycić. Pójdziesz ze mną? Może grzyby się pokazały. Po takich ulewach na pewno pojawiły się pierwsze jesienne grzybki. Spacer w taki słoneczny dzień zrobi nam obojgu dobrze. Uzupełnimy witaminę D.

Spojrzała na niego przechylając filuternie głowę i uśmiechnęła się uroczo.

 

– Wiesz, chyba masz rację. Dawno nie byliśmy razem na spacerze przez tą pogodę, więc z przyjemnością się z panem wybiorę na przechadzkę panie Adamie. – powiedziała zalotnie.

Udając zażenowanie jej odpowiedzią dopił resztę kawy i zerknął na zegarek. Było już po dziewiątej.

 

– Ehh… Ty się nigdy nie zmienisz, ale i tak cię kocham wariatko.

– Wiem.

Posłała mu całusa w powietrzu. Wstała i zebrała naczynia ze stołu, zabierając je do umywalki. Odkręciła ciepłą wodę i zaczęła zmywać. On poszedł do sypialni po swój telefon i aparat fotograficzny. Prawie nowiutkiego Nikona D5000 z obiektywem 18-105VR, prezent ślubny od jego rodziców chrzestnych.

 

Kiedy Adam szukał swojego aparatu, Weronika poczuła mdłości. Na początku zignorowała to i zmywała dalej, jednak po chwili nie wytrzymała. Pobiegła do łazienki, nie zakręcając kurka z wodą w kuchni. Wpadła tam z rumorem rzucając się w stronę muszli klozetowej, ledwie zdążywszy pochylić się w jej stronę. Cały poranny posiłek wyleciał z niej z nieprzyjemnym chlustem. Poczuła kwaśny posmak w ustach i znowu zwymiotowała. Zaczęło ją palić w gardle. Czuła jak w żołądku wszystko wywraca się na drugą stronę. Pomyślała, że musiała zjeść coś nieświeżego lub dopadła ją grypa żołądkowa od jakiegoś czasu atakująca mieszkańców Witkowic, zresztą jak zawsze o tej porze roku.

 

W zaledwie kilka minut poczuła się okropnie, cały czas miała mdłości i trochę zaczęła ją boleć głowa. Z sypialni wrócił Adam ze swoim Nikonem zawieszonym na szyi. Miał zatroskaną minę widząc Weronikę, która klęczy przed muszlą klozetową. Jej na co dzień opalona twarz wyraźnie pobladła. Podszedł do niej. Pochylił się nad nią i zaczął gładzić ją po plecach.

 

– Wszystko w porządku Werka?

Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Chciała wstać, ale znowu poczuła mdłości. Do tego lekkie zawroty głowy - pięknie - pomyślała. - Jakby wymioty nie wystarczył - spojrzała na niego lekko poirytowana. - pyta się czy wszystko w porządku, chyba widzi, że nie bardzo. Ale uśmiechnęła się do niego i odparła.

 

– Tak sobie, chyba coś mi zaszkodziło. Źle się czuję i chyba nie wyglądam też za bardzo sexy.

Roześmiał się. To był przyjemny dla ucha śmiech, szczery. Cieszyła się, że nadal jest w stanie go rozbawić. Nawet w tym stanie. Pomógł jej wstać przez co trochę zwróciło jej się w głowie ale udało jej się to opanować. On spojrzał na nią z troską.

 

– Dla mnie zawsze będziesz wyglądała sexy, nawet jak twoje piersi przegrają walkę z grawitacją.

–Moje piersi za olbrzymie nie uchodzą, więc o to nie ma co się bać.

 

Oboje wybuchnęli śmiechem, który zakończył się kolejną salwą wymiotów Weroniki. Ledwo zdążyła się odwrócić, a trochę resztek śniadania trafiło na deskę klozetową oraz podłogę wyłożoną jasno brązowym gresem polerowanym. Czuła się okropnie. Nie sądziła, że w tym stanie będzie mogła pójść na jakikolwiek spacer.

 

– Chyba sam będziesz musiał iść do lasu. Wybacz, ale ja raczej nigdzie w tej chwili nie jestem w stanie pójść. Jedyna trasa jaka dzisiaj mnie czeka to odcinek sypialnia - toaleta.

– Nigdzie nie pójdę, w tym stanie cię nie zostawię. Powinniśmy cię zawieźć do lekarza bo…

– Żadnego lekarza, to pewnie tylko grypa żołądkowa

 

Przerwała mu stanowczo zanim zdążył dokończyć i dźwignęła się na nogi z jego pomocą.

 

– Idź, mi się nic nie stanie. Wiem, że czekałeś na taką pogodę od wielu dni dlatego nie pozwolę ci zostać. Nie chcę żebyś słuchał i oglądał jak wymiotuję.

Nalegała stanowczy tonem. Widziała jego niezdecydowanie w oczach i naprawdę chciała, żeby poszedł robić zdjęcia. To było jego hobby - jego odskocznia od codziennego życia. Wtedy się relaksował, wyciszał i mógł na chwilę zapomnieć o problemach. Od poniedziałku do piątku ciężko pracował jako pilarz w pobliskim Zakładzie Usług Leśnych. Kiedy wracał, często był zdenerwowany, ponieważ jego szef ciągle się czegoś czepiał i był, (jak często jej wspominał wieczorami) aroganckim dupkiem z manią wyższości. Uważała, że Adam zasługuje na lepszą pracę, wykształcony po studiach inteligentny i wrażliwy nie powinien pracować tak ciężko fizycznie w miejscu, do którego nie ma ochoty chodzić. Pamiętała jak nieraz narzekał, że jego współpracownicy są chamscy i wulgarni. Czuł, że tam nie pasuje, ale zarabiał prawie trzy tysiące miesięcznie co wraz z jej pensją pozwalały na godne życie. Mogli nawet oszczędzać niewielkie sumy na co nie każdy w tych czasach mógł sobie pozwolić.

 

– Na pewno?

– Tak, jeśli poczuje się gorzej to zadzwonię, okay?

– No dobrze. Wrócę za godzinę, góra dwie. Pomogę ci dojść do sypialni.

Spojrzał na nią i objął delikatnie w talii. Wiedziała, że mógłby bez problemu ją zanieść ale pewnie obawiał się, że to wywoła kolejne wymioty. Na razie na nic takiego się nie zanosiło. Wyszli na krótki korytarzyk, którego ściany były w kremowym kolorze. Po obu stronach wisiały zdjęcia owadów, gadów oraz roślin, zrobione przez Adama w lesie. Były tam modraszek, gąsienica pazia królowej, rusałka żałobnik na słoneczniku, jaszczurka zwinka, wrzos. Do ich sypialni było tylko kilka kroków. Drzwi były otwarte. Weszli i Adam pomógł swojej żonie położyć się. Ogarnął jej włosy z czoła i zapytał:

 

– Potrzebujesz czegoś? Chcesz coś do picia?

– Możesz zaparzyć mi miętę?

– No jasne, zaraz przyniosę.

– Dziękuję serduszko.

Uśmiechnął się i poszedł do kuchni. Słyszała jak wlewa wodę do czajnika i stawia na kuchni. Skrzypienie szafek i szczęk szklanek. Uważała, że trafiła na naprawdę porządnego mężczyznę. Nie pił, nie palił. Troszczył się o nią. Rzadko się kłócili.

 

Pochodził z ubogiej rodziny, jego bracia pili w dużych ilościach i często jej mąż był świadkiem awantur jako najmłodsze dziecko. Siedem lat młodszy od swojej siostry Magdy, dwanaście lat od Damiana, trzynaście od Krzysztofa i czternaście od Konrada. Był oczywiście jeszcze jego zmarły brat Paweł, starszy o sześć lat. Spośród swego rodzeństwa tylko z Pawłem miał dobre relacje, byli naprawdę jak bracia, przyjaciele. Adam kiedyś jej o nim opowiadał. Jak jeździli na pobliskie jezioro łowić ryby, jak bawił się z nim. a w czasie żniw jeździli razem na kombajnie gdy ich sąsiad ciął zborze. Z siostrą też miał dobre relacje ale nie takie jak z Pawłem.

 

O pozostałej trójce rodzeństwa nie lubił rozmawiać, ale kiedyś wspomniał, że nieraz był świadkiem kłótni i bijatyk pomiędzy braćmi kiedy byli pijani. Wtedy miał jedenaście albo dwanaście lat ale jak był młodszy też często musiał widzieć tego typu sceny. Sądziła, że to właśnie dlatego nie ufał innym ludziom. Był odludkiem, introwertykiem. Na studiach zarządzania we Włocławku gdzie się poznali, też nie należał do duszy towarzystwa. Małomówny, bardzo rzadko udzielał się w dyskusjach, zwykle tylko wywołany przez wykładowcę. Prawie nigdy z własnej inicjatywy.

 

Kiedy ktoś podszedł do Adama i zagadnął wówczas on się otwierał i okazał się być miłym człowiekiem o niebywałym poczuciu humoru. Nie odmawiał pomocy nikomu, co niektórzy często wykorzystywali. Kiedyś powiedziała mu o tym jak, niektórzy wykorzystują jego dobre serce. Odpowiedział jej, że o tym wie, ale nie potrafi odmawiać, bo nie chce nikogo urazić. Stwierdził, że asertywność nie należy do jego mocnych stron. Wtedy uznała go za rasowego altruistę.

 

Zaczęli częściej rozmawiać i spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Od początku czuła, że to dobry człowiek. Miała takie wrażenie jakie miewa się w czasie gdy mija się kogoś na ulicy i po prostu do niego uśmiecha. Podczas rozmów zaczęli się poznawać i zbliżać do siebie. Okazało się, że czytają te same książki, słuchają tej samej muzyki i kochają te same filmy. Widziała, że on zaczął coś do niej czuć. Ona zresztą też go pokochała, ale przeszkodą była jego nieśmiałość.

 

Długo czekała, aż odważy się ją pocałować. Sądziła, że to będzie nieudolny całus młokosa, ale okazało się, że naprawdę świetnie całuje. Tak subtelnie, delikatnie rozkoszując się każdą sekundą, pobudzając jej zmysły tak, że aż dostała gęsiej skórki. Tego się wtedy nie spodziewała i pierwszy raz to ona zaniemówiła.

 

Reszta potoczyła się już sama. Zaczęli się spotykać nie tylko na uczelni, ale i w kawiarniach, parku Sienkiewicza, na bulwarach nad Wisłą. Zaczęli rozmawiać o sobie poznając się coraz lepiej. Chociaż Adam mało mówił o swojej rodzinie i problemach. Jedynie o siostrze wspominał i trochę o rodzicach. Długo nie wiedziała, że ma braci.

Pewnego dnia zaprosiła go do swojego domu, chcąc przedstawić swoim rodzicom. Długo nie dawał się przekonać, ale w końcu namówiła go. Pamiętała jak bał się tego spotkania. Okazało się, że bezpodstawnie. Jej rodzice byli nim zachwyceni, zwłaszcza jej mama, ojciec jak to ojciec bronił swej córki i nie ufał żadnemu obcemu mężczyźnie, który kręcił się wokół niej, ale i on przekonał się do Adama. Oboje interesowali się fotografią, więc mieli o czym rozmawiać.

 

Po trzech latach oświadczył się. Rok później byli już małżeństwem. Niestety jego rodziców nie było stać na dołożenie się do wesela, dlatego Adam pracował na dwa etaty pracując w prywatnych lasach przy wycince. Nawet się o to pokłócili. Mówiła mu, że jej nie zależy na wielkim weselu, tylko skromnej uroczystości, w końcu przyznał jej rację i ich ślub odbył się w kościele w Chełmicy. Skromne wesele, na które zaproszona była tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, (w sumie prawie czterdzieści osób) odbyła się w małym lokalu w Brzezinach, za którym był przepiękny ogród ze stawem, gdzie przeprowadzono sesje zdjęciową. Ślub odbył się w czerwcu, a pogoda dopisała. Temperatura była idealna pogoda jeszcze lepsza. Wesele jak z bajki. Właśnie tak sobie to wyobrażała Weronika o takim ślubie marzyła.

 

Usłyszała gwizd czajnika. Po chwili Adam niósł jej gorący kubek z miętą. Postawił go na stoliku nocnym obok niej. Uśmiechnęła się i podziękowała mu. Usiadł obok na łóżku i ujął jej dłoń.

 

–Może jednak zostanę?

– Nie musisz naprawdę kochanie.

– Potrzebujesz czegoś jeszcze?

– Nie serduszko i wiesz, nie chcę cię wyganiać, ale spadaj już.

 

Uśmiechnęła się do niego figlarnie, a on to odwzajemnił. Pocałował ją w czoło i wstał przeszukując swoje kieszenie.

 

– To idę, ale niedługo wrócę. Widziałaś mój telefon?

 

Ona podniosła poduszkę po stronie, po której śpi i wyjęła jego czarną Nokię 2710, wciśniętą między materac a szczyt łóżka. Westchnęła przewracając oczami.

 

– Ehh… co ty byś beze mnie zrobił?

– Zadzwoniłbym do siebie z twojego telefonu i szukał po chałupie.

 

Schował telefon do prawej kieszeni spodni. Wychodząc odwrócił się jeszcze i posłał jej całusa. Słyszała jak zabiera z korytarza klucze od domu. Wychodząc zamyka drzwi. Żałowała, że w taką pogodę i to jeszcze w weekend musi zostać w domu. Jak pech to pech, pomyślała. Może po południu lepiej się poczuje, bo na razie kiepsko z nią było.

 

Zastanawiała się co takiego mogła zjeść, że tak ją rozłożyło ale przecież Adam jadał razem z nią i to samo co ona więc też by wymiotował.

 

– To na pewno grypa żołądkowa.

 

Powiedziała na głos, zarzucając ręce za głowę i patrząc się na sufit. Zamknęła oczy i zasnęła.

 

Spała krótko, zaledwie pół godziny. To jej w zupełności wystarczyło. Poczuła się trochę lepiej, choć nadal czuła zawroty głowy. Postanowiła poleżeć jeszcze przez chwilę. I rzeczywiście tak też się stało. Usiadła na łóżku wstała ostrożnie upewniając się, że świat wokół niej nie zawiruje i podeszła do swojej szafy. Zdjęła szlafrok i piżamę, odsłaniając swoje małe piersi i szczupłą sylwetkę. Na dole szafy z płyty wiórowej w kolorze mahoniu były dwie szuflady pochyliła się i odsunęła dolną wyjmując z niej czarny stanik. Założyła go i zasunęła nogą szufladę. Zajrzała do szafy i przeglądała swoje ubrania w różnych kolorach. Postanowiła założyć przewiewną czarną sukienkę z koronką na ramiączkach. Wzięła swój telefon z szafki nocnej i zerknęła na godzinę, dochodziła jedenasta.

 

Stwierdziła, że pora zrobić obiad. Nie czuła się wciąż zbyt dobrze, mdłości trochę ją męczyły i bolała głowa ale może jak trochę się porusza to poczuje się lepiej. Poszła więc do kuchni, podeszła do okna wychodzącego na ich drogę i zobaczyła jak jej mąż wraca ze swoim psem Aresem, labradorem retriewerem, którego znalazł porzuconego w lesie trzy lata temu. Ares biegał wokół niego merdając ogonem a Adam co chwilę drapał go za uchem. Widziała jak otwiera furtkę i wraz ze swoim pupilem wchodzą na podwórze. Pies poszedł do swojej budy, żeby się położyć. Mąż szedł ścieżką z kamienia do drzwi wejściowych. Oparła się plecami o szafkę kuchenną z przyprawami i czekała na niego. Zdjął buty i poszedł najpierw do sypialni odłożyć aparat, później do łazienki umyć ręce w końcu do kuchni.

 

– I jak, lepiej się czujesz?

– Tak już mi zdecydowanie lepiej.

– To dobrze, wiesz piękna dzisiaj jest pogoda i słoneczko miło grzeje. Jak czujesz się lepiej to posiedzimy na ławce przed domem.

– Tak, to świetny pomysł.

Naprawdę chciała z nim posiedzieć na ławce i oglądać zachód słońca w milczeniu. Czasem milczeniem można wyrazić więcej uczuć niż tysiącem słów, tak kiedyś powiedział jej Adam. Zawsze tkwiła w nim dusza romantyka i często wyskakiwał z tego typu sentencjami. Równie często cytował fragmenty swoich ulubionych książek. Głównie utwory Stephena Kinga, które uwielbiał.

 

Objęła ręce wokół jego szyi i pocałowała delikatnie pieszcząc mu kark.

 

– Co dzisiaj zrobimy na obiad? zapytała.

– Cokolwiek, dzisiaj sobota więc zróbmy coś na szybko, a najlepiej zamówmy.

Ten pomysł jej się bardzo spodobał, gdyż prawdę mówiąc, nie miała ochoty dzisiaj stać przy kuchni. Apetytu też nie miała, wciąż czuła w ustach smak wymiocin, którego nawet guma do żucia nie zneutralizowała.

– A więc zamówmy chińszczyznę

– Nie ma problemu

 

Stwierdził i wykręcił numer najbliższej knajpy, znajdującej się jakieś dziesięć kilometrów od ich domu.

 

Zjedli, pozmywali razem naczynia i położyli się po obiedzie na chwilę spać. Wieczorem usiedli na ławce przed domem jak obiecał Adam i patrzyli na zachód słońca. Weronika chciała by ten dzień się nigdy nie skończył. Nie myślała o problemach, o pracy, minionej nocy, zapomniała o świecie. Takiego życia właśnie chciała i takiego mężczyzny. Tak wyobrażała sobie starość. Siedząc na ławce z ukochanym po kres swych dni. Była przekonana, że tak będzie zawsze, nie zdając sobie sprawy, iż zegar przeznaczenia ubiegłej nocy został wprawiony w ruch i już niedługo demon przeszłości rozpocznie swą zemstę. Zniszczy to co ona i Adam tak długo budowali, a ten wieczór będzie ostatnim takim wieczorem w ich życiu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania