Chciałem być - Rozdział 1... cisza przed rozpierdolem

Parking przed Leroy Merlin był tego dnia pełen ludzi, którzy wyciągali ze swoich bagażników zwinięte w rulon dywany. Janek patrzył na nich z mieszaniną rozbawienia i politowania. Wiedział, o co chodzi. Polska kombinatoryka w najlepszym wydaniu.

Wysiadł z samochodu, poprawiając niedopiętą kraciastą koszulę, która na jego lekko zaokrąglonej sylwetce wyglądała, jakby ledwo przeszła próbę rozciągliwości. Włosy miał w nieładzie, jak zwykle. Nawet kiedy próbował je uczesać, wydawały się buntować przeciw jakiejkolwiek formie porządku.

 

Pchnął drzwi budki parkingowej, nie siląc się na uprzejmość. W środku, na wysiedzianym fotelu, siedział Rysiek, chudy sześćdziesięciolatek z siwymi włosami i twarzą, która mówiła jedno: widział już wszystko i nic nie mogło go zdziwić. W rękach trzymał plastikowy kubek z kawą, której niemal nie rozlał, kiedy Janek wtargnął do środka.

 

– Puka się! – warknął Rysiek, strzepując kilka kropel na spodnie.

– Spokojnie, to tylko ja – mruknął Janek, podając mu białą papierową torebkę. – Dealer narkotykowy.

 

Rysiek uniósł brew, po czym wyciągnął z torby małą buteleczkę. Etykieta z liściem marihuany i napisem CBD połyskiwała w mdłym świetle żarówki. Zmarszczył czoło, próbując odczytać mikroskopijne litery na etykiecie.

 

– To na pewno to samo co ostatnio? – zapytał jakby z niedowierzaniem.

– Na pewno, panie Ryśku – zapewnił Janek. – Mam prośbę. Jak przyjedzie mój pryncypał, niech mi pan puści głuchego.

– Ten Darecki? – Rysiek schował buteleczkę do kieszeni kurtki zawieszonej na haczyku.

– Dokładnie.

– Dobra, tylko jak nie zapomnę.

– Dzięki.

 

Janek obrócił się do wyjścia, ale zanim wyszedł, Rysiek spojrzał przez zakurzone okienko budki na ludzi z dywanami.

 

– A co oni dzisiaj wszyscy tak zapierdalają z tymi chodnikami? – rzucił.

Janek westchnął i przystanął na chwilę.

– Nie wie pan? – zapytał, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Zawsze tak jest w maju. Przed komuniami jak rodzina ma przyjechać, biorą dywan na weekend, a po imprezie robią zwrot, bo niby coś nie pasuje.

Rysiek pokiwał głową, jakby właśnie odkrył jakąś głęboką prawdę o ludzkiej naturze.

– Tak można? – zdziwił się.

– I tu jest właśnie pies pogrzebany – odparł Janek. – Dlatego muszę wiedzieć, kiedy przyjedzie...

 

Głośny klakson przerwał mu w pół zdania. Obydwaj spojrzeli w stronę wjazdu. Janek, w swoim ustawionym fabrycznie nieogarnięciu, zaparkował jak ostatni kretyn, blokując przejazd. Za jego autem stała ciemna Skoda Octavia, a kierowca walił w klakson z entuzjazmem kogoś, kto uważa, że hałas rozwiąże wszystkie problemy świata.

Na twarzy Ryśka pokazał się grymas, który Niemcy mogliby pewnie nazwać schadenlächeln. W sumie ciekawe czy mają na to takie słowo?

 

– Czyli już nie puszczać tego głuchego? – rzucił z przekąsem.

 

Zapraszam do słuchania w formie audiobooka :) https://www.youtube.com/watch?v=UaMSLIV_Yzo

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Amnezja Wsteczna 8 miesięcy temu
    Solidnie napisany tekst, dałam pięć gwiazdek. Ciekawa jestem, co przyniesie ciąg dalszy.
  • Excelsior 8 miesięcy temu
    Dzięki bardzo za ocenę i komentarz. Jutro wrzucam kolejną część :)
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    Napisane bardzo porządnie. Krótko, ale i intrygująco, czyli dobrze
  • Excelsior 8 miesięcy temu
    Dziękuję :)
  • droga_we_mgle pół roku temu
    "schadenlächeln" - jeśli chodzi o radość z cudzego nieszczęścia, to mają. Schadenfreude :)

    Dobre. Zabierałam się za lekturę tej serii od dawna, czas zacząć :)
  • LittleDiana pół roku temu
    Niby nic konkretnego,niby nie przypominam żadnego z bohaterów, ale w tym czymś jest coś znajomego
  • Excelsior pół roku temu
    ...chciałem żeby to było dosyć życiowe więc dzięki :)
  • Excelsior pół roku temu
    A jeśli się komuś nie chcę czytać :) - https://www.youtube.com/watch?v=UaMSLIV_Yzo

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania