Chciałem zostać czarodziejem

Miałem sześć lat, kiedy we wsi zaczęły chodzić głosy, o czarowniku z lasu za polami. Ludzie gadali najróżniejsze rzeczy, że niby dusze diabłu sprzedał i jeździł nocami na czarnym koźle, dziewic szukając, żeby wianuszki zabrać i na złą drogę sprowadzać. Raz nawet jeden chłop widział, jak ten obdartus nad wsią latał i biedę za kark trzymał, żeby ją na chałupy upuścić.

Pamiętam, jakby to było wczoraj, siedziałem przy piecu z rodzeństwem i wszyscy słuchaliśmy, opowieści babki. Nikt w całej wsi nie potrafił tak opowiadać jak ona, godzinami mogła prawić o czortach, czarownikach, czy nawet demonach.

Podobno ten nasz, bo już po tygodniu wszyscy mówili, że to nasz czarownik, składał jaja pod miedzą i się z nich wszelkie demony polne lęgły.

Dlatego, raz z tatkiem poszliśmy wieczorem miedze palić. Co by bestie nie mogły ludzi obijać. Lato było w rozkwicie, słońce grzało całymi dniami, a deszcze nie padały od dawna, bo jak czarownik w lesie to wszelkie klęski na ludzi sprowadza. Sucha trawa moment się zajęła, tylko zaraz za nią całe zborze i chałupy.

Pół wsi tak z dymem w jedną noc poszło, a my z ojcem mogliśmy stać i się przyglądać jak czarownik nas przerobił. Gusła musiał jakie odprawiać i tylko dlatego domy spłonęły.

— Zaszlachtować skurwysyna! — krzyczeli we wsi następnego ranka. Chłopów się tylu zebrało, że aż zliczyć ich nie mogłem. Wszyscy w widły, pałki, sierpy i koziki uzbrojeni. Jak przed południem w las poszli, to połowa po trzech dniach wróciła, inni jeszcze mówić przez tydzień nie mogli, a paru najodważniejszych, mówiło, że ich sam Leszy chciał pojmać, ale go przechytrzyli.

 

Razu pewnego poszedłem jagody zbierać. Matka puścić nie chciała, to musiałem chyłkiem z zagrody uciekać.

Las normalnie wyglądał, drzewa w koło, dzięcioł gdzieś w oddali stukał. Żadnych demonów nie było, nawet baby jagodowej nie widziałem, co zawsze przy ścieżkach chadzała. Koło południa zmorzył mnie sen, ułożyłem się wygodnie na mchu i przymknąłem na chwilę oczy. Jak wstałem, to ciemność taka panowała, jakby ktoś bór glinianym garnczkiem przykrył.

Błądziłem tak między sosnami, śpiewając cichutko pod nosem piosenkę, której słowa zapomniałem już dawno temu. Kiedy miałem ochotę usiąść gdzieś w pod drzewem i wypłakiwać oczy, zobaczyłem samotną chatę stojącą pośrodku posępnej polany.

Ruszyłem w jej stronę. Z początku parzyły pokrzywy, potem kuły osty, a wszystko tylko po to, żeby na końcu drogę przegrodził śmierdzący kozioł.

Wielki cap żuł starą ścierkę i pobekiwał cicho. Ubódł raz, lekko, odepchnąłem go i podszedłem bliżej drzwi. Chciałem już je pchnąć, gdy zobaczyłem, jak czarny dym z nozdrzy puszcza. Gdybym nie uskoczył, to bym dostał jak taranem, a tak to zwierzak w drzwi uderzył, że aż w pół pękły.

— O ty pchlarzu! — ktoś krzyknął ze środka. — To ja cię łajzo karmie, a ty chałupę niszczysz?! — Na podwórze wyskoczył stary chłop z miotłą w dłoni. Jak capowi przyrżnął, to mało go nie zabił.

Jak to dzieciak, nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. Dziadyga spojrzał w moją stronę, chciałem uciekać, ale jak się tylko odwróciłem, to przesłonił drogę. Runąłem na ziemię i poczułem, że oczy strasznie pieką. Nie rycz, nie rycz, powtarzałem w myślach.

— A ty co?! — warknął, wyciągając obmierzłe łapsko w moją stronę. — Ty wystraszyłeś Witka łobuzie?!

— Nie! — pisnąłem.

— Chodź tu ze mną! Ja ci dam tak kłamać.

Siedziałem na wysokim fotelu, przywiązany do podłokietników. Miałem sporo czasu, żeby obejrzeć pomieszczenie. Wzdłuż ścian wisiały długie powrozy, przeplecione wonnymi ziołami, półki starego regału uginały się pod opasłymi tomiskami, a na stole, przy którym urzędował nieznajomy, leżały dziesiątki o ile nie setki woluminów. Przez szpary w okiennicach wpadały smugi światła, przyprószone wirującymi w powietrzu drobinkami kurzu.

Starzec miał na ramionach futro jakiegoś nieznanego mi zwierzęcia, a na głowie obcisły czepek, długą brodą zamiatał podłogę, odgarniając czyste ścieżki pomiędzy zaspami brudu.

— Ty jesteś czarownik! — Zacząłem się szarpać i wierzgać. Próby ucieczki zakończyły się przewróceniem fotela i rozbiciem nosa.

Dziad rechotał przez chwilę, a potem podniósł siedzenie do pozycji pionowej. Patrzył tak na mnie kaprawymi oczyma i gusła jakieś rzucił bo krew moment ustała.

— Kim ty w ogóle jesteś? — spytał.

— Jasiek! Ale proszę, wypuść mnie pan! Błagam!

— No już… Bo mi bębenki popękają. — Złapał za szpiczasty kozik.

— O Jezu, nie morduj pan! Nic nie powiem nikomu! — Znów zacząłem wierzgać.

— Spokój! — zagrzmiał. — Bo cię strzelę w łeb… — Rozciął więzy. Wyskoczyłem jak poparzony, wybiegłem z chaty, przeskoczyłem nad kozłem. Nie zważając na kąsające ze wszystkich stron chwasty, gnałem do drzew. Kiedy byłem już w bezpiecznej odległości, poczułem coś dziwnego. Niewytłumaczalną tęsknotę i chęć wrócenia do tego małego domku. Przystanąłem pod sosną, zawróciłem.

Tak poznałem pierwszego czarownika w życiu. Ku mojemu zdziwieniu okazał się miłym i bardzo mądrym człowiekiem. Już po krótkiej rozmowie wiedziałem, że kiedyś też będę taki jak on.

Czterdzieści lat spędziłem, poznając najskrytsze tajemnice wszechświata. Potrafiłem rozpalać i gasić ogień pstryknięciem palców, ta umiejętność mogłaby być przydatna, kiedy podpaliliśmy wieś z ojcem. Rozumiałem mowę wilków i co nieco ćwierkałem w dialekcie dzięciołów, lecz te sztuczki były zaledwie dziecinną igraszką.

Gdyby liczyć lata w sposób zwykłych ludzi byłbym już nieco stary, jednak jako istota magii dopiero miałem zacząć edukację. Doskonale pamiętam dzień, w którym wyruszyłem do podziemnej szkoły. Kręte schody prowadziły głęboko pod górskie korzenie. Przez dwieście lat nie wyszedłem na powierzchnie, nie widziałem słońca, nie czułem ciepłych powiewów wiatru na skórze. Zapomniałem jak wyglądają kwiaty i o czym ćwierkają ptaki.

Za to wiedza i potęga, jakie zgromadziłem, zrekompensowały to w zupełności. Lata spędzone nad księgami, rozmowy z potężnymi magami. Dzięki temu czułem się jak prawdziwy pan świata.

Tylko zawsze musiał znaleźć się ktoś mądrzejszy, rozważniejszy. Władający większą mocą, umiejący miażdżyć góry jakby były robaczkami. Wszystkie księgi znałem na pamięć, pijany mogłem cytować każdy wers z losowych stronic. Wystarczyło podać tytuł, a ja znałem całą treść.

Chciałem więcej, musiałem zdobyć mądrość. Opuściłem szkołę, żeby poznać każdą tajemnicę świata. Poznałem odpowiedzi na wszystkie zagadki. Wędrowałem od miasta do miasta, rozmawiając z największymi ludzkimi mędrcami. Zwiedziłem wszystkie zakątki świata, wielokrotnie przemierzając go wzdłuż i wszerz.

Po latach trzymałem w umyśle wszystkie księgi spisane ręką człowieka, każde zaklęcie ułożone przez czarownicę, żadna receptura stworzoną przez alchemików nie mogła się przede mną ukryć.

To nadal zbyt mało!

Maszerowałem przez pustynie, szukając ruin i ukrytych artefaktów, wszystko po to, by zaspokoić głód. Aż pewnej nocy spotkałem mężczyznę, przybył otulony burzą piaskową.

— Kim jesteś? — spytałem.

— Mędrcem, podobnie jak ty.

— Udowodnij to, ukaż swoją moc…

— Jesteś mądry, na pewno ją znasz. Mogę wystawić cię na pokuszenie, a to największa z sił tego świata.

— Diabeł… — wycedziłem przez zęby. — Czego chcesz?!

— A czego może chcieć ktoś taki jak ja?

Odszedłem, zostawiając go bez odpowiedzi. Nie musiałem długo czekać na reakcje czorta. Wyrósł jak spod ziemi. Prawie jak czarownik tamtego dnia w lesie.

— Oddaj dusze — szepnął, przystawiając spękaną twarz pod moje ucho.

— Nigdy tego nie zrobię! Idź precz!

Machnąłem laską, jednak uskoczył i znikł wtedy, by godzinę później przybyć z uderzeniem pioruna.

— Dostaniesz wiedze — wycedził przez zęby. Zamarłem na chwilę. Patrząc na rozświetlone przez pajęczyny gwiazd niebo, rozważałem wszelkie możliwości.

— Dusza za wiedzę, to bezcen…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Autor Anonimowy 22.06.2015
    Już dawno nie czytałam tak "czystego" i przyjemnego w odbiorze tekstu. Mam tu na myśli uporządkowanie, akapity, zapis dialogów - aż chce się czytać takie zadbane pod względem estetycznym opowiadanie! :)
    W ostatnim fragmencie brakuje dwa razy "ę" zamiast "e" -> "Oddaj duszę" i "Dostaniesz wiedzę".
    I nareszcie mogę śmiało przyznać, że znalazłam osobę, która wie, gdzie stawiać przecinki, a gdzie ich nie powinno być. Sama nie jestem w tym perfekcyjna, ale staram się wyłapywać takie rzeczy i zwracać na nie uwagę.
    Co do samego tekstu, muszę przyznać, że był ciekawy, ale mimo to nie porywał. Jeśli tak mogę to ująć. Swoim językiem stworzyłeś taką baśniową/bajkową atmosferę i naprawdę dało się to wyczuć. Także gratulacje za klimat, tylko że czegoś brakowało, żeby tekst na dobre zapadł mi w pamięć.
    Niemniej jednak, za całość 5. Za perfekcyjnie dopracowany tekst i dbałość o szczegóły :)
    I czy naprawdę "Dusza za wiedzę, to bezcen"? Chyba muszę nad tym chwilę pomyśleć.
  • Daniel 22.06.2015
    Bardzo dziękuję, za komentarz i miłe słowa. To dużo dla mnie znaczy, a błędy które wskazałaś, już poprawiłem. ;)
  • Angela 22.06.2015
    Jak to mówią: w miarę jedzenia apetyt rośnie. Opowiadanie bardzo mi się podobało : ) 5
  • KarolaKorman 24.06.2015
    Lepiej być mądrym i bezdusznym, czy mieć duszę, ale mniejszą wiedzę - poddała w wątpliwość AA.
    Mimo tej wątpliwości bardzo mi się tekst podobał i zasłużyłeś na 5 :)
  • Cherryl 24.06.2015
    Wprowadzasz czytelnika w ciekawy, bajkowy klimat. Podoba mi się to, bo nie wszystko musi być takie poważne. Chciałabym poznać dalszy los głównego bohatera i sprawdzić, jakiego wyboru dokonał. Daję mocne 5.
    Pozdrawiam.
  • Amy 29.06.2015
    Będzie dalszy ciąg? :)

    Opowiadanie spodobało mi się, ale czegoś mi w nim brakowało. Może chodzi tu o końcówkę? Chyba nie spodziewałam się, że zakończysz w ten sposób i czuję teraz lekki niedosyt. Co do błędów, nic poważniejszego nie zauważyłam nie licząc jednego "ą" zamiast "A" w wyrazie "stworzona" i chyba dwóch przecinków, które - moim zdaniem - powinny być, a ich nie ma, np.:
    — O ty pchlarzu! — ktoś krzyknął ze środka. — To ja cię łajzo karmie, a ty mi drzwi rozbijasz?!
    — O ty pchlarzu! — ktoś krzyknął ze środka. — To ja cię, łajzo, karmie, a ty mi drzwi rozbijasz?!

    Zwrot do kogoś lub czegoś powinien być oddzielony od reszty zdania przecinkiem. W tym przypadku też chyba tak jest. No ale mogę się mylić. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania