Poprzednie częściCicha elegia

Cicha tragedia

Miał na imię Petro, pracował jakieś dwa lata w Pubie, do którego chodziłem co niedziele w samo południe, kiedy jeszcze nie było zbyt wielu ludzi. Ten młody mężczyzna pochodził z okolic Kijowa, mówił dokładnie skąd, ale nie zapamiętałem. Często rozmawialiśmy o literaturze i filmach, gdyż obaj pasjonowaliśmy się tymi dziedzinami sztuki. Jego ulubionymi pisarzami byli: Dostojewski i Lem. Ja również lubiłem tych autorów. Co do filmów była pewna różnica, ja byłem zagłębiony w twórczości Bergmana, on w Martinie Scorseze, którego niespecjalnie ceniłem, ale dzięki niemu kilka filmów zacząłem cenić, szczególnie „Taksówkarza”. Jego natomiast bardzo poruszył film „ Fany i Aleksander”.

Petro miał coś w sobie z kamerdynera epoki wiktoriańskiej, bardzo dostojne ruchy. Kojarzył mi się z Anthony Hopkinsem grającym kamerdynera w filmie: „Okruchy dnia”. Chociaż był od niego o wiele lat młodszy. Kiedy nakrywał do stołu był niczym pan życia i śmierci, wszystko od niego zależało, każdy szczegół decydował, czy tak może być, czy należy zrobić wszystko od nowa. Nie było w tym żadnych emocji, tylko chłodne spojrzenie, kończył całą tą robotę niczym kat.

Pewnej niedzieli, kiedy nie wiedzieć czemu, było bardzo mało klientów, opowiedział mi kilka szczegółów ze swego życia. Mówił, że wychowała go świętej pamięci babcia. Rodzice rozwiedli się jak miał cztery lata i wtedy praktycznie skończył się kontakt z ojcem, który po dwóch latach zmarł na zawał w wieku trzydziestu lat. Ponoć nadużywał alkoholu i uwielbiał jeść, nadwaga zrobiła swoje i skończyły się alimenty. Matka spotykała się z różnymi facetami, ale każdy źle ją traktował, nie raz widział ją z podbitym okiem i nie wiadomo wtedy, kogo bardziej bolało. Nienawidził wszystkich tych mężczyzn, a do matki też miał nie wielki szacunek. Na szczęście mieszkał u babci i tylko kiedy odwiedzał matkę, miał wątpliwą przyjemność, poznać jakiegoś przyjaciela matki. W końcu jej też serducho wysiadło, zapewne za dużo było tych emocji. Życie go nie oszczędzało, ale przy wsparciu babki, dawał radę, po skończeniu szkoły średniej dostał się na dziennikarstwo, niestety na drugim roku jego babcia się rozchorowała, dopadł ją nowotwór żołądka. Petro musiał przerwać studia, poszedł do pracy by wesprzeć ją finansowo w leczeniu, niestety wszystko na nic, zmarła po roku ciężkiej walki z ta straszną chorobą. Świadomość, że został zupełnie sam na tym świecie, bardzo podcięła mu skrzydła, nie był wstanie wrócić na studia. Podejmował pracę w różnych firmach, zawsze na krótko, nigdzie nie mógł na dłużej, zagrzać miejsca, nie miał pomysłu na życie, a świadomość, że to wszystko co teraz robi, to wegetacja drążąca w nim coraz większą pustkę. Sprawiała, że popadał w coraz większą depresję. Pewnego dnia wszystko się zmieniło i to nie pod wpływem drugiej osoby, jak to często bywa w takich przypadkach, ale po obejrzeniu filmu: „Drżące ciało” Pedro Almodowara. Zachwycił się losem głównego bohatera, który tak jak on miał ciągle pod górkę, a jednak dał radę. Znowu zaczął marzyć, teraz chciał zostać reżyserem, no i wyjechał za pracą do Polski, by zarobić na przyszłe studia. Najpierw pracował w hurtowni napojów, potem na budowie i trochę zaczął dokuczać mu kręgosłup. Na szczęście odnalazł się w branży gastronomicznej. W końcu pojawił się tutaj i miałem okazję poznać tego młodego człowieka o tych samych fascynacjach co ja. Kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę, jego dostojne ruchy zmieniły się w rozdygotaną niepewność. Był człowiekiem o łagodnym usposobieniu, od czasu do czasu zdarzali się klienci bardzo nieprzyjemni, którzy zwracali się do niego agresywnym tonem. On zawsze na takie sceny reagował milczeniem, nigdy się nie tłumaczył, że zbyt zimna zupa, czy zbyt duża panierka na kotlecie, to nie jego wina. Zawsze na spokojnie kiwał głową i odnosił na kuchnię.

Kiedy odezwałem się do niego: Te ruskie skurwysyny bombardują bezbronnych ludzi.

Pokiwał głową, ale nic nie odpowiedział, zapewne było mu bardzo przykro, nie spodziewał się, że coś takiego może pokrzyżować mu życiowe plany.

Kiedy przyszedłem w kolejny weekend, nie było go, zapytałem barmanki czy Petro ma wolne?

Odpowiedziała, że wyjechał na Ukrainę. O Boże! – pomyślałem. Ktoś taki jak on nie powinien tego robić, znając go już trochę wiedziałem, że kompletnie się do tego nie nadawał. Zapewne, długo się nad tym zastanawiał, ostatnio był cieniem siebie, życie znowu podcięło mu skrzydła. Szkoda, że ze mną o tym nie porozmawiał, próbowałbym go od tego odwieść. Na pewno zdawał sobie z tego sprawę i dlatego milczał.

 

Ostatnio nie chodzę do pubu, nie mógłbym tam spokojnie siedzieć i popijać piwko, mając świadomość, że ten młody człowiek, pomiędzy ruinami zbombardowanych budynków, biega z karabinem. Za to wieczorami, często staje przed oknem i patrząc na mijające się samochody, próbuję uwierzyć, że pomiędzy świstem, karabinowych kul, spadającymi bombami, jakimś cudem, uda mu się dotrwać do końca, tego koszmaru.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • słone paluszki 20.03.2022
    Nie wie, czy to prawdziwa historia, czy nie, ale strasznie żal mi tego chłopca. Bez oparcia rodziny ciężko jest wędrować po świecie, a co dopiero walczyć :(
    Poruszyło mnie opowiadanie i wywołało smutek i przygnębienie. Pozdrawiam
  • Lotos 21.03.2022
    Dzięki za komentarz.
  • Szpilka dwa lata temu
    Lotos, bardzo ciekawe i wzruszające opowiadanie ?
  • Lotos dwa lata temu
    Dzięki za komentarz, muszę jeszcze zrobić korektę, bo zaraz po napisaniu wrzuciłem i trochę błędów się nazbierało.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania