Creso Rodział XII: Przebudzenie
Otworzyła oczy. Czuła się jakby przed chwilą ktoś uderzył ją czymś w głowę. Czuła wokół siebie zapach lasu i jakichś kwiatów. Leżała na szarej trawie i otaczały ją mroczne drzewa. Nie było zbyt przyjemnie. Jakby ktoś zgasił cały blask, jaki świat posiadał. Przynajmniej świeciło słońce. Usiadła i rozejrzała się. Nic więcej nie zauważyła. Jedynie drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa. Miała wrażenie, że właśnie wstała z bardzo długiego snu. Zaczęła iść w jakimkolwiek kierunku. Nagle usłyszała czyjeś głosy. Poszła w ich stronę. Gdy zaszła na miejsce, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Niedaleko niej stały dwa osoby. Jedna z nich była jej kopią. Praktycznie niczym się nie różniła. Jedynie była starsza oraz miała bliznę na szyi, która ciągnęła się aż za ucho. Natomiast drugą osobą była demonica. Miała łącznie dwanaście węży na ramionach. Jej włosy były w kolorze ciemniej zieleni, zaś oczy wręcz świeciły czerwienią. Wokół niej unosiła się jeszcze dziwna, czarna energia. Demonica podduszała jej kopię.
- Teraz zginiesz – powiedziała zajadle demonica. – Gdybyś nie próbowała mnie powstrzymać, nie zginęłabyś, idiotko.
Kopia z blizną usilnie próbowała złapać powietrze oraz kopnąć napastniczkę. Niestety każdy jej kolejny ruch był coraz słabszy. Kobieta, która dalej przyglądała się im obu, rzuciła się na ratunek podduszanej. Wybiegła zza drzew. Wykorzystała swoją moc i odciągnęła demonicę. Kopia osunęła się na ziemię. Kobieta podbiegła do niej, aby sprawdzić czy żyje. Jednak nim do niej dotarła, to ta zamieniła się w pył. Kobieta stanęła jak wryta.
- No widzisz, Grace – zaczęła demonica. – Twoja pozbawiona wspomnień wersja umarła za ciebie. To i tak nie ma znaczenia. Teraz ty również zginiesz, a ja opuszczę twoje ciało zanim zamieni się w porcelanę – zaśmiała się. – Biedny Dan. Biedaczek się załamie, że jego porwana ukochana umarła. Tak przy okazji, to jestem Seraphine. Miło było cię... - nie dokończyła, bo Grace za pomocą telekinezy rzuciła nią o drzewo.
Demonica otrząsnęła się. Nagle z jej pleców wyrosły czarne, orle skrzydła.
– Wiesz, że kontroluję twoje ciało. Tutaj również korzystam z twoich mocy – oznajmiła Seraphine.
Grace zaśmiała się i teleportowała tuż obok Seraphine.
- Tylko trzeba wiedzieć, jak jej używać – rzekła i wyprowadziła cios.
Demonica z łatwością go uniknęła. Z nadzwyczajną prędkością odsunęła się od Grace. Wzbiła się w powietrze.
- Moja droga, jestem demonem – teleportowała się za kobietę.
Wykorzystując super siłę, uderzyła ją w plecy. Grace przeleciała sporą odległość. Całe szczęście nic jej się nie stało. Seraphine znalazła się przy niej sekundę później. Kobieta od razu się teleportowała. Grace czuła, że wyszła trochę z wprawy w walce. Gdy tylko znowu się pojawiła, Seraphine natychmiast ruszyła w jej stronę. Tym razem Grace uniknęła ciosu. Jednak demonica złapała ją i próbowała unieruchomić. Grace podcięła jej nogi. Seraphine upadła. Zaraz potem teleportowała się na bezpieczną odległość.
- Nie wygrasz ze mną – oznajmiła demonica. – Gesag zaraz do mnie dołączy.
Seraphine wzbiła się w powietrze.
Nagle trafiła ją kula ognia. Spomiędzy drzew wybiegła czerwono włosa kobieta. Grace już po jej wzroście wywnioskowała, że jest Helderką. Skądś ją kojarzyła. Natomiast demonica spadła na ziemię. Czerwono włosa podbiegła do Grace.
- Twój umysł jest spory – stwierdziła. – Czerwony kolor nie pozwala na łatwe przemieszczanie się, więc trochę mi zajęło. Ulazi Miy jestem – ukłoniła się. – Zmykaj stąd. Znajdź Dylazi. Później wejdź na wieżę, rozłóż ramiona i skup się na wydostaniu stąd.
Trawa tuż obok nich przybrała czarny kolor. Poczuły nieprzyjemny zapach zgnilizny.
- Biegnij! – krzyknęła Ulazi i wyciągnęła miecz. – W tamtą stronę – wskazała przed siebie palcem.
Grace rzuciła się biegiem we wskazanym kierunku. Gdy tylko uznała, że jest wystarczająco daleko, zatrzymała się. Wypowiedziała formułkę, a na jej plecach pojawiły się czarne, aniele skrzydła. Wzbiła się ponad korony drzew. Rozejrzała się w poszukiwaniu wieży.
Po chwili ją ujrzała. Piękna oraz wysoka. Wykonana z jasnożółtego kamienia. Wieża stała na samym środku kwiecistej polany. Promienie słońca odbijały się od jej cegieł, nadając jej jeszcze przyjemniejszy wygląd. Grace czym prędzej wylądowała u jej podnóża. Tam czekała na nią Dylazi, opierając się o ścianę wieży. Grace zdziwiło to, że zamiast grantowych włosów miała je w kolorze blondu.
- Nie pytaj – westchnęła Dylazi. – Musisz wejść na szczyt. Po schodach. Tutaj jest wejście – odsunęła się, pokazując drewniane drzwi.
Grace je otworzyła i weszła do środka. Jej oczom ukazały się schody. Mnóstwo schodów.
- Jeśli mam się dostać od środka, to mogę użyć skrzydeł? – zapytała Grace.
- Właściwie to tak – stwierdziła Dylazi. – Będzie szybciej.
Ponieważ aniele skrzydła były za duże, kobieta zamieniła je na te należące do motyli. Poleciała. Po chwili była już na szczycie. Stamtąd miała widok na całą okolicę. Rzeczywiście cały jej umysł składał się z lasu. Jednak kobietę martwiło to, że coraz więcej drzew przybierało przygaszony kolor. Niedaleko wieży dostrzegła również kolorowe światła towarzyszące zaklęciom. Ulazi dalej walczyła. Grace czym prędzej rozłożyła ręce. Skupiła się na jednej myśli. Musiała wydostać się z własnej głowy. Nagle nastąpiła ciemność.
* * *
Dan nie mógł już wytrzymać w jednym miejscu. Już od godziny siedział wraz z pozostałymi i liczył, że Grace do nich powróci. Dalej miał nadzieję, pomimo iż porcelanowa powłoka pokrywała Grace już od stóp aż po szyję. Jeszcze była szansa. Spojrzał na jej dłoń. Na jej palcu wciąż znajdował się pierścionek z fioletowym kamieniem, który jej podarował. Może i nie lubili się za bardzo na początku ich znajomości, lecz z czasem pokochał ją. Dla niej nawet chciał udać się do Pani Światła i błagać ją, aby uczyniła go śmiertelnikiem. Jednak po tym jak Gesag ją porwał, uznał, że tysiące lat bez niej będą dla niego najlepszą karą.
Nagle powłoka zniknęła. Dylazi zaczerpnęła głęboko powietrza, po czym wstała i splunęła krwią na podłogę. Natomiast Grace powoli otworzyła oczy. Dan od razu do niej przypadł i przytulił mocno.
- Który mamy rok? Gdzie jesteśmy? Dlaczego byłam w swojej głowie? – pytała Grace.
- Spokojnie – zaczął Dan, głaszcząc ją po głowie. – Dużo się wydarzyło. Gesag porwał cię dwanaście lat temu i...
- Czekaj... ILE?! Ty chyba sobie żartujesz?! Mam trzydzieści dwa lata! Jak?
- Coś, a raczej ktoś przejął kontrolę nad twoim ciałem – oznajmiła Dylazi.
- Ładniej ci w granacie niż blondzie – stwierdziła Grace, po czym zmarszczyła brwi. – Gdzie Ulazi?
- Nie żyje. Mało kto teraz opuszcza Edofield, dlatego nikt za bardzo nie słyszał jeszcze o jej śmierci. Nawet po dwunastu latach. W końcu to najbezpieczniejsze miejsce w Capranie.
- Przykro mi, naprawdę. W jaki sposób mnie odzyskaliście?
- Było dość ciężko ze względu na twoje moce – włączyła się Natasza. – Ciekawi mnie, w jaki sposób ty i Dan się poznaliście.
Dylazi zaśmiała się cicho.
- Rzeczywiście to trochę śmieszna sytuacja – stwierdziła Grace. – Otóż dosłownie spadłam z nieba. Prosto na Dana i było to przy wodospadzie Danai. Bo widzicie jestem z Creso i przez przypadek...
- Chwileczkę – przerwała jej Vanessa. – Jesteś z Creso i genialnie radzisz sobie z magią... Moim zdaniem na spokojnie mogłabyś być czarodziejem z przepowiedni.
- Właściwie to teraz dokładnie nie wiadomo, kto nim jest – odparła Florence. – To możesz być ty, Grace albo Natasza. Wszystko okaże się z czasem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania