Pokaż listęUkryj listę

Creso Rodział XV: Zadanie

Vanessa siedziała na ławce w parku. Niedługo miało zajść słońce. Dziewczynka od zawsze kochała oglądać zachody słońca. Patrząc tak na niebo, rozmyślała o swojej aktualnej sytuacji. Nie mieli pojęcia co zrobić. Nie było żadnego planu. Nie wiedzieli, gdzie szukać kolejnych członków przepowiedni. Na razie Vanessa, Natasza, Grace oraz Dessa miały pozostać pod ochroną Dylazi w Edofield. Reszta miała wkrótce wyruszyć na poszukiwania. Pozostali członkowie mogli być wszędzie. Vanessa widziała mapę Caprany. Ten świat był ogromny. Znaleźć trzy osoby, które mogły się w ogóle nie wyróżniać, było niezwykłym wyzwaniem.

 

Vanessa wstała z ławki i zaczęła iść w stronę domu Dylazi. Po drodze zauważyła Dessę. Pomachała do niej. Kobieta zwróciła na nią uwagę, lecz nie odpowiedziała w żaden sposób. Zamiast tego zatrzymała wóz zaprzężony w konie. Ku przerażeniu Vanessy, Dessa wyrzuciła z niego kierowcę i zajęła jego miejsce. Skierowała wóz prosto na dziewczynkę. Vanessa zaczęła uciekać. Pobiegła do parku. To jednak nie zatrzymało kobiety. Dalej za nią pędziła. Dziewczynka nie miała szans. Konie prędko ją stratowały.

 

Obudziła się na polu pełnym śniegu. Dookoła niej była istna ściana mgły. Przed dziewczynką stała wielka wieża zegarowa. Obok była latarnia, która była jedynym źródłem światła. Była tam sama. Nagle zegar wybił północ. Vanessę prawie ogłuszył dźwięk dzwonu. Mgła się przerzedziła i dziewczynka dojrzała w niej sylwetkę jakiejś osoby. Szła w jej kierunku. Po chwili stanęła w świetle latarni. Była to kobieta. Vanessa musiała zadzierać głowę, aby spojrzeć na jej twarz. Z pewnością miała dobre ponad dwa metry wzrostu. Jej czarne włosy z jednym złotym pasemkiem były rozpuszczone. Jedna z tęczówek jej oczu była czarna, druga zaś biała. Poprzez jej białe oko przechodziły trzy wąskie blizny. Wyglądały na wykonane pazurami. Ubrana była w czarny golf bez rękawów oraz ciemne bojówki, a jej ręce w całości były pokryte bandażami. Z jej placów wyrastały dwie pary czarnych, anielich skrzydeł. Część piór na ich końcach były złote. Baranie czarno-złote rogi wyrastały z jej głowy. Po chwili Vanessa zauważyła, że posiadała jeszcze czarny, ostro zakończony ogon.

 

- Kim jest ta zabłąkana dusza? – zapytała kobieta władczym tonem.

 

- Jestem Vanessa Wójcik – przedstawiła się niepewnie dziewczynka.

 

- Wiem o tym doskonale – pochyliła się do przodu tak, że ich twarze były na tej samej wysokości. – Interesujące z ciebie dziecko doprawdy – wyciągnęła przed siebie dłoń. – Jestem Luna Tron. Mam również inne tytuły jakimi zwą mnie istoty. Strażniczka, Bogini, Pani.

 

Vanessa ujęła jej dłoń. Zaraz potem gwałtownie odskoczyła. Cała dłoń ją paliła. Po chwili na jej ręce uformował się dziwny symbol. Gdy nabrał kolorów, rozpoznała w nim słońce, które nachodziło na jakąś planetę. Prawdopodobnie marsa.

 

- Pewnie o mnie już słyszałaś – kontynuowała Luna, nie zwracając większej uwagi na reakcję dziewczynki

 

- Może – stwierdziła Vanessa. – Nawet jeśli, to nie pamiętam.

 

Luna spojrzała na nią zażenowana.

 

- Naprawdę? – spytała. – Zatem w skrócie to jestem Capranie uważana za istną boginię, najpotężniejszą istotę w tym świecie. Na podstawie mojego nazwiska powstała nazwa aktualnej ery.

 

- Chyba kojarzę... - rzekła dziewczynka.

 

- Tak się składa, Vanesso, że mam dla ciebie misję do wykonania. Otóż na Zachodzie...

 

- Ale jestem na Wschodzie! – zaprotestowała Vanessa. – Do tego nie znam tego świata! Jeszcze przed chwilą stratowały mnie...

 

Palce Luny zacisnęły się mocno na gardle dziewczynki.

 

- Nie przerywaj mi – wycedziła przez zęby przy jej uchu bogini. Oddalając twarz, puściła Vanessę. – Ja wszystko załatwię. Twoim zadaniem jest dostanie się na Zachód do państwa Verlede, a dokładniej miasta o nazwie Atlantiese. Stamtąd będziesz musiała dostać się jak najbliżej Baster. Pewnie chcesz wiedzieć, czym jest Baster. Otóż jest to pewien obóz. Znajdziesz tam ludzi obdarzonych większą skłonnością do magii. W Atlantiese spotkasz Light. To jakby moja „jaśniejsza" wersja. Dostaniesz od niej informacje na temat wszystkich osób z sektora G oraz pozwolenie na przeniesienie ich na Wschód. Sama zdecydujesz kogo weźmiesz.

 

- Dlaczego niby miałabym to zrobić? – zapytała Vanessa.

 

- Dziecko, to nie była prośba – Luna uśmiechnęła się do niej groźnie. – Ty MUSISZ to zrobić. Wybudzisz się za trzy, dwa, jeden.

 

Dziewczynka zerwała się do siadu na jakimś łóżku. Cała sala była w jasnych kolorach. Szpital. Była w szpitalu. O tyle dobrze, że ktoś się nią zajął. Całe szczęście nie była do niczego podczepiona. Zauważyła jednak, że odpięta aparatura stała tuż obok. To pewnie sprawka Luny. Wyszła z łóżka. Miała na sobie to samo ubranie co wcześniej. Wybiegła na korytarz i zaczęła szukać wyjścia. Luna nie mogła jej zmusić, aby wyjechała do Baster. Skręciła na rozwidleniu i zobaczyła tam Grace. Rozmawiała z jakąś lekarką. Chciała do niej podejść. W tym momencie ogromny ból zaczął promieniować z jej dłoni do całego ciała. Czyli w taki sposób Luna to załatwiła.

 

Czym prędzej znalazła inną drogę. Po kilku minutach znalazła wyjście ze szpitala. Następnie poszła pod dom Dylazi. Niestety ktoś był w środku. Nie wiedziała, ile czasu minęło od jej wypadku i czy pozostali się o nim dowiedzieli, więc wolała się nie pokazywać. Dziewczynka popatrzyła po oknach na parterze. To w kuchni było otwarte. Dylazi musiała coś gotować. Vanessa zajrzała przez nie do środka. Pół Helderki nie było w pomieszczeniu. Dziewczynka wdrapała się na parapet i przeszła przez okno do środka. Zeskoczyła z blatu kuchennego na podłogę. Przeszła przez całe pomieszczenie i rozejrzała się po korytarzu. Usłyszała podniesione głosy w jadalni. Tam wszyscy byli. Szybko przebiegła przez korytarz. Następnie dostała się na piętro do pokoju, w którym spała Florence. Po chwili znalazła jej torbę. Wyciągnęła z niej część monet z sakiewki, mapę oraz sztylet. Nie znała wartości tutejszych pieniędzy i nie wiedziała, czy jej ich wystarczy.

 

Usłyszała kroki na schodach. Czym prędzej odłożyła torbę na jej miejsce i schowała się pod łóżkiem. Zaraz potem drzwi zostały otwarte i zatrzaśnięte z hukiem.

 

- Florence, dlaczego od razu mi nie powiedziałaś?! – usłyszała Lalessę.

 

- Nikt nie miał o tym wiedzieć – odparła Florence. – Florence mi mniej więcej przedstawiła wasze życie i mówiła, że macie dużo tajemnic, ale takich się nie spodziewałam.

 

- Takich, czyli jakich?

 

- Mailena to Carlee Salie! Jest córką samego Gesaga! Chyba jako królowa powinnam wiedzieć o czymś takim, prawda? Ukrywacie ją od jedenastu lat! Gesag próbował wmówić Nataszy, że nią jest. Ty wiesz co by było, jeśli ona by mu uwierzyła?

 

Vanessę zamurowało. Zdążyła poznać już Mailenę i nigdy by nie przypuszczała, że ich wróg będzie jej rodzicem.

 

- Nawet jeśli, to się to nie stało i nie stanie – rzekła Lalessa. – Też byś chciała od niego uciec, gdybyś była na jej miejscu. Zresztą znasz ją. Już ile? Ponad dwa lata? Ona ma takie reakcje i chce czuć ból, który wyrządziła komuś, kogo zna, bo tak ją jej własny ojciec zniszczył – głos Veranderanki był zarazem ostry jak i chłodny. – Ona podczas ucieczki miała sześć lat. Sześć lat! Eileen umarła, aby pozostali się wydostali. Ezun chciał wysłać Mailee na Zachód, ale Tony się nią zajął. On był dla niej jak prawdziwy ojciec. Wtedy w Esmeli kod czarny oznaczał, że ktoś przejął nad nim kontrolę. Nikt z nas nie wiedział co dokładnie Salie mu zrobił. Jego wola była taka, że w takim przypadku mamy go zabić. Mailena chciała go ratować, więc Avoil ją jak najszybciej zabrał.

 

- Rozumiem – Florence westchnęła ciężko i przejechała ręką przez swoje włosy. – Przepraszam. Chodźmy tam z powrotem.

 

Lalessa zgodziła się kiwnięciem głowy. Zaraz potem obydwie opuściły pokój. Vanessa odczekała chwilę i wydostała się spod łóżka. Takich informacji się nie spodziewała. Mimo to wszystko wydawało się być w porządku, więc się nimi zbytnio nie przejęła. W szafie znalazła jakąś mniejszą torbę i wrzuciła do niej wszystkie rzeczy. Ostrożnie opuściła pomieszczenie. Jak najciszej zeszła na parter i przedostała się z powrotem do kuchni. Dylazi wciąż tam nie było. Przeszła przez okno i zsunęła się z parapetu na ziemię.

 

Ruszyła w stronę bramy. Nie zajęło jej to dużo czasu. Prędko dotarła nad jezioro. Nie wiedziała za bardzo jak z tej strony działało przejście. Rozejrzała się, czy przypadkiem ktoś również nie zamierza skorzystać z bramy. Nikogo takiego niestety nie było. Nagle podszedł do niej jakiś mężczyzna.

 

- Cześć, dziewczynko – przywitał się. – Chcesz przejść przez portal? – Vanessa kiwnęła głową. – Musisz być tu nowa. Sprawa jest całkiem prosta. Wchodzisz do jeziora i przewracasz się na twarz. Potem jesteś już po drugiej stronie.

 

Dziewczynka podziękowała mu i postąpiła tak jak jej poradził. Weszła do wody do kolan. Następnie wskoczyła, jakby miała zanurkować. W ułamku sekundy znalazła się przed bramą Edofield na wyspie. Po wodzie nie było śladu. Była całkowicie sucha. Nie zastanawiała się nad tym dłużej. Ruszyła, aby znaleźć transport do Atlantiese.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania