Creso Rozdział IV: Kłamstwo
Wszystko dookoła było całkowicie czarne. To ze względu na to, że Natasza była niesiona w jakimś worku. Ponieważ nie miała zbytnio dostępu do powietrza, kilka razy już straciła przytomność. Była
w niewygodnej pozycji z kolanami przy klatce piersiowej, więc ścierpnęły jej nogi i bolał ją kark. W końcu była w czymś przypominającym wór, więc nie mogła mogła liczyć na zbytnią wygodę. Do tego pomimo iż starała się oddychać powoli, panika wygrywała. Dziewczynka nie miała pojęcia jakim cudem w ogóle się tam znalazła. Ostatnim wspomnieniem była scena, w której jakiś mężczyzna przyłożył jej coś do ust. Nie miała pojęcia ile czasu spędziła w worku, lecz za którymś razem zamiast w worze, obudziła się na bogato wysadzanej, czarno-czerwono-złotej kanapie
w saloniku o tych samych kolorach. Natasza zerwała się do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła.
W pomieszczeniu znajdowały cztery takie same kanapy, które otaczały czarny, szklany stolik kawowy. Aktualnie dwa wielkie okna nie dawały w ogóle światła, ponieważ już dawno zaszło słońce, więc za źródło światła służyły piękne kinkiety. Rozejrzała się za drzwiami lecz nie mogła ich wypatrzeć. Spędziła w pomieszczeniu kilkanaście minut. W pewnym momencie usłyszała otwierające się drzwi. Od razy spojrzała w tym kierunku. Zobaczyła tam mężczyznę, którego wiek na pierwszy rzut oka ciężko było stwierdzić. Dziewczynka dałaby mu jakieś trzydzieści lat. Posiadał czarne niczym noc włosy oraz takie same oczy. Nosił również elegancki ciemny strój, do którego była przyczepiona peleryna w tym samym kolorze. Blondynka skupiła się na sposobie w jaki mężczyzna wszedł do saloniku. Zauważyła zamykające się za nim drzwi, które tuż po zetknięciu ze sobą skrzydeł na nowo stały się częścią ściany. Gdy Natasza otrząsnęła się z zdziwienia, złapała za stolik i podniosła go celując jego nogami w mężczyznę.
- Kim ty jesteś? - zapytała.
- Moja droga córeczko, tak dawno cię nie widziałem - chciał podejść bliżej, lecz dziewczynka się odsunęła.
- Powtórzę tylko jeden raz! Kim ty do cholery jasnej jesteś?!
- Carlee, po co takie nerwy. Przecież doskonale wiesz, że jestem twoim ojcem.
- Po pierwsze nie jestem Carlee, tylko Natasza, po drugie nie jestem stąd.
- O czym ty... - nie dokończył, ponieważ w jego stronę poleciał stolik kawowy.
Mężczyzna zrobił unik, a mebel przeleciał zaledwie kilka milimetrów od niego. Jak gdyby nigdy nic się nie stało wyprostował się i na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Natomiast sam stolik rozwalił się na ścianie w drobny mak.
- Co ty robisz? - zapytał łagodnie nieznajomy.
- To się nazywa samoobrona - Natasza podskoczyła, aby oderwać od ściany kinkiet, lecz wzrost zaledwie metra pięćdziesięciu dwóch jej w tym nie pomagał. - A ty mnie porwałeś - znowu spróbowała sięgnąć lampy, ale jej palce ledwo musnęły kinkiet.
- Dosyć tego - stwierdził mężczyzna i machnął ręką.
Natasza od razu została przesunięta na jedną z kanap za pomocą jakiejś niewidzialnej siły. Nastolatka z szeroko otwartymi oczami i ustami ciężko oddychała w pozycji siedzącej. Tego się nie spodziewała.
- Coś ty zrobił?! - krzyknęła.
- Carlee, uspokój się natychmiast - nakazał łagodnie nieznajomy i przykucnął obok niej. - Wdech, wydech, wdech, wydech...
Dziewczynka zrobiła to, co kazał jej mężczyzna. On sam zaś wstał i usiadł na kanapie.
- Moja droga - zaczął. - Musiano ci wymazać pamięć. Wcześniej próbowałem coś zrobić, aby ci je przywrócić, lecz jak widać nie zadziałało. Do tego jeszcze cię porwali.
Jego spokój wydawał się być nastolatce bardzo znajomy. Gdy siedział obok niej, wcale nie chciała już od niego uciec. Dalej mu nie ufała, ale bardziej jej się opłacało udawać, że wierzy w jego wersje niż atakować go czym popadnie, tym bardziej iż władał magią.
- Jak się nazywasz? – zapytała w końcu.
- Gesag Salie, jestem władcą nieumarłych, posługuję się Duisternis, oraz jestem twoim ojcem.
- Mogę do ciebie na razie mówić po imieniu? - zapytała nieśmiało. - Tak by było mi wygodniej.
- Oczywiście – ucałował ją w czoło i wstał. Natomiast Natasza lekko się wzdrygnęła przez chłód jego skóry. – Za chwilę przyjdzie po ciebie Darlia, aby zabrać cię do twojej komnaty – ruszył w stronę wyjścia.
Tuż przed nim na ścianie z powrotem pojawiły się drzwi. Jednym, sprawnym ruchem otworzył je na oścież. Zamykaniem ich już się nie przejął, więc z wielkim hukiem się zamknęły. Dziewczynka wstała
z kanapy i zaczęła chodzić w kółko po pomieszczeniu.
Przestała w momencie, gdy ktoś złapał ją za ramię. Nastolatka podskoczyła przerażona.
- Spokojnie, nie zamierzam cię zabić - powiedziała do niej kobieta.
Miała ona ponad dwa metry wzrostu, więc dziewczynka musiała zadzierać głowę, aby patrzeć na jej twarz. Posiadała karmelową barwę skóry. Jej oczy natomiast były szmaragdowe, jak szeroki pas, który miała założony na pudroworóżowej sukience do kolan. Włosy jej zaś były kompletnie czarne.
- Jestem Darlia – dygnęła lekko. – Mam tą „przyjemność" być twoją pokojówką. Chodź, mam cię zabrać do twojego pokoiku.
Natasza skinęła głową, natomiast kobieta poszła w stronę ściany.
- Nie ucz się od Gesaga magii – szepnęła. – Salie posługuje się językiem mroku, jeśli będzie chciał cię uczyć czegokolwiek związanego z magią, powiedz, że się jej boisz i koniec.
Darlia dotknęła ściany, a w jej dłoni pojawiła się klamka od drzwi.
- Jak ja tego nienawidzę – mruknęła pod nosem ciemnowłosa, po czym otworzyła drzwi i razem z nastolatką wyszły na korytarz.
Był on w dokładnie takich samych kolorach i stylu jak salon.
- To piętro twierdzy, na którym się znajdujemy w całości należy do twojego ojca, pani – powiedziała kobieta z udawaną sympatią. – Twoje pokoje, pani, znajdują się na następnym piętrze. Łącznie twierdza Steenkool posiada pięć pięter i jest zbudowana na kształt kwadratu. W samym centrum znajdziesz, pani, obserwatorium. Codziennie pan Salie będzie cię uczył, pani, po cztery godziny, aby pomimo twojego braku wcześniejszych wspomnień będziesz mogła, pani, normalnie funkcjonować w Capranie - dalszą część drogi przeszły w milczeniu.
Wkrótce dotarły do komnat należących do Nataszy. Były to trzy połączone ze sobą pokoje. Przez główne wejście dostawało się do saloniku. Po prawej znajdowały się drzwi do sypialni, natomiast po lewej drzwi do łazienki. W pokojach przeważał kolor soczystej zieleni oraz bieli. Gdy tylko nastolatka wraz z Darlią zamknęły drzwi wejściowe, kobieta oparła się o ścianę i zsunęła po niej na podłogę, przyciągając do siebie kolana, po czym zaczęła płakać. Natasza kompletnie zdezorientowana przykucnęła obok ciemnowłosej.
- Nie zwracaj na mnie uwagi – rzekła kobieta. - Albo czekaj, muszę cię ostrzec – starła spływającą po jej policzku łzę. – Nie jesteś jego córką, ona uciekła stąd jedenaście lat temu razem z innymi. On na nich wszystkich eksperymentował, na mnie też – mówiła coraz szybciej. – Jest coraz gorzej. Będzie jeszcze gorzej – zaniosła się kaszlem i na chwilę zamilkła zamykając oczy.
Gdy je otworzyła były kompletnie białe. Natasza od razu od niej odskoczyła.
- Uważaj zimą – zaczęła chrapliwie. – Cierpienie. Bitwa. Edofield. Dessa. Leso. Udaj się na zachód. Odnajdź... - zaniosła się kaszlem, a jej oczy znów stały się szmaragdowe. – Coś się stało?
- Ty-ty coś, jakaś zima, Leso, Dessa ugh.. reszty nie zapamiętałam.
Darli z oczy poleciało kilka łez.
- Mój dar powrócił. Jestem Helderką z Edofield, niektóre kobiety od nas posiadają dar widzenia przyszłości. Dessa – zaniosła się kaszlem. – To imię, natomiast Leso to jedna z nazw światów z przepowiedni.
- Jaka przepowiednia? W sensie jak ona brzmi?
- Gdy w Creso zajdzie słońce, poniesie się krzyk. Ze światów pięciu pogromcy staną przeciwko Gesagowi – panu nieumarłych. Gdy ta przepowiednia została wygłoszona, nikt się nie spodziewał, że Salie jest takim psychopatą. Tak, czy inaczej, dalej. Z Creso przyjdzie czarodziej, z Asci przybędzie wojownik, z Ido przyleci zabójca, z Leso przybędzie strzelec, a z Odrei dowódca. Razem dadzą ład w Capranie. Najbliżsi mogą im stanąć na drodze, lecz muszą iść dalej. Ich walka będzie czerwona jak krew, biała niczym kość, czarna jakby noc i błękitna jak niebo. Tą przepowiednię wygłosiła Ulazi Miy, najpotężniejsza Helderka wszechczasów. Nikt aktualnie spoza Edofield nie wie, czy jeszcze żyje. – Darlia zaśmiała się gorzko. – Nie wierzę, że wysłał akurat mnie. Co za głąb!
- Czy jest jakiś sposób, abym mogła się stąd wydostać?
- Gesag zamierza zabrać cię na nowo wyremontowaną arenę w Hewidzie. Brutalne walki gladiatorów i tak dalej. To na zachód stąd. Znajdź kogokolwiek, kto będzie w stanie ci pomóc w ucieczce. Ja ci nie pomogę, jestem magicznie związana z tą przeklętą twierdzą. Z innej beczki, wszystko, co ci jest potrzebne, znajdziesz tutaj. Rano zabiorę cię do jadalni na śniadanie – wstała i opuściła pomieszczenie, zostawiając tym samym Nataszę samą.
Dziewczynka szybko zwiedziła swoje trzy pokoje. Zaraz potem, po kilkunastu minutach starania się zrozumienia systemu przygotowania wanny, wzięła kąpiel. Miała nadzieję, że przez czas spędzony w wodzie, będzie mogła się zrelaksować, lecz nie było jej to dane ze względu na ciągle powracające myśli o dzisiejszym wieczorze.
Gdy opuściła łazienkę ubrana w przygotowaną wcześniej koszulę nocną, zauważyła, że w saloniku ma wejście na balkon. Weszła na niego i rozejrzała się dookoła. Ze względu na wszechobecną ciemność nic poza najbliższymi drzewami nie mogła zobaczyć. Jednak zachwyciły ją gwiazdy na niebie. Patrząc na te migające punkciki, zastanawiała się, gdzie tak naprawdę znajdował się jej prawdziwy dom.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania