Creso Rozdział XIII: Za murami
Platynowłosa elfka weszła do jednego z wielu salonów w Steenkool. Może i cała twierdza wydawała się być w kolorystyce czerwieni oraz czerni, lecz nie była to prawda. Salon, w którym się znajdowała, miał beżowe ściany oraz matowe, brązowe wykończenia. Pod ścianami kilka stolików z krzesłami, a w centrum kanapa oraz fotele wokół szklanego stołu. Z okien był widok na zapuszczony ogród. Gesag ewidentnie nie dbał o rośliny. Każdy kwiat, czy też inny chwast, który elfka widziała zawsze był uschnięty. Do salonu przybyła wraz z eskortą w postaci Seraphine Glorgersk – demonicy z dwunastoma głowami węży na ramionach. Po sześć na każdym. Elfka usiadła przy pobliskim stoliku. Przy innym stole siedziała Lealia Dahrei i obserwowała wszystko, co się działo. Mroczna elfka była królową Odele – dawnej ojczyzny wszystkich elfów. Przynajmniej tak było dopóki część elfów nie stanęła po stronie ludzi w czasie Wielkiej Wojny. Na kanapie zaś spokojnie spał Gesag. Na oparciu tej kanapy siedziała Dalila Jones. Białooka wiedźma rysowała coś w swoim notesie.
- Znowu go rysujesz? – zapytała Dalilę Glorgersk, opierając się o ścianę.
- Tak – odpowiedziała wiedźma, nie odrywając wzroku od kartki.
- Obsesyjnie zakochana w Axlu – westchnęła demonica.
Axl? Gesag to nie było jego prawdziwe imię?
- Cicho siedź – warknęła Dalila. – Po tym jak przegrałaś z Ulazi w końcu będę mogła ci zrobić ten portret. Lilac z pewnością się ucieszy – jej oczy na chwilę nabrały złotego koloru. – Leli, wiem, że masz nas dosyć. W końcu nie jesteś tutaj z własnej woli. Podziękuj ciotce. Mnie nie musisz tego przekazywać.
W tym momencie do pomieszczenia niczym huragan wtargnął Roland Risk – władca Ninas. Mężczyzna przeszedł przez salon i zrzucił Dalilę z oparcia kanapy. Wiedźma z piskiem wylądowała na podłodze. Następnie Roland złapał Lealię za ramię i siłą wyprowadził ją z pomieszczenia. Mroczna elfka zresztą nie stawiała oporu. Po drodze rzuciła elfce spojrzenie wyrażające znudzenie. Była to dla niej norma.
- Oj, oj, oj – Seraphine pokręciła z niezadowoleniem głową. – Dahrei znów próbowała pomieszać nam plany. Ciekawe co tym razem?
- Czyli ona z wami nie współpracuje? – zapytała elfka.
Dalila zerwała się z podłogi.
- Biedna sierota dopiero dostała królestwo w swoje ręce, a jej zła ciotka zrobiła wszystko, aby trafiła z ręce Gesaga – teatralnie przyłożyła rękę do czoła. – Teraz próbuje ocalić swe państwo przed złem.
Seraphine przewróciła oczami.
- Nawet nie próbuj żadnych numerów – ostrzegła elfkę demonica.
- Numer to Dahrei odstawiła – zaśmiała się wiedźma i opadłą na fotel obok niej. – Pewnie zrobiła coś, aby zatrzymali armię w porcie. Pewnie cały plan poszedłby do piachu, lecz każdy boi się Gesaga. Do tego Roland tam był. Ci cali żołnierze z Zachodu w portach już od dawna są przekupieni. Lengte jest poza czyjąkolwiek kontrolą. Nawet my nie możemy być pewni tego miasta.
Glorgersk westchnęła ciężko.
- Dobra, koniec gadania, budź Salie'ego – rzekła demonica.
- Nie-e – Dalila usiadła na fotelu, a następnie obróciła się tak, że zwisała z niego do góry nogami.
Seraphine odepchnęła się od ściany i podeszła do Gesaga. Zaczęła nim trząść, aby go obudzić. Nic to nie dało. Demonica zdenerwowana już miała go zrzucić, lecz się powstrzymała. Następnie zmarszczyła brwi.
- Jones, czy on znowu przez całą noc był na grobie Rosamund? – zapytała.
Dalila pokiwała twierdząco głową. Seraphine przetarła sobie twarz dłonią oraz ponownie oparła się o ścianę.
- Czyli nic nie załatwi dzisiaj – westchnęła. – Dobrze, że ma Risk'a i Havenfist'a. Inaczej już dawno to wszystko się skończyło. A powód tych jego wszystkich intryg? Wielka miłość! Tak wplątać się w Duisternis to chyba tylko on potrafi. Jak on to powiedział? „Skoro nie mogę być szczęśliwy, to nikt nie będzie". Trochę słabe, ale ojciec chciał, abym dołączyła. Jego wola jest dla mnie niepodważalna. Jak on chce, tak robię.
Wiedźma machnęła lekceważąco ręką.
- Marudzisz, a jesteś po odpowiedniej stronie – stwierdziła Dalila. – Mnie tam się podoba.
Nagle zegar na stole przed kanapą zaczął dzwonić. Wiedźma jęknęła męczeńsko. Zebrała się z fotelu i poskładała swoje rzeczy na jedną stertę.
- Tak bardzo ci się podoba, a gdy masz iść coś załatwić, to ci się nie chce – prychnęła Seraphine.
- Jestem ambitna, lecz leniwa – odparła tamta. – Przynajmniej ja nie zawalę.
- Jeszcze zobaczymy. Powodzenia.
Dalila teleportowała się, a w pomieszczeniu pozostały tylko elfka oraz Glorgersk.
Kilka godzin później elfka stała przed lustrem i czekała aż Darlia skończy z jej suknią. Zdecydowała się na to, co było konieczne. Mimo pewności siebie, bardzo denerwowała się tym, co miała zrobić. Wybrała piękną błękitną suknię, lecz nie aż tak majestatyczną jak pozostałe, które posiadała. W tej łatwiej było biegać. Niewiele później Darlia skończyła swoją robotę.
- Dasz radę – oznajmiła Helderka.
Elfka założyła włosy za swoje spiczaste uszy. Darlia od razu zdzieliła ją po rękach.
- Nie niszcz sobie włosów, księżniczko. Nie po to tyle je układałam.
Elfka westchnęła ciężko. Księżniczka. Dalej nosiła ten tytuł. Nieważne, że i tak nigdy nie obejmie tronu ani że Kroda została podbita.
- Pewnie i tak z tej fryzury nic nie zostanie – stwierdziła.
- Przynajmniej teraz ładnie wyglądasz.
Nagle Darlia przypadła do drzwi komnaty i otwarła je na oścież. Poleciała na nią wykończona Lealia Dahrei. Nie miała żadnych ran, lecz było widać, że ledwo stoi na nogach. Darlia położyła mroczną elfkę na najbliższej kanapie. Następnie wyciągnęła sztylet z jej płaszcza i podała go elfce.
- Leć – rozkazała jej Helderka. – Nie wahaj się ani sekundę. Musimy się go pozbyć. Myśl i przetrwaj. Zawsze, ale to zawsze musisz myśleć.
Elfka skinęła głową, a Darlia wypchała ją za drzwi. Elfka ukryła sztylet między fałdami sukni i ruszyła korytarzami Steenkool. Bała się co będzie, jeśli Gesag ją przejrzy. Jednak skąd miałby on o tym w ogóle wiedzieć? Przecież nie mógł. Szybkim krokiem zaszła pod jego komnatę. Przełknęła głośno ślinę i zapukała. Odczekała chwilę. Nikt się nie odezwał. Zapukała ponownie. Znów zero reakcji. Może go tam nie było i dobijała się do pustego pokoju? Zaczynała się wahać. Może niepotrzebnie zdecydowała się na tak ryzykowny plan? Nie! Musiała uratować swoich bliskich. Miejsce strachu z czasem zastąpiła irytacja, gdy po raz kolejny nikt nie odpowiedział na jej pukanie. Już miała stukać ponownie, gdy nagle drzwi się otworzyły. Stanęła oko w oko z Władcą Nieumarłych znanym również jako Gesag Salie. Cały strach w jednej chwili powrócił. Gesag swoje czarne włosy miał zaczesane na prawy bok. Strój miał jakby przed chwilą był na bankiecie. W rzeczywistości ubrany był tak na co dzień. Salie zaprosił ją gestem do środka. Elfka poczuła jak wyparowuje z niej ta nikła resztka odwagi, którą miała w sobie. Weszła najnormalniejszym krokiem na jaki było ją stać. Gesag zamknął za nią drzwi.
- Czego ode mnie oczekujesz Ellie Chia? – zapytał.
Elfka wzięła głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze. Myśl i przetrwaj.
- Dlaczego to robisz? – zapytała niewinnie.
Gesag zaśmiał się cicho.
- Ten świat nie jest sprawiedliwy – oznajmił. – Czasami na zemstę czeka się tysiące lat. Jednak zawsze warto. Nie zrozumiesz mnie, Ellie. Może kiedyś, lecz nie teraz.
Elfka nie zastanawiała się już ani sekundy dłużej. Podeszła bliżej do Władcy Nieumarłych i wbiła sztylet prosto w jego gardło.
Na usta Ellie powoli wpłynął uśmiech. Zabiła go! Udało jej się! Niestety jej radość nie trwała długo. Zauważyła, że z gardła Gesaga nie popłynęła ani kropla krwi. Odskoczyła od niego.
- Phanene – wyszeptała przerażona.
- Skoro tak nas nazywacie – odparł.
Ellie rzuciła się dodrzwi. Całę szczęście były otwarte. Pędziła ile sił w nogach. Musiała opuścićtwierdzę. Gesag był Phanene. Ktoś na zewnątrz musiał się o tym dowiedzieć. Byłajuż na parterze. Tak blisko, a za razem daleko. Dopadła do drzwi wejściowych.Podciągnęła za klamkę. Były zamknięte! On wiedział! Przejrzał ją! Myśl iprzetrwaj. Rozejrzała się. Korytarzami nadchodzili nieumarli. Wielu. Za wielu. Miałaodciętą drogę. Co jej zostało? Okno! Nie było w nim krat. Spróbowała wybićszybę łokciem. Nic to nie dało. Spojrzała na świecznik na ścianie. Oderwała go.Następnie zaczęła uderzać nim w szybę. Powstała sieć pęknięć aż w końcu szkłopękło. Ellie ostrożnie, aby się nie pokaleczyć, przeszła przez okno. Była nazewnątrz! Wydostała się. Pobiegła w las. Nagle coś złapało ją za kostki. Upadłana ziemię. Ktoś do niej podszedł. Nie zdążyła nawet obrócić się, aby zobaczyćkto to. Dostała czymś ciężkim w głowę i nastąpiła ciemność.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania