Creso Rozdział XLII: Informacja
Vanessa, Avoil, Mailena, Aaron i Lalessa opuszczali obóz demonów. Żadne z nich nie zamierzało przystać na warunki władcy demonów. Był on naprawdę okropny. Nagle dziewczynkę złapała za rękę znana jej już mała demonica. Trzymała w ręce sztylet, którym wcześniej bawił się jej ojciec.
- Dzięki temu możecie pokonać Zachód - oznajmiła, podając broń Vanessie. - Niszczy ich zbroje.
Vanessa przyjrzała się ostrzu sztyletu. Teraz była już pewna, że znała skądś ten materiał.
- Co to jest? - zapytała w końcu.
- Sztylet.
- Nie, mam na myśli ostrze.
- A! To beryl. Ciężko go chyba nie rozpoznać. Zresztą kto was tam wie - mała demonica wzruszyła ramionami.
Vanessa juz miała odejść, jednak zdecydowała się zadać jeszcze jedno pytanie.
- Jak masz na imię?
- Lilac - na twarzy demonicy pojawił się promienny uśmiech.
- Zatem dziękuję ci, Lilac - Vanessa odwróciła się i pobiegła do pozostałych.
Reszta grupy była już gotowa do drogi powrotnej.
- Wiem jak pokonać Zachód! - wykrzyknęła dziewczynka. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. - Beryl jest w stanie zniszczyć zbroje Moderniteitczyków! To może dać nam sporą przewagę, prawda?!
Aaron popatrzył na Lalessę i wzruszył ramionami. Veranderanka westchnęła.
- Próbowano wielu rzeczy, aby przebić ich zbroję - oznajmiła. - Nic nie dało rady. Berylu jednak nie sprawdzali, a wiesz dlaczego? Potocznie nazywa się go kamieniem, ale tak naprawdę pochodzi z rogów jednego gatunku kóz. Tylko beryl może zniszczyć beryl.
- I co w związku z tym? - zapytała Vanessa, dalej nie rozumiejąc.
- Gatunek wymarł w czasie Wielkiej Wojny, więc nie ma szans, aby Moderniteitczycy mogli tworzyć broń, zbroje i inne ich sprzęty z niego.
- Powiedziałaś, że tylko beryl może zniszczyć beryl, czyli jest najmocniejszy. Co nam szkodzi spróbować? - poparł dziewczynkę Aaron.
- I skąd go teraz weźmiemy? - zauważył Avoil.
Mailena pstryknęła palcami.
- Giewon! - zawołała. - Mamy całą skrzynię z całkiem przydatnymi fantami! To co? Łapiemy jakiś statek i w drogę do Yuscumi.
- Skąd taki weźmiesz? - spytała Vanessa. - Najbliższa osada to będzie ta należąca do wiedźm.
Lalessa zmarszczyła brwi.
- Nieprawda - rzekła. - Trzy do pięciu dni drogi i nad brzegiem znajdziesz miasteczko ludzi. Jest takich niewiele i są daleko od siebie, ale istnieją.
- Gdy wróciłam do Caprany, byłam nad wybrzeżem! - powiedziała z niedowierzaniem dziewczynka. - Po co ja poszłam w las?
- Spotkałaś rusałki? - zapytała Mailena, wsiadając na konia.
- Nawet mi o nich nie przypominaj - westchnęła Vanessa.
Chwilę później ruszyli w drogę. Zgodnie z założeniami do osady dotarli w kilka dni. Dziewczynka wciąż nie mogła uwierzyć w to, że postąpiła głupio i po powrocie poszła w las. W miasteczku wypożyczyli łódź, którą zapłynęli aż do brzegu Xaspiere. Tam przez dłuższy czas szli przez bezkresne wzgórza pokryte skąpą roślinnością. Znaleźli się blisko granic państewka Vyandów. Vanessę bardzo ciekawiło jak oni wyglądali. Pamiętała o nich tylko tyle, że nie lubili gości na swoich terenach. W końcu dotarli do pierwszych mieścin. Wydawało się, że Moderniteit jeszcze tam nie dotarło, lecz spotkali kilka osób w mundurach Zachodu. Nie reagowali oni zupełnie na to jak ktoś używał magii. Najzwyczajniej w świecie nie zwracali na taką osobę uwagi. Zupełnie jakby byli tam tylko po to, aby sprawiać wrażenie, że Zachód zajął te tereny.
Przybyli do Giewonu. Był środek nocy i niedaleko stacjonował oddział żołnierzy. Aaron pilnował konii, podczas gdy pozostała czwórka poszła w stronę ruin. Vanessę wciąż fascynowało to, że te zwierzęta po wypuszczeniu znały drogę do swoich właścicieli. Dotarli do ruin, gdzie Lalessa wskazała odpowiednią płytę. Vanessa przykucnęła przy kawałku posadzki. Veranderanka podała jej symbole. Dziewczynka jako jedyna w grupie potrafiła samodzielnie używać ligickiego. Lalessa i Avoil wcześniej korzystali jedynie z kamyka Florence, a ten gdzieś zaginął.
Vanessa powtórzyła symbole w powietrzu, po czym palcem narysowała je na płycie. Nic jednak się nie wydarzyło. Spróbowała jeszcze raz. I kolejny. I kolejny. Wyszło jej jedno wielkie nic. Sfrustrowana wyrzuciła ręce w powietrze. Mailena położyła rękę na jej ramieniu.
- Dasz radę – wyszeptała.
Vanessa spróbowała jeszcze raz. Nie udało się. Spróbowała ponownie. Dopiero za piątym razem symbole pojawiły się i rozbłysły białym światłem. Nieco oślepiły całą czwórkę. Wejście stanęło otworem. Avoil i Mailena zeszli na dół po skrzynię. Po chwili skrzynia znalazła się w wejściu. Lalessa ostrożnie ją z niego wyjęła i postawiła na ziemi. Avoil i Mailena opuścili kryjówkę, po czym każde z nich złapało za uchwyt skrzyni i zaczęli ją nieść w stronę Aarona. Lalessa i Vanessa podążyły za nimi. Za ten czas wejście samo się zamknęło.
Wrócili do Aarona. Ten spojrzał zdziwiony na skrzynię.
- To jest to, po co przyjechaliśmy? – zapytał.
Mailena przewróciła na to oczami i wyciągnęła ze skrzyni metalowy uchwyt przyczepiony do prostokątnego kawałka berylu. Potrząsnęła nim góra-dół. Wtedy rozłożyła się tarcza w kształcie rombu. Aaron uniósł ręce w geście poddania się. Następnie rozłożyli zawartość skrzyni do bagaży i ruszyli w drogę powrotną.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania