Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XLV: Więzienie

Nad głową Nataszy świeciła się pojedyncza żarówka. Ręce i kostki miała przypięte do krzesła. Przebudziła się chwilę wcześniej. Pod ścianą przed sobą była w stanie dojrzeć dwie osoby. Była w stanie tylko powiedzieć, że była między nimi spora różnica wzrostu. Wyższy z nich podszedł bliżej, a światło odbiło się w jego okularach.

 

- Jak masz na imię? - zapytał.

 

Natasza posłała mu jedynie mordercze spojrzenie. Nie zamierzała z nimi współpracować.

 

- Jak masz na imię? - powtórzył spokojnie.

 

Pytanie padło jeszcze około pięciu razy. Za każdym razem zadane z tym samym spokojem. W końcu niższy nie wytrzymał i rzucił się na dziewczynkę. Łapiąc ją za gardło, przez rozpęd przewrócił krzesło. Natasza uderzyła głową o twardą podłogę. Bardziej jednak zabolały ją plecy.

 

Mężczyzna zacisnął dłoń na jej gardle. Dziewczynka zaczęła się dusić. Mężczyzna w okularach złapał niższego za kołnierz i siłą odciągnął go od Nataszy.

 

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął wyższy. - Wynoś się stąd! - wskazał na drzwi.

 

- Mamy pozbyć się tego robactwa! - wykrzyknął tamten. - I ty masz do tego jeszcze cierpliwość?!

 

- Wynoś się!

 

Niższy mężczyzna nie zamierzał się ruszyć. Okularnik złapał go za ubranie i wyrzucił z pomieszczenia. Niższy mężczyzna na pożegnanie pokazał mu wulgarny gest, a okularnik zatrzasnął drzwi. Mężczyzna westchnął z ulgą. Przeczesał palcami włosy.

 

- Jaka ulga – oznajmił. – Przynajmniej do tej pory nie posądził mnie o współpracę z Beatrice lub korzystanie z magii – klasnął w dłonie. – Nataszo, zabieram cię stąd.

 

- Skoro znasz moje imię, to po co o nie pytałeś? – zdziwiła się dziewczynka.

 

- Czyli jednak umiesz mówić – mężczyzna uśmiechnął się przebiegle.

 

Natasza najchętniej oderzyłaby się otwartą dłonią w czoło. Po co się odzywała?

 

- Aryston jestem – przedstawił się. – Jesteśmy w jednym z najniżej położonych miejsc w głównej bazie jednostki specjalnej Moderniteit. Pewnie nie bardzo cię to interesuje, ale niedaleko nas jest pozostałość po cywilizacji jednorożców sprzed Ery Międzyświatowej, a to oznacza, że na tym piętrze oraz tym nad nami nie działają urządzenia typu kamery bądź podsłuch.

 

- Dlatego mnie tutaj zabrano? – zapytała Natasza. – Aby w razie czego nie było po mnie śladu?

 

- Nie, nie. To moja sprawka po to, żebyśmy na spokojnie porozmawiali. Mam zadanie cię stąd wyciągnąć Sam jestem wiedźmą, a właściwie magiem. Klan Ognia, tak przy okazji.

 

- I mam ci w to niby uwierzyć? – zapytała z niedowierzniem.

 

- Yyy... No tak? Dobry Tronie, co ja mam zrobić, abyś mi uwierzyła?

 

- Uwolnij mnie i Bellę Moreau – zarządała.

 

Aryston westchnął przeciągle.

 

- Beatrice sobie poradzi. Bywała w gorszych sytuacjach.

 

- Skąd...?

 

- Znam jej tożsamość? Jesteśmy wszędzie. To jak? Zdecydujesz się ze mną pójść, czy nie?

 

Natasza kiwnęła głową. Aryston podszedł do niej i rozpiął kajdanki. Dziewczynka pokręciła nadgarstkami. Następnie wstała i prawie się przewróciła. W tym momencie zdała sobie sprawę że nie czuła całej lewej łydki. Spojrzała pytająco na Arystona.

 

- Postrzelono cię – przypomniał jej. – Dla dziecka zrobili wyjątek i pozszywali cię. Nie ma za co – wyszczerzył zęby.

 

Natasza przewróciła na to oczami.

 

Mężczyzna podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. Przepuścił na korytarz dziewczynkę, po czym sam opuścił pomieszczenie, a drzwi zamknął na klucz. Korytarz był naprawdę nieciekawy. Białe ściany, czarna podłoga i podłużne lampy. Aryston pokazał Nataszy, aby podążyła za nim. Po przemierzeniu wielu identycznych korytarzy, nareszczcie dotarli do windy. Tam mężczyzna wcisnął przycisk z zerem. Dziewczynka zauważyła, że znajdowali się na minus dziewiątym piętrze. Musieli być naprawdę głęboko. Winda ruszyła. Po drodze nikt do nich nie dołączył. Wysiedli na parterze. Tam znów musieli przebyć sporą ilość korytarzy. W końcu dotarli do bramek przed wyjściem z budynku. Aryston podszedł do stojącego obok strażnika.

 

- Dzieciaka wykorzystali dla jej mocy – rzucił. – Nie ma z nimi większego połączenia. Zabieram ją do Baster.

 

- A-a formularz? – zapytał strażnik.

 

Aryston westchnął przeciągle.

 

- Jamie, znasz mnie. Po pierwsze nie chce mi się tego wypełniać, po drugie wolałbym tam dotrzeć przed zmrokiem. Wiesz, że w Verlede to wręcz czekają, aby zaatakować takie samotne przewozy – strażnik machnął ręką, pozwalając mu na wyjście. – Dzięki, stary.

 

Aryston wyciągnął kartę i przyłożył ją do czytnika bramki. Natasza przez nią przeszła, a on tuż po niej.

 

Na zewnątrz Aryston kazał jej wsiąść do jednej z czarnych furgonetek. Sam usiadł na miejscu kierowcy i odpalił pojazd. Wyjechali z parkingu.

 

- Mieliśmy szczęście, że nie musiałem wypełniać formularzu – oznajmił nagle mężczyzna.

 

- Dlaczego? – zapytała Natasza.

 

- Bo w systemie nie ma zapisu, że opuściłaś bazę. Tak to by czekali na ciebie w Baster. Skapną się dopiero, gdy wrócę.

 

Aryston zajechał na leśną drogę z dala od miast i tam zatrzymał furgonetkę. Następnie kazał dziewczynce wysiąść. Sam jednak tego nie zrobił. Chwilę później w pojazd trafił piorun. Pojazd stanął w płomieniach. Dopiero wtedy mężczyzna go opuścił. Całe szczęście nie miał większych obrażeń.

 

- Idealny strzał – krzyknął w stronę, z której pojawił się piorun.

 

Wtedy na drogę wyszły Zaria, Dorce i Alice. Ostatnia z wymienionych miała teraz w większości czarne włosy zamiast szarych. Nataszę bardzo zaskoczył widok całej trójki. Prawie natychmiast Zaria podbiegła do dziewczynki i ją mocno przytuliła. Alice natomiast podeszła do Arystona i poklepała go po ramieniu.

 

- Jak tam żebro? – zapytała.

 

Mężczyzna przewrócił na to oczami.

 

- Będę jeszcze bardziej wiarygodny – stwierdził. – Przypalenia szybko się zagoją, więc Moz akurat się przyda, aby to opóźnić. Widzę, że na ciebie też ma dobry wpływ.

 

- Dokładnie, kiedy indziej wybiorę się na łowy – odwróciła się do Zarii. – Musimy już lecieć, jeśli chcemy zdążyć.

 

- Co się dzieje? – zapytała Natasza.

 

- Bitwa w Tronie się dzieje – oznajmiła Dorce.

 

- Znowu będziesz miała skrzydła i czarne włosy? – spytała podekscytowana Zaria.

 

Aryston zmierzył wzrokiem Dorce. Ta odwróciła wzrok.

 

- Nie tym razem – rzekła.

 

- Skąd ty to wiesz? – Aryston wyciągnął z kieszeni dwa małe, czarne pudełka.

 

Dorce spojrzała na niego zszokowana.

 

- Dlaczego nie są zniszczone? – zapytała.

 

- Mogły się kiedyś przydać – wzruszył ramionami i podał je Dorce.

 

Dziewczyna przyjęła je i przyłożyła do lewego przedramienia. Na jej ręce pojawiły się dwa otwory, do których włożyła pudełka. Jednak nic w jej wyglądzie się nie zmieniło.

 

- Cyborg powrócił – skomentowała Dorce i pokazała, aby podążyć za nią.

 

Całą czwórką ruszyły w las. Nie zajęło im to więcej niż dziesięć minut, gdy dotarły do czegoś na kształt małej przystani. Alice wskazała na motorówkę najbardziej po prawej stronie. Wszystkie do niej wsiadły. Dorce podeszła do czegoś, co wyglądało na panel sterujący. Przyłożyła do niego czubki palców, a te stworzyły wokół niego siatkę czarnego metalu. Natasza patrzyła na z fascynacją.

 

- Któraś z was ma cokolwiek, co łączy się z internetem? – zapytała Dorce.

 

Alice odpięła z ręki zegarek. Jego ekran był dość mocno rozbity. Palce jednej z dłoni Dorce zostały na panelu, a na ich miejscu pojawiły się nowe, mechaniczne. Nataszę nieco to przeraziło. Dorce złapała zegarek w wolną dłoń i zamknęłą oczy.

 

- Doprawdy, ludzie nie mogą bez tego przetrwać – oznajmiła bez emocji. – W Tronie szykują się do walki. Dotrzemy w idelanym momencie.

 

- I skopiemy im tyłki! – dodała Zaria.

 

- I skopiemy im tyłki – powtórzyła Dorce.

 

Dziewczyna wróciła do panelu i sprawiła, że silnik motorówki włączył się. Następnie łódka ruszyła z pełną prędkością. Alice, Natasza i Zaria musiały się mocno trzymać.

 

- Wiem, że chcesz nas zabić, ale daj chociaż młodej przeżyć! – zawołała Alice.

 

Motorówka zwolniła nieco. Natasza odetchnełą z ulgą.

 

- Gotowa na magiczną walkę? – zapytała dziewczynkę Zaria.

 

- Tak myślę. – stwierdziła Natasza.

 

- Dobrze, że cię nie postrzelili. To najłatwiejszy sposób, aby przekazać ci Moz.

 

Dziewczynka otworzyła szeroko oczy przerażona.

 

- Nie mów, że... - Alice nie dokończyła, bo Dorce nagle zatrzymała motorówkę i wszystkie trzy przeleciały na drugą stronę.

 

Dorce natychmiast przypadła do Nataszy. Na jej twarzy nie malowały się żadne emocje. Potrząsneła głową, a w jej oczach znów pojawiła się iskierka życia.

 

- Gdzie? – zapytała ostro.

 

Dziewczynka odsłoniła ramięoraz łydkę. Dorce wyjęła swoje oko i przytrzymała je nad ranami Nataszy.

 

- Moc możę nie wrócić na czas – stwierdziła po chwili i wsadziła sobie z powrotem gałkę oczną. – Ktoś będzie musiał ją przez chwilę chronić, aby użyła pełni swojej mocy.

 

- Ja się zgłaszam – oznajmiła Alice.

 

Tuż po tym Dorce powróciła do panelu sterowania, a motorówka ponownie ruszyła ze sporą prędkością.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania