Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XLVII: Nie czas umierać

Do brzegu dotarła już jakiś czas temu. Ile dokładnie? Nie wiedziała. Nie było to ważne. Widziała wszystko zupełnie tak jak kiedyś. Tak jak prawie tysiąc lat temu. Krew istot biła od niej tak wyraźnym blaskiem. Reszta rzeczy w porównaniu do niej wydawała się wręcz nie istnieć. Nie była jej spragniona. Niby jak mogłaby być? Była maszyną. Celem jej stworzenia było zabijanie. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Tysiąc lat temu zabijała magiczne istoty. Teraz zabijała ludzi.

 

Zmieniła ramie w miecz i ścięła o głowę najbliższego z żołnierzy. Ktoś do niej strzelił. Trafił w bok jej głowy. Wcześniej Moz wdarłby się do jej układów. Sprawiła, że kula przeleciała na drugą stronę jej głowy i zamknęła drogę, którą ta przebyła. Nienaturalnie odwróciła głowę w stronę strzelca. Gdy ten to zobaczył, broń prawie wypadła mu z ręki. Zaczął uciekać. Trzeba było o tym wcześniej myśleć. Jej palce stały się niesamowicie długimi szponami. Rzuciła się na niego jak zwierze. W jednej chwili rozszarpała jego klatkę piersiową, wyrywając serce.

 

Potem granat trafił prosto pod jej nogi. Wybuchł, rozrywając jej ciało. Wykorzystała to i rozłożyła się na jeszcze mniejsze części. Każda z nich dostała się pod zbroje żołnierzy i uformowała tak, aby przebić ich gardła. Następnie złożyła siebie z powrotem. Nisamowite było zarówno móc zmieniać swoją formę płynnie jak woda, a zarazem być zbudowanym z metalu. Wybuch pozbawił ją większości ludzkiej powłoki. Przyjęła robotyczną formę. Metalowe ciało ozdobione czarnym lakierem z fioletowymi wykończeniami. Cieńkie, czarne kable miały zastępować jej włosy. Niekomfortowa była dla niej przestrzeń między klatką piersiową a miednicą. Jedyne, co je łączyło to coś przypominającego kręgosłup.

 

W jej stronę poleciały kolejne pociski. Nie miała problemu z ich ominięciem. Zamieniła ręce w ostrza na łańcuchach. Rozcięła nimi najbliższych żołnierzy. Ciekawe, czy zabicie jej było w ogóle możliwe? W szale rzuciła się na kolejnych żołnierzy, rozrywając ich ciała.

 

* * *

 

Mailena wyrwała miecz z ciała żołnierza. Na razie całkiem dobrze jej szło. Zebrała jedynie jakieś drobne rany. Pobiegła dalej. Przeleciała nad nią jakaś czarna piłka. Obejrzała się za nią. Ta wylądowąła na ziemi i wybuchła. Co to na Tron było?!

 

Nagle poczuła jak ktoś złapał ją od tyłu za ramiona. Tuż po tym obydwoje bezwładnie wystrzelili w powietrze. Mailena updła twarzą na ziemię, łamiąc sobie nos. Starła krew z nad ust. Nie wiedziała, co się właśnie stało. Spojrzała w stronę osoby, która ją złapała i... Błagała, aby to był sen. To nie mogło być prawdziwe.

 

Lalessa leżała na plecach. Miała wiele ran, lecz to nie na nich skupiła się dziewczyna. Spory kawałek berylu wbił się na wysokości serca Veranderanki. Mailena czym prędzej go wyrwała, ale ciało Lalessy już zaczęło się rozpuszczać.

 

- Spokojnie – rzuciła Mailena w panice i zaczęła rozglądać się za jakimiś wiedźmami. – Jesteś królową, ktoś ci na pewno pomoże.

 

Żadnych wiedźm nie było w okolicy. Mailena poczuła, jak łzy zaczynają cisnąć się do jej oczu. Musiała jakoś uratować przyjaciółkę.

 

- To nie ma sensu – stwierdziła spokojnie Lalessa.

 

- Co nie ma sensu?! Królestwo cię potrzebuje, my cię potrzebujemy!

 

- Jeśli mam zginąć na polu bitwy, to niech tak się stanie – rzekła, po czym zaśmiała się gorzko, a z jej oczu popłynęły pojedyncze łzy. – Ciekawe, czy Florence też tak się czuła? Tak... słabo.

 

Z piersi Maileny wyrwał się szloch.

 

- Nawet tak nie mów! Jakie jest zaklęcie leczenia? Musisz je znać! Spróbuję je rzucić.

 

Lalessa złapała dłoń dziewczyny między swoje.

 

- Nie. Dla mnie już za późno. Mianuję cię następczynią tronu Acreli – narysował jakiś symbol na czole Maileny.

 

- Że co?... – dziewczyna nie dowierzała w to, co właśnie usłyszała. – Chyba nie zamierzasz się poddać?!

 

Mailena wzięła Lalessę w ramiona. Była lekka, za lekka. Uniosła Veranderankę i zaczęła biec przed siebie. Musiała znaleźć jakąś wiedźmę. Leczenie to jedno z podstawowych zaklęć. Każdy musi je umieć. Nie minęło więcej niż pół minuty, gdy jedną zauważyła. Czym prędzej do niej pobiegła. Nim jednak do niej dotarła, pocisk przeszył głowę wiedźmy. Mailena pobiegła dalej. Mocno przyciskała do siebie Lalessę, jakby bała się, że ją zgubi. Zauważyła maga. Szybko do niego podbiegła.

 

- Błagam, pomóż – poprosiła, zalewając się łzami.

 

Mag uniósł rękę nad Lalessą. Jego palce zaświeciły, lecz tylko na moment. Potem spojrzał Mailenie prosto w oczy. Nie, tylko nie to.

 

- Ona już nie żyje – oznajmił.

 

Dziewczyna poczuła jak uginają się pod nią kolana. Padła na ziemię i przytuliła mocno ciało przyjaciółki. Nie mogła uwierzyć, że tak się to skończyło! Gdyby Lalessa jej nie osłoniła, wciąż by żyła. Mailena zalała się łzami, a z jej piersi wydostał się krzyk pełen rozpaczy. Czy ktoś mógłby ją teraz zastrzelić? Po śmierci mogłaby spotkać tyle osób, które kochała.

 

Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Ciało Veranderanki rozpuściło się z rękach Maileny. Nie mogła się teraz poddać. Lalessa przekazała jej królestwo. Musiała o nie zadbać. Miała jeszcze Avoila. Wszystko jakoś się ułoży. Podniosła się z trawy. Będzie walczyć dalej. Za Rosamund, jej matkę, która zginęła przy jej porodzie. Dla Ezuna, który wymyślił plan ucieczki ze Steenkool. Za Eileen, dzięki której poświęceniu wiele osób uciekło z twierdzy. Za Tony'ego, który przygarnął ją jak własną córkę. Za Lalessę, swoją przyjaciółkę i zarazem nauczycielkę.

 

Chwyciła za miecz. Wzięła głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze. Na płacz będzie czas później. Najpierw trzeba było wygrać tą bitwę. Ruszyła do walki. Zobaczyła jak w oddali piorun rozchodzi się między wielkimi maszynami. Nie bardzo ją to przejęło. Niedaleko niej przejeciały kolejne wybuchające piłki.

 

Myślała, że zauważyła Avoila. Obejrzała się w tym kierunku. Rzeczywiście tam był. Chwilę po tym jedna z piłek wybuchła koło niego. Po wybuchu już go nie widziała. Mailena liczyła, że nic mu się nie stało. Pewnie odrzut zmiótł ją z nóg. Mimo to pobiegła tam ile sił w nogach. Znalazła go. Leżał przodem do gruntu. Mailena odwróciła do na plecy. Na jej warzy odmalowało się przerażenie. Coś wbiło się w prawe oko Avoila. Było jednak cos gorszego. Lewa noga smoka aż do połowy jego uda była oderwana. Mailena bez zastanowienia oderwała spory pas materiału ze swojej bluzki. Obwiązała nim ranną nogę i mocno zacisnęła, zawiązując, aby choć odrobinę zatamować krwawienie.

 

- Spokojnie - powiedziała do siebie, hamując łzy.

 

Pochyliła się nad Avoilem, aby sprawdzić jego oddech. Nim cokolwiek sprawdziła, zaniósł się kaszlem. Otworzył zdrowe oko.

 

- Nie widzę – oznajmił przerażony. Zaczął płytko oddychać. – Na jedno oko. Mailee, co się dzieje?!

 

- Możesz wstać? – zapytała.

 

Smok podniósł się do siadu. Wtedy ujrzał swoją nogę, a raczej to co z niej zostało.

 

- Pomóż mi – poprosił.

 

Mailena podeszła do niego z drugiej strony. Pomogła mu się podnieść. Bał się bardzej niż ona. Dziewczyna nigdy nie widziała go w takim stanie.

 

- Damy radę – zapewniła go.

 

Trzymając się na niej, powoli próbowali opuścić pole bitwy. Kilka razy do nich strzelano. Wtedy Mailena puszczała Avoila i sama upadała na ziemię, jakby nie żyła. Nikt tego potem nie sprawdzał. Niestety kilka kul drasnęło zarówno ją jak i smoka. Mimo to szli dalej. Avoil cały czas opadał z sił. Mailena próbowała zwrócić uwagę jakichś wiedźm. Te jednak nie reagowały. Nie byli wodzami ani członkami rodzin królewskich. Im by od razu udzieliły pomocy.

 

Mailena mocno zacisnęła zęby. Avoil może i nie był jakoś potężnie zbudowany, lecz wciąż sporo ważył. Nagle smok nie utrzymał się na nodze. Mailena przypadła do niego. Miał zamknięte oko. Zaczęła klepać go po twarzy.

 

- Hej! Hej! – próbowała się nie rozpłakać. – Nie rób mi tego!

 

Avoil spojrzał na nią. Starał się oddychać głęboko.

 

- Kapustko, wiesz... możemy nie wyjść z tego cali – zaczął.

 

- Nieprawda – wcięłą mu się natychmiast. – Wyjdziemy z tego. Oboje. Może... Nie wiem. Pociągnę cię.

 

- To nie ma sensu.

 

- Ma!

 

- Jestem za słaby, aby to przeżyć. Obóz jest za daleko.

 

- Błagam, nie poddawaj się tak łatwo! – po policzkach Maileny łzy popłynęły rzewnym strumieniem. – Nie mam już nikogo oprócz ciebie!

 

- A Lalessa?

 

- Ona... Ona nie żyje – to zaskoczyło smoka. – Więc proszę, nie poddawaj się.

 

- Chciałbym – przyznał. – Niestety niezależnie od mojej silnej woli, nie przeżyję tego – Mailena wybuchła płaczem. – Uśmiechnij się, kapustko. Lubię twój uśmiech, zawsze lubiłem. Chcę, aby to była ostatnia rzecz, którą zobaczę.

 

- Nie umrzesz tutaj.

 

Mailena złapała go pod pachami i próbowała ciągnąć. Było to ciężkie.

 

Nagle usłyszała dziwne dźwięki. Nie była w stanie określić, co jej przypominały. Przestraszona rozejrzała się. Nic dziwnego nie widziała. Mimo to włożyła więcej siły w ciągnięcie smoka.

 

Znikąd prawie cała czarna postać znalazła się przy Avoilu. Mailena krzyknęła. Postać uniosła rękę nad tym, co zostało z nogi smoka. Potem jak gdyby nigdy nic odczepiła swoją rękę. Ta zmieniła się w coś płynnego, co oblepiło ranę Avoila. Postać spojrzała na Mailenę. Wydawała się być zrobiona z metalu. Przynajmniej tak odbijało się światło. Oczy były czarne, jedynie to co miało być tęczówkami, było fioletowe. Mailenie wydawało się, że skądś zna tą osobę.

 

Postać spojrzała na nogę smoka, a potem na dziewczynę i skinęła głową. Zdawało się, że chce ją upewnić, że Aovil przeżyje. Postać wstała. Dopiero wtedy Mailena zauważyła, że nogi oraz górna część jej ciała były połączone tylko czymś, co miało imitować kręgosłup. Chwilę później postać rozpłynęła się.

 

Mailena nie zamierzała o tym więcej myśleć. Złapała Avoila i zaczęłą go ciągnąć do obozu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania