Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XLVIII: Moc

Alice szła razem z Nataszą. Odkąd dziewczynka poczuła większe fale powracającej magii, ruszyły w tronę pola bitwy. Dorce i Zaria już od dawna tam były. Gdy tylko dobiły do brzegu, Dorce poleciała w tamtym kierunku bez zastanowienia.

 

Dotarły na pole bitwy. Natasza jednak nie była jeszcze gotowa. Alice rzuciła się do walki. Zabroniła dziewczynce w jakikolwiek sposób ją osłaniać. Mimo to Natasza trzymała się blisko kobiety. Dziewczynka czekała aż jej moc powróci w całości.

 

W końcu tak się stało. Nie zamierzała się powstrzymywać. Stworzyła wokół siebie tarczę. Następnie utworzyła ze srebrnej energii sztylety. Wydawało jej się, że teraz miała nad nimi więcej kontroli. Ruszyła. Jej sztylety nie mogły przebić zbroi żołnierzy. Musiała być bardziej precyzyjna. Zmnijeszyła ilość broni. Skoncentrowała się, aby trafiać w dosłoniętę części ciała.

 

Nagle zauważyła coś. Było bardzo daleko i nad brzegiem rzeki. Nie wiedziała jakim cudem to dojrzała. Był to szary sześcian. Nie był jakoś duży. Musiał być postawiony przez Moderniteitczyków. Odrzuciła najbliższych przeciwników. Pobiegła w stronę sześcianiu. W jedną chwilę się przy nim znalazła. Był to jakiś kontener. Posiadał proste, szare drzwi. Zrobiła krok w ich kierunku.

 

Nagle od tyłu ktoś ramieniem złapał ją za szyję. Przydusił ją. Osoba ta miała na sobie zbroję Moderniteitczyków. Natasza dorzuciła ją, tworząc tarczę. Odwróćiła się w stronę napastnika. Ten zrzucił hełm. Dziewczynkę zamurowało. Był to Martin. Mężczyzna wyciągnął przed siebie rękę, pokazując, aby nic nie robiła.

 

- Jeśli podejdziesz bliżej, radar cię wykryje – ostrzegł. – Dylazi widziała tą sytuację – podał jej hełm. – Trzymaj.

 

Natasza spojrzała na niego niepewnie. Po chwili jednak przyjęła od niego hełm. Założyła go na głowę. Podeszła do kontenera. Gdy stanęła przed drzwiami, stworzyła pięć sztyletów. Nacisnęła klamkę i weszła do środka.

 

Pomieszczenie wypełnione było jakimiś urządzeniami oraz ekranami. Zobaczyła tam trzy osoby. Kobieta i dwóch mężczyzn. Mieli na sobie czarne mundury pełne różnych odznaczeń. Dowódcy. Jeden z nich ją zauważył. Zerwał się z siedzenia. Pozostali również uświadomili sobie jej obecność. Dziewczynka wysłała sztylet pod gardło każdego z nich. Nikt nie zamierzał nawet drgnąć. Natasza zebrała w sobie całą odwagę i podeszła bliżej.

 

- Wycofajcie całe wojsko – zarządała.

 

Tak naprawdę to nie wiedziała, co zrobić w tej sytuacji. Nie mogła ich zabić. Siły Moderniteit wciąż były wielkie.

 

Z zamyślenia wyrwała ją lufa pistoletu przystawiona do jej głowy.

 

- Kobieta i mężczyna po prawej mają broń – usłyszała ledwie słyszalny szept Martina.

 

Dziewczynka starała się nie panikować. Ciężko było nie bać się w takiej chwili.

 

- Dobra robota żołnierzu – oznajmiła kobieta. – Zakończ to.

 

W tym momencie rozległy się cztery strzały. Jeden z mężczyzn oraz kobieta padli bez życia. Następnie Martin wycelował w ostatniego z dowódców. Ten nie zamierzał się stawiać. Bez słowa zaczął wykonywać polecenia Martina.

 

* * *

 

Dan utworzył kolejną tarczę. Pomimo, że język Eliwoni był potężny, nie wytrzymywał długo pod naporem berylu. Walka trwała już od kilku godzin i opadał już z sił. Niedaleko niego była Grace. Maszyna Zachodu jechała na nich. Narzeczona sprawiła, że maszyna wylądowała na dachu. Kobietę kosztowało to sporo wysiłku. Jej tarcza opadła. Natychmiast trafiły ją trzy pociski. Dan czym prędzej do niej przypadł. Jeszcze oddychała.

 

Teleportował się do Elvisa. Wampira zaskoczyło jego przybycie. Dan podał mu na ramiona Grace.

 

- Ona jeszcze żyje – oznajmił i teleportował się z powrotem na pole bitwy.

 

Ufał Elvisowi, że zajmie się Grace. Byli przecież przyjaciółmi.

 

Wrócił do walki. Jedna z wybuchających kul spadła niedaleko. Zdążył osłonić się tarczą. Siła wybuchu zwaliła go z nóg. Potem zobaczył wycelowaną w niego lufę broni. Wyratował go Davis, przebijając strzelca mieczem. Jednorożec podniósł się z ziemi. Wtedy zauważył Vanessę. Zdziwił go widok dziewczynki. Samym dotykiem zabijała kolejnych żołnierzy. Nagle któryś z nich zaszedł ją od tyłu i z całej siły uderzył bronią w głowę. Davis rzucił się na niego w formie pantery, nim ten zdążył obrócić strzelbę. Mimo to Davis został postrzelony przez kogoś innego. Była to seria strzałów. Nie miał szans tego przeżyć.

 

Dan czym prędzej pobiegł do Vanessy i osłonił ich oboje tarczą. Nie był w stanie ich przeteleportować. Energii mogło mu starczyć na conajwyżej dwie tarcze. Nagle wydarzyło się coś, czego się nie spodziewał. Moderniteit zaczęło się wycofywać. Jabarzy zaczęli za nimi biec, lecz jednorożec szybko kazał im tego zaprzestać. Dan nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nawet plan Dorlena tego nie zakładał. Nie narzekał. Im mniej martwych istot, tym lepiej. Straty po obu stronach i tak musiały być zatrważające.

 

Zaczekał aż będzie mógł się teleportować razem z Vanessą. Przeniósł się do stanowiska Elvisa. Była tam druga dziewczynka, Natasza, co zdziwiło jednorożca. Znajdował się tam również Martin w zbroji Moderniteit. Dziewczynka od razu podeszła do Dana i razem z Marinem zajęli się Vanessą. Został sam z Elvisem. Podbiegł do niego i go mocno przytulił.

 

- Wygraliśmy! – wykrzyknął jednorożec, skacząc ze szczęścia. Wampir jednak nie podzielał jego entuzjazmu. – Nie mogę uwierzyć, że nam się udało! Czemu masz smutną minę? Pokonaliśmy Zachód!

 

- Dan... - zaczął Elvis grobowym głosem. Jednorożec czuł, że coś było nie tak. Jego uśmiech nieco zmalał. – Chodzi o Grace. Ona... Ona nie żyje.

 

Dan poczuł, jakby nogi się pod nim ugięły. To nie mogło być prawdziwe. Niczym w amoku odepchnął od siebie Elvisa i pobiegł. Musiał ją znaleźć. Biegł szybko jak wiatr między wszystkimi istotami. Dotarł do namiotów uzdrowicieli. Musiała tam być Żywa, cała i zdrowa. Nie chciał dopuścić do siebie innej myśli. Wpadał do każdego namiotu i szukał ukochanej wśród rannych. Musiała gdzieś tam być. Przepatrzył wszystkie namioty po kilka razy. W końcu się poddał. Załamany usiadł pod drzewem i zapłakał rzewnie. Czuł się bezradny. Złapał garść ziemi i cisnął przed siebie wściekły. Na Wschodzie nazywano go bohaterem, a nawet miłości swojego życia nie umiał uratować! Doprawdy był żałosny.

 

Nagle coś sobie przypomniał. Z jego strony byłby to desperacki krok, dość ryzykowny, lecz dla niej... Zrobiłby wszystko.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania