Pokaż listęUkryj listę

Creso Rozdział XX: Piekielne Pustkowia

Vanessa opowiedziała wszystkim co się wydarzyło. Pominęła jedynie spotkanie w lesie z Luną. Następnie przedstawiła wszystkich z Baster. Raczej zostali przyjęci z otwartymi ramionami. Vanessa również dowiedziała się co się działo, gdy jej nie było. Zostało im przesłuchanie związanej napastniczki.

 

Ona, Florence, Avoil, Mailena, Dorce i Dylazi przeszli do salonu. Smok ściągnął knebel z ust pojmanej.

 

- Kim jesteś? – zapytała ostro Florence.

 

- Gdzie jest Dalila – odpowiedziała tamta.

 

- Nie żyje – oznajmiła Dorce w tym samym czasie co Vanessa. Dziewczynka pokazała starszej dziewczynie, aby kontynuowała. – Wiemy, że podawała się za Dessę. Kto cię przysłał?

 

Na twarz przesłuchiwanej wpłynął szeroki uśmiech.

 

- Naprawdę myślicie, że cokolwiek powiem? – zapytała rozbawiona.

 

Do salonu wbiegł Kade. Zatrzymał się przy Dorce i wyszeptał jej coś do ucha. Dziewczyna parsknęła na to śmiechem.

 

- Zatem jesteś Jessica – zaczęła Dorce. – Brak nazwiska. Gdy razem z Danem Mide i Elvisem Suam znaleźliście Dessę Shazosk, to postanowiliście wyruszyć tutaj. Zgaduję, że znacie któregoś z wymienionych, prawda?

 

- Dan pojechał na misję – oznajmiła Mailena.

 

- Jak?... – spytała oniemiała Jessica.

 

- Dzieciak może ci oglądać wspomnienia i czytać myśli – wyjaśniła Dorce.

 

- Jaki znowu dzieciak – oburzył się Kade.

 

Mailena kucnęła przed nim tak, aby zrównać się z nim wzrostem.

 

- Więc nasz duży chłopiec – roztrzepała mu ręką włosy. – Chodź, pokażę ci, gdzie Dylazi trzyma ciastka – puściła mu oczko.

 

- Że co proszę? – spytała Dylazi.

 

Mailena i Kade przeszli już do kuchni. Avoil wzruszył ramionami, patrząc przepraszająco na pół Helderkę, po czym poszedł za tamtą dwójką.

 

- Mailee, nie możesz karmić każdego dziecka, które spotkasz, słodyczami – usłyszeli jeszcze smoka.

 

- Chyba możemy ją rozwiązać – stwierdziła Florence.

 

- Nie ma takiej potrzeby – rzekła Dorce. – Ona już dawno się uwolniła.

 

Jessica uniosła wolne ręce w geście poddania się. Dorce opuściła pomieszczenie. Vanessa podążyła za nią.

 

- Dorce! – dziewczyna odwróciła się w jej stronę. – Mam do ciebie sprawę.

 

- Jaką?

 

- Co do tamtej oferty w lesie – ściszyła głos. – Jak myślisz, czy jeśli pokonamy Gesaga, to Luna pozwoli mi i Nataszy wrócić do Creso?

 

Przez oczy Dorce przeszła fioletowa energia. Vanessa cofnęła się nieco zaskoczona. Dorce przez dłuższą chwilę się nie odzywała.

 

- Możliwe – rzekła w końcu. – Luna nie jest pewna, zastanowi się. Z nią nigdy nic nie wiadomo – westchnęła. – Jeszcze jedna sprawa, wiem gdzie jest ostatni z członków przepowiedni. Tylko jak to teraz przekazać reszcie? – zagryzła wargę.

 

Vanessa zastanowiła się. Mogłaby powiedzieć, że Luna jej to przekazała. Mogły również wdrożyć w to Dylazi. Pół Helderka mogłaby powiedzieć, że miała wizję. Jednak po co wszystkich okłamywać? Dobrze, Dorce chciała zachować swoje więzy z Luną w tajemnicy, ale dziewzcynka nie zamierzała kombinować.

 

- Dzisiaj przybyliśmy – zaczęła Vanessa. – Normalnie mogę im przekazać tą informację. Po prostu mi umknęła. Dużo się przecież działo.

 

Dorce skinęła głową.

 

- Piekielne Pustkowia – oznajmiła.

 

Kilka dni później przyjechali Elvis, Dan i Dessa. Całej trójce przekazali informacje co do planowanej wyprawy. Dan i Elvis natychmiast sprzeciwili się temu pomysłowi.

 

- Naprawdę?! Piekielne Pustkowia?! – niedowierzał Elvis. – Ja tam na pewno nie jadę! Gesag nawet może zabrać moją duszę! Czekaj... Dan, czy ja mam jeszcze duszę?

 

Jednorożec spojrzał na niego jak na idiotę.

 

- Skąd ja mam to wiedzieć? – zapytał. – To nie ja żyję w Odrei.

 

- Widzę, że panowie doskonale znają się na Pustkowiach – Dorce podeszła do nich od tyłu i objęła ich ramionami. – Idealnie się składa. Poprowadzicie grupę do celu.

 

Dan spojrzał na nią z rozdziawionymi w zdziwieniu ustami.

 

- C-cyborg...? – wykrztusił. Wydawało się, że skądś ją znał.

 

- Na tą wyprawę trzeba się dobrze przygotować – rzekł Elvis, nie zauważając reakcji jednorożca. – Na granicy mogą nam odebrać większość rzeczy.

 

- Na Piekielnych Pustkowiach nie ma straży granicznej – zaoponowała Florence. – Przynajmniej na części.

 

- Będą wszędzie, gdzie jest łatwy dostęp – stwierdził Avoil. – Już lepiej, aby przeszukali całą grupę. W razie czego będziemy mogli wysłać na granicę list i go tam odbierzecie.

 

Później wybrali skład wyprawy. Wchodziło w niego sześć osób: Vanessa, Dorce, Grace, Zaria oraz pomimo wielu prostestów Elvis i Dan. Musieli się porządnie przygotować. Według opowieści Piekielne Pustkowia były jedną wielką pustynią. Było tam również wiele wulkanów oraz gorących źródeł. Najczęściej występowały tam burze piaskowe. Było to dziwne miejsce. Tw wszystkie zjawiska występowały tylko i wyłącznie tam. Musieli się zaopatrzyć w sporą ilość wody i ubrania odpowiednie do panujących tam warunków.

 

Przed wjazdem na teren Piekielnych Pustkowii, zatrzymali się niedaleko granicy w małej miejscowości Dreaven w Xaspiere. Miasteczka leżało w strefie, na którą klimat Pustkowii mocno wpływał. Temperatura była znacznie wyższa, a roślinność była skromna. Ludzie nosili tam lekkie ubrania. Częściej dało się zauważyć osły niż koni. W Dreaven obkupili się w zapasy aloesu, anyżu, tymianku, omanu wielkiego i opuncji. Po to wszystko Vanessę wysłał Elvis. Wymieniając każde z ziół, mówił o ich właściwościach. Vanessa nic z tego nie zrozumiała. Zbyt skomplikowany angielski. Ważne, że on wiedział co robi. Od kiedy wyruszyli, dzieczynka zauważyła, że Elvis nie wychodził zbytnio na słońce. Nawet jeśli, to wtedy zasłaniał każdy skrawek skóry. Vanessa próbowała przypomnieć sobie, czy nie słyszała wcześniej o nazwie jego świata. Odrea... Chyba Florence kiedyś o niej wspominała. Niezależnie od tego dziewczynka nie pamiętała żadnych informacji.

 

Dwa dni później opuścili Dreaven. Jechali nocą. Do punktu granicznego mieli nie więcej niż godzinę drogi. Do uszu Zarii dotarła plotka, że strażnicy z punktu mieszkali właśnie w Dreaven. Nic dziwnego. Blisko do pracy i mieli własny kąt. Byli już prawie na miejscu. Granica wyznaczona była za pomocą ogrodzenia z drutu kolczastego. Na jego widok Dan zagwizdał cicho.

 

- Nie spodziewałem się, że nawet na pustynii dadzą płot – oznajmił. – Dobrze, że zdecydowaliśmy się tędy pojechać.

 

Zajechali pod punkt graniczny. Przyjęło ich tam dwóch mężczyzn. Ich białe zbroje połyskiwały w księżycu. Prędko przeszukali ich bagaże. Nie było żadnego problemu.

 

- Perfekcyjnie przygotowani – przyznał jeden z mężczyzn. – Widziałem was w Dreaven. Nie mam pojęcia po co w ogóle tędy jedziecie, ale to wasz wybór. Powodzenia.

 

Drugi mężczyzna uniósł szlaban. Cała grupa pod nim przejechała. Wkroczyli właśnie na Piekielne Pustkowia.

 

Elvis ich prowadził. Noc była chłodna. Zamierzali się przemieszczać jedynie o tej porze. Droga była długa i żmudna, a w zasięgu wzroku nie było nic oprócz piasku. Po kilku godzinach Vanessa zauważyła w oddali coś dziwnego. Pojawił się tam ognisty kształt. W pierwszej chwili dziewczynka myślała, że to wschód słońca. Potem jednak kształt zaczął rozlewać się na małe strumienie. Po chwili oczom Vanessy ukazał się zarys jakiejś góry. Dopiero wtedy dotarło do niej, że właśnie ujrzała erupcję wulkanu. Do tego nocą! Było to naprawdę piękne i niesamowite.

 

- Raviliri – odezwała się Grace. – Z ligickiego deszcz. Aktywne są dłużej niż Dan żyje.

 

- Czy ty właśnie użyłaś mojego wieku, jako wyznacznika czasu? – zapytał jednorożec.

 

Grace uśmiechnęła się do niego niewinnie.

 

- Cóż poradzić, kochanie, taka prawda – odparła.

 

- Nie spodziewałem się, że Dan dopuści kogoś do swojego „niezdobywalnego" serca – stwierdził Elvis.

 

Zaraz potem doszło do erupcji kolejnego wulkanu. Tuż obok tego pierwszego.

 

- Ha! Dobrze trafiłam! – wykrzyknęła Grace. – Te wszystkie wulkany będą po kolei wybuchać. Dlatego są nayzwane deszczem.

 

- Niektórzy więdzą o tym aż za dobrze – mruknął Elvis.

 

- Co masz na myśli? – zapytała Vanessa.

 

Mężczyzna skinął głową w stronę Dana.

 

- Opowiadaj – rozkazał mu.

 

Jednorożeć westchnął.

 

- Razem z Elvisem wyznaczaliśmy szlak przez całe Pustkowia – zaczął. – W czasie, gdy miała rozpocząć się budowa ostatnich stacji, zachciało nam się pozwiedzać. Tereny te należały wtedy do smoków. Tylko one były w stanie tutaj bez problemów przeżyć. Tak czy inaczej wdrapaliśmy się na Raviliri. Gdy tylko stanęliśmy na szczycie, poczuliśmy jakie niewielkie drżenie. Zignorowaliśmy je i to był błąd. Drżenie się nasiliło, a podłoże zaczęło osuwać. Osunęło się centalnie pod Elvisem. Nie miałem nawet szansy zareagować. Całe szczęście, jak się okazało, wrócił do Odrei. Ostatecznie szlak nie został ukończony przez wubuch wojny. Zostały trzy stacje do wybudowania.

 

- Pamiętasz tą legendę, co nam Orion opwiadał? – zagaił Elvis. – Tą co mówi, że gdy Raviliri wybucha, zbliża się wojna. Wtedy z pewnością się sprawdziła.

 

Tuż przed wschodem słońca ukazała im się dziwna budowla. Kształtem przypominała kapsułę. Dan zsiadł z konia i podszedł do czegoś, co wyglądało na ster. Przez chwilę się z nim siłował, po czym Elvis podbiegł do niego i z łatwością przekręcił element. Wejście do kapsuły stanęło otworem. W środka Vanessa ujrzała coś, czego się nie spodziewała na pustynii. W samym centrum stała mała fontanna, z której woda kanalikami była doprowadzana do rzędów sadzonek. Te były ze sobą nieźle poplątane, lecz dziewczynka dojrzała wśród nich pomidory i truskawki.

 

- Ruby jednak był konstruktorem Ery Międzyświatowej – stwierdził z podziwem Elvis. – Niespodziewałem się, że to tyle przetrwa. Przecież normalnie to wszędzie tutaj byłby piach i tak dalej. Nic nie powinno z tego zostać, a wygląda jakbyśmy byli tutaj wczoraj.

 

W stacji spędzili cały dzień. Wyruszyli dopiero o zmroku.Niestety tej nocy dopadła ich burza piaskowa. Vanessa do tamtej pory pamiętała powieść „W pustynii i w puszczy" i wydawało jej się, że opis burzy nie wystarczająco odzwierciedlał rzeczywistość. To było istne piekło. Burza nadeszła nagle. Samo to, że była w nocy powinno być niemożliwe! Wiatr dął z zawrotną prędkością. Dziewczynka zasłaniała oczy, usta i skórę jak tylko mogła. Mimo to piach dalej szczypał ją w czasie zetknięcia. Nie miała pojęcia ile to wszystko trwało, ale długo. Bardzo długo. W końcu burza przeszła dalej. Pomimo ciemności każde z nich wiedziało, że są cali z pyłu i piachu. Przed największym skwarem udało im się dotrzeć do kolejnej stacji. Tam nabrali wody i w miarę możliwości wyczyścili ubrania.

 

Podróżowali tak od stacji do stacji przez siedem dni. Na szczęście nie spotkało ich więcej niespodzianek w postaci burz piaskowych. Ostatniego dnia, gdy dotarli do stacji, właz ustąpił wyjątkowo gładko. Weszli do środka i ujrzeli tam osobę śpiącą na podłodze. Dorce powoli podeszła do mężczyzny i nim potrząsnęła. Przestraszony od razu się obudził. Mężczyzna był gdzieś w wieku Zarii. Miał ognistorude kręcone włosy, które sięgały mu do ramion oraz orzechowe oczy. Ubrany był jakby ktoś wyciągnął go z jakiegoś ważnego spotkania. Biała koszula, eleganckie spodnie. Teraz jednak wszystko było w całkowitym nieładzie.

 

- Jakim cudem się tutaj dostaliście? – zapytał oniemiały. – Przecież wszędzie piach, całkowite odludzie.

 

Dorce uspokajająco położyła mu rękę na ramieniu.

 

- Zgaduję, że trafiłeś dokładnie tutaj – zaczęła. – Przez to na pewno nie znasz powagi sytuacji, w której się znalazłeś.

 

- Jakiej sytuacji? Zresztą nieważne. Nic nie mów. Powiedzcie mi jak mam wrócić do domu.

 

- Trzeba spełnić przepowiednię – oznajmiła Vanessa, wychodząc przed pozostałych. – Jesteś jej ostatnim, brakującym członkiem, czyli wojownikiem z Asci. Jest tutaj z nami dowódca z Odrei – wskazała na Elvisa. – Reszta czeka na nasz powrót.

 

- To jakiś żart, prawda? – zapytał mężczyzna. – Jak niby mam być wojownikiem? Nie mam zbroi ani miecza.

 

- Wielu chciałoby, aby to był żart – stwierdził Dan. – I spokojnie, załatwimy ci rynsztunek. Nie tylko ty tutaj nagle trafiłeś. Witaj w Capranie...?

 

- Aaron, jestem Aaron Krios – wstał i skinął głową w stronę jednorożca.

 

Następnego dnia wyruszyli w podróż powrotną. Przebiegła ona dość szybko i sprawnie. Ich widok na granicy zaskoczył strażników. Przepuścili ich od razu. Jeden z nich zatrzymał jeszcze Elvisa.

 

- Jest list do Dana Mide – oznajmił. – Ktoś wiedział, że tędy przejeżdżaliście i że tędy wrócicie.

 

Strażnik podał zapieczętowaną kopertę Elvisowi, a ten przekazał ją jednorożcowi. Dan przełamał pieczęć, rozwinął list i pobieżnie przeleciał po jego treści wzrokiem. Na jego twarzy odmalował się niepokój.

 

- Mamy problem – oznajmił. – Gesag wypowiedział Acreli wojnę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania