Creso Rozdział XXII: Przygotowania
- To co teraz zrobimy? – zapytała Zaria?
- Jedziemy do Acreli do zamku królewskiego w południowej części królestwa – oznajmił Dan.
- Reszta będzie wiedziała, że tam jesteśmy? – spytała Vanessa.
- Oczywiście. Sami kazali nam tam przyjechać – rzekł jednorożec. – Tylko musimy się pospieszyć.
- Myślę, że mogę coś na to poradzić – stwierdziła Dorce, a Dan wzdrygnął się.
Vanessa nie rozumiała, dlaczego jednorożec tak dziwnie reagował na tą dziewczynę. Zupełnie jakby się jej bał.
Zgodnie z pomysłem Dorce odjechali od punktu granicznego na tyle, aby nie było nich z niego widać. Następnie dziewczyna poprosiła ich, żeby zrobili jej miejsce.
- Od dawna tego nie robiłam – oznajmiła. – Chyba powinno się udać.
Wszystko wydarzyło się szybko. Skóra Dorce zmieniła się w czarne, metalowe części. Potem zaczęły się one przekształcać. Gdy już można było dojrzeć zarys samochodu, wszystko się cofnęło. Dorce wylądowała na piaszczystej ziemi.
- Nie dam rady – rzekła i złapała się za głowę.
Tuż po tym Dan się na nią rzucił. Dorce zareagowała natychmiast. Nogami przerzuciła go nad sobą. Potem zerwała się z ziemi gotowa do walki.
- Hej! Hej! – Grace stanęła między nimi. – Co się tutaj dzieje?!
- Ona nas wszystkich w pień wybije! – krzyknął jednorożec. – Czy tylko ja wiem, kim ona jest?!
- Dan, nie wracajmy do tego – poprosiła Dorce. – Mamy teraz inne, poważniejsze problemy niż jakaś przeszłość.
- Dobrze, lecz pamiętaj, mam cię na oku i w razie czego powstrzymam cię.
Dorce skinęła głową. Nie bardzo przejęła się słowami jednorożca.
- Ja mam już dość – stwierdził Aaron, unosząc ręce w geście kapitulacji. – Jak mam się wypisać z tego cyrku?
Vanessa spojrzała na niego z politowaniem.
- To tylko mała sprzeczka – stwierdziła Zaria z pogodnym uśmiechem na ustach. – Powinniśmy już jechać, prawda?
Pozostali się z nią zgodzili.
Ruszyli w kierunku Acreli. Każdego dnia Dorce próbowała się przemienić, lecz nic z tego nie wychodziło. Ze zmianą pojedynczych części ciała nie miała żadnego problemu. Ten pojawiał się dopiero, gdy dziewczyna próbowała przekształcić całe ciało. Zdążyli już dotrzeć do Yuscumi. Po drodze zatrzymali się na chwilę pod ruinami starej świątyni. Grace udała się do pobliskiej osady po zapasy i cieplejsze ubrania. Vanessa za ten czas przyjęła się ruinom. Niewiele pozostało ze świątyni, która według Dana kiedyś tam stała. Zaledwie kilka kawałków kolumn, nieco posadzki i mur oddzielający budynek od ogrodów, które teraz nie istaniały. Pewnie wtedy było tam pięknie. Dziewczynka usiadła obok Dorce.
- Jak myślisz, komu było poświęcone to miejsce? – zapytała Vanessa.
Dorce uśmiechnęła się jakby z żalem, czy też poczuciem winy.
- Nie mam pojęcia – oznajmiła. – Świątynia została zniszczona dawno temu. Na pewno nie czczono tutaj żadnego bóstwa. Świątynie stawiano jedynie bohaterom.
- Elas Gilven – rzekł Dan, znikąd pojawiając się koło nich. – To elficka legenda. Świątynia powstała na długo przed moimi narodzinami.
Dwie godziny później ruszyli w dalszą drogę. Dorce nareszcie udało się przemienić. Stała się czarnym autem terenowym. Może i Vanessa nie znała się w żaden sposób na samochodach, lecz wygląd pojazdu przywodził jej na myśl styl Moderniteit. Załadowałi sprzęt do bagażnika. Konie zostały puszczone wolno. Następnie zajęli miejsca w aucie. Cztery osoby musiały zmieścić się na tylnej kanapie. Pojechali dalej. Teraz podróż była znacznie łatwiejsza. Prędko przejechali przez granicę Acreli i w tym samym dniu spadł pierwszy śnieg. Vanessa nawet nie zauważyła, że zdążyła przeminąć cała tutejsza jesień. Czas leciał niesamowicie szybko. Dziewczynka miała nadzieję, że z każdym dniem przybliża się jej i Nataszy powrót do domu. W końcu uda im się pokonać Gesaga, prawda?
Tuż przed wjazdem do docelowego miasta Dorce powróciła do swej normalnej postaci. Przekroczyli bramę wjazdową. Wszystkie budynki były w mieście otynkowane na biało. Część z nich pomalowano na żywe kolory. Wtedy, gdy jeszcze ich dachy były przysypane śniegiem, wyglądały jeszcze piękniej. W zachodniej częście miasta znajdował się zamek. Był on wybudowany na niewielkim wzgórzu. Nie był on też jakiś ogromny. Piękny, beżowy, wytworny, z szarymi dachami. Straż wpuściła ich do środka. Następnie zostali zaprowadzeni do przestronnej sali wyłożonej białymi kaflami. Witraże w oknach ciągnęły się po obu stronach wchodzących. Między oknami znajdowały się pomalowane na złoto kolumny. W centrum sali stał podłużny, jasny, drewniany stół, który zastawiony był wieloma różnymi potrawami.
- Wow – skomentowała Zaria na wejściu.
Zajęli wskazane miejsca. Vanessa nie wiedziała od czego zacząć. Nigdy nie widziała takich potraw. Grace sięgnęła po smukły, kryształowy talerz, na którym znajdowało się coś zawiniętego w ciemne liście. Nałożyła sobie kilka z nich, po czym podała talerz Vanessie.
- To ryż w marynowanych liściach winorośli – szepnęła kobieta do dziewczynki, puszczająć jej oczko. – Zasmakuje ci.
W rzeczy samej tak było. Vanessa w ciemno spróbowała również kilku innych potraw. Musiała przyznać, że każda z nich była przepyszna.
Po posiłku dowiedzieli się, dokąd teraz mieli się udać – Lekkergoed niedaleko Wielkiego Kanionu Suier. Dotarli tam już następnego dnia. O ich przybyciu poinformował wszystkich Kade. Natasza czym prędzej przywitała się z Vanessą. Reszta zaś poznała Aarona. Niewiele później Florence zwołała zebranie. Śnieg sięgał im już za kostki, pomimo tego w miarę szybko wszyscy znaleźli się w jej namiocie.
- Sprawa jest prosta – oznajmiła na wstępie Florence. – Gesag oficjalnie wypowiedział nam wojnę, a to oznacza, że przed walką spotkamy się na polu bitwy i ustalimy tam warunki. Przypieczętuje to przysięga w Duisternis. Jeszcze przed przysięgą Kade musie dostać się do głowy Gesaga. Potem dojdzie do walki. Ja zamierzam brać w niej udział. Rolę dowódcy obejmie Elvis.
- Chwileczkę – przerwał jej Elvis. Meżczyzna dalej zakrywał każdy kawałek skóry. Jedynie teraz, gdy byli w zamkniętej przestrzeni, odsłonił twarz. – Może i prowadziłem ataki na zamki, ale nie tak ogromną armię! To dwie kompletnie różne sytuacje!
- Podzielimy wszystkich do podkomendnych – rzekła Florence. – Do nich będziesz przekzaywał wszystkie informacje przez Martina – wspomniany kiwnął głową. – Obeszliśmy razem całe pole, więc teleportuje się wszędzie. Spokojnie, w samej bitwie brał udziału nie będziesz. Ze wzgórza będziesz wszystkim zarządzał.
- Rozgryźliśmy też kim jesteś – dodała Dylazi.
- Jesteś meg silny i mega szybki – wyliczała Natasza. – Do tego na słońce nie wystawiasz nawet kawałka paznokcia.
Elvis klasnął w dłonię.
- Dajesz, kim jestem?
- Miłośnikiem kebabów – oznajmiła z niesamowicie poważną miną. Zaria, Grace i Vanessa wybuchły śmiechem. Reszta osób z Zachodu też się zaśmiała. – No, a tak poważnie to wampirem. Wręcz ciężko tego nie zauważyć.
- Pmysł na ten żart należał do Dylazi – rzekła Florence, przewracając oczami. – Wracając do planu, Jessica zakradnie się na stronę wroga i pozbędzie się Gesaga. Będzie jej towarzyszyć Grace. Dan, Lalessa, Aaron, Dessa i ja będziemy podkomendnymi. To z nami Elvis będzie się kontaktował. Jakieś pytania? Zastrzeżenia? – nikt się nie odezwał. – Zatem możemy się rozejść.
Kilka godzin później Vanessa siedziała wraz z Nataszą i innymi przy wspólnym, wielkim ognisku. Vanessa z bijącym sercem odliczała każdą minutę. Już następnego dnia miało dojść do bitwy. Florence już widziała się z Gesagiem. Kade'owi nie udało się nic dowiedzieć. Chłopiec został odesłany do Lekkergoed. Dessa zwołała wszystkich na opowieść. Natasza mówiła Vanessie, że kobieta robiła tak odkąd tam przybyli. Dessa usiadła tuż przed ogniskiem.
- Dzisiaj legenda z Leso – zaczęła. – Jest to opowieść o naszych patronach – przyłożyła dłoń na wysokości serca. Zaraz potem wypłynął stamtąd duch tygrysa. Zaczął on krążyć między obecnymi. – Wiele lat temu założyciele naszego rodu zawędrowali między stare góry. Niestety nie mieli pojęcia, że to właśnie tam mieszkali bogowie. Na początku nie zostali miło przyjęci. Z czasem jednak bogowie zauważyli ich kreatywność, lojalność i odwagę. Testowali naszych przodków na piętnaście sposobów. Nie będę o nich teraz opowiadać, gdyż zajęło by to nam całą noc. Koniec końców bogowie nas wynagrodzili. Każdy otrzymał swojego patrona. Gdy tylko dojrzejemy emocjonalnie, możemy przyjąć ich postać. Nasi przodkowie osiedlili się na stokach owych gór i tam żyjemy po dziś dzień – zakończyła, a duch tygrysa powrócił do jej klatki piersiowej.
Chwilę później wszyscy się rozeszli. To miała być ich ostatnia spokojna noc. Już jutro o poranku mieli stanąć do walki. Vanessa bardzo mocno wierzyła w to, że niezależnie od trudności uda im się wygrać, a ona i Natasza powrócą do domu.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania